Wirus dorosłości

Najlepiej ogląda się „Złe baśnie”, kiedy na chwilę zawiesza się w nich dziecięca perspektywa, kiedy jeszcze celebruje się, bez winy i wstydu, czysto sensualną stronę życia.

25.01.2021

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu „Złe baśnie” / AURORA FILMS / MATERIAŁY PRASOWE
Kadr z filmu „Złe baśnie” / AURORA FILMS / MATERIAŁY PRASOWE

Wbrew nazwisku reżyserów nie jest to film o utraconej niewinności. Bliźniacy Damiano i Fabio D’Innocenzo (rocznik 1988) dzieciństwo traktują baśniowo, ale bez cienia złudzeń – jako czas pierwszej rozpaczy. Zresztą dorastanie w Spinaceto, na niezamożnych przedmieściach Rzymu, pokazano w „Złych baśniach” z dość złożonej, by nie rzec: pokrętnej perspektywy, i prawdopodobnie właśnie to przyniosło braciom nagrodę za scenariusz na ubiegłorocznym ­Berlinale.

Oto mężczyzna, czytający zza kadru narrację filmu, wyszperał ongiś w makulaturze dziewczyński pamiętnik, zapisany „dziecinnym, kapryśnym pismem”. Zaczytawszy się w nim po uszy, postanowił go kontynuować, twierdząc, że „prawdziwa historia została zainspirowana wymyśloną”. A może było całkiem na odwrót? Nieważne, wszak to baśń rządząca się własnymi prawami. Ów niejasny status opowiadacza wprowadza jednak niepokój, dystans, a nawet zwątpienie. Bo kto tu kogo tak naprawdę opowiada?

Gorące lato mogłoby być zaledwie scenerią, lecz tym razem ma w sobie dodatkowy ciężar – w filmach upały rzadko przywołują nastrój beztroskiej kanikuły. Obserwujemy (to słowo należałoby podkreślić, zważywszy na uparcie „nieimersyjny” charakter filmu) codzienność kilku rodzin, która toczy się w rytm posiłków i sąsiedzkich rytuałów. Przyznać trzeba, że włoski mit pięknego życia dawno nie był tak bardzo sfatygowany i mało ponętny. Przymrużonymi oczyma dzieci patrzymy na sfrustrowanych ojców i uległe matki, na zdegradowanych bezrobociem i na zakładników pracy bez prestiżu i bez sensu. Kosztem dzieciaków dorośli próbują kompensować sobie daremne aspiracje czy przepastne kompleksy, sięgając po przemoc fizyczną i psychiczną. Ta ostatnia bywa zrazu niezauważalna, toteż ujawnia się znienacka. Odkłada się także w genach i dlatego od początku wiadomo, że musi kiedyś uderzyć ze wzmożoną energią.

Tymczasem pora roku – spocona, zastygła w czasie, za to wyostrzająca dziecięce zmysły – sprzyja przyspieszonym inicjacjom. Jeśli ktoś chciałby dowiedzieć się, czym jest mityczna seksualizacja dzieci, zobaczy ją tu niczym pod szkłem powiększającym. A stoją za nią nie żadne ideologie, ale wulgarni, seksistowscy, uzależnieni od pornografii ojcowie i owocujące ryzykownymi eksperymentami nieuświadomienie młodych w temacie.

Przewija się przez tę historię tragiczna postać Vilmy (Ileana D’Ambra) – pracującej w szkolnej stołówce ciężarnej nastolatki, osamotnionej i niegotowej do macierzyństwa, deprawującej dużo młodszych kolegów w jakimś perwersyjnym geście władzy czy odwetu. Zafascynowany nią dwunastoletni Dennis (Tommaso Di Cola), syn bezrobotnego Bruna (Elio Germano) i szkolny prymus, niezgrabnie uczestniczy w tych przyspieszonych tańcach godowych, podobnie jak inni małoletni bohaterowie i bohaterki filmu, bezwiednie naśladujący niedorosłych dorosłych. Kwestią czasu jest, kiedy konstruowana przez dzieciaki bomba wreszcie eksploduje z hukiem, nawet jeśli tylko w ­przenośni.

Rządzi więc u braci D’Innocenzo duszny klimat „złej baśni”, czyli takiej, która zamiast terapeutyzować, jeszcze bardziej traumatyzuje. Regularnymi dostarczycielami wstrząsów są rodzice, ich pozorowana obecność i niedojrzałe reakcje. Paradoksalnie najzdrowszy z nich okazuje się Amelio (Gabriel Montesi), groteskowy ­macho żyjący na obrzeżach społeczności. Kultywując toksyczną męskość instynktownie czuje, że trzeba wypisać syna z patologicznej szkoły życia społecznego. Bo jest coś odstręczającego w sposobie, w jaki matki i ojcowie wystawiają tu swoje dzieci na spotkanie z dorosłością: upokarzając, tresując, świecąc brudnym przykładem. Twórcy nie mają dla nich ani krzty współczucia, chwilami wręcz napawają się ich karykaturalną brzydotą. Oddając spojrzenie małoletnim bohaterom, muszą liczyć się z tym, że upraszczają sprawę, lecz równocześnie ten podwójny filtr – naiwności i okrucieństwa – nadaje filmowi osobliwy rys.

Najlepiej ogląda się „Złe baśnie”, kiedy ta dziecięca perspektywa zawiesza się na chwilę tu i teraz, rozpięta między wiekiem niewinności a przekroczeniem jego granic, kiedy jeszcze celebruje się, bez winy i wstydu, czysto sensualną stronę życia. Słońce, woda, chmury, zieleń, ciało, wszechobecne cykady – kamera reaguje na świat wszystkimi możliwymi zmysłami. Przynosi to chwilowe znieczulenie na brutalną rzeczywistość, w której młoda matka nie tęskni za dzieckiem pozostawionym w inkubatorze, gdzie chorego psa należy się pozbyć, i gdzie nikt nie widzi, że dorastają mu pod dachem smutne, stare dzieci. A wszystko to przykryte dmuchanym basenem, pizzą drugiej świeżości i przyspieszonym kursem dorosłości, która jest tutaj niczym wirus odry: w jednej z dziwaczniejszych scen rodzice aranżują spotkanie chorego chłopca z niezaszczepioną dziewczynką, ażeby ta mogła się uodpornić.

Bracia D’Innocenzo celują w polifoniczne kino formatu Roberta Altmana, bardziej jednak ufają baśniom niż rzeczywistości. Wolą niedopowiedzenia od narracyjnej układanki. Tym zaś, co nadaje filmowi moc prawdy ostatecznej, ma być zamykająca go barokowa „Passacaglia della vita” Stefana Landiego w nowoczesnej interpretacji duetu Birds on Wire.

To słodko-gorzkie przypomnienie o ludzkiej skończoności stanowi kontrapunkt dla codziennego banału, a jednocześnie ma porządkować półtoragodzinny przepływ scenek i obrazów o bardzo różnym ciężarze gatunkowym. Metafizyczna koda próbuje nadać sens czemuś, co w trakcie seansu nieustannie nam się wymykało i rozpadało. Trochę sztucznym gestem domyka zatem tę umyślnie rozproszoną historię, w której dzieci desperacko i na oślep próbowały ratować świat popsuty przez dorosłych. ©

ZŁE BAŚNIE (Favolacce) – reż. Damiano i Fabio D’Innocenzo. Prod. Włochy/Szwajcaria 2020. Dystryb. Aurora Films. Najbliższy pokaz 30 stycznia na platformie mojeekino.pl


CZYTAJ WIĘCEJ: RECENZJE FILMOWE ANITY PIOTROWSKIEJ >>>

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 5/2021