Województwo Afryka

Rząd zabiega, by ograniczyć finansowanie Funduszu Klimatycznego, powołanego z myślą o krajach najbardziej zagrożonych globalnym ociepleniem. Czy ekonomia powinna wygrywać z ludzką solidarnością?

20.10.2009

Czyta się kilka minut

/rys. Mirosław Owczarek /
/rys. Mirosław Owczarek /

Negocjacje na temat Funduszu wkraczają właśnie w decydującą fazę - Komisji Europejskiej zależy, by do grudniowego szczytu w Kopenhadze kraje członkowskie wypracowały wspólne stanowisko. Jeśli się to nie uda, kopenhaskie spotkanie może zakończyć się fiaskiem.

Znamienne jednak, że ten fragment debaty nie budzi społecznych emocji: negocjatorzy unijni nie palą się do jej upubliczniania, toczy się ona bowiem na śliskim styku ekonomii i etyki. W tak delikatnej kwestii zbyt ostre stanowisko krajów zamożnych i zredukowanie pomocy do minimum wywoła z pewnością oskarżenia o obojętność i krótkowzroczność, a w konsekwencji uniemożliwi zrównoważony rozwój krajów, które już dzisiaj tracą z powodu globalnego ocieplenia.

Tych obaw nie miał, jak się zdaje, polski minister Jacek Rostowski, który dwa tygodnie temu, podczas kolejnej rundy negocjacji, wygłosił następujące słowa: "Całkowicie nie do zaakceptowania jest, by biedne kraje europejskie musiały pomagać bogatym krajom europejskim w niesieniu pomocy krajom biednym w pozostałych częściach świata". Tak radykalne stanowisko można oczywiście interpretować jako polityczne zagranie va banque i sygnał irytacji skierowany przede wszystkim do wewnątrzunijnych partnerów tuż przed ostatecznymi decyzjami. Nie zmienia to jednak faktu, że postawiło Polskę w złym świetle, jako kraj, który mimo oczywistych sukcesów gospodarczych i hojnej pomocy z zewnątrz nie pali się do wspomagania gorzej położonych regionów świata. Podobnie jak w czasie negocjacji o handel emisjami, Polska urasta do rangi głównego hamulcowego w wewnątrzunijnych dyskusjach o przyszłości Funduszu.

A gra toczy się o wysokie stawki.

Tyle co Holandia

Wątpliwości zdaje się nie budzić jedynie podział wirtualnych środków - miałyby zostać przeznaczone na łagodzenie skutków zmian klimatycznych, walkę z wylesieniami, rozwój odnawialnych źródeł energii i modernizację przemysłu. Znak zapytania kryje się gdzie indziej. Na polityczno-ekologicznej giełdzie pojawiło się kilka konkurencyjnych propozycji wysokości Fuduszu, a każda z nich oznacza dodatkowe wydatki dla polskiego budżetu. Najostrożniej licytuje Komisja Europejska, która 10 października zaproponowała, by kraje uprzemysłowione zbierały od 22 do 50 mld euro rocznie, przeznaczając je na adaptację i rozwój regionów dotkniętych globalnym ociepleniem. Premier Wielkiej Brytanii Gordon Brown zaproponował, by każdego roku kraje rozwinięte wpłacały 100 mld dolarów. Najdalej idą ekolodzy: według Greenpeace skuteczna pomoc musi do roku 2020 sięgać kwoty 110 mld euro pochodzących wyłącznie ze środków publicznych.

Co powyższe propozycje oznaczają dla Polski? W tej chwili trwa spór, według jakich kryteriów wyznaczać kwoty. Pod uwagę brane są dwa wskaźniki: PKB oraz poziom emisji. Jeśli przeważy pierwsza opcja, Polacy ze swoimi w miarę niskimi dochodami znajdą się w lepszej sytuacji, podobnie jak Chińczycy, Hindusi czy Słowacy. Za opcją drugą lobbują te kraje rozwinięte, które ograniczyły emisję, np. oparta na energetyce jądrowej Francja. Urząd Komitetu Integracji Europejskiej wyliczył, że gdyby obowiązki wobec biednych wyliczać wyłącznie według PKB, Polska płaciłaby 25 proc. sumy, którą wpłacałaby Francja. Jeśli oprzeć się na wskaźnikach emisji, kwota wzrosłaby już do 60 proc.

Jeśli uda się wypracować kompromis, przy wyliczaniu stawki Funduszu Klimatycznego będą brane pod uwagę obie zmienne. Niezależnie od tego, która opcja przeważy, dla polskiego budżetu kluczowe znaczenie ma ostateczna wysokość wspólnej kwoty. Wersja minimum, prezentowana przez Komisję Europejską, oznacza dla Warszawy wydatki rzędu 150-400 mln euro rocznie.

Zaakceptowanie propozycji ekologów, którzy opierają się na tzw. wskaźniku RCI, sumującym odpowiedzialność za emisję i wysokość dochodów, oznaczałoby, że z polskiego budżetu do roku 2020 trafiałoby ok. 6 mld zł rocznie, czyli 5 proc. rocznych wydatków. Polska płaciłaby najwięcej spośród nowych krajów członkowskich, tyle co Holandia, natomiast 5 razy mniej niż Niemcy. Dla porównania - budżet województwa mazowieckiego wynosi w tej chwili 2,1 mld zł. Na mapie Polski przybyłoby więc gigantyczne województwo, zamieszkane przez ubogich z Afryki, Azji i Ameryki Południowej, pozbawionych dostępu do wody, ziemi uprawnej, podstawowych dóbr konsumpcyjnych.

Przyznajmy: to propozycja nierealna i nie ma w tej chwili najmniejszych szans na jej realizację. Przyjęcie takiego progu zostałoby z pewnością skutecznie wykorzystane przez przeciwników obecnego rządu. Możliwe są jedynie rozwiązania pośrednie, choć i one rodzą się w bólach.

Kowalski a lasy równikowe

Przy okazji sporu o wysokość wpłat na Fundusz Klimatyczny pojawiają się jednak pytania, których nie sposób zlekceważyć. Przed polską dyplomacją pojawia się zadanie wyjątkowo skomplikowane, test na dalekowzroczność i odpowiedzialność. Z wypowiedzi ministra Rostowskiego można bowiem wnioskować, że Polska jest krajem biednym, w związku z czym ma prawo uchylać się od globalnej odpowiedzialności, a najlepiej byłoby, gdyby ta odpowiedzialność spoczywała wyłącznie na innych. Skutkami wylesień w Chinach czy Ameryce Południowej, wysychającymi krajami Azji Środkowej czy Afryki niech zajmą się Francuzi i Niemcy - zdaje się brzmieć konkluzja. Dodajmy do niej tradycyjne traktowanie ekologii przez polskie rządy jako piątego koła u wozu. I jeżeli prawdziwa jest informacja, że na przyjęciu w warszawskiej rezydencji ambasadora Wielkiej Brytanii minister Rostowski podał w wątpliwość istnienie globalnego ocieplenia, to klaruje się w miarę wyraźny obraz. Świadomość, że wycinka drzew w Puszczy Amazońskiej ma bezpośredni związek z życiem Jana Kowalskiego, przebija się u nas z trudem.

Można oczywiście powiedzieć, że Polska wykonuje swoje obowiązki wobec społeczności międzynarodowej z nawiązką, wydając rocznie ok. miliarda zł na tzw. pomoc rozwojową dla krajów ubogich. Lista miejsc, w które trafiają pieniądze, nie jest zbyt długa i obejmuje głównie kraje, w których prowadzimy interesy gospodarcze, wojenne lub polityczne: Afganistan, Angolę, Autonomię Palestyńską, Białoruś, Gruzję, Mołdawię i Ukrainę. Problem w tym, że inwestycje w infrastrukturę czy edukację nie muszą mieć wiele wspólnego z ochroną środowiska. A Fundusz Klimatyczny został utworzony właśnie w tym celu.

Jedna uwaga urzędników wydaje się na pierwszy rzut oka słuszna: niezależnie od wielkości obciążeń finansowych będą one miały sens tylko wtedy, gdy poniosą je wszystkie kraje rozwinięte. Na razie Arabia Saudyjska czy Zjednoczone Emiraty Arabskie do tej odpowiedzialności się nie palą. Są kraje, które nie podpisały protokołu z Kioto lub nie zamierzają włączyć się w walkę z globalnym ociepleniem. Czy jest to jednak wystarczające usprawiedliwienie?

Jeśli słowa ministra Rostowskiego potraktować jak wyraz niechęci do solidarności z krajami biednymi, muszą one dziwić podwójnie: zaskakująco szybko zapomnieliśmy, że nie tak dawno to my znajdowaliśmy się w gronie państw, które kołaczą do drzwi lepszego świata z gniewem i odwołując się do poczucia sprawiedliwości dziejowej. Użyte w jednym z raportów Oxfam, organizacji charytatywnej zajmującej się walką z głodem na świecie, zdanie "»Sollidarność« jest dla Polaków pojęciem wewnętrznym" brzmią ironicznie i bardzo gorzko.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2009