Włoszczyzna po amerykańsku

Nine-Dziewięć: Musicalowa konwencja zabiła to wszystko, co było poezją wielkiego filmu Felliniego: nieuporządkowaną, wziętą jakby ze snu strukturę opowieści zastąpił ciąg umownie powiązanych popisów gwiazdorskich napędzany mówionymi przerywnikami.

26.01.2010

Czyta się kilka minut

Penélope Cruz w musicalu „Nine – Dziewiec” nagrodzonym piecioma Złotymi Globami / fot. materiały dystrybutora /
Penélope Cruz w musicalu „Nine – Dziewiec” nagrodzonym piecioma Złotymi Globami / fot. materiały dystrybutora /

Oglądając musical Roba Marshalla, trudno opędzić się od retorycznego pytania: czy popkultura potrafi złożyć szczery hołd wielkiemu kinu, czy jedynie na nim pasożytuje - z właściwym sobie bezpretensjonalnym wdziękiem i coraz bardziej powalającym przepychem? Podczas seansu kolorowego remake’u "Osiem i pół" czuje się jak nigdy dotąd śmiertelne zmęczenie dzisiejszego kina rozrywkowego samym sobą.

Filmowcy pokroju Jamesa Camerona, twórcy "Avatara", szukają ratunku w zdobyczach najnowocześniejszej technologii. Cała reszta, obdarzona uboższą wyobraźnią i mniejszym budżetem, w nieskończoność rewitalizuje sprawdzone pomysły. Twórca "Dziewięć" korzysta z nich, z jednej strony podążając za oscarowym sukcesem swego wcześniejszego filmu, "Chicago" (będącego skądinąd adaptacją popularnego musicalu scenicznego), a z drugiej - przyswajając po latach jeden z najważniejszych filmów w historii kina, jakim było i jest arcydzieło Felliniego z 1963 roku, również już mocno wyeksploatowane na scenie.

Matki, żony, kochanki

Wspomniane zmęczenie w sposób niezamierzony odbija się na twarzach i w ciałach głównych bohaterów "Dziewięć". Reżyser Guido, podstarzały maestro przechodzący właśnie kryzys swojej męskości i twórczości, w interpretacji Daniela Day-Lewisa wydaje się czymś na kształt upiora albo mocno zużytym ojcem Marcella Mastroianniego, któremu w "Osiem i pół" życie osobiste tak pięknie pomieszało się z planem filmowym. Jego muzy: anielską Claudię czy dionizyjską dzikuskę Saraghinę wodzącą ongiś na pokuszenie małego Guida, w musicalu Marshalla zastąpiły typy kobiece niczym z gabinetu figur woskowych: obdarzona nieruchomą twarzą, szeleszcząca kredowym papierem Nicole Kidman czy wszechstronnie napompowana botoksem popularna piosenkarka Fergie.

Jedynie Penélope Cruz jako trzpiotowata kochanka Guida, może z racji swej naturalnej południowej witalności, nie jest w tym filmie trupią karykaturą pierwowzoru.

Nawet na wskroś współczesna Anouk Aimée w roli ironicznej, obdarzonej feministycznym rysem żony bohatera musiała ustąpić miejsca sentymentalnej Marion Cotillard - jakby nie było też Francuzce, w dodatku umiejącej śpiewać (Oscar za rolę édith Piaf w "Niczego nie żałuję"), ale wtłoczonej w rolę zupełnie pozbawioną niepokojącej dwuznaczności pierwowzoru. Marshall wie, że chcąc nie chcąc musimy zaakceptować reguły rządzące gatunkiem - w musicalu postacie muszą być niejako z definicji uproszczone i przerysowane. Nawet jeśli w finale całą tę maskaradę zgrabnie obnaża. Musimy też z całym dobrodziejstwem zaakceptować wymyśloną przez Felliniego neurotyczno-narcystyczną osobowość głównego bohatera, dla którego każda kobieta zostaje sprowadzona do seksistowskiej ikony: matki, żony, kochanki... Trudno jednak, nawet w ramach obowiązującej konwencji, wybaczyć Marshallowi aż tak dalece posuniętą stereotypizację, by nie rzec - komiksowość w rysunku smakowicie napisanych niegdyś postaci.

Kino, którego nie ma

Ale być może w tym braku świeżości i odczłowieczeniu bohaterów drzemie jakaś mimowolnie ukryta prawda, jakiś znak dzisiejszych czasów, w których kino jako "wielkie oszustwo" znaczy już coś zupełnie innego niż w czasach Felliniego. Wtedy najwięksi mistrzowie, a w szczególności Wielcy Włosi: Fellini, Antonioni, Visconti, potrafili wyczuć puls swojej epoki, zawładnąć wyobraźnią widza, olśnić go, a zarazem dopuścić bardzo głęboko do swojego wewnętrznego świata.

Dzisiejsze kino jak nigdy dotąd spolaryzowane jest na dwóch biegunach: sztuki i widowiska. Być może za kilka lat ostatni żywi artyści kina zejdą do katakumb, jakimi już dzisiaj stały się kameralne sale kin studyjnych czy galerie sztuki, podczas gdy w wielkich multipleksach pokazywane będzie wyłącznie kino jarmarczne, pełne fajerwerków, budujące iluzję uczestnictwa w krótkotrwałej przygodzie.

Marshall, sprawny filmowy rzemieślnik, środkami kina widowiskowego próbuje opowiadać o kinie, którego prawie już nie ma. Czy sam rzeczywiście za nim tęskni? Na pewno wierzy, iż są jeszcze widzowie, którzy zapatrzeni w cienie tamtych cieni gotowi będą dopatrzyć się w amerykańskiej produkcji pewnej fotogenicznej nostalgii.

Tymczasem ci spośród widzów, którym uda się na czas seansu puścić w niepamięć "Osiem i pół" (albo najzwyczajniej w świecie nigdy go nie widzieli), zobaczą przede wszystkim zabawną stylizację retro: z rozkosznym, pocztówkowym Rzymem, legendarnym studiem filmowym Cinecitta, przyzwoitą (choć bynajmniej niepowalającą i usilnie podkręcaną montażem) choreografią i piosenkami. W zależności od rodzaju czy stopnia apetytu, wyjdą przyjemnie nasyceni, bądź wściekle głodni - jeśli nieopatrznie zatęsknili za zjedzonym przed laty arcydzielnym daniem.

Cyrkowa feeria

Najbardziej jednak żal, że film, który tak wiele zapożyczył od mistrza z Rimini, poprzestał w zasadzie na samym sztafażu, schemacie intrygi i korowodzie powierzchownie podobnych postaci.

Musicalowa konwencja zabiła to wszystko, co było poezją filmu Felliniego: nieuporządkowaną, wziętą jakby ze snu strukturę opowieści zastąpił ciąg umownie powiązanych popisowych numerów gwiazdorskich napędzany mówionymi przerywnikami. Film Felliniego był pochwałą chaosu, z którego wyłonił się wielki esej o naturze kina, o starzeniu się, sile pamięci, o tworzeniu jako akcie erotycznym i erotyce jako akcie tworzenia. Twórcy "Dziewięć" pomieścili to wszystko skrzętnie w swoim dziele, ale niejako pretekstowo, stawiając przede wszystkim na ogrywanie "włoszczyzny": aktorzy mówią z ostentacyjnie europejskim akcentem, celebruje się wielką modę, styl życia znany powszechnie jako dolce vita i sędziwą Sophię Loren, która występując jako wskrzeszona ze zmarłych matka Guida, urasta do rangi symbolu włoskiego kina i wszystkiego, co potocznie kojarzy się z Włochami.

Zapewne nie ma najmniejszego sensu mnożenie porównań pomiędzy "Osiem i pół" a "Dziewięć". A jednak warto zauważyć, że film Felliniego miał w sobie ogromny musicalowy potencjał i wręcz operową kompozycję. Autor muzyki, Nino Rota, haremowe fantasmagorie starzejącego się Guida zamienił w cyrkową feerię. Współcześni amerykańscy twórcy zadowolili się samym librettem, wyciskając z niego najbardziej lekkostrawne treści.

W konsekwencji powstał film znacznie bardziej staroświecki w formie i znacznie bardziej poprawny w treści od czarno-białego klasyka sprzed półwiecza. Fellini nakręcił film boleśnie autotematyczny, odgrywając z pomocą Mastroianniego bliski ekshibicjonizmu dramat własnej niemocy. Marshall stawia na dobrą zabawę i bynajmniej nie podziela twórczych mąk Guida - wszak stare dobre kino nadal pozostaje kopalnią scenariuszy, które aż proszą się o wykorzystanie.

"NINE - DZIEWIĘĆ" - reż. Rob Marshall, scen. Anthony Minghella, Michael Tolkin, wyst. Daniel Day-Lewis, Penélope Cruz, Nicole Kidman, Marion Cotillard, Judi Dench, Kate Hudson, Sophia Loren, Stacy Ferguson i inni. Prod. USA/Włochy 2009.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2010