Załaskotać na śmierć

Zapnijcie pasy. Czeka nas filmowy lot międzygalaktyczny, acz chwilami wcale nie tak odległy od ziemskiej stratosfery.

16.08.2021

Czyta się kilka minut

Marion Cotillard w filmie „Annette” Leosa Caraxa / GUTEK FILM
Marion Cotillard w filmie „Annette” Leosa Caraxa / GUTEK FILM

Kiedy w filmie nakręconym przez kogoś takiego jak Leos Carax zapala się nagle latarnia magiczna, nie może to być jedynie błahy ornament czy rozmyślnie kiczowaty rekwizyt. ­„Annette” jest bowiem przewrotnym filmem o cudzie kina i sztuki w ogóle, ale także o ich syrenim śpiewie, który tyleż uwodzi, co wodzi na manowce. Który podszyty bywa twórczą udręką i ekstazą, lecz równocześnie sam nie bierze jeńców. Wreszcie – to film, który z operowym patosem konstruuje iluzję i w musicalowym stylu dekonstruuje ją na naszych oczach.

Od początku historia zostaje wzięta w cudzysłów. Niczym podczas seansu pierwszych filmów pojawia się napis proszący widzów o zachowanie ciszy – najlepiej, żeby w ogóle nie oddychali, o co nietrudno w obecnym maseczkowym reżymie. Następnie ze śpiewem na ustach („czy możemy zaczynać?”) zmierza ku nam barwny korowód: reżyser, jego córka Nastya, zaangażowani w film muzycy oraz główni aktorzy, którym ktoś podrzuca okrycia wierzchnie, w których za chwilę dla nas wystąpią. To bezpośrednie zaproszenie na seans staje się czymś więcej w czasach pandemicznych – przypomina, czym jest kino w swoim pierwotnym, jarmarcznym, wspólnotowym wymiarze. Dlatego zapnijcie pasy. Będzie to wprawdzie lot międzygalaktyczny, acz chwilami wcale nie tak odległy od ziemskiej stratosfery.

Jak przystało na twórcę kojarzonego z francuskim neobarokiem filmowym, melodramatyczno-sensacyjna fabuła szeleści raczej jak śmieci. On (Adam Driver) jest komikiem estradowym „światowej niesławy” o narcystycznych personaliach Henry McHenry, podczas gdy jego ukochana Ann (Marion Cotillard) śpiewa w operze. Kiedy Henry w swoim show pod nazwą „Małpa Boska” zabija publikę niewybrednym śmiechem, Ann każdej nocy umiera w świetle reflektorów, niosąc swoim widzom zbawcze katharsis. Jedno wypina gołe pośladki, drugie spektakularnie krwawi – trudno o bardziej niedobraną i zarazem ekscytującą medialnie parę. Przed nami wściekły byk, który w życiu i na scenie coraz bardziej jedzie po bandzie, a u jego boku krucha, eteryczna diwa. Potężny mężczyzna i słaba kobieta, demon i anioł, niskie i wysokie, przemoc i miłość, bib­lijne znamię na jego twarzy i takież jabłko w jej ręku – to nie mogło się skończyć po bożemu.

Do tego jeszcze włącza się pamięć o wcześniejszych wcieleniach dwójki głównych aktorów: Cotillard jako tragiczna Édith Piaf w „Niczego nie żałuję” Oliviera Dahana (2007) czy Driver jako sfrustrowany mąż i ojciec w „Historii małżeńskiej” Noaha Baumbacha (2019). Miksuje z tego Carax jedyny w swoim rodzaju koktajl. Niby po prostu kręci musical, kolejny „La La Land”, w którym zgodnie z regułą gatunku wszystko jest możliwe i wszystko da się lepiej lub gorzej wyśpiewać: miłość, seks oralny, poród, kłótnię małżeńską, rozprawę sądową, reakcje widowni i pokrzykiwania paparazzich. Ale wznoszą się tu kolejne piętra lub odsłaniają kolejne piwnice; wystawna opera co i raz przenika się z niskobudżetowym horrorem. Zaś pośród przepysznych dekoracji i przeskalowanych emocji, pośród arii i recytatywów (patrz: Simon Helberg jako nieszczęśliwy akompaniator Ann), a zarazem w cudownym świecie mściwych topielic i nocnych nawiedzeń rozgrywa się cichutka opowieść o małej Annette. Niby z przymrużeniem oka, bo przecież dziecko Ann i ­Henry’ego to mechaniczna lalka o fizjonomii trolla. Sztuczna niczym wszystko wokół, włącznie z celofanowym oceanem, który kojarzy się z wiadomym filmem Felliniego. No właśnie – czy wszystko to Carax uruchamia jedynie dla czczej zabawy w kino?

Zapewne bez tych cytatów i autocytatów perypetie całej tej trójki byłyby czymś na kształt taniej sensacji komentowanej w filmie przez plotkarską telewizję – wszechwiedzącą i opiniotwórczą niczym skarlała wersja antycznego chóru. Pojawia się także osobisty kontekst. Reżyser zadedykował „Annette” swojej nastoletniej córce, której matką była zmarła przedwcześnie rosyjska aktorka Jekaterina Gołubiewa, jakby chciał z pomocą kamery przepracować swoje prywatne sprawy. Niezależnie jednak od osobistych intencji oglądaniu tego filmu ma towarzyszyć silny dysonans.

I tak się dzieje. Bo kiedy Carax bezwstydnie gra na naszych emocjach i, co gorsza, w ogóle się z tym nie kryje, iluzja mimo wszystko działa. Nie chodzi o te dosłowne przebłyski realnego, gdy w telewizyjnych newsach płoną lasy Kalifornii, a bohaterka śni o sześciu kobietach, które na fali ruchu #MeToo oskarżają jej małżonka o stosowanie przemocy. Więcej tutaj waży (auto)terapeutyczna „zła baśń”, bowiem przy całej swej umowności potrafi rozdrapać parę naprawdę bolących miejsc. Jest wśród nich dzisiejszy show-biznes jako pole ekonomicznego wyzysku i różnych innych nadużyć. A postać Henry’ego, który przekroczywszy na scenie wszelkie granice, przestaje być śmieszny i targa nim coraz większa zazdrość o ubóstwianą przez publikę Ann, daje najprostszą diagnozę męskości w kryzysie. Takiej, która spogląda w otchłań i dąży do samounicestwienia, a zarazem tworzy sobie z tego własną legendę.


Sebastian Smoliński: Wchodzący właśnie do kin musical „Annette” to ukoronowanie kariery wybitnego francuskiego reżysera, który potrafi ciągle wynajdywać siebie – i kino – na nowo.


 

Oskarżenie dotyczy jednak kondycji współczesnego artysty jako takiego – niezależnie, czy swoją niepoprawnością chciałby nas załaskotać na śmierć, czy zbawić w akcie „prawdziwej sztuki”, spalając wszystko wokół. Tym oskarżeniem okazuje się właśnie tytułowa Baby Annette, pozbawiona zrazu podmiotowości i własnego głosu, będąca projekcją swoich rodziców (wszak jej imię jest pochodną imienia Ann), to znów siedliskiem wokalnego dybuka. Choć równocześnie pozostaje postacią nie mniej realną niż żywi aktorzy.

Przez prawie dwie i pół godziny Carax opowiada więc historię, która śpiewem komentuje samą siebie i zarazem emocjonalnie rozrywa. Zbliża się reżyser po trosze do Ann, próbując z wysokiego C wzbić się wyżej i wyżej, po trosze zaś do Henry’ego, który na pytanie publiczności, dlaczego został komikiem, odpowiada enigmatycznie, że to „jedyna opcja, by mówić prawdę i przy tym nie zginąć”. Współscenarzyści filmu, bracia Ron i Russell Maelowie z amerykańskiego zespołu Sparks wnieśli tu nie tylko ścieżkę dźwiękową – są spiritus movens całego przedsięwzięcia. Swymi art popowymi utworami i teledyskami przez osiem lat współpracy zapładniali wyobraźnię Caraxa, przesuwając „Annette” od klasycznego musicalu w stronę autotematycznej rock opery. Brechtowski efekt obcości przenika się zatem z tabloidową pulpą, a intymne wyznanie z reżyserską pychą, co może wzbudzać podejrzliwość albo tumanić, lecz jednocześnie tworzy spektakl o kinie, jakiego dawno w kinie nie było. ©

„ANNETTE” – reż. Leos Carax. Prod. Francja/Meksyk/USA/Szwajcaria/Belgia/Japonia/Niemcy 2021. Dystryb. Gutek Film. W kinach od 20 sierpnia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 34/2021