Wizja na wizji

Obok laptopa stoi kasa fiskalna. Najsłynniejszy polski jasnowidz prowadzi działalność gospodarczą: usługi paranormalne. Klienci mówią, że jego widzenia wcale nie są jasne.

07.09.2014

Czyta się kilka minut

 / Fot. Maciej Biedrzycki / FORUM
/ Fot. Maciej Biedrzycki / FORUM

Lato 2010, Sopot, pub na plaży. W drewnianym krześle, obok detektywa Krzysztofa Rutkowskiego, rozsiada się jasnowidz z Człuchowa, Krzysztof Jackowski. Wokół kłębią się dziennikarze, ekipa telewizyjna Polsatu i gapie. Powstaje kolejny odcinek „Interwencji”. Temat: zaginięcie Iwony Wieczorek.

Kilka tygodni wcześniej 19-latka bawi się w sopockim klubie. Po kłótni z przyjaciółmi wraca sama do domu. Nad ranem 17 lipca 2010 r. idzie promenadą wzdłuż plaży do Jelitkowa – nagrywają ją kamery miejskiego monitoringu. Na tym ślad się urywa. Rodzina nagłaśnia sprawę w mediach.

Krzysztofa Jackowskiego ściąga do Sopotu Polsat. Na plaży, przed kamerami jasnowidz ma wizję. Wącha białą koszulkę, zamyka oczy. Za chwilę bazgrze w zeszycie kreski i szybko powtarza:

– To są krzewy lub drzewa. Proszę zwrócić uwagę. Kształt terenu jest taki nieregularny.

– Tu zaraz jest, tak samo to wygląda – wtrąca mężczyzna oglądający jasnowidza.

– Gdzie to jest? Idźmy tam! – krzyczy podniecony Jackowski, zrywa się z krzesła i biegnie w stronę wyjścia z plaży. Kamery nagrywają. Potem wizjoner biega po krzakach, gestykuluje: – Kopiemy! – krzyczy.

W programie telewizyjnym komentuje, że poszukiwania zaczynają inaczej wyglądać, odkąd wpadł na pomysł z działkami.

Opowiada Iwona Kinda-Wieczorek, matka zaginionej: – Dzień przed nagraniem programu zadzwonił, że przyjedzie do Trójmiasta. Nie wspominał, że ma występować w Polsacie. Wieczorem przeszliśmy całą trasę, którą Iwona wracała do domu. Pokazałam mu krzaki i działkę, gdzie córka bawiła się przed zaginięciem. O programie dowiedziałam się przypadkiem. Przyszłam na plażę, żeby zobaczyć, jak to będzie wyglądać. Gdy widziałam tę szopkę, byłam w szoku. Jackowski biegał, jakby miał wizję, a w rzeczywistości dzień wcześniej sama mu o wszystkim opowiadałam. Oprowadzałam i pokazywałam miejsca. Coś nieprawdopodobnego, co ten człowiek wyprawiał! – denerwuje się kobieta.

Kilka dni po zaginięciu maturzystki do Człuchowa jedzie ciotka zaginionej. Jackowski ma pomóc znaleźć dziewczynę. Wspomina Iwona Kinda-Wieczorek: – Raz mówił, że nie żyje. Potem wskazywał, że przebywa w Jastrzębiej Górze. Innym razem, że jest porwana w Rewalu. Nic się kupy nie trzymało. Zadzwoniłam do niego i mówię, że skoro mówi, że nie żyje, to niech przyjedzie i wskaże, gdzie są zwłoki. Chciałam pokryć wszelkie koszty. Zaczął coś kręcić, że nie może i w końcu nie przyjechał. Zjawił się dopiero, gdy zaprosił go Polsat. Był jeszcze u mnie w pokoju Iwony, ale jak zobaczył Biblię i modlitewniki, stwierdził: „pani jest za silna dla mnie”, i nic więcej nie powiedział. Odradzam kontakt z tym człowiekiem.

Tropy, które rzuca Jackowski, sprawdzają policjanci i prokuratorzy. Iwona jest w Jastrzębiej Górze? Nieprawda. Zwłoki przy ulicy Morskiej? Znaleziono kość zwierzęcą i kawałek męskiej koszulki.

– Kilkukrotnie były z nim robione czynności i nie uzyskaliśmy żadnej nowej, wiarygodnej informacji – mówi Grażyna Wawryniuk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. – Żadna wizja pana Jackowskiego nie potwierdziła miejsca pobytu zaginionej ani nie wpłynęła na tok śledztwa.

Grażyna Wawryniuk jest rzecznikiem od 2005 r. – Nie pamiętam ani jednej sprawy, która zostałaby wyjaśniona dzięki pomocy pana Jackowskiego – dodaje.

Los Iwony Wieczorek do dziś nie jest znany.

Putin nie jest wojownikiem

Krzysztof Jackowski od ośmiu lat ma rubrykę w „Dzienniku Bałtyckim”, gdzie snuje przepowiednie dla czytelników. Marzec 2014: „Najbardziej znany w Polsce jasnowidz uspokaja – jego zdaniem, na Ukrainie nie dojdzie do rozlewu krwi, w który zaangażowane byłyby inne państwa. Nie oznacza to jednak, że u naszych wschodnich sąsiadów zapanuje spokój. Trwająca obecnie polityczna rozgrywka Putina potrwa około dwóch i pół miesiąca – przepowiada Jackowski. – Moim zdaniem, doprowadzi ona do dość wyraźnego podziału Ukrainy. Być może nie będzie to podział formalny, ale... Putin to bardzo dobry strateg. Na szczęście dla Ukraińców, nie jest wojownikiem”.

Prowadzący stronę jasnowidza w gazecie Tadeusz Woźniak: – Trzeba przyznać, że Jackowski ma parcie na szkło, ale niektóre jego wizje się sprawdzają. Czasem może pomylić się o kilkanaście czy kilkaset metrów, ale wskazuje miejsce odnalezienia zwłok.

Tak miało być po tragicznym szkwale na Mazurach: Jackowski wskazuje ciało topielca w szuwarach. Później trzy przypadki utonięć w Łynie przepływającej przez Olsztyn – jasnowidz mówi, gdzie są topielcy.

– Przez osiem lat współpracy trafień było mnóstwo – przekonuje Woźniak. – Choć sprawa Iwony Wieczorek to rzeczywiście wpadka.

Ale nie jedyna. Poza „Dziennikiem Bałtyckim” jasnowidz współpracuje z innymi mediami. Przepowiada przyszłość i komentuje bieżące wydarzenia. Np. wypuszczenie na wolność Mariusza Trynkiewicza. „Uważam, że ten z Piotrkowa dokona zbrodni na starszej osobie. Myślę, że policja nie ochroni potencjalnej ofiary. Uważam, że Trynkiewicz na pewno wróci za kraty” – to w „Fakcie”.

Nietrafiona wizja dotyczy też Rafała Szymańskiego, który zaginął w Gdańsku w 2010 r. 32-latek ma przyjechać do rodziców na obiad, jednak przed umówioną porą wysyła esemesa, że zmienia plany. Rodzice niczego się nie obawiają, bo takie sytuacje już się zdarzały. Zaczynają się niepokoić, gdy syn milczy przez kilka dni. W końcu zgłaszają zaginięcie. Poszukiwania trwają cztery lata. Dopiero wiosną tego roku okazuje się, że zwłoki Rafała znaleziono już w 2010 r. W maju spacerowicze widzą ciało pływające w basenie jachtowym, niedaleko gdyńskiego oceanarium. Prokuratura po kilku miesiącach uznaje, że to samobójstwo, ciało pochowane jest na cmentarzu w Pucku jako NN. Identyfikacja na podstawie DNA następuje dopiero teraz.

Przez cztery lata zdesperowani rodzice przyjeżdżają do jasnowidza z Człuchowa. Do wizji potrzeba zdjęcia i rzeczy zaginionego. Jackowski po obwąchaniu bluzki Rafała trzykrotnie wskazuje, że 32-latek żyje i mieszka pod konkretnymi adresami w Gdańsku. Rodzice obserwują podane mieszkania, gdy ich syn od miesięcy leży na cmentarzu w Pucku. Za każdą wizję Jackowski inkasuje po 200 zł.

Wpadka z 2001 r., po poszukiwaniach w Tatrach Dominiki i Tomka, mogła się skończyć dla Jackowskiego tarapatami finansowymi. Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe szuka po jego wskazaniu pary zaginionych nastolatków, a ci znajdują się w czeskim areszcie. Ratownicy chcą zażądać od jasnowidza zwrotu kosztów: argumentują, że skoro prowadzi działalność gospodarczą i osiąga zyski, to niech płaci. W końcu odpuszczają.

Naczelnik TOPR, Jan Krzysztof: – Sprawa nie miała epilogu sądowego, bo nie taki był mój cel. Pozwoliłem sobie nagłośnić medialnie temat nieuzasadnionych sugestii, przekazywanych przez jasnowidzów rodzinom osób poszukiwanych. Muszę z przykrością stwierdzić, że w dalszym ciągu spotykamy się z podobnymi próbami. Chodzi przede wszystkim o rodziny będące w rozpaczy, które – co można zrozumieć – próbują wszelkich możliwości. Ratownicy są zaś od tego, by weryfikować napływające informacje. Skąd ta wiara w czary, to raczej pytanie do psychologów, a może socjologów. Uważam jednak, że tego rodzaju informacje przekazywane służbom ratowniczym należy traktować jako celowe wprowadzenie w błąd i karać – kończy szef TOPR.

Na pieńku z rzecznikami

W 2000 r. Komenda Główna Policji sporządza raport na temat działań jasnowidzów w kilkuset śledztwach w całej Polsce. Przez sześć lat na skutek sugestii rodzin zaginionych informacje od nich wykorzystano w 440 sprawach (1,5 proc. osób zaginionych). Z reguły do jasnowidza występuje rodzina, policja robi to 12 razy. Większość jednostek podaje, że informacje od jasnowidzów nie przyniosły efektów. Siedem komend pisze, że czasami uzyskiwano informacje zbieżne ze wskazaniami jasnowidzów – w latach 1994-99 odnaleziono 14 osób bądź ich zwłoki „w okolicznościach ogólnie zgodnych ze wskazaniami jasnowidzów”.

Mówi rzecznik KGP Mariusz Sokołowski: – Jak wynika z okoliczności badanych wówczas spraw, jasnowidze zwykle wskazywali tereny zbliżone do miejsc zaginięcia lub tras, którymi te osoby przechodziły – teren o powierzchni kilku hektarów, co wymagało zaangażowania wielu funkcjonariuszy. Oczywiście osoby szukające bliskich są zdesperowane, ale informacje od jasnowidzów nie skracają, a w niektórych przypadkach wręcz wydłużają czas poszukiwań z uwagi na tworzenie nowych wersji wydarzeń, narażają też policję na większe koszty.

Paweł Biedziak, wieloletni rzecznik KGP (dziś Najwyższa Izba Kontroli): – Po tych informacjach ówczesny komendant zakazał korzystania przez policję z usług jasnowidzów. W wyjątkowych przypadkach zezwolono na wykorzystywanie wskazań ze strony członków rodzin osób zaginionych, którzy mieli informacje kupione u jasnowidzów.

Fundacja ITAKA – Centrum Poszukiwań Ludzi Zaginionych szuka około tysiąca osób rocznie. – Od 1999 r., czyli od początku działania fundacji nie mieliśmy przypadku, aby jakikolwiek jasnowidz pomógł w znalezieniu poszukiwanej osoby – mówi Aleksander Zabłocki z ITAKI. – Najczęściej ich wizje sprowadzają się do ogólników, które rodziny dopasowują do znanych faktów. W ten sposób powstaje rzekomo wiarygodna informacja, z której jednak nic nie wynika. Mieliśmy też sytuacje, w których jasnowidze mówili, że dana osoba nie żyje, a po kilku dniach zaginiony się znajdywał cały i zdrowy. Czasami rodziny pod ich wpływem chciały odwoływać poszukiwania. To pogarsza sprawę i zwiększa dawkę emocji. Osobom, które do nas trafiają, nie polecamy korzystania z usług jasnowidzów – dodaje Zabłocki.

W granicach błędu

Krzysztof Jackowski ma 51 lat. Od niedawna mieszka w stumetrowym mieszkaniu w człuchowskim bloku. Nad jego biurkiem wisi portret Alberta Einsteina i plakaty z własną autobiografią „Zmarli mówią”. Książka, opublikowana przez wydawcę „Dziennika Bałtyckiego”, jest zadedykowana Komendzie Głównej Policji, Fundacji ITAKA i księżom. Obok laptopa leży kasa fiskalna. Jasnowidz prowadzi działalność gospodarczą: usługi paranormalne.

Jackowski pokazuje szafy, na których stoją segregatory i tysiące gazet z publikacjami na jego temat. Obok osiem prac magisterskich, o podobnej tematyce: „Jasnowidzenie a kryminalistyka”. Zawierają aneksy z podziękowaniami od lokalnych posterunków policji. Jackowski z dumą je prezentuje: „Określone przez pana miejsce poszukiwań potwierdziło się” – pisze zastępca komendanta z Turku w 2005 r.; „Z informacji przekazanej przez pana rodzinie wynikało, że zwłoki mogą znajdować się w rzece Ślęży. Faktycznie znaleziono zwłoki mężczyzny w rzece” – pisze naczelnik „dochodzeniówki” z Wrocławia w 2000 r.; kolejne pismo z 2000 r. to prośba o pomoc z CBŚ; w 2002 r. policja z Zabrza dziękuje za pomoc w znalezieniu ciał dwóch chłopców.

Ten ostatni przypadek był analizowany przez Komendę Główną Policji: „jeden z jasnowidzów, do którego zwróciła się rodzina zaginionego, prawidłowo określił rejon, gdzie po dwóch miesiącach przypadkowo znaleziono zwłoki. Teren był jednak bardzo rozległy, a mapa, którą narysował jasnowidz – nieprecyzyjna. Był to właściwie odręczny szkic, który nie przypominał ukształtowania terenu w okolicy”. Tak wygląda większość rysunków Jackowskiego: kreski, linie, kółka.

Iwona Kinda-Wieczorek: – Mapki rysuje, ale w Polsce jest taki krajobraz, że wszędzie można je dopasować.

Mariusz Sokołowski: – Nawet przy uznaniu, że kilka wizji było trafnych, mieści się to w granicach błędu statystycznego. Nie wiemy też, jaką część informacji uzyskanych od policji rodzina przekazuje jasnowidzowi. Na tej bazie może powstawać rzekoma wizja. Co do listów, to policja wielu osobom wystawia podziękowania za pomoc.

Jackowski skarży się jednak, że od kilku lat ich nie dostaje. Ponoć istnieje nieoficjalny zakaz w tej sprawie. Były funkcjonariusz z Człuchowa, a obecnie pracownik KGP Andrzej Mondry, który pisał jedną z prac nt. Jackowskiego, uważa, że analiza spraw prowadzonych przez jasnowidza nie jest rzetelna: „Nie mówię, że ma stuprocentową skuteczność, ale policjanta cieszy nawet te kilka procent” – przekonuje w gazecie „997”.

Mimo dystansu ze strony policji, Jackowski na brak klientów nie narzeka. Kiedy rozmawiamy, odwiedza go starsza kobieta z siatką, w której zwinięta jest czerwona kurtka i koperta ze zdjęciem 50-letniego mężczyzny z wąsem.

– Zaginięcie czy zabójstwo? – pyta jasnowidz córkę, która wnosi te rzeczy do pokoju.

– Morderstwo – pada odpowiedź.

Romans z Samoobroną

Jackowski sławę zyskuje jeszcze w latach 90., kiedy ukazuje się książka naczelnego popołudniówki „Wieczór Wybrzeża” Edmunda Szczesiaka pt. „Jasnowidz z Człuchowa”. „Wieczór” osiąga w tamtym czasie rekordowe dzienne nakłady – 250 tys. egzemplarzy – dzięki zdrapce i dodatkom na temat uzdrowicieli czy właśnie jasnowidza. Jackowski chętnie udziela się nie tylko w prasie bulwarowej, ale też w telewizji. Działa podobnie jak Krzysztof Rutkowski – zresztą często razem występują. Stopniowo buduje się legenda tokarza, który, jak sam mówi, wizje zaczął mieć w wieku 27 lat.

– Najpierw przeczułem kolizję, w której brał udział traktor – opowiada. – Byłem w szoku. Potem czułem, że w domu będą jakieś problemy z wodą i jak wróciłem z pracy, to nie było obiadu, bo okazało się, że jest awaria. Tak to się zaczęło. Przez 15 lat równocześnie pracowałem fizycznie i miałem wizje. Teraz utrzymuję się z jasnowidzenia. Jestem wychowany w wierze katolickiej, ale uważam, że czystego przeznaczenia nie ma, bo grzech by się zdewaluował.

– Jak wyglądają pańskie wizje? – pytam.

– To samo się dzieje – odpowiada Jackowski. – Taka wizja trwa chwilę. Ludzie często przychodzą i mówią, że nie wierzą w moje zdolności, ale policja zawiodła. Jestem ostatnią deską ratunku.

– Ile kosztuje taka wizja?

– Mam cennik, kasę fiskalną i płacę ZUS. Jak pan będzie klientem, to powiem – odpowiada Jackowski. – Jestem jak adwokat i biorę pieniądze za usługę. Podobnie jak mecenas, nie gwarantuję skuteczności. Staram się jednak robić wizje, jak najlepiej potrafię.

Jasnowidz mówi, że podejrzewał, iż zapytam o wpadki, np. ze sprawą Iwony Wieczorek.

– Nie zawsze udaje mi się trafić – ucina.

Choć regularnie stawia polityczne prognozy, nie potrafi ich wykorzystać na własny użytek. Miał romans z Samoobroną Andrzeja Leppera: startował w wyborach samorządowych, ale przepadł po uzyskaniu niespełna tysiąca głosów. W 2001 r. do parlamentu też się nie dostał.

W filmie dokumentalnym „Jasnowidz” jego kolega i komendant policji z Człuchowa pyta: „Powiedz pan szczerze, robisz pan na mnie jakieś czary?”. Jackowski nie odpowiada.

– Niech pan pisze z honorem – żegna mnie, kiedy wychodzę z jego mieszkania.


WYZWANIE TOWARZYSTWA NAUKOWEGO
Z listu otwartego Sopockiego Towarzystwa Naukowego (publikacja po zaginięciu Iwony Wieczorek w 2010 r.): „W związku z Pana licznymi wystąpieniami w mediach, w tym m.in. publicznie ogłoszonym zamiarem pozwania rzecznika Komendy Głównej Policji za uwagi podające w wątpliwość Pana ponadnaturalne zdolności, Sopockie Towarzystwo Naukowe zwraca się do Pana z propozycją obiektywnego testu weryfikującego Pana umiejętność jasnowidzenia. Stoimy na stanowisku, że dopóki możliwość jasnowidzenia nie zostanie potwierdzona obiektywnym testem, angażowanie zasobów w poszukiwania osób w oparciu o współpracę z jasnowidzami nie jest uzasadnione, szczególnie w dobie nowoczesnej medycyny sądowej opierającej się o najnowsze zdobycze nauki. Zastosowanie prostego eksperymentu opartego o rzetelne procedury badawcze będzie najlepszym argumentem za lub przeciw tezom, jakie Pan czy Pana adwersarze reprezentują”.
Do testu nie dochodzi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2014