Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W listopadzie ubiegłego roku, podczas sesji zorganizowanej przez Międzynarodowe Centrum Kultury w Krakowie (pod patronatem medialnym “Tygodnika Powszechnego"), pól wspólnych w historii i teraźniejszości dwóch oddalonych od siebie nieco ponad trzysta kilometrów miast poszukiwali polscy i ukraińscy intelektualiści. Owocem tego spotkania jest wydana ostatnio książka “Kraków i Lwów w cywilizacji europejskiej".
Choć porównanie jest mniej oczywiste, niż mogłoby się wydawać w pierwszej chwili. Dzieje obydwu miast wcale nie są podobne. Pisze o tym prof. Jarosław Isajewycz, dyrektor Instytutu Studiów Ukrainoznawczych Akademii Nauk Ukrainy. Z jednej strony Kraków istniał już w wieku X, awansując szybko do roli siedziby książęcej i królewskiej, a Lwów stał się miastem “dopiero" w wieku XIII. Z drugiej, od XVI wieku rezydowali we Lwowie hierarchowie trzech wyznań, a tutejsza metropolia łacińska była jedną z dwóch istniejących w Rzeczypospolitej. Kraków był częścią metropolii gnieźnieńskiej.
Różnie były nasze doświadczenia w tych samych epokach historycznych. Bohdan Osadczuk w szkicu “Kiedy Kraków był »stolicą« Ukrainy" przypomina Ukraińców, poszukujących u nazistów poparcia dla swych aspiracji niepodległościowych i przybywających do Krakowa na początku niemieckiej okupacji. Prof. Zdzisław Żygulski, lwowianin, opowiada o tragedii polskiej ludności miasta zajętego przez Sowietów.
Obydwa miasta - jak każda metropolia - przez wiele wieków miały charakter wielokulturowy. Co jednak z tego pozostało? Isajewycz przywołuje zdanie Josepha Rotha, który “pisał o Galicji, że była tak samo wielokulturowa jak cesarstwo austriackie i nawet w jego czasach Lwów pozostawał »eine bunte Fleck«, »różnokolorową plamą. Trochę biało-czerwoną, trochę żółto-niebieską, trochę schwarzgelb«. (…) W odróżnieniu od »kolorowego« Lwowa, Kraków był dla Rotha tylko »muzeum kultury polskiej«".
Współczesny ukraiński historyk wskazuje jednak na późniejszy paradoks, odmieniający w pewien sposób ten stan rzeczy: “Kraków znalazł się w szczęśliwszym położeniu niż Lwów, gdyż zbiurokratyzowany quasi-socjalizm (…) nie przerwał jego ciągłości rozwoju wielotorowego tak dalece, jak stało się to we Lwowie pod rządami ZSRR. Kraków nie utracił spuścizny wielokulturowosci, którą w obecnym Lwowie młodzi intelektualiści dopiero starają się odtworzyć w sposób trochę sztuczny, ale sympatyczny".
I tu zaczynają się podobieństwa. Mykoła Riabczuk - jeden z największych rzeczników pojednania polsko-ukraińskiego - wskazuje na najważniejszą dla przyszłości cechę wspólną obydwu miast. Otóż powojenny Lwów po raz kolejny stał się, podobnie jak Kraków, do którego w XIX wieku pielgrzymowali Polacy z zaboru pruskiego i rosyjskiego, środkowoeuropejskim “Piemontem". Tu właśnie - wbrew totalitaryzmowi - kształtowała się i krzepła oparta na multietniczności tożsamość ukraińska. Dowodzi tego także Oleksandra Matiuchina, która w wykładzie o okresie sowieckim rysuje mapę pomników na Ukrainie: im bliżej Lwowa, tym więcej monumentów Szewczenki i tym mniej pomników Lenina.
Bo właśnie fakt otwartej ukraińskości dzisiejszego Lwowa, o czym mówią Leopold Unger i Jarosław Hrycak, buduje najlepszą perspektywę współpracy między miastami, które najbardziej są dziś rzecznikami pojednania i współpracy między Polakami a Ukraińcami. To zaś stwarza szansę (to prawda, bardzo trudną w realizacji) odzyskania przez Kraków i Lwów metropolitalnej pozycji w Europie Środkowej. I nic dziwnego, że następna konferencja planowana przez MCK wprowadza do tej dyskusji nowy element - Norymbergę.
"Kraków i Lwów w cywilizacji europejskiej. Materiały międzynarodowej konferencji zorganizowanej w dniach 15-16 listopada 2002", red. naukowa Jacek Purchla, Międzynarodowe Centrum Kultury, Kraków 2003.