Wołyń ’43

W przyszłym państwie ukraińskim miało nie być żadnych mniejszości, zwłaszcza Polaków.

19.09.2016

Czyta się kilka minut

Na planie „Wołynia”, październik 2014 r. / Fot. Krzysztof Wiktor / FORUM FILM
Na planie „Wołynia”, październik 2014 r. / Fot. Krzysztof Wiktor / FORUM FILM

Był przełom roku 1942 i 1943, gdy młody podporucznik AK podjął się szczególnej misji: przeniknięcia w szeregi ukraińskiej partyzantki, która właśnie powstawała na Wołyniu, pod nazwą Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA). Człowiek ten miał 33 lata, nazywał się Lech Łada i był cichociemnym – dowódcą akowskiej placówki wywiadowczo-dywersyjnej w Równem.

Zadanie wykonał, a ze swej misji sporządził meldunek. Relacjonował w nim, że jeden z dowódców UPA tak mówił o zamiarach Ukraińców: „Z dniem 1 marca 1943 r. przystępujemy do powstania zbrojnego. Jest to działanie wojskowe i jako takie skierowane jest przeciw okupantowi. (...) Jeśli chodzi o sprawę polską, to nie jest to zagadnienie wojskowe, tylko mniejszościowe. Rozwiążemy je tak jak Hitler sprawę żydowską. Chyba że usuną się sami”.


Przeczytaj także:

 


„Akcja antypolska”

Wprawdzie meldunek ten znany był historykom, ale dopiero niedawno udało się stwierdzić, że to Łada był jego autorem (ustalił to Mariusz Zajączkowski z lubelskiego IPN). Jego misja okazała się zresztą straceńcza: wkrótce zginął z rąk Ukraińców. A jego rewelacje nie zostały docenione, ani przez dowództwo AK, ani w Londynie. „Członkowie polskiego podziemia wprost nie mogli uwierzyć, że ukraińscy nacjonaliści są organizacyjnie zdolni do przeprowadzenia na masową skalę antypolskiej czystki etnicznej” – pisze Grzegorz Motyka, autor licznych publikacji o Zbrodni Wołyńskiej.

W swym tekście, opublikowanym w piśmie „Dzieje Najnowsze” (nr 1/2016), Motyka polemizuje – odwołując się do nowych archiwaliów – ze współczesnymi ukraińskimi interpretacjami tego, co działo się od początku 1943 r. na Wołyniu i potem w Galicji Wschodniej. Ich autorzy chcą bowiem dowieść, że Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (aspirująca do jedynej politycznej reprezentacji narodu) i UPA (jako jej siła zbrojna) nie prowadziły zorganizowanej i nakazanej odgórnie „akcji antypolskiej”, a mordy były „stratami ubocznymi” konfliktu polsko-ukraińskiego lub skutkiem spontanicznych wystąpień ludności ukraińskiej, uzasadnionych wcześniejszą dyskryminacją Ukraińców (polemizując z tym poglądem, Motyka nazywa go „mitem buntu ludowego”).

Tymczasem wśród polskich historyków – i to zarówno tych o poglądach lewicowo-liberalnych, jak i konserwatywnych – panuje dziś zgoda, że to, co w Polsce nazywamy Zbrodnią Wołyńską (lub wołyńsko-galicyjską), było operacją zaplanowaną przez kierownictwo OUN i UPA (nazwano ją: „akcja antypolska”) oraz realizowaną celowo i świadomie. Jej cel wynikał z założeń tzw. integralnego nacjonalizmu, ideologii OUN: w przyszłym państwie ukraińskim miało nie być żadnych mniejszości, zwłaszcza Polaków.

Sto tysięcy

Według polskich historyków pierwszy akt dramatu nastąpił 9 lutego 1943 r., gdy kompania (sotnia) Iwana Perehiniaka ps. „Dowbeszka-Korobka” – był to w ogóle pierwszy oddział UPA, który podjął walkę partyzancką – wymordowała polską wieś Parośle w powiecie Sarny („realizując ściśle tajne rozkazy”, jak pisze Motyka). Już ten „mord założycielski” był okrutny: ok. 150 Polaków związano, po czym zarąbano siekierami.

W kolejnych miesiącach mordy na polskiej ludności nasilały się, a ich apogeum nastąpiło po tym, jak dowódca wołyńskiej UPA Dmytro Klaczkiwski (ps. „Kłym Sawur”) podjął decyzję o wymordowaniu wszystkich Polaków na Wołyniu. Rozkaz realizowali partyzanci UPA, często wspomagani przez miejscową ludność. Kulminacja nastąpiła w niedzielę 11 lipca 1943 r., gdy zaatakowano naraz około stu polskich wsi.

Wiosną 1944 r. dowództwo UPA wydało rozkaz, by także w Galicji Wschodniej zacząć „akcję antypolską” – choć w postaci „złagodzonej”. Fragment rozkazu brzmiał: „należy Polaków z naszych ziem usuwać. Proszę to tak rozumieć: dawać polskiej ludności polecenia wyprowadzenia się w ciągu kilku dni na rdzenne polskie ziemie. Jeśli tego nie wykona, wtedy wysyłać bojówki, które mężczyzn będą likwidować, a chaty i majątek palić (rozbierać)”. W praktyce także tu dochodziło do licznych i masowych mordów.

Polscy historycy szacują dziś, że na Wołyniu zginęło co najmniej 60 tys., a w Galicji 30-40 tys. Polaków. Szacuje się też, że co najmniej kilkuset Ukraińców zginęło z rąk rodaków za to, że pomogli polskim sąsiadom.

Spory i interpretacje

Nieco inny charakter konflikt polsko-ukraiński przybrał na Lubelszczyźnie (dla Ukraińców: Chełmszczyźnie) i obecnym Podkarpaciu. O ile na Wołyniu struktury AK i lokalnej samoobrony były słabe, o tyle tu siły obu stron były wyrównane. Wiosną 1944 r. na terenie powiatów Hrubieszów, Tomaszów Lubelski i Lubaczów powstała „linia frontu” między UPA i oddziałami polskimi (głównie AK i Batalionów Chłopskich).

Także tutaj doszło do największych polskich akcji wymierzonych również w cywilną ludność ukraińską. Ich symbolem stała się wieś Sahryń, wymordowana w marcu 1944 r. przez AK i BCh. Na tym terenie straty obu stron były mniej więcej podobne: co najmniej po kilka tysięcy ofiar cywilnych.
Polskie akcje przeciw ludności ukraińskiej – w których, wedle polskich źródeł, zginęło łącznie ok. 10 tys. osób (ukraińscy historycy podają wyższą liczbę, ok. 20 tys., równocześnie podając niższą liczbę polskich ofiar: miało ich być łącznie poniżej 40 tys.) – są dziś po stronie ukraińskiej traktowane jako uzasadnienie dla tezy, iż w konflikcie polsko-ukraińskim można mówić o równowadze win między Polakami i Ukraińcami. Ukraińscy historycy przekonują, że polscy cywile nie byli ofiarami wyjątkowej zbrodni, lecz polsko-ukraińskiej „wojny w wojnie”.

Z kolei polscy historycy są wprawdzie podzieleni w ocenie akcji AK i BCh wymierzonych w ukraińskich cywilów – jedni uważają, że były to zbrodnie wojenne; inni, że to „akcje odwetowe”, uprawnione za sprawą wcześniejszych zbrodni ukraińskich. Jednak generalnie po polskiej stronie jest raczej zgoda w ocenie, iż działań podziemia ukraińskiego i polskiego, wymierzonych w cywilów, nie można stawiać na jednej płaszczyźnie historyczno-moralnej, gdyż polskie miały inną skalę i inne intencje (Polacy nie chcieli eksterminować Ukraińców). Także decyzje o ich przeprowadzeniu zapadały na innym szczeblu: po polskiej stronie były to inicjatywy lokalnych dowódców, po ukraińskiej – centralnego dowództwa OUN i UPA.

Spóźniony „mir”

Po wejściu Armii Czerwonej, jesienią 1944 r. OUN i UPA zaczęły dochodzić do wniosku, że kontynuowanie „akcji antypolskiej” jest bezcelowe. Ale ataki trwały. Za ostatni akt „antypolskiej akcji” historycy polscy uznają operację sotni „Wowki”, która w maju 1945 r. uderzyła na kilka wsi w Lubelskiem. Wkrótce potem, 21 maja 1945 r., w Lublińcu Nowym koło Lubaczowa delegacja podziemia poakowskiego i przedstawiciele dowództwa OUN i UPA (przybyli ze Lwowa) podpisali porozumienie pokojowe, przez ludność z obu stron zwane „świętym mirem”. Respektowane przez obie strony, zakończyło walki w tym regionie (podobnej ugody nie udało się zawrzeć na Podkarpaciu). Głównym przeciwnikiem UPA były tam odtąd struktury komunistyczne, polskie i sowieckie.

Wśród polskich historyków panuje dziś w zasadzie konsens, że „akcja antypolska” UPA była ludobójstwem. ©℗

Korzystałem m.in. z licznych tekstów publikowanych w ostatnich latach w „Tygodniku”, strony zbrodniawolynska.pl, tekstu G. Motyki w „Dziejach Najnowszych” nr 1/2016 i książki W. Wiatrowycza „Druga wojna polsko-ukraińska 1942–1947” (przedstawia stanowisko ukraińskie).


www.wolynskyjzloczyn.eu

Przed 70. rocznicą Wołynia IPN przygotował stronę internetową po polsku, ukraińsku i angielsku (zbrodniawolynska.pl; wolynskyjzloczyn.eu). Są tu informacje, relacje świadków i podstrona o ukraińskich Sprawiedliwych: dotąd ustalono 1300 Ukraińców, którzy pomagali Polakom.
Dostępnych jest tu też kilkadziesiąt e-książek i tekstów o relacjach polsko-ukraińskich, w tym „Kresowa księga sprawiedliwych 1939–1945” (po polsku, ukraińsku i angielsku). ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2016