Zakarpacie i wojna: tryzub w cieniu turula

Rosyjska inwazja skonsolidowała Ukraińców i przyspieszyła tworzenie się narodu politycznego. Widać to także na wielokulturowym Zakarpaciu – na dobre i na złe.
z Użhorodu (zachodnia Ukraina)

05.02.2023

Czyta się kilka minut

Mieszkańcy przygotowują świece okopowe dla żołnierzy na froncie. Bozdoskyi Park, Użhorod, listopad 2022 r. / SERHII HUDAK / EAST NEWS
Mieszkańcy przygotowują świece okopowe dla żołnierzy na froncie. Bozdoskyi Park, Użhorod, listopad 2022 r. / SERHII HUDAK / EAST NEWS

Syreny alarmowe zwiastujące możliwy atak rakietowy zawyły o godzinie 13.42, jednak nikt nie zwrócił na to uwagi – nie przerwał spaceru ani nie zszedł do piwnicy. Także przed kościółkiem na wzgórzu zamkowym syrena nie przepłoszyła zebranych tu grupek: pary młodej z kilkunastoma weselnikami, młodego małżeństwa z niemowlęciem, starszych mężczyzn odzianych na czarno i naszej piątki z Polski i Ukrainy (pisarz, dziennikarz, politolog, kulturolog i działaczka NGO). Wszyscy czekali na greckokatolickiego księdza, by otworzył świątynię i opowiedział o XI-wiecznej rotundzie – zapewne pozostałości po zamkowej kaplicy – oraz pokazał późniejsze freski w stylu Giotta.

Zdawałoby się, że ponad tysiąc kilometrów od linii frontu życie toczy się bez zmian. Jednak to iluzja. Choć ludzie przywykli do syren, także tutaj wojna wywróciła do góry nogami i politykę, i relacje międzyludzkie.

Zakarpacie jako zaplecze

Obwód zakarpacki, wciśnięty między Rumunię, Węgry, Słowację i Polskę, a od reszty Ukrainy oddzielony pasem Karpat, jest jedynym – prócz czerniowieckiego, czyli ukraińskiej części Bukowiny – fragmentem państwa dotąd niemal niezagrożonym rosyjskimi atakami. Od początku inwazji jedna jedyna rakieta spadła na granicy z obwodem iwanofrankiwskim, nie powodując zresztą wielkich szkód. Kluczowa infrastruktura transportowa – węzeł kolejowy Czop i lotnisko – leżą zbyt blisko granicy z państwami NATO, by Rosjanie ryzykowali uderzenie.

W Mukaczewie i Użhorodzie, głównych miastach regionu, za dnia życie toczy się jakby bez zmian, choć widać policjantów z długą bronią, inwalidów w mundurach w okolicy szpitala i korki aut z rejestracjami ze wszystkich regionów kraju. Za to po zachodzie słońca zapadają prawie egipskie ciemności: aby oszczędzać prąd, tak jak w reszcie kraju oświetlenie uliczne jest wyłączone. Mrok rozświetlają świeczki i ledy w witrynach sklepów, barach i restauracjach.

Region pełni funkcję punktu tranzytowego. Gęstą siecią połączeń kolejowych i drogowych na Słowację i Węgry wysyłane są ukraińskie towary, pozwalające podtrzymać pracę biznesu i napełnić państwową kasę wpływami z podatków. Po zablokowaniu przez Rosję portów czarno­morskich, a potem udostępnieniu ich jedynie dla produktów żywnościowych, Zakarpacie – obok graniczącej z Polską Lwowszczyzny – stało się najważniejszą bramą Ukrainy na świat. W drugą stronę idą transporty pomocy humanitarnej i militarnej.

Trzy fale

Zakarpacie stało się też miejscem relokacji biznesu oraz hubem dla uchodźców wewnętrznych. Tylko tych zarejestrowanych jest ok. 400 tysięcy, co oznacza zwiększenie liczby ludności o jedną trzecią. Natomiast tranzytem przeszło ich tędy znacznie więcej.

– Najpierw przyjechali bogacze, by wkrótce ruszyć dalej, do Europy. Potem ludzie zamożni, którzy zostali, wynajmując najlepsze apartamenty i miejsca w pensjonatach. Ci wymietli półki sklepowe z co lepszych towarów. Najstraszniejsza była trzecia fala: biedni uchodźcy, niektórzy tylko w pidżamach. Przez pierwsze tygodnie pracowaliśmy 24/7, odbierając na dworcu pociągi pełne ludzi, w tym matki z dziećmi. Często trzeba było zapewnić wszystko: jedzenie, odzież, środki higieny – wspomina Natalia Zotowa z urzędu miejskiego w Mukaczewie, który koordynował pracę wolontariuszy.

Zotowa i jej urząd pomagali też – dzięki wsparciu miast partnerskich z Europy, a także agencji turystycznych mających swoje kontakty – w wyprawianiu tysięcy za granicę. Chęci pomocy towarzyszyła jednak konfuzja: oni wyjeżdżają, a nasi zakarpaccy chłopcy jadą w drugą stronę, na front. Niektórzy mieszkańcy postanowili także łapać okazję: skorzystali z gościnności za granicą, by wyjechać do pracy, a swoje mieszkania wynajęli uchodźcom, za niemałe pieniądze.

Dwie strony medalu

Rosyjska inwazja skonsolidowała Ukraińców i przyspieszyła tworzenie się narodu politycznego. Buduje go antyrosyjskość i przynależność do zachodniego kręgu kulturowego i politycznego. Wołodymyr Zełenski – podobnie, jak wcześniej (zbyt wcześnie?) jego poprzednik Petro Poroszenko – stawia na ukraińskość, patriotyzm, armię, język i religię.

Mniejszości narodowe, w tym ok. 100 tys. zakarpackich Węgrów, zostały postawione przed dylematem: czy podążać za większością, czy jeszcze bardziej zamknąć się w sobie. – Ta wojna to dla nich punkt zwrotny, muszą się określić. Większa część, mieszkająca we wsiach, pozostanie przy swoim węgierskocentrycznym punkcie widzenia, nasza chata z kraja, i w efekcie wyjedzie za granicę lub zniknie z przyczyn metrykalnych. Inna, mniejsza, która poparła Ukrainę, utożsami się z państwem i stopniowo będzie się ukrainizować. To kwestia jednego pokolenia – diagnozuje Andrij Lubka, pisarz, a dziś także wolontariusz, który, tak jak Serhij Żadan na wschodzie, na zachodzie kraju pomaga armii, zbierając pieniądze i kupując dla niej auta (ponad sto od września 2022 r.).

Wyjazdy lokalnych Węgrów, czy też szerzej: mężczyzn posiadających ­węgierskie paszporty (a to na Zakarpaciu zjawisko powszechne), już następują. – Czterech na pięciu moich kolegów wyjechało – mówi kierowca Taras, który wiezie mnie z Budapesztu do Użhorodu. Sam ma od kilku lat węgierski paszport. Nie chce ryzykować przekroczenia granicy węgiersko-ukraińskiej, w okolicy Zahonyi zmienia go koleżanka, która nie jest objęta zakazem wyjazdu przewidzianym stanem wojennym.

Są też inne przykłady. W ukraińskich formacjach zbrojnych, w tym na najgorętszych odcinkach, służy kilkuset zakarpackich Węgrów. Latem furorę w mediach społecznościowych robił „profesor z okopów” Fedir Sandor, wykładowca uniwersytetu w Użhorodzie, który wstąpił do armii w lutym,pierwszego dnia inwazji, a z linii frontu prowadzi zajęcia online.

I choć panuje opinia, że miejscowi Węgrzy mniej chętnie pomagają armii i uchodźcom, warto zwrócić uwagę na wyjątki. Jeden z najbardziej efektywnych hubów dla młodzieży uchodźczej, stworzony w Batowie przy węgierskiej granicy, założyła Adrien Dawid – drobna dziewczyna o węgierskich korzeniach, której płynne mówienie po ukraińsku przychodzi z widocznym trudem.

W osobnych światach

Od początku niepodległej Ukrainy, a wcześniej w czasach sowieckich, świat węgierski kiepsko się przenikał z ukraińskim – i tak jest nadal. Węgrzy oglądają węgierską telewizję lub czytają węgierskojęzyczne media zakarpackie, finansowane z Budapesztu, a tworzone tu przez „mały Fidesz”, czyli Towarzystwo Kultury Węgierskiej Zakarpacia (organizację społeczną i partię polityczną w jednym, mającą monopol na reprezentowanie węgierskiej społeczności i będącą przekaźnikiem linii Budapesztu). Od 24 lutego w tych mediach więcej jest „apeli o pokój” niż o walkę z najeźdźcą, co zasadniczo różni je od ukraińskiej większości.

Zarazem zakarpaccy Ukraińcy są do węgierskich sąsiadów przyzwyczajeni – na Zakarpaciu, gdzie żyją też Słowacy, Rumuni i Romowie, poziom tolerancji i odporności na prowokacje jest wysoki. Stanowisko premiera Viktora Orbána wobec wojny – powszechnie na Ukrainie krytykowane – nie przełożyło się na gorsze traktowanie Węgrów. Pojedyncze przypadki agresji (słownej, nie fizycznej) zdarzają się za to ze strony uciekinierów z innych części Ukrainy.

Historia pewnego rozczarowania

O tym, jak wysoki mur oddziela elity zakarpackich Ukraińców i Węgrów, świadczy historia opisana przez Lubkę. Będąc na festiwalu literackim w Polsce wiosną 2021 r., został zapytany, czy podróżował do Poznania razem z innym pisarzem z Zakarpacia – Zoltánem Mihályem ­Nagyem.

Lubka nie wiedział, co odpowiedzieć – nie tylko z nim nie podróżował, wręcz nic nie wiedział o tym węgierskim literacie z Mużijewa (Nagymuzsaly), laureacie najważniejszych nagród po drugiej stronie granicy. A Nagy zaproszony został z powodu polskiego przekładu (nagrodzonego Angelusem) swojej najbardziej znanej powieści „Szatański pomiot”, opowiadającej o tragedii Zakarpacia w czasach sowieckiej okupacji pod koniec II wojny światowej.

Oczarowany odkryciem, Lubka doprowadził do podpisania umowy na ukraiński przekład książki. Prawa kupił – współtworzony przez niego i innych entuzjastów wielokulturowego Zakarpacia – Instytut Strategii Środkowoeuropejskiej z Użhorodu, tłumaczyć miał Bandy Sholtes (węgiersko-, ukraińsko- i rosyjskojęzyczny lokalny poeta i prozaik), a książka miała mieć premierę na największych targach w Kijowskim Arsenale wiosną 2022 r.

Plany pokrzyżowała inwazja. Instytut zerwał umowę po tym, jak w licznych komentarzach w sieciach społecznościowych Nagy – w niewybrednych słowach – oskarżał Ukraińców o nacjonalizm, obwiniał o sprowokowanie agresji Putina i usprawiedliwiał ją łamaniem przez ­Kijów praw mniejszości narodowych Węgrów i Rosjan.

Lokalna polityka, światowe skutki

Jedną z reakcji na rosyjską inwazję stała się na Ukrainie gruntowna deimperializacja przestrzeni publicznej. Wyraża się przede wszystkim w usuwaniu rosyjskich nazw ulic, placów i pomników oraz ich ukrainizacji/uzachodnieniu.

Zakarpacie nie jest wyjątkiem. Choć region ten nie był wcześniej – po pierwszej agresji w 2014 r. – w tym względzie tak gorliwy jak Galicja, po 24 lutego sprawy poszły szybko. Użhorod stał się jednym z pierwszych miast, gdzie pojawiła się społeczna inicjatywa derusyfikacji nazw miejskich.

Jednak zabiegi ukrainizacyjne w tym regionie, który prawie tysiąc lat był częścią Węgier (pod różnymi formami państwowości), dotknęły nie tylko dziedzictwo rosyjskie/sowieckie. W październiku 2022 r. decyzją rady miejskiej Mukaczewa zdemontowano rzeźbę turula – mitycznego ptaka-przewodnika, który miał prowadzić dawnych Węgrów do Europy, górującego nad miastem ze wzgórza zamkowego. Na jego miejscu zainstalowano tryzub.

Wywołało to oburzenie Budapesztu. „To ukraińska ziemia, ukraiński zamek i w związku z tym mają na nim widnieć państwowe symbole Ukrainy. Wszystkie inne symbole, w tym turul, znajdą swoje miejsce w muzeum, jako ekspozycja” – tłumaczył decyzję mer Andrij Bałoha. Wtórował mu Wiktor Bałoha (ojciec Andrija), wieloletni deputowany Rady Najwyższej: „Turul to symbol imperialnych ambicji i pretensji Węgrów do części Zakarpacia. (...) Węgierskie władze są głównym adwokatem Putina w Europie, wybierając stronę zła oblały egzamin na dobrosąsiedztwo i przyjaźń”.

Legendowanie patriotyzmu

Prócz pobudek patriotycznych, mających stać u źródeł zamiany turula na tryzub – i szeroko rozpowszechnianych przez obu Bałohów w mediach społecznościowych i tradycyjnych – istnieje inna wersja, o której mówi się tylko lokalnie.

Bałohowie to zakarpacki klan, niegdyś bardzo wpływowy – majątek zbił na przemycie, a zarobione środki inwestował w legalny biznes. Wiktor, głowa rodziny, był m.in. ministrem ds. sytuacji nadzwyczajnych i szefem administracji prezydenta Wiktora Juszczenki (2006- -2009). Bracia Iwan i Pawło, a także spokrewniony Wasyl Petiowka, byli deputowanymi do parlamentu przez kilka kadencji. Siedzibą rodu jest Mukaczewo, gdzie rządzi Andrij, i gdzie „rodzinna” partia Jedyne Centrum przez lata miała samodzielną większość w radzie miejskiej.

Ale po wyborach prezydenckich i parlamentarnych w 2019 r. oraz samorządowych rok później Bałohowie politycznie osłabli. Ustawili się w kontrze do prezydenta Zełenskiego i jego partii Sługa Narodu i – aby utrzymać tu władzę – nawiązali współpracę z innymi ugrupowaniami, w tym prorosyjskimi. Po 24 lutego 2022 r. związki te okazały się toksyczne i stały się ciężarem. Współpraca została zerwana, a metodą na wybielenie się i „zalegendowanie” patriotyzmu stały się, prócz hurrapatriotycznej i antyrosyjskiej retoryki, także gesty anty­węgierskie – tym bardziej zrozumiałe, im bardziej prorosyjski stawał się stosunek Orbána do wojny.

Likwidacja turula jest jednym z nich. A także zemstą na lokalnych Węgrach, którzy nie chcieli zastąpić prorosyjskiej partii w układance w mukaczewskiej radzie miejskiej. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że to Wiktor Bałoha – jako wszechwładny w 2008 r. szef prezydenckiej administracji i „król Zakarpacia” – lobbował za zainstalowaniem mitycznego ptaka na zamku, gdyż wówczas taki gest odpowiadał momentowi dziejowemu, czyli zbliżeniu Kijowa i Budapesztu.

– Po derusyfikacji nie wykluczamy demadziaryzacji Zakarpacia – mówił mi w Mukaczewie spin doktor Bałohów. Wygląda na to, że ród Bałohów gotów jest wywołać międzynarodowe skandale, byle tylko pokazać Kijowowi: mamy potencjał szkodzenia i wciąż trzeba się z nami liczyć i dogadywać.

Degradacja

Według badań prowadzonych przez Instytut Strategii Środkowoeuropejskiej jeszcze przed inwazją ponad 40 proc. Ukraińców uważało, że Węgry szykują się do aneksji Zakarpacia. Dmytro Tużanski, politolog i prezes Instytutu, uważa, że od inwazji relacje dwustronne degradują się jeszcze bardziej niż po uchwaleniu przez Ukrainę ustawy oświatowej w 2017 r. (ograniczała edukację mniejszości w ich języku), która dała start otwartemu konfliktowi między Kijowem a Budapesztem.

– Powodem jest Rosja i polityka Orbána wobec Rosji. Ona determinuje zresztą nie tylko relacje ukraińsko-węgierskie, ale pochowała też sojusz Budapesztu z Warszawą, wywołała izolację Węgier w NATO i Unii oraz napędza węgierski antyamerykanizm. Aby wyjść z tego zaklętego kręgu, nie wystarczą wysiłki Kijowa, Budapesztu czy nawet obu stolic razem.

Państwo węgierskie nie tylko nie pomaga Ukrainie – finansowo czy militarnie, jak wszystkie inne państwa Europy Środkowej – ale wręcz przeszkadza, najpierw blokując w Unii pakiet 18 mld euro pomocy makrofinansowej, a ostatnio 500 mln na zakup przez Unię uzbrojenia. Stosunki ukraińsko-węgierskie są tak złe jak nigdy wcześniej.

Regionalne gierki polityczne i licytowanie się na kiepsko pojmowany patriotyzm tylko dolewają oliwy do ognia i mogą napsuć jeszcze wiele krwi.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 7/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Tryzub w cieniu turula