Epicentrum na Koronawyspie

Państwa bałtyckie z epidemią radzą sobie nie najgorzej. Jednak mieszkańcy największej estońskiej wyspy, Saremy, mają za sobą ciężkie chwile.

04.05.2020

Czyta się kilka minut

Mecz siatkarskich drużyn z Mediolanu i Saremy w ramach europejskich rozgrywek Pucharu Challenge 2020. Sarema, 5 marca 2020 r. / TAIRO LUTTER / SCANPIX BALTICS / FORUM
Mecz siatkarskich drużyn z Mediolanu i Saremy w ramach europejskich rozgrywek Pucharu Challenge 2020. Sarema, 5 marca 2020 r. / TAIRO LUTTER / SCANPIX BALTICS / FORUM

Sytuacja powoli się stabilizuje: liczba nowych infekcji notowanych każdego dnia i liczba hospitalizowanych znacznie się zmniejszyły. W ostatnich dniach mamy tylko jeden nowy wykryty przypadek – mówi „Tygodnikowi” Madis Kallas, burmistrz Saremy.

Jest środa, 22 kwietnia, a burmistrz pewnie w głębi duszy oddycha z ulgą. Bo w całej niespełna półtoramilionowej Estonii to właśnie Sarema – największa estońska wyspa, malownicza i popularna wśród turystów – była epicentrum COVID-19. W najgorszym momencie dyrektor miejscowego szpitala Edward Laane powiedział, że zakażona może być nawet połowa z ponad 30-tysięcznej populacji wyspy, tyle że ogromna większość miałaby przechodzić chorobę bezobjawowo.

Oficjalnie, na podstawie testów, zdiagnozowano ponad 500 chorych (wśród nich był burmistrz). Tylko lub aż, bo tylu przypadków nie było w Estonii w żadnej innej prowincji. Wprawdzie ponad 500 infekcji stwierdzono w pewnym momencie także w prowincji Harju, gdzie leży stołeczny Tallinn, ale tam liczba ludności jest nieporównywalnie większa (prawie 600 tys.). Nic dziwnego, że Sarema – wraz z małymi wyspami Muhu i Ruhnu – biła resztę kraju na głowę, gdy przeliczono przypadki infekcji na 10 tys. ludności: było ich tam 163, podczas gdy w innych prowincjach od dwóch do 22.

Nikt się nie spodziewał

Pierwszy przypadek COVID-19 stwierdzono w Estonii 27 lutego, ale dla Saremy fatalny okazał się pierwszy tydzień marca. Granice były otwarte, na wyspę przybyła drużyna siatkarzy z Mediolanu i rozegrała tu 4 i 5 marca dwa mecze. W tym czasie we Włoszech liczba ofiar przekroczyła sto, wprowadzano „czerwone strefy”, choć nie ogłoszono jeszcze kwarantanny. Sarema wydawała się daleka od zagrożenia, jak zawsze spokojna i gościnna. Kibice nie zawiedli, na mecze przybyło ich wielu, także z kontynentalnej Estonii.

Po emocjach sportowych przyszedł czas na inne: 7 marca na wyspie odbył się Festiwal Szampana, a w Dzień Kobiet mieszkańcy ruszyli w odwiedziny, również do bliskich w domach opieki. Wkrótce potem, 11 marca, na wyspie zdiagnozowano pierwsze infekcje, a 12 marca okazało się, że sędzia i kilku włoskich graczy mają pozytywny wynik testu. Lokalne władze zamknęły szkoły – kilkoro dzieci, które były na meczu, miało już symptomy choroby. Także na meczu zaraził się zapewne żołnierz z bazy w portowym mieście Paldiski. Źle się poczuł po powrocie do koszar. Po dodatnim teście kwarantanną objęto jednostkę.

14 marca rząd w Tallinnie zamknął wyspy w zachodniej części kraju, w tym Saremę. Przyjezdni mogli je opuścić, ale potem już nikt nie mógł z nich wyjechać ani na nie wjechać – to pierwsza taka sytuacja od czasu okupacji sowieckiej. Jednocześnie rosła liczba zakażeń w całym kraju, wprowadzano kolejne restrykcje. Pod koniec marca na Saremie było więcej chorych niż gdziekolwiek indziej. Media ukuły dla niej nazwę „Koronawyspa”.

My, nie ja

Kwiecień był dla wyspiarzy trudny. Na Saremie ograniczono możliwość poruszania się. Opuszczając dom – co można zrobić tylko z ważnego powodu – mieszkańcy muszą pamiętać o dowodzie tożsamości. Na ulicach krąży policja. Koło szpitala w Kuressaare, głównym (właściwie jedynym) mieście wyspy, gdzie jest tylko 147 łóżek, staje szpital polowy. „Minęliśmy już punkt bez powrotu” – stwierdza doktor Laane, pełen obaw, że pacjentów będą tysiące. Kolejne dni przynoszą kolejne śmierci.

Jednocześnie, jak w wielu miejscach, dzieje się wiele dobrego. Rusza akcja pomocy dla miejscowego szpitala: ludzie wpłacają pieniądze na respiratory, przesyłają miód i słodycze dla personelu. Przyjeżdża kilkudziesięciu ochotników do pracy w szpitalu: lekarze, ratownicy, pielęgniarki. Na wyspie formuje się też mocna grupa 140 miejscowych wolontariuszy, gotowych na wszelakie zadania. Dzieci z jednej z estońskich szkół wysyłają do sztabu kryzysowego na wyspie wielką paczkę kartek z najlepszymi życzeniami.

– Nasza społeczność jest silna i udowadnia, że możemy pokonać wielkie wyzwania. Ludzie bardzo się wspierają, zachowują spokój nawet w tak trudnych czasach, po prostu robią to, co mogą – mówi „Tygodnikowi” burmistrz Kallas. – Nasze przesłanie z Saremy do świata jest takie, że każdy zamiast „ja” powinien myśleć „my” i odpowiednio do tego działać. Jesteśmy razem i każdy ma ważną rolę do odegrania w tej bitwie.

W poniedziałek, 20 kwietnia, po raz pierwszy na wyspie nie odnotowano ani jednego nowego przypadku infekcji. Pojawiła się nadzieja.

U bałtyckich sąsiadów

Z trzech krajów bałtyckich COVID-19 najmocniej uderzył w Estonię. Choć ma dwa razy mniej mieszkańców niż Litwa, pod koniec kwietnia notowała więcej zgonów: aż trzykrotnie więcej niż dwumilionowa Łotwa. Także przelicznik zgonów na milion obywateli wyglądał dla Estonii źle: było to 38, podczas gdy na Litwie 16, a na Łotwie tylko 8.

Właśnie w Estonii wykryto pierwsze przypadki zakażeń i to tam władze jako pierwsze wprowadziły restrykcje: stan wyjątkowy ogłoszono już 12 marca, podczas gdy u bałtyckich sąsiadów kilka dni później.

Według raportu Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych państwa bałtyckie reagowały na epidemię dość podobnie: wprowadzono kontrolę granic, zakaz wjazdu dla osób z zagranicy i 14-dniową kwarantannę dla wracających.

Jednocześnie krzywe zachorowań rozwijają się w tych państwach w różnym tempie. Raport PISM podkreśla, że najbardziej społecznie zmobilizowani okazują się Estończycy – w przeciwieństwie do Łotyszy, których do przestrzegania restrykcji muszą przekonywać wysokie kary. Jednak, mimo mobilizacji i szybkiej reakcji władz, to w Estonii jest najciężej.


Czytaj także: Patrycja Bukalska: Szwedzka ruletka


Także Litwa ma swoje specyficzne epicentrum: to miasteczko Niemenczyn, 25 km od Wilna. Objęte kwarantanną, w połowie kwietnia zostało odcięte od reszty kraju: jak Saremy, nikt nie mógł go opuścić ani do niego wjechać bez pozwolenia. Tu wirus zaczął się szerzyć w miejscowym przedsiębiorstwie Vilnika. Po zamknięciu miasta rozpoczęto testowanie wszystkich mieszkańców, ok. 5 tys. ludzi.

Lato 2020 będzie inne

– Największym wyzwaniem jest teraz łagodzenie restrykcji, krok po kroku. Ale nadal musimy być ostrożni – mówi burmistrz Saremy.

Zanim zajął się polityką, 39-letni Madis Kallas był odnoszącym sukcesy sportowcem, w 2006 r. reprezentował Estonię w Mistrzostwach Lekkoatletycznych Europy w dziesięcioboju. Ta dyscyplina wymaga szczególnej wytrwałości i planowania. I to być może przydaje się teraz Kallasowi, bo mówiąc o przyszłości wyspy, sięga dalej niż najbliższe miesiące: – Musimy zaakceptować fakt, że lato 2020 na Saremie będzie inne – burmistrz zaznacza, że ten problem mają wszystkie turystyczne miejsca na świecie. – Ale siłą wyspy jest jej różnorodność – podkreśla i zaczyna wymieniać: produkcja żywności, urządzeń elektronicznych, elementów metalowych, rolnictwo, przemysł drzewny. Jest też miejscowa success story, czyli Small Craft Competence Centre: jednostka badawcza Uniwersytetu Technicznego w Tallinnie zajmująca się hydro- dynamicznymi aspektami budowy łodzi.

Przyszłość samego burmistrza stoi jednak pod znakiem zapytania: zapowiedział, że bierze odpowiedzialność za sytuację na wyspie i jest gotowy ustąpić.

Na razie jednak mieszkańcy nadal są zmobilizowani, bo choć natężenie zachorowań słabnie, nie jest to koniec epidemii. Burmistrz jest optymistą: – Sarema była, jest i będzie wspaniałym miejscem do życia i odpoczynku. Jesteśmy dumni z naszej wyspy i mamy nadzieję wkrótce znów powitać tu gości.

Restrykcje w podróżach na estońskie wyspy mają być stopniowo znoszone od początku maja – najpierw dla mieszkańców, potem dla innych Estończyków. Na razie kontakt jest wirtualny: w mediach społecznościowych można wysyłać „pocztówki”, tj. zdjęcie lub filmik, na Saremę oraz z Saremy. Z hasztagiem: #postkaartsaaremaalt lub #postkaart- saaremaale.

Życie toczy się nadal. Choć inaczej. ©℗

CZYTAJ WIĘCEJ:

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 19/2020