Wszystkie języki Szkocji. Rozmowa z Karen Adam

Posłanka Karen Adam zapisała się w historii szkockiego parlamentu. Nikt wcześniej nie składał przysięgi w języku migowym. BSL to jej drugi język, którym posługuje się całe życie – była wychowywana przez głuchego ojca.

06.06.2022

Czyta się kilka minut

Marsz niepodległości Szkocji. Glasgow, 14 maja 2022 r. / JEFF J. MITCHELL / GETTY IMAGES
Marsz niepodległości Szkocji. Glasgow, 14 maja 2022 r. / JEFF J. MITCHELL / GETTY IMAGES

BRYTYJSKI JĘZYK MIGOWY

(British Sign ­Language, BSL) niedawno uznano za oficjalny język w Wielkiej Brytanii; odtąd osoby głuche mają tu prawo używać tego języka w kontaktach z instytucjami państwowymi czy w placówkach ochrony zdrowia. W samej Szkocji taki status język migowy ma już od 2015 r. W maju 2021 r., po szkockich wyborach, podczas inauguracyjnego posiedzenia nowego lokalnego parlamentu, na złożenie przysięgi poselskiej w BSL zdecydowała się Karen Adam, 47-letnia dziś posłanka Szkockiej Partii Narodowej.

W sali obrad poza angielskim rozbrzmiewały wtedy także inne używane w Szkocji języki: gaelicki, szkocki (Scots) i jego dialekty (dorycki z Aberdeenshire oraz ten z Orkadów i Szetlandów), niemiecki, walijski, arabski i pendżabski. Był to wspólny gest posłów z różnych partii, którzy postanowili pokazać przedstawicielom mniejszości mieszkającym w Szkocji, że oni również są reprezentowani w parlamencie. Wśród nich także społeczności osób głuchych. W Szkocji językiem migowym w domu posługuje się ponad 12 tys. osób (w całej Wielkiej ­Brytanii 151 tys., z czego 87 tys. to osoby głuche).

Zapytana o jej wizję niepodległej ­Szkocji, Karen Adam sięga po argumenty społeczne: mówi, że to „kraj równości, w którym ludzie traktowani są z szacunkiem i ­uczciwością”. ©(P) PB

PATRYCJA BUKALSKA: Zapisała się Pani w historii szkockiego parlamentu – nikt wcześniej nie składał przysięgi w języku migowym.

KAREN ADAM: Nie jestem głucha, ale BSL to mój drugi język, którym posługuję się całe życie – byłam wychowywana przez głuchego ojca. Jestem CODA, czyli dziecko głuchego rodzica. Takie osoby uczą się języka migowego od pierwszych chwil. To część mojej kultury, dlatego użyłam go w miejscu, gdzie zapadają decyzje dotyczące obywateli.

Jakie ma Pani tutaj wspomnienia?

Wiele razy widziałam, jak ludzie ignorują ojca i zwracają się do mnie zamiast do niego. Jak traktują go z pobłażliwością, jakby był dzieckiem, a nie dorosłym mężczyzną, który po prostu nie słyszy. To było frustrujące. Doświadczyliśmy tylu barier – aby załatwiać zwykłe codzienne sprawy, musiał pokonywać wiele przeszkód. Umówienie wizyty u lekarza, sprawa w banku, zapytanie o emeryturę – to wszystko wymagało mojej pomocy. I nie, nie dlatego, że on tej pomocy wymagał! Dlatego, że wszystkie te firmy i instytucje nie były w stanie wypełniać swoich obowiązków wobec niego jako obywatela.

W Szkocji rozważa się wprowadzenie BSL jako przedmiotu w szkole.

Jest tzw. BSL Action Plan. W Szkocji BSL jest uznany za odrębny język ­(recognised language), co oznacza, że ma status prawny. To z kolei znaczy, że można go włączyć w program nauczania w szkołach. Jak BSL Action Plan będzie wdrażany, to zależy jednak od władz samorządowych i potrzeb w danym regionie, a także od tego, czy mogą zatrudnić nauczycieli BSL.


Reportaże, wywiady, analizy. Jako pierwsi w Polsce konsekwentnie od lat piszemy o prawach osób głuchych


 

Istotne jest jednak to, że podejmując teraz rozmaite decyzje, lokalne władze muszą brać BSL pod uwagę, np. mieć tłumacza, organizować kursy BSL dla urzędników itd. Dzięki temu wzrasta świadomość potrzeb społeczności osób głuchych. To dobry początek, ale wiele jest jeszcze do zrobienia. Chciałabym, aby BSL był jednym z języków oferowanych do wyboru uczniom w szkołach. Są lekcje francuskiego czy niemieckiego, mogą być też BSL. Wielu uczniów mówi, że zapisałoby się na takie lekcje. Skoro jest zainteresowanie, powinniśmy na nie odpowiedzieć.

Mówi Pani o zwiększaniu społecznej świadomości tego, czym jest BSL. Jakie są najlepsze ku temu metody?

Nie jest to łatwe. Jeśli nie żyje się w tym środowisku, wielu rzeczy nie jest się świadomym. Dlatego ważne, aby przy stole decyzyjnym zasiedli też ludzie, którzy mają takie osobiste doświadczenia. Gdy byłam radną, dowiedziałam się, że przygotowywany wtedy BSL Action Plan będzie analizowany przez radnych, czyli także przeze mnie. Wzięłam projekt do domu i pokazałam ojcu, prosząc o opinię. Przegadaliśmy wiele godzin i dzięki temu na posiedzeniu lokalnych władz mogłam przedstawić listę proponowanych poprawek. Wszystkie przyjęto. Plan BSL w Aberdeenshire jest naprawdę dobry – dzięki uwagom kogoś ze środowiska, którego ta sprawa dotyczy.

Jakie są założenia tego planu?

W Aberdeenshire jednym z celów było zwiększenie świadomości o sytuacji środowiska głuchych. Sposobów jest mnóstwo – to może być i większa kampania, i choćby plakat w gabinecie lekarza pierwszego kontaktu czy na poczcie. A gdyby kwestie BSL i osób głuchych zaczęto omawiać już w szkołach podstawowych, zmieniłoby to radykalnie sytuację. To oczywiście wymaga czasu. Jestem jednak zdeterminowana, aby BSL trafił do szkół. To może sprawić, że nasza kultura stanie się inkluzywna. Uczniowie, którzy będą mogli nauczyć się choćby podstaw BSL, dorosną, a jeśli kiedyś to oni będą podejmować decyzje, może pomyślą: „A co zrobiliśmy, by komunikować się z osobami głuchymi w naszej firmie, w naszej instytucji?”.

Te dwie rzeczy – edukacja ludzi młodych i zaproszenie do procesu decyzyjnego osób z doświadczeniami ze środowiska głuchych – mają fundamentalne znaczenie.

Jak wyglądała Pani droga do parlamentu? Zajęła się Pani polityką dopiero po referendum niepodległościowym w 2014 r.

Pochodzę z rozpolitykowanej rodziny, gdzie otwarcie wyrażano poglądy. Zwłaszcza za czasów Margaret Thatcher. Pamiętam, jak cała rodzina gromadziła się, by wypić wspólnie kawę i rozmawiała wtedy o Thatcher. Nienawidzili polityki, którą ówczesna premier wymuszała na Szkocji. Rodzice byli wyborcami SNP, a na przełomie lat 60. i 70. XX w. zwolennikami ruchu domagającego się autonomii Szkocji.


Anna Goc: W szkole dla głuchych dzieci większość nauczycieli nie zna języka migowego 


 

Także we mnie polityka zawsze wzbudzała namiętności. Założyłam jednak rodzinę [Adam ma sześcioro dzieci, w tym autystyczne – red.]. Kolejnych obowiązków nie mogłam sobie dokładać. Ale przez te wszystkie lata byłam tłumaczką mojego ojca, opiekunką dzieci, musiałam walczyć o wsparcie i pomoc dla nich. Społeczna niesprawiedliwość, której wtedy doświadczaliśmy, sprawiła, że gotowałam się z wściekłości. Czułam, że za każdym razem, gdy staram się rozmawiać z ludźmi, od których coś zależy, oni nie rozumieją mojej sytuacji, tego, z czym się borykam. Dotarło do mnie, jak wiele rzeczy mogłoby funkcjonować lepiej i kosztować mniej, gdyby tylko ludzie, którzy podejmują decyzje, lepiej rozumieli te kwestie. Zaczęłam też zauważać różnicę między tym, jak rządzone są Szkocja i Anglia.

A potem przyszło referendum.

Media społecznościowe zalała polityka. Ja też nagrałam telefonem film, w którym mówiłam, dlaczego uważam, że Szkocja powinna być niepodległa. To było tak: odwiozłam dzieci do szkoły, wróciłam do domu i nagrałam go, pokazując naczynia, które trzeba umyć, i pranie, które trzeba rozwiesić, a jednocześnie tłumacząc, dlaczego wynik referendum jest ważny dla mnie, moich dzieci, ich przyszłości, dla kolejnych pokoleń.

Mówiłam, że jestem tylko mamą zajmującą się domem, ale mam własne zdanie. Nagranie zaczęło się rozprzestrzeniać, aż zdecydowałam się je usunąć, bo wystraszyłam się takiego efektu.

Ale to nie był koniec?

Pojawiły się sugestie, że powinnam pojawić się w biurze miejscowego oddziału Szkockiej Partii Narodowej, może zaangażować się w roznoszenie ulotek, w pukanie do drzwi wyborców. Zgodziłam się, wzięłam udział w kilku kampaniach parlamentarnych i samorządowych. Potem zaproponowano mi, abym wystartowała w wyborach do rady miejskiej. Wahałam się.

Dlaczego?

Bo nie byłam pewna, co mogę tam robić, nie mam przecież uniwersyteckiego wykształcenia ani politycznego doświadczenia. Choć miałam poglądy i miałam do nich prawo jako kobieta, matka i członek społeczeństwa, to zawodowa strona polityki zawsze wydawała mi się nie dla mnie. Niepokoiła mnie też konieczność godzenia polityki z życiem rodzinnym. Ale się zdecydowałam – i oto jestem.

To był rok 2017. Teraz jest Pani posłanką Szkockiej Partii Narodowej w lokalnym parlamencie.

To prawda, choć nigdy tego nie planowałam, nie myślałam o karierze w polityce. Wszystko, co robię, dzieje się tak trochę przypadkiem.

Obawiam się, że kobiety nadal mają skłonność do wyjaśniania swoich sukcesów takim „przypadkiem”.

Jeden z przyjaciół zawsze mi powtarza, że muszę przestać tak myśleć, bo wpadnę w „syndrom oszustki” [ zjawisko psychologiczne powodujące brak wiary we własne osiągnięcia – red.]. To takie myślenie, że nie powinnam tu być, że tu nie pasuję. Mężczyźni raczej tak nie mają.

Nicola Sturgeon, stojąca na czele szkockiego rządu, jest najbardziej popularną polityczką w Szkocji. W rządzie i parlamencie zasiada też wiele innych kobiet. Czy rzeczywiście dla kobiet kariera polityczna nadal jest trudniejsza?

Zdecydowanie tak. Oczekiwania są większe, poprzeczka jest wyżej. Kobieta musi być lepsza, robić więcej, a i tak obserwuje się i ocenia jej każdy krok.

Podam przykład: wiem dużo o BSL i prezentując kiedyś opinię na ten temat, usłyszałam od obecnego na spotkaniu polityka: „No naprawdę, nie oszczędziła nam pani szczegółów. Chyba musiała się pani wygadać”. Gdybym była mężczyzną, nigdy by tego nie powiedział. Polityka jest nadal otwarcie mizoginiczna. Kiedy kobieta mówi o czymś z pasją, słyszy, że jest histeryczką, że kieruje się emocjami. Typowe jest też traktowanie nas, jakbyśmy były dziećmi. Ale nawet gdybym była młodą dziewczyną, to co? Moje opinie nie byłyby wiarygodne, ważne? Znam mnóstwo fantastycznych, wykształconych, zdolnych dziewczyn, mających dwadzieścia parę lat.

Ten rok zaczął się dla Pani nieprzyjemnie. Po przekręconej przez politycznych przeciwników wypowiedzi stała się Pani celem internetowego hejtu, a także – nie po raz pierwszy – grożono Pani śmiercią. Sprawą zajęła się policja. Nie żałuje Pani w takich chwilach, że zajęła się polityką?

Nawet jeśli, to trwa to krótką chwilę. Tak naprawdę wyprowadza mnie z równowagi niesprawiedliwość, przede wszystkim ta społeczna. Ale te groźby, wyzwiska też były niesprawiedliwe i dlatego wywołały we mnie tylko gniew, sprawiły, że jestem jeszcze bardziej zdeterminowana w tym, co robię. Jeśli pod wpływem ataków wycofałabym się z polityki, to tylko zwolniłoby się moje miejsce przy stole i decyzje zaczęliby podejmować ci, którzy mnie atakują. Nie poddam się.

To, przez co Pani przeszła, musiało być jednak trudne.

Mam wokół siebie potężny system wsparcia. Gdy jestem zdenerwowana, nie boję się do tego przyznać, potrafię poprosić o pomoc przyjaciół i współpracowników.

Scena polityczna potrafi być przerażająca. Nie da się na niej przetrwać w pojedynkę – na szczęście mam wspaniały zespół, a wśród współpracowników również przyjaciół. No i wielką rodzinę, która jest kompletnie niezainteresowana polityką i traktuje to, co robię, jako hobby mamusi. „O, byłaś w telewizji, super. Ale gdzie są moje skarpetki? I co dziś na obiad?” – potrafi zapytać moje dziecko i to jest coś, co trzyma mnie mocno na ziemi. Tylko czasami, gdy spaceruję sama, bywam niespokojna i częściej oglądam się za siebie. Jednak jako kobieta zawsze musiałam to robić.

Zagubione skarpetki są ważne i pozwalają zachować równowagę w życiu. Potwierdzam to jako matka dwóch synów.

Starsi synowie przejęli już wiele domowych obowiązków, a odwożenie młodszych dzieci do szkoły i ich odbieranie to teraz moja ulubiona chwila dnia. W poniedziałki i piątki, gdy jestem w domu, a nie w Edynburgu, planuję wszystko tak, abym mogła to zrobić.

W wywiadzie sprzed kilku lat mówiła Pani, że jest polityczką, bo chce zmienić życie ludzi na lepsze. Jakie są problemy mieszkańców północno-wschodniej Szkocji?

Mój okręg wyborczy, Banffshire and Buchan Coast, został mocno dotknięty skutkami wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, bo znaczącą rolę odgrywają tu rybołówstwo i rolnictwo. Zmiana przepisów i procedur, trudniejszy eksport, brak pracowników, w tym tych sezonowych na farmach – to wszystko miało negatywny wpływ, a pandemia pogorszyła sytuację. Teraz rosną ceny i koszty utrzymania, wielu ledwo wiąże koniec z końcem. Co będzie, jeśli ceny jeszcze bardziej pójdą w górę? Tysiące ludzi może przekroczyć próg ubóstwa.

W referendum brexitowym większość Szkotów opowiedziała się za pozostaniem w Unii, jednak to nie mogło zmienić decyzji całej Wielkiej Brytanii. Odtąd Szkocka Partia Narodowa zapowiada, że jeśli Szkocja uzyska niepodległość, będzie chciała wrócić do Unii. Jednak o ile poparcie dla niepodległości wzrosło znacząco w apogeum pandemii, to teraz spadło i w ostatnich sondażach Szkoci dzielą się niemal po równo na jej zwolenników i przeciwników, z małą przewagą tych ostatnich.

Referendum niepodległościowe jest naszym celem, ale trzeba znaleźć właściwy moment – rok temu byliśmy w środku pandemii. Nie stać nas jednak na to, aby odkładać to w nieskończoność. Gdybyśmy mogli podejmować niezależne decyzje, to wierzę, że życie ludzi w Szkocji byłoby lepsze. Podam kilka przykładów z ostatnich lat. Mamy udany projekt wyprawek dla nowo narodzonych dzieci, wprowadziliśmy darmowy dostęp do menstruacyjnych produktów sanitarnych, ma być zwiększony dodatek na dziecko. Mamy darmowe posiłki w szkołach. Rozumiemy, że pomoc dla dziecka oznacza zmniejszenie ubóstwa, ale też mniejszą traumę tego dziecka, które wyrośnie na silniejszego, stabilniejszego człowieka i obywatela.

Z ubóstwem wiążą się problemy zdrowotne, a one z kolei oznaczają obciążenie dla systemu ochrony zdrowia. Te wszystkie kwestie są powiązane. Tymczasem decyzje, które podejmujemy w Szkocji, jedynie łagodzą skutki decyzji podejmowanych w Londynie.

Jeśli popatrzymy na wyniki kilku ostatnich wyborów w Szkocji, widać wyraźnie, że Szkoci wybierają inną drogę niż mieszkańcy Anglii. Powinniśmy mieć więc prawo do własnych decyzji. Niepodległa Szkocja byłaby wspaniale prosperującym krajem. Pierwszym krokiem musi być referendum i jestem przekonana, że mamy ku niemu solidne podstawy.

Jaka jest Pani wizja Szkocji?

Właśnie taka: kraj równości, w którym ludzie traktowani są z szacunkiem i uczciwością. Wierzę, że możemy to osiągnąć. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 24/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Wszystkie języki Szkocji