Wszystkie fronty Wołodymyra Zełenskiego

Groźby Rosji to nie jedyny problem prezydenta Ukrainy. Zagrożeniem jest też zapaść energetyczna, a sytuację pogarsza konflikt głowy państwa z najbogatszym obywatelem.

27.12.2021

Czyta się kilka minut

W pierwszych dniach grudnia ukraiński prezydent odwiedził żołnierzy na pierwszej linii frontu w Donbasie. Na zdjęciu: w okopach, gdzieś w obwodzie donieckim. / PRESIDENTIAL PRESS SERVICE / PRESIDENT.GOV.UA
W pierwszych dniach grudnia ukraiński prezydent odwiedził żołnierzy na pierwszej linii frontu w Donbasie. Na zdjęciu: w okopach, gdzieś w obwodzie donieckim. / PRESIDENTIAL PRESS SERVICE / PRESIDENT.GOV.UA

Kolejna fala pandemii na Ukrainie zdaje się opadać: codzienna liczba nowych zakażeń zamyka się w kilku tysiącach, mniej tłoczno robi się na szpitalnych oddziałach covidowych, a coraz więcej obwodów wychodzi z tzw. strefy czerwonej, gdzie obowiązują lokalne lockdowny. Ale choć liczba ponadnormatywnych zgonów od początku pandemii przekroczy zapewne do końca roku granicę 100 tysięcy, nie jest to tematem szczególnie gorącym. Kryzys epidemiczny – już jakoś oswojony – ustępuje miejsca innym: militarnym, politycznym i energetycznym.

Na półmetku swojej prezydentury Wołodymyr Zełenski musi stawić czoło licznym wyzwaniom: na północnej, wschodniej i południowej granicy Rosja pręży muskuły, a w kraju narasta konflikt Zełenskiego z najbogatszym oligarchą Rinatem Achmetowem. Kontroluje on popularne stacje telewizyjne i lwią część sektora energetycznego (jakże wrażliwego społecznie w okresie zimowym), a teraz najwyraźniej montuje koalicję przeciwników prezydenta.

Front militarny

Jeszcze w listopadzie 2021 r. Kyryło Budanow, szef ukraińskiego kontrwywiadu wojskowego, odpalił informacyjną bombę. Stwierdził, że Rosja zgromadziła przy granicach prawie 100 tys. żołnierzy, aby na przełomie stycznia i lutego 2022 r. dokonać inwazji z lądu, morza i powietrza, której skala przewyższać będzie wydarzenia z 2014 r., gdy wybuchła wojna w Donbasie.

Dane te pokrywają się z amerykańskimi: powołując się na nie, od końca października zachodnie media informują o gromadzeniu przez Rosję sił i środków znacznie przekraczających te, które obserwowano w kwietniu i potem podczas ćwiczeń „Zapad” we wrześniu. Na początku grudnia – jak twierdziły amerykańskie media – liczba rosyjskich żołnierzy mających wziąć udział w operacji ofensywnej miała wzrosnąć do 175 tys., co mogłoby sugerować plan okupacji części terytorium Ukrainy.

Rosja nie potwierdza i nie zaprzecza. Jednocześnie dostarcza na okupowany Donbas nowy ciężki sprzęt oraz rozkręca przewrotną kampanię, w której to Kijów oskarżany jest o chęć odbicia tego regionu i sabotaż tzw. porozumień mińskich (ich realizacja uczyniłaby z Ukrainy rosyjskiego wasala). Oraz przedstawia listę żądań (ogłoszoną przez rosyjskie MSZ w połowie grudnia), których istota polega na tym, że Kreml oczekuje od Zachodu uznania swojej strefy wpływów (m.in. przez zobowiązanie do dalszego nierozszerzania NATO) i chce decydować o obecności sił NATO w krajach tzw. wschodniej flanki, w tym w Polsce.

Cel: nowy podział Europy

Wydaje się, że Putin stracił cierpliwość. W ciągu prawie ośmiu już lat wojny w Donbasie – gdzie po pierwszym roku wojny manewrowej nastało kolejnych siedem lat wojny okopowej, pełzającej – Rosji nie udało się zmusić Ukrainy do ustępstw. Zamiast się ugiąć, modernizuje ona swoją armię i asertywnie domaga się członkostwa w NATO i UE. Rosną koszty militarnego zaangażowania Rosji, w tym koszty utrzymania obu donbaskich „republik ludowych”, przez nią kontrolowanych.

Wygląda na to, że Kreml zauważył teraz swoje „okno możliwości”: kluczowe kraje Europy skupione są na wewnętrznych sprawach. Niemcy są po wyborach parlamentarnych, Francja tuż przed prezydenckimi, a USA są zaangażowane w rywalizację z Pekinem i powstrzymywanie możliwej chińskiej agresji na Tajwan.

Rosyjskie koszty nowego ataku na Ukrainę prawdopodobnie byłyby znaczne: sankcje gospodarcze, w tym możliwe wstrzymanie gazociągu Nord Stream 2 i odłączenie od systemu transakcji finansowych SWIFT, a także problemy wewnątrzpolityczne (ofiary wśród rosyjskich żołnierzy w starciu z najlepszą armią, jaką miała Ukraina).

Lecz jest też inna logika, zgodnie z którą zyski wezmą górę nad kosztami: nowy podział Europy i podporządkowanie Ukrainy mają być imperialnym dziedzictwem Putina, a zarazem mają zwiększyć jego społeczną legitymizację przed wyborami prezydenckimi w 2024 r.

Czy więc znów to tylko bluff – reżyserowana groźba, by osiągnąć ustępstwa? Czy jednak realna gotowość do przetestowania Zachodu? Nie wiadomo. Tak czy inaczej – nie jest wykluczona ograniczona eskalacja w okolicach Donbasu (rękami tzw. separatystów) lub prowokacja w Cieśninie Kerczeńskiej. Wszak Putin otwarcie mówi, że działania Kijowa w Donbasie to ludobójstwo. Grając z Zachodem słabszymi (militarnie) kartami, nadrabia (polityczną) determinacją. Nie zawaha się użyć pistoletu – czego Zachód bardzo chce uniknąć – jeśli poczuje bezkarność.

Patrząc na lęk, który poczynania Kremla wywołują na Zachodzie, władze Ukrainy zdają się mniej wystraszone. Choć podzielają niepokój, nie podejmują szczególnych przeciwdziałań. Może z obawy, aby Moskwa nie potraktowała tego jak prowokacji, nie ogłaszają mobilizacji, nie przemieszczają jednostek wojskowych, a rozstawienie drutu kolczastego na plaży w Mariupolu wygląda na inicjatywę władz lokalnych. Kijów mówi: żyjemy z tym zagrożeniem od ośmiu lat, jesteśmy gotowi.

Przewrót, którego nie było

Wydawałoby się, że groźba eskalacji wojny z Rosją podpowiada wyciszenie sporów w kraju. Lecz tak się nie dzieje. Podczas konferencji prasowej pod koniec listopada Zełenski zasugerował udział oligarchy Rinata Achmetowa w rosyjsko-ukraińskim spisku, którego celem miałoby być obalenie głowy państwa. Dowodów nie ujawnił. Przewrót – w dniach wskazanych przez Zełenskiego – nie odbył się, choć władze zamknęły pół Kijowa. Skąd więc taka nerwowość prezydenta?

Konflikt z Achmetowem narastał od dawna. U jego podłoża leży tzw. ustawa antyoligarchiczna, którą prezydent zaproponował, a następnie – z trudem – przepchnął przez parlament [patrz „TP” nr 27/2021 – red.]. Przewiduje ona prawne zdefiniowanie oligarchy, wpisanie ich w rejestr i nałożenie pewnych restrykcji. Oficjalnym celem ma być ograniczenie ich wpływu na życie gospodarcze, nieoficjalnym – uzyskanie narzędzia do ich dyscyplinowania i wykorzystywania do własnych celów, np. należących do nich kluczowych stacji telewizyjnych. A także – zrobienie wrażenia na wyborcach.

Państwo to ja

O ile jednak część oligarchów, jak Ihor Kołomojski, podeszła do tego z przymrużeniem oka, o tyle Achmetow nie wykazał się poczuciem humoru. Skrytykował ustawę, a siebie określił jako „inwestora” i największego płatnika podatków.

Już sam fakt, że oligarcha zabrał głos, dowodzi powagi sytuacji. Wcześniej na tematy polityczne wypowiadał się publicznie w 2014 r., gdy ważył się los jego rodzinnego Donbasu, a on – jego niekoronowany król – bezskutecznie próbował zapobiec wojnie. Okupacja regionu uszczupliła jego aktywa, jednak wciąż jest najbogatszym Ukraińcem. Kontroluje m.in. lwią część sektora hutniczego, produkcji i dystrybucji energii elektrycznej, a także najpopularniejszy kanał telewizyjny Ukraina.

Od prawie dwóch dekad każdy prezydent musiał się z nim liczyć. Zełenski na początku kadencji też nie wykazywał woli konfliktu, starając się tak oficjalnie, jak i nieformalnie pozycjonować się jako arbiter, skłaniający oligarchów do większych kontrybucji na rzecz państwa. O publicznej eskalacji sporu zadecydowały względy osobiste. I Zełenski, i Achmetow uważają, że „państwo to ja” – przekroczeniem czerwonej linii dla pierwszego był sprzeciw drugiego przed uznaniem go za oligarchę, dla drugiego zaś – parweniuszostwo (z jego punktu widzenia) prezydenta i jego upór.

Starcie na wyniszczenie

O ile podglebiem tego konfliktu były więc emocje, to jego przebieg jest bardzo konkretny, a stawka olbrzymia – reelekcja podupadającego w sondażach Zełenskiego.

Oligarcha wytoczył działa medialne i polityczne. Jego kanały telewizyjne poddają prezydenta zmasowanej krytyce. Ze studia nie wychodzi były już przewodniczący parlamentu Dmytro Razumkow, zdymisjonowany przez Zełenskiego (to potencjalnie jego najpoważniejszy konkurent w wyborach prezydenckich) i szwadron popularnych „gadających głów”.

Zaproszenie do telewizji Achmetowa dostał też największy i osobisty oponent głowy państwa – marzący o powrocie na urząd były prezydent Petro Poroszenko. Najpopularniejszy polityczny talk show „Wolność słowa” (sic!), prowadzony przez wypróbowanego przez wszystkie ekipy specjalistę od mokrej medialnej roboty Sawika Szustera, stał się seansem nienawiści wobec rządzącej ekipy. Jej członkowie oficjalnie ogłosili bojkot kanałów Achmetowa.

Wejście Razumkowa w orbitę wpływów oligarchy sprawia też Zełenskiemu duży problem praktyczny. Razumkow „wyjął” z prezydenckiej frakcji Sługi Narodu aż 22 deputowanych, tworząc własną grupę międzyfrakcyjną Rozumna Polityka, pozbawiając w ten sposób ugrupowanie prezydenta samodzielnej większości w Radzie Najwyższej.

Zełenski nie pozostał dłużny. Dysponuje szerokim wachlarzem amunicji, jaki zapewnia machina państwowa. Najpierw rząd podniósł taryfy za przewozy rudy żelaza koleją, potem zablokowano rekompensaty za produkcję zielonej energii kontrolowanemu przez oligarchę koncernowi DTEK, następnie parlament podniósł podatki producentom rudy żelaza, co najsilniej uderza w inny koncern Achmetowa – MetInvest. Straty idą w dziesiątki milionów dolarów. Wisienką na torcie stało się zainicjowanie projektu ustawy, która ma umożliwić przejęcie przez państwo kontroli nad prywatnymi przedsiębiorstwami energetycznymi – tu znów poszkodowanym mogą być firmy oligarchy.

Jakie będą kolejne odsłony konfliktu, zobaczymy zapewne niebawem. Obu stronom powinno zależeć na kompromisie – spór dwóch ludzi z tak przemożnym wpływem na państwo nie może skończyć się dobrze ani dla nich, ani dla kraju. Jednak w grę wchodzą emocje.

Generał Mróz

Kolejnym frontem Zełenskiego może okazać się mroźna zima. W tym roku Ukraina weszła w sezon grzewczy, zaczynający się w październiku i kończący się zwykle w marcu, z rekordowo niskimi zapasami węgla.

Tymczasem choć ponad połowa energii produkowana jest w sześciu elektrowniach atomowych, to te pozostałe – spalające głównie węgiel (rzadziej gaz) i odpowiadające za produkcję jednej trzeciej prądu – mają kluczowe znaczenie dla bilansowania sieci w szczytowych okresach poboru (rano i popołudniu/wieczorem). Aby utrzymać stałe napięcie w sieci, a jednocześnie pokryć zapotrzebowanie wszystkich odbiorców, wykorzystuje się prąd produkowany przez elektrociepłownie, które najłatwiej regulują różnice w popycie, zwiększając i zmniejszając ilość spalanego węgla. Zadania tego nie mogą spełnić bloki atomowe (one produkują w trybie stałym, a możliwości regulacji są ograniczone i groźne) ani farmy wiatrowe i słoneczne (tu produkcja energii zależy od pogody).

Deficyt węgla wynika z wielu czynników, niemniej państwo nie podjęło odpowiednich kroków wystarczająco wcześnie. Surowiec jest drogi, trudno dostępny, a dotychczas zakontraktowane setki tysięcy ton z USA, RPA i Polski mogą być niewystarczające.

Kryzys energetyczny pogłębia Rosja – dla niej to kolejne narzędzie destabilizowania Ukrainy. Do tej pory wschodni sąsiad był głównym źródłem importu węgla antracytowego – wysokoenergetycznej odmiany, do niedawna głównego paliwa połowy ukraińskich elektrowni. Import ten stał się kluczowy, gdyż wszystkie ukraińskie kopalnie tej odmiany czarnego złota znalazły się po 2014 r. w okupowanej części Donbasu.

Tymczasem 1 listopada Moskwa zablokowała możliwość jego zakupu zarówno od swoich kopalni, jak też z Kazachstanu (tranzyt odbywał się via Rosja). Dodatkowo zablokowała też możliwość eksportu na Ukrainę energii elektrycznej. Wprawdzie Ukraina sprowadza niewielkie ilości energii z Białorusi, jednak z przyczyn politycznych dostawy te mogą ustać w zasadzie z dnia na dzień. Pozostaje opcja ograniczonych dostaw awaryjnych z państw Unii. Ale to porozumienie działa w obie strony: w listopadzie Kijów sprowadził 500 megawatów ze Słowacji, za to w grudniu przekazał prawie dwa razy tyle Polsce.

Recepta na destabilizację

Urzędowy optymizm, jakim władze ukraińskie reagują na tę sytuację, nie współgra z opiniami ekspertów. Choć w Kijowie podjęto decyzję o maksymalnym wykorzystaniu energetyki jądrowej – jednocześnie ma pracować aż 14 z 15 istniejących bloków – pozostawia to niewielkie pole manewru w zakresie niezaplanowanych remontów. Deficyt węgla ma być też pokryty częściowo spalaniem gazu, jednak i tu jest kłopot: dostępność tego surowca jest na światowych rynkach ograniczona, a cena wyjątkowo wysoka (dochodząca w październiku do nawet 2 tys. dolarów za 1 tys. m3). I nawet jeśli w ukraińskich podziemnych magazynach jego dostępna ilość wynosi ok. 14 mld m3 (ok. połowy rocznej konsumpcji, czyli „na styk”), to przed nami kilka zimowych miesięcy. A potem konieczność ponownego zapełnienia magazynów wiosną i latem – po cenach iście zaporowych.

To, czy uda się uniknąć czasowych wyłączeń prądu i ogrzewania – dla odbiorców prywatnych i przemysłowych – zależeć będzie więc przede wszystkim od pogody. To poważne wyzwanie polityczne dla Zełenskiego. Ciepła zima pomoże, mroźna – skomplikuje. W sytuację tę może wmieszać się znowu Achmetow. Kontroluje on 70 proc. produkcji energii elektrycznej z węgla i zarabia na tym krocie – wykorzystując wysokie ceny prądu w Europie, od miesięcy eksportuje energię na Zachód, ogałacając własne składy węgla.

Dalsza ostra eskalacja konfliktu Zełenskiego i Achmetowa to zatem prosta recepta na destabilizację całej Ukrainy. I wymarzony scenariusz dla Rosji. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 1-2/2022