Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dlatego czytając opublikowany na stronie 11. tego numeru list otwarty prof. Stanisława Lufta do biskupów – chociaż sam autor sugeruje, byśmy skupili się przede wszystkim na problemach całego Kościoła – nie wolno przeoczyć faktu, że w walce o koncesję na multipleks dla Telewizji Trwam skrzywdzono człowieka niewinnego, który całe długie życie poświęcił służbie Kościołowi, a którego jedyną „winą” jest to, że jego syn zasiada w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji (polemizując z Krzysztofem Luftem o. Tadeusz Rydzyk stwierdził: „Dowiedziałem się, że tata uczy w seminarium archidiecezjalnym medycyny pastoralnej. Proszę zwrócić się do syna i powiedzieć: »Synu, co wyprawiasz?«”). Byłoby wstydem, gdybyśmy teraz odtworzyli czarny scenariusz z przypowieści o miłosiernym Samarytaninie. Gdyby kapłan i lewita przeszli obojętnie obok człowieka poturbowanego przez zbójców.
Ale oczywiście nie o jednego człowieka tu chodzi. Zamieszczony przez nas list Stanisława Lufta jest jak wystrzał z działa. Nie może pozostać bez echa, bo wyraża myśli i uczucia wielu katolików zakrzyczanych przez hałaśliwą mniejszość.
My nie będziemy krzyczeć. Szantażować. Dzielić na prawdziwych i nieprawdziwych. Ale prosimy, aby nas nie lekceważyć. Nie odmawiać prawa do współodpowiedzialności za Kościół. A nawet jeżeli nasze opinie i ostrzeżenia zostaną przemilczane bądź wykpione, nie odwrócimy się – jak pisze Stanisław Luft – do Kościoła plecami. I nie będziemy odczuwali nawet krztyny Schadenfreude, gdy za kilkadziesiąt lat w owczarni pozostanie jedna owca, a szukać będzie trzeba pozostałych dziewięćdziesięciu dziewięciu.