Współczesność nasenna

Lokalne elity zauważyły, że instytucje artystyczne, cenione w międzynarodowym obiegu, niekoniecznie zapewniają prestiż im samym. To groźne zjawisko.

28.11.2016

Czyta się kilka minut

Tadeusz Kantor, Emballage II, Parasol i postać, 1967 r.  / Fot. Materiały prasowe Muzeum Narodowego we Wrocławiu
Tadeusz Kantor, Emballage II, Parasol i postać, 1967 r. / Fot. Materiały prasowe Muzeum Narodowego we Wrocławiu

We Wrocławiu można obejrzeć trzy wystawy pokazujące różne sposoby myślenia o sztuce powstającej po II wojnie światowej, o jej kolekcjonowaniu i prezentowaniu. To także okazja do postawienia pytania o to, czym ma być muzeum sztuki współczesnej w XXI wieku. Przypadek tamtejszego Muzeum Współczesnego i losy kierującej nim Doroty Monkiewicz dobitnie pokazują, że są to kwestie budzące dziś silne emocje.

Pod Czterema Kopułami

W czerwcu 2016 r. w Pawilonie Czterech Kopuł otwarto nowy oddział tamtejszego Muzeum Narodowego. Budynek, jedno z najsłynniejszych dzieł wybitnego niemieckiego architekta Hansa Poelziga z 1912 r., odrestaurowano, przywracając dawny blask.

Pomysł umieszczenia w tym miejscu kolekcji powojennej sztuki polskiej, jednej z najlepszych w kraju, jest bardzo dobry, a wiele dzieł przechowywanych we Wrocławiu należy dziś do kanonu polskiej współczesności i tym bardziej zasługuje na odpowiednie wyeksponowanie. Wrocławskie Muzeum ma zresztą swój własny, odrębny i niepowtarzalny rys, nadany mu przez Mariusza Hermansdorfera.

Czuwał on nad tamtejszymi zbiorami sztuki współczesnej od 1972 r., najpierw jako szef działu, a potem, do 2013 r., jako dyrektor całej placówki. Powstała publiczna, ale bardzo autorska kolekcja, a wybory Hermansdorfera, mieszczące się – jak sam to opisywał – między pojęciami „ekspresji” a „metafory” w sztuce (i zakupy licznych dzieł ulubionych przez niego twórców – Magdaleny Abakanowicz, Władysława Hasiora, Tadeusza Kantora, Jana Lebensteina, Józefa Szajny czy Aliny Szapocznikow) na trwałe zdefiniowały jej charakter.

Twórczynie ekspozycji w Pawilonie Czterech Kopuł – Barbara Banaś i Barbara Ilosz – chcą być wierne tej tradycji. Jednak efekt ich działań jest problematyczny. Jak same podkreślają: „instytucja muzeum podlega dziś nieustannym przemianom”, a głównym wyzwaniem jest widz i dotarcie do niego. Czy jednak odwiedzający muzeum chce zobaczyć tylko to, co jest mu dobrze znane i przyswojone?

Muzeum nudy

Pawilon Czterech Kopuł jest prezentowany jako Muzeum Sztuki Współczesnej. Ale to niekompletny obraz. Owszem, powstała ekspozycja elegancka, sterylna, lecz też... niedyskusyjna. Chodzimy po wystawie, poznając kolejne „izmy”, zgodnie z każdym podręcznikiem o sztuce XX wieku. Ostatecznie wystawa tylko potwierdza powstały dawno temu kanon polskiej współczesności, dziś już niejednokrotnie archaiczny, a skromne próby jego przełamania pozostaną chyba niezauważone.

Przewidywalność i nuda.

Ciekawe jest też to, co w Pawilonie Czterech Kopuł pominięto lub zmarginalizowano. Wystawa miała być poświęcona sztuce powstającej od drugiej połowy XX wieku po współczesność. W rzeczywistości powstało muzeum sztuki powojennej. Twórczości późniejszej – z nielicznymi wyjątkami – właściwie nie ma. Na ekspozycji dominuje też malarstwo i rzeźba. Fotografię – chociaż Muzeum ma świetne zbiory – pokazano śladowo, a nowych mediów, które tak bardzo naznaczyły sztukę ostatnich dekad – nie sposób zauważyć. Jest nawet gorzej: całe doświadczenie kontestacji lat 60. i 70., rozmaite poszukiwania neoawangardy tych czasów, tak istotne dla wrocławskiego środowiska artystycznego – zepchnięto na całkowity margines. Jak słusznie zauważył Stach Szabłowski: „Patrząc z perspektywy Pawilonu Czterech Kopuł, fale antysztuki spłynęły po tradycyjnych kategoriach i gatunkach jak woda po gęsi. Rozliczne dekonstrukcje nie naruszyły fundamentów sztuki przez wielkie S”.

Jest to wreszcie obraz polskiej sztuki całkowicie wyizolowanej z międzynarodowego kontekstu, skupionej na celebrowaniu własnej wielkości.

Zjazd z Berlina

O tym, jak ważna jest konfrontacja naszej sztuki z doświadczeniem innych krajów, dobrze pokazuje trwająca w tym samym czasie w Pawilonie Czterech Kopuł wystawa „Letnia rezydencja”. Znalazły się na niej dzieła z kolekcji Ericha Marksa, przechowywane na stałe w berlińskim Hamburger Bahnhof.
Zbiór Marksa to jedna z najważniejszych kolekcji prywatnych, powstałych w ostatnich dekadach w Europie. Jego publiczne udostępnienie przyczyniło się do przekształcenia Berlina w jeden z najważniejszych ośrodków sztuki współczesnej na kontynencie (samo miasto od lat prowadzi ciekawą, ale kontrowersyjną politykę pozyskiwania zbiorów prywatnych, uzupełniających luki w kolekcjach publicznych). To też kolekcja różnorodna, lecz jej charakter określają liczne wybitne dzieła artystów dla Ericha Marksa ważnych, z którymi miał bardziej bliskie relacje: Josepha Beuysa, Roberta Rauschenberga czy Andy’ego Warhola. Podobieństwa – jeżeli chodzi o strategię kolekcjonowania – między niemieckim zbieraczem a Mariuszem Hermansdorferem są uderzające.

Tylko w ostatniej sali obie kolekcje, wrocławska i niemiecka, się przenikają. Umieszczenie obok siebie dzieł Anselma Kiefera i Pawła Althamera robi niesamowite wrażenie. Pozwala bowiem na inne spojrzenie na twórczość polskiego artysty, dostrzeżenie w niej egzystencjalnych, a nawet historiozoficznych wątków. Gdyby pokuszono się o połączenie – na chwilę – obu kolekcji, dowiedzielibyśmy się więcej o polskiej sztuce. O tym, co w niej odrębne, ale też co wtórne, naśladowcze.

Współczesne z definicji

Muzeum Współczesne we Wrocławiu natomiast „prezentuje alternatywną historię sztuki współczesnej w stosunku do ekspozycji kolekcji w Pawilonie Czterech Kopuł i istotnie ją aktualizuje” – podkreśla Dorota Monkiewicz, kierująca placówką od początku jej powstania. Sam zbiór jest inaczej konstruowany. To nie kolekcja arcydzieł, lecz – jak to określił Karol Sienkiewicz – zbiór „problemów do przepracowania, z którymi na różne sposoby mierzy się pewnie większość zwiedzających”.

Kluczowym punkt w kolekcji Muzeum Współczesnego stanowi twórczość osadzona lokalnie, we Wrocławiu lat 60. i 70. Dotyczy to Jerzego Ludwińskiego i Stanisława Dróżdża, ale też aktywności artystów związanych z założoną m.in. przez Andrzeja Lachowicza i Natalię LL Galerią PERMAFO oraz z Galerią Sztuki Najnowszej Anny i Romualda Kuterów, a także wrocławskiego niezależnego ruchu artystycznego lat 80. Co najważniejsze, Muzeum wpisało tę twórczość w kontekst sztuki nie tylko polskiej tego czasu. A lokalne doświadczenie lat 70. uczyniło istotnym punktem odniesienia dla sztuki powstającej po 1989 r.

Obecnie trwa pierwszy pokaz tej kolekcji – wystawa „Stosunki pracy”. Nie jest to jednak tradycyjna prezentacja zebranych obiektów, lecz problemowa i zaangażowana ekspozycja, poświęcona problemowi pracy oraz władzy i dominacji w obecnych czasach.

Dyrektorka, czyli co dalej?

Dyskusję o sztuce publicznej (nie tylko we Wrocławiu) zdominowało inne pytanie: o dalsze losy Muzeum Współczesnego. W kwietniu tego roku miasto ogłosiło, że nie będzie kontynuowało współpracy z jego dotychczasową szefową. Dlaczego? Jak tłumaczył odpowiedzialny za kulturę we Wrocławiu Jarosław Broda: bo były zarówno sukcesy, jak i porażki. A teraz „chcemy spróbować nowej koncepcji, poszukujemy nowego otwarcia”.

Zdumiewający był pomysł zmiany koncepcji Muzeum w chwili, w której stało się jednym z najważniejszych miejsc na instytucjonalnej mapie sztuki współczesnej, do tego mówiącym własnym, wyrazistym i odrębnym głosem. Dodatkowo zmiany dokonano w trakcie trwania roku Europejskiej Stolicy Kultury we Wrocławiu, a plany Muzeum na 2016 r. to dla publiczności zainteresowanej sztukami wizualnymi ciekawa i przekonująca oferta.

Ta decyzja wywołała oburzenie i liczne protesty. Ostatecznie miasto zmieniło zdanie. Dorota Monkiewicz ma pełnić obowiązki dyrektora do końca grudnia. Rozpisany został także konkurs na nowego kierującego. Jego wyniki ogłoszono przed kilkoma dniami. Jak można było się spodziewać, dotychczasowa szefowa przegrała. Nowym dyrektorem ma być Andrzej Jarosz, wrocławski historyk sztuki, zajmujący się tamtejszą sztuką w okresie powojennym, osoba o lokalnym doświadczeniu, pozbawiona szerszych ogólnopolskich kontaktów (nie mówiąc już o międzynarodowych).

Jakie ma być Muzeum pod jego rządami? Jarosz mówi o „twórczej ewolucji”. „Dorota Monkiewicz w latach 70. dostrzegła klucz do tożsamości kulturowej współczesnego miasta – tłumaczył po swoim wyborze. – Traktuję to założenie jako podstawę, ale chciałbym zniuansować pewne akcenty, otworzyć MWW na inne obszary w sztuce współczesnej, wyjść poza hermetyczny nurt neoawangardy”.

Nie sądzę, by te zapowiedzi rozwiały wątpliwości co do losów Muzeum Współczesnego i jego miejsca na mapie polskiej sztuki. Można też dodać pytania wykraczające poza problem tejże instytucji: o politykę kulturalną miasta, o to, w jaki sposób zarządza instytucjami kulturalnymi i definiuje ich zadania, a także o jego rolę wobec tych instytucji? To szczególnie ważne i nasuwa kolejne pytanie: czy samorząd w ogóle jest odpowiedzialnym i świadomym partnerem dla instytucji kultury, czy umożliwia im realizowanie tego, do czego zostały powołane, czy gwarantuje zachowanie autonomii i monitoruje wywiązywanie się ze zobowiązań wobec odbiorców?

Wrocław długo uchodził za wzór. Jednak przypadek Teatru Polskiego czy Muzeum Współczesnego pokazują, że miasto coraz bardziej – w złym tego słowa znaczeniu – się prowincjonalizuje. Można uznać, iż winni są urzędnicy, ich arogancja, nieumiejętność uczenia się, przekonanie o wyłącznej słuszności własnych poglądów. Casus wrocławski o tym zapewne świadczy.

Jednak – być może – mamy do czynienia z głębszym procesem: autoizolacji. Lokalne elity, także artystyczne, zauważyły, że instytucje artystyczne cenione w ogólnopolskim, a nawet międzynarodowym obiegu niekoniecznie zapewniają prestiż im samym. Gorzej: mogą pogłębiać ich poczucie wykluczenia, a przecież powinny przede wszystkim służyć lokalnej społeczności. Czy uda się połączyć oczekiwania wobec silnych, obecnych w świecie instytucji z „obsłużeniem” lokalnych twórców? To może być bardzo trudne. ©

​KOLEKCJA SZTUKI POLSKIEJ II POŁOWY XX I XXI WIEKU, Pawilon Czterech Kopuł, Wrocław, Muzeum Narodowe, kuratorki: Barbara Banaś, Barbara Ilosz;

LETNIA REZYDENCJA. KOLEKCJA MARXA GOŚCINNIE WE WROCŁAWIU, Wrocław, Muzeum Narodowe, wystawa czynna do 22 stycznia 2017 r., kuratorzy: Eugen Blume, Matilda Felix, Barbara Banaś;

STOSUNKI PRACY. Z MIĘDZYNARODOWEJ KOLEKCJI SZTUKI WSPÓŁCZESNEJ, Wrocław, Muzeum Współczesne, wystawa czynna do 27 marca 2017 r., kuratorka Sylwia Serafinowicz.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2016