Wizyta

Całą noc padało. Budziłem się i słyszałem, jak woda bębni w dach i ścieka po balkonach. Nad ranem zjawił się wujek. Zaniosłem do łazienki jego płaszcz. Dół płaszcza był zbryzgany błotem; pomyślałem, że widocznie wujek przyszedł do nas przez pola.

07.09.2010

Czyta się kilka minut

Mieszkanie wydawało się większe niż zwykle, ale też więcej niż zwykle ludzi siedziało w pokojach, jakby niespodziewanie wydano przyjęcie na czyjąś cześć. Zwykle tak nas dzielono: dzieci jadły osobno, w swoim pokoju, przy niższym stole. Teraz jednak w każdym pomieszczeniu dzieci mieszały się z dorosłymi. Ja sam czułem się raz mały, raz duży, a moi rodzice poruszali się energicznie, jakby z każdą wchodzącą osobą przybywało im sił. Za to moje własne dzieci przyglądały się wszystkiemu w milczeniu. Jadły apatycznie, zaspane i złe, że z powodu deszczu nie mogą bawić się na dworze.

W pomarańczowym świetle lampy obserwowałem wujka. Był ożywiony, mówił dużo, śmiał się, klepał po ramionach siedzących obok. Nie wiem, jak to się działo, ale nie przestając mówić, pochłaniał ogromne ilości jedzenia, które moja żona stawiała przed nim na stole. Próbowałem uchwycić moment, w którym wkłada jedzenie do ust i przełyka, ale w ostatniej chwili zawsze coś odwracało moją uwagę. Zajęty obserwowaniem, nie słuchałem tego, co mówi. Siedzący przy stole pytali go o różne sprawy, a on odpowiadał z uśmiechem, szerokimi zdaniami, z których wyłapałem tylko jedno, powtarzające się słowo: "dobrze".

W pewnym momencie wstał od stołu i poszedł do mojego dawnego pokoju. Łóżko było zaścielone, położył się na pościeli w ubraniu i wtedy zobaczyłem, że jest wielki i siny, jakby siedział dłuższy czas w zimnej wodzie. Zapytałem, co mu jest. "To brzuch", powiedział. "Brzuch mnie boli".

Podszedłem do okna. Padało, błoto lało się ulicami, nasz samochód stał zanurzony w błotnej brei po lusterka. Dwie skulone sylwetki drżały w oddali na niewielkim wzniesieniu, oświetlane biało przez samotną latarnię. I wtedy przyszło mi na myśl, że wujek, który leży na moim dawnym łóżku, to nie jest ten wujek, tylko ten drugi, który nie mógłby przyjść, bo między nami a nimi jest niemożliwa do przekroczenia ciemność, błoto, w którym nasze nawoływania mogą wyryć jedynie wąskie i nietrwałe tunele. Odwróciłem się i jeszcze raz spojrzałem na łóżko. "Brzuch mnie boli", powtórzył, zamykając oczy. Po chwili pokój wypełnił się jego spokojnym, lekko chrapliwym oddechem.

Wróciłem z łazienki i położyłem się obok żony. Deszcz padał teraz czarno, upiornie i wyobrażałem sobie, że rano obudzę się w świecie pozbawionym barw, o konturach rozmytych i nieznanym przeznaczeniu.

To wszystko było snem. Z wyjątkiem deszczu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, publicysta, stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jako poeta debiutował w 1995 tomem „Wybór większości”. Laureat m.in. nagrody głównej w konkursach poetyckich „Nowego Nurtu” (1995) oraz im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1995), a także Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2010