Heinz w trybach systemu

Zginął, bo był zamożnym Niemcem: proces Heinza Baumanna to przykład mordu komunistycznego i czystki etnicznej na ziemiach niemieckich, zajętych po 1945 r. Oto opowieść o dramacie sprzed 70 lat.

03.01.2015

Czyta się kilka minut

Nastoletni Heinz Baumann (po prawej stronie) w szkolnym zespole muzycznym, w którym grał na akordeonie i mandolinie / Fot. Guenter Burzlaff
Nastoletni Heinz Baumann (po prawej stronie) w szkolnym zespole muzycznym, w którym grał na akordeonie i mandolinie / Fot. Guenter Burzlaff

Jest poranek 9 sierpnia 1946 r., gdy strażnicy prowadzą Heinza Baumanna przed lufy plutonu egzekucyjnego w gdańskim areszcie śledczym. Zaledwie dwa tygodnie wcześniej skończył 21 lat. Wygląda niepozornie: niski (164 cm wzrostu), kuleje na prawą nogę.

Właśnie z powodu kalectwa ten krawiec z Falkenhagen/Falkowic pod Miastkiem (dziś woj. pomorskie) nie trafił wcześniej do Wehrmachtu. Gdy jego dwaj starsi bracia, Herbert i Georg, walczą i giną na froncie wschodnim, on całą wojnę mieszka w Falkenhagen (dziś miejscowość nosi nazwę Miłocice). Nie działa w Hitlerjugend ani innych hitlerowskich organizacjach. Jego znajomi zachowują tylko zdjęcie szkolnego zespołu muzycznego, gdzie nastoletni Heinz gra na akordeonie i mandolinie: 10-letni blondyn kuca wśród kolegów.


Śmierć w półtorej godziny

– To książkowy przykład mordu ubecko-prokuratorsko-sądowego – mówi dziś prezes Trybunału Konstytucyjnego Andrzej Rzepliński, który analizował tę sprawę. – Baumann został skazany w typowym „procesie kiblowym”. Z akt nawet nie do końca wiadomo, czy rzeczywiście był obecny, gdy odbywała się rozprawa. To przykład, że jeśli przypadkowy człowiek dostał się wówczas w tryby aparatu represji, nie miał z nim szans i był z góry na przegranej pozycji.

– Baumann zginął, bo był Niemcem – dodaje Rzepliński. – Ten proces jest też przykładem czystki etnicznej na terenach zajętych wtedy przez Polskę.

W istocie, Baumann zostaje skazany po ekspresowym procesie: trwa on półtorej godziny (w kazamatach gdańskiego więzienia). Sądzi go prawie identyczny skład, który skazywał słynną łączniczkę AK Dankę Siedzikównę „Inkę”. Przewodniczy przedwojenny prawnik, a po wojnie ubek major Adam Gajewski; obok siedzą kapitan Kazimierz Nizio-Narski (w czasie wojny agent... Kriminalpolizei) i milicjant bez matury, kapral Wacław Machola.

Oskarża śledczy Wojskowej Prokuratury Rejonowej chorąży Wacław Krzyżanowski (wówczas też bez matury). Pod koniec 2014 r. właśnie za sprawą pogrzebu tego stalinowskiego zbrodniarza, w którym w Koszalinie uczestniczyła honorowa asysta wojskowa, wybuchł ogólnopolski skandal; w konsekwencji szef MON zdymisjonował kilku dowódców z Koszalina.

Choć Baumann nie zna polskiego, w dokumentach z rozprawy nie ma słowa o tłumaczu.

Po krótkiej naradzie Gajewski czyta wyrok: „Sąd uznał Hansa Baumanna winnym, że od marca 1945 do 2 lipca 1946 w Falkowicach bez zezwolenia przechowywał broń – karabin typu Mauser. Skazał go po myśli dekretu na karę śmierci i utratę praw obywatelskich i publicznych na zawsze. Oskarżony był wrogo ustosunkowany do Państwa Polskiego, spodziewał się, że za trzy miesiące będzie wojna. Przy wymiarze kary sąd wziął pod uwagę wyjątkową butę skazanego Niemca Baumanna, który jak wielu jego ziomków nie chciał uznać klęski Niemiec i przygotowywał się do odwetu, wobec czego uznał za jedynie słuszną karę – całkowite wyeliminowanie go ze społeczeństwa”.


Za zardzewiałego mauzera

Mówi Waldemar Kowalski z Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku: – Skazano go jako członka Wehrwolfu [niemieckiego podziemia – red.], który w ogóle nie działał w tym rejonie.

Za co dokładnie odpowiada Niemiec? Śledztwo UB zaczyna się od donosu na komisariat w Falkowicach. Trzech chłopów opowiada, jak poszło do Baumanna po uprząż dla konia. Spytali, czemu nie zasiał ziemniaków. „Baumann odpowiedział, że po co ma siać kartofle, skoro za trzy miesiące będzie wojna i gospodarstwo z powrotem trafi do mnie” – zeznaje Józef Szulc. To samo powtarzają Józef Sukiennik i Józef Urbaniak, którzy też przyszli do Baumanna.

Tego samego dnia patrol milicji zatrzymuje chłopaka. Ten, nieświadomy położenia, zeznaje: „Moje kartofle rosną za Odrą. Mówiłem do nich za trzy miesiące będzie wojna, co się dowiedziałem od jednego Polaka z Białego Boru, co przyjeżdżał do mnie kupować koszule”.

Heinz trafia do więzienia lokalnego UB w Miastku. W trakcie śledztwa ubecy dowiadują się, że Baumann rok wcześniej ustrzelił sarnę z okolicznego lasu. Strzelał z mauzera; znalazł go pod bunkrem, który opuścili niemieccy żołnierze uciekając przed Sowietami. Zima 1945 r. to czas wielkiego głodu: Baumann podzielił się mięsem z sąsiadem Polakiem. Mauzera zakopał.

Zeznaje Baumann: „Wystraszyłem się i zakopałem broń w lesie. Karabin był tak zardzewiały, że w ogóle nie można go było otworzyć. Bałem się go przekazać milicji, bo sąsiad, który oddał został pobity przez milicjantów. (...) Nie trzymałem karabinu na wojnę, o której mówił Polak. Użyłem go tylko raz na zwierzynę leśną”.

Edyta Wnuk, była pracowniczka IPN w Koszalinie: – Świadkowie mówili, że kaleki chłopak był w areszcie zastraszony i bity. Można podejrzewać, jak się czuł w ubeckim więzieniu, skoro nie znał ani słowa po polsku.

Po tygodniu ubecy z Miastka kończą śledztwo, a pod koniec lipca śledczy Krzyżanowski kieruje akt oskarżenia do sądu. Jedyny zarzut to ukrywanie niesprawnego mauzera, który z ziemi wykopali milicjanci. I kolejne kuriozum prawne: Baumann odpowiada za złamanie dekretu z listopada 1945 r., choć według UB „przestępstwa” dopuścił się wcześniej, bo w marcu 1945 r.


„Ktoś chciał przejąć majątek”

Przed wojną Baumannowie to bogaci chłopi; rodzina żyje w Falkenhagen od połowy XIX w. Mają 26 hektarów i dobry sprzęt do uprawiania roli, jako jedni z pierwszych posiadają też maszyny. Gdy zimą 1945 r. na Pomorze wkraczają Sowieci, rodzina ucieka za Odrę. Kaleki Heinz zostaje. Gospodarkę przejmuje Polak, który w czasie wojny był parobkiem u Niemców.

Były zastępca naczelnika więzienia Alojzy Nowicki wspominał po latach, że chodziło o przejęcie majątku po Baumannach: – Myślę, że sędziego Gajewskiego ktoś napuścił, żeby taki wyrok ferował. Niemca nie ma, więc jego majątek można przejąć. A jak będzie siedział, ciągle będzie właścicielem.

W opinii składu orzekającego Baumann „spodziewał się za trzy miesiące wojny, nie chciał uznać klęski Niemiec, przygotowywał się do odwetu w myśl instrukcji kierowników partii hitlerowskiej, miał na celu niewątpliwie użyć broni w stosownej chwili przeciwko państwu polskiemu na ułaskawienie nie zasługuje”.

Prośbę o ułaskawienie do prezydenta Bolesława Bieruta pisze obrońca Jan Chmielowski. Trzy dni potem przychodzi telefonogram, że łaski nie będzie. Los Niemca jest przesądzony.

Edyta Wnuk: – Matka Heinza nigdy nie dowiedziała się o jego śmierci. Jego siostra ukrywała przed nią ten fakt do końca. Od polskich mieszkańców Falkowic matka wiedziała jedynie, że Heinz zginął, ale nie poznała okoliczności mordu na chłopaku.

Sprawa Heinza mogłaby na zawsze zostać zapomniana, ale 13 lat temu trafia na nią prokurator Piotr Niesyn, który zajmował się zabójstwem „Inki” – informacja o obu wyrokach była wysłana w jednym piśmie. Za jego sprawą po dwuletniej batalii Sąd Najwyższy unieważnia wyrok na Baumanna. Główny powód jest formalny: Machola i Nizio-Narski nie byli uprawnieni do zasiadania w składach orzekających. Pierwszy był milicjantem, a drugi nie był sędzią.

Sprawę przeciw „zabójcom zza (sędziowskiego) biurka” po wielu latach umorzono.


Heinz obok „Inki”

Niedawno, po blisko 70 latach, następuje kolejny przełom w sprawie: na cmentarzu garnizonowym w Gdańsku udaje się prawdopodobnie odkryć miejsce pochowania szczątków Baumanna. Jesienią 2014 r. „Tygodnik” pisał o znalezieniu grobu 17-letniej sanitariuszki AK Danuty Siedzikówny „Inki” – ślady po kulach i wstępne badania antropologiczne świadczą, że znaleziono szczątki tej nastoletniej kobiety, rozstrzelanej po sfingowanym procesie w 1946 r.

Wtedy, jesienią 2014 r., wykopano szczątki pięciu osób. W środkowej części mogiły „Inki” i „Zagończyka” (słynnego oficera AK i WiN) oraz trzech innych osób. Pewność zyskamy po badaniach DNA.

Mówi Waldemar Kowalski: – Między rozstrzelaniem Baumanna a egzekucją „Inki” i „Zagończyka” nie było żadnych egzekucji w gdańskim areszcie. Baumann został pochowany w kwaterze więziennej z numerem tabliczki 132.

Latem 1946 r. ofiary egzekucji chowano właśnie w tym miejscu, na gdańskim cmentarzu garnizonowym przy ul. Giełguda.

Oznacza to, że po prawej stronie „Inki” leżą najpewniej szczątki Heinza Baumanna.


Korzystałem z akt WSR w Gdańsku (dziś w IPN) oraz materiałów Edyty Wnuk i Waldemara Kowalskiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2015