Woda z cukrem zamiast mleka

Na początku kwietnia COVID-19 dotarł do dwóch obozów dla uchodźców w Grecji. Kwarantanna trwa już dłużej niż zapowiadane dwa tygodnie. Jak radzą sobie mieszkańcy Ritsony i Malakasy?

04.05.2020

Czyta się kilka minut

Brama obozu w Malakasie, kwiecień 2020 r. / YORGOS KARAHALIS / AP / EAST NEWS
Brama obozu w Malakasie, kwiecień 2020 r. / YORGOS KARAHALIS / AP / EAST NEWS

Parwana Amiri nie czeka na pytania. Od razu zaczyna opowiadać o tym, jak wygląda lockdown – jak dziś określa się powszechną kwarantannę – w obozie Ritsona, 75 km na północ od Aten.

Amiri mieszka w Ritsonie od początku tego roku. Gładko przechodzi z tematu na temat. Ma już wprawę. Ta 16-letnia Afganka od początku swojego półrocznego pobytu w Grecji pisze o życiu w obozach. Zaczęła w Morii na wyspie Lesbos, gdzie spędziła trzy miesiące. Teraz bez przerwy udziela wywiadów, działa na Instagramie i tweetuje. O tym, co widzi w obozie Ritsona, który od ponad miesiąca odcięty jest od świata.

Jeszcze w ostatni weekend marca dzieci bawiły się na placach zabaw, ludzie piekli chleb. „Mamy szczęście – pisała Amiri na blogu. – COVID-19 oszczędził obóz”. Jednak wybuch epidemii był tylko kwestią czasu. „Dla wirusa granice przecież nie istnieją”.

Trzy dni później, 1 kwietnia, mieszkańców ogarnia panika. 19-letnia kobieta, która rodziła w ateńskim szpitalu, zachorowała na COVID-19. To pierwszy przypadek zakażenia w greckich obozach. Natychmiast przebadane zostają 63 osoby z jej najbliższego otoczenia. Wynik przychodzi już 2 kwietnia: 20 osób ma koronawirusa.

Obóz zostaje poddany kwarantannie, która ma trwać dwa tygodnie. Patrole policyjne pilnują, by nikt go nie opuszczał. Ludzie spieszą do obozowych sklepów, chcą uzupełnić zapasy. Ale wielu nie ma pieniędzy: do 20 kwietnia opóźniono miesięczne przelewy z europejskich funduszy (w ramach programu koordynowanego przez UNHCR i finansowanego przez UE, który pozwala uchodźcom na zakup niezbędnych rzeczy, jak jedzenie, ubranie i leki). A ci, którzy mają jeszcze pieniądze na koncie, nie mogą ich wybrać: bankomat jest poza obozem. W strefie, do której oni nie mają wstępu, bo przy wejściu czuwają policjanci.

Zamknięci w Ritsonie

Zaniepokojeni ludzie postanawiają zaprotestować: – To logiczna reakcja. Wyobraź sobie, że gdzieś utknąłeś i dowiadujesz się, że wykryto w tym miejscu przypadki koronawirusa. Też byś się martwił – mówi „Tygodnikowi” Christine Nikolaidou, rzeczniczka Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji (IOM); organizacja ta zarządza obozem Ritsona. – Protest przebiegł spokojnie, nie było żadnej przemocy. Po 15 minutach wszystko wróciło do normy po tym, jak przedstawiciele IOM i Narodowej Organizacji Zdrowia wyjaśnili sytuację.

Ale obawy pozostały. Bo ludzie wciąż nie wiedzą, czego mogą się spodziewać. Po wykryciu pierwszego przypadku infekcji greckie ministerstwo migracji ogłosiło przeprowadzenie testów. Ale pierwsza kontrola odbyła się do piero po tygodniu. Zbadano tylko 90 osób z niemal 3 tys. mieszkańców, u siedmiu wynik był pozytywny. Pod koniec kwietnia przebadano kolejne 180 osób, w tym wszystkie kobiety w ciąży. W trakcie powstawania tego tekstu wyniki nie były jeszcze znane.

Ludzie zamknięci w Ritsonie nie mogą iść na pobliski targ, by zaopatrzyć się w żywność. Dlatego IOM od pierwszego tygodnia kwarantanny dostarcza podstawowe produkty: konserwy, cukier, kiełbasy, przyprawy, olej, ocet.

– Ale żadnej mąki do pieczenia chleba, cebuli, ziemniaków i pomidorów. Dostajemy głównie ryż – opowiada mi Amiri przez aplikację WhatsApp. – Najgorsze jest to, że brakuje mleka w proszku dla niemowląt. Matki są tak osłabione, że nie produkują wystarczającej ilości pokarmu. Poza tym ich mleko ze względu na niedobór witamin nie zawiera odpowiednich składników odżywczych.

W paczkach dostarczanych przez IOM znalazło się za to mleko krowie, którego niemowlaki nie trawią. – Dlatego zamiast mleka dostają przegotowaną wodę z cukrem – mówi Amiri.

– 10 proc. populacji Ritsony to niemowlęta, kolejne 9 proc. to dzieci w wieku od 3 do 5 lat – podaje Nikolaidou ze swojego biura w Atenach.

Wirus nie dyskryminuje

Koronawirus jednoczy i zarazem dzieli mieszkańców Ritsony. Kobieta, która została zakażona jako pierwsza, pochodzi z Kamerunu. W obozie nie ma tajemnic, wieści rozprzestrzeniają się szybko. Teraz pozostali unikają Afrykańczyków. To oni przynieśli do obozu wirusa, myślą ludzie.

– Ponad połowa zakażonych nie przestrzega kwarantanny – mówi Amiri. – Bo nie wierzą, że są chorzy. Wszystkie przypadki w Ritsonie są bezobjawowe… Dlatego ludzie są przekonani, że lekarze ich okłamują, że chcą ich celowo odseparować od reszty.

Dlatego nie pozostają w kontenerach, gdzie do niedawna odbywały się lekcje, a które teraz służą jako miejsce do odbywania kwarantanny.

Część ludzi jest sfrustrowana. Nie wiedzą, jak radzić sobie z niepewnością. Niektórzy, bywa, wybuchają. Tak jak 20-osobowa grupa, która 10 kwietnia przyszła do kliniki, w której Amiri pracuje jako tłumaczka: – Zaczęli krzyczeć po francusku, że chcą pomocy, że chcą, aby ich wyleczono. Byli wśród nich zarówno zdrowi, jak i zakażeni. Weszli do kliniki i zatarasowali przejście, lekarze nie mogli wyjść. Policja musiała interweniować. Udało mi się na szczęście wyjść, chyba myśleli, że jestem pacjentką.

Amiri próbuje zrozumieć ich zachowanie: – Nie ukrywajmy, sytuacja w obozie jest nieprzyjemna dla afrykańskiej społeczności. Też bym nie chciała, żeby mnie unikano jak zarazy. Nie dziwię się, że ludzie są źli. Oni są po prostu zdezorientowani: nie rozumieją, dlaczego akurat oni zostali zakażeni i dlaczego nie mają objawów.

Społeczność afrykańska od początku sprzeciwiała się stygmatyzacji. W pierwszych dniach po ogłoszeniu przypadków COVID-19 skandowali: „Afrykanie to nie koronawirus!”. Kilka dni później okazało się, że wirus nie dyskryminuje. Nowe infekcje wykryto wśród Afgańczyków, Irakijczyków i Syryjczyków.

Razem przy ognisku

Każdy radzi sobie, jak umie.

– Niektórzy są przekonani, że nic im nie grozi, dopóki będą trzymać się razem – mówi Amiri. – Każdej nocy grupa ludzi spotyka się przy ognisku. Wpatrują się w płomienie, trzymają się za ręce. Myślą, że tworzą w ten sposób łańcuch, którego nic ani nikt nie jest w stanie przerwać.

Część dzieci nadal bawi się na zewnątrz. Amiri podejrzewa, że ​​rodzice wypuszczają swe pociechy, bo sami potrzebują chwili spokoju. Ale w obozie są też tacy, którzy ściśle przestrzegają zasady #zostańwdomu: – Niektóre rodziny proszą, żeby ich nie odwiedzać. Inni śpią w ciągu dnia i robią wszystko w nocy, aby spotykać jak najmniej ludzi – mówi.

W kontenerach mieszkalnych trudno unikać współlokatorów. Przestrzeń, czyli cztery pokoje i kuchnia, jest tu zwykle dzielona przez dwie rodziny. Amiri: – Nas jest siedmioro, więc przydzielono nam cały kontener. Ale są miejsca, gdzie ludzie muszą mieszkać wspólnie z inną rodziną.

Informacyjna próżnia

W obozie nie można już liczyć na pomoc psychologiczną: organizacja Lighthouse Relief, która zapewniała wsparcie dzieciom, nastolatkom i kobietom, zawiesiła działalność po ogłoszeniu kwarantanny. Ludzie pocieszają się więc nawzajem tak jak mogą, przez rozmowy. Również w ten sposób starają się dowiedzieć, jak chronić siebie i swoje rodziny.

Przed wprowadzeniem kwarantanny IOM zorganizowała wprawdzie kilka spotkań o COVID-19, ale nie wszyscy zdążyli wziąć w nich udział: sesje przerwano po stwierdzeniu pierwszej infekcji. Amiri prowadziła własną kampanię informacyjną z młodzieżą z obozu, przygotowywali plakaty. Przestali po ogłoszeniu lockdownu, by kilka dni temu wznowić działania jako Corona Awareness Team (na kształt zespołu działającego w Morii). Bo ludzie wciąż nie mają dostatecznej wiedzy, twierdzi Amiri. Dlatego wraz z zespołem próbuje „chronić innych przez szerzenie świadomości na temat wirusa”, jak tweetowała 21 kwietnia.

O informacje trudno, bo sieć wi-fi w obozie jest niestabilna, działa lepiej w określonych godzinach i na niektórych obszarach. Amiri: – Trudno jest cokolwiek sprawdzić. Niektórzy korzystają z mobilnego internetu, ale teraz nie mogą doładować kart, bo nie mogą wyjść na zewnątrz.

W Malakasie, 40 km od Aten, sytuacja jest podobna. Mieszkańcy obu obozów są nie tylko dosłownie, ale też w przenośni odcięci od świata. „Wmawiają nam, że zamknięto obóz, aby chronić nas przed wirusem. Ale jak możemy być bezpieczni, gdy wirus jest w obozie, a my jesteśmy zdani na siebie? Potrzebujemy prawdziwej pomocy, a nie paczek żywnościowych” – pisała Amiri w ostatnim tekście na blogu. Obozy Ritsona i Malakasa pozostaną w kwarantannie do 10 maja.

– Albo i dłużej – pisze mi na WhatsAppie 30-letni Hadi Gulshan, który od roku mieszka w Malakasie. – Ludzie są zmęczeni. Pozostawieni bez niczego, podczas gdy zakażeni dalej swobodnie się poruszają. Dlaczego rząd ich nie odizoluje? Dlaczego nie uczą ludzi, aby trzymali się z dala od siebie?

Być może dlatego, że w przepełnionych obozach jest to po prostu niemożliwe.

W Malakasie przebywa dziś 1600 osób, głównie Afgańczycy (95 proc.) i Irańczycy (3 proc.). 620 mieszkańców to dzieci. Gulshan twierdzi, że od wykrycia pierwszej infekcji, 5 kwietnia, przeprowadzono może sto testów. Mówi: – Wczoraj pytałem lekarza, ilu jest zakażonych. Powiedział mi, że to tajemnica. ©

CZYTAJ WIĘCEJ:

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 19/2020