Więzień numer jeden

Powrót Nawalnego do Rosji rozkołysał tamtejszą scenę polityczną i stał się katalizatorem zmian. Kim jest człowiek, który rzuca wyzwanie Putinowi?

01.02.2021

Czyta się kilka minut

Aleksiej Nawalny na korytarzu w trakcie przeszukania siedziby jego Fundacji Antykorupcyjnej. Moskwa, 26 grudnia 2019 r. / DIMITAR DILKOFF / AFP / EAST NEWS
Aleksiej Nawalny na korytarzu w trakcie przeszukania siedziby jego Fundacji Antykorupcyjnej. Moskwa, 26 grudnia 2019 r. / DIMITAR DILKOFF / AFP / EAST NEWS

W minioną niedzielę 31 stycznia na rosy­jskie ulice znów wyszli demonstranci, drugi weekend z rzędu. Nie tylko mieszkańcy Moskwy i Petersburga, lecz wszystkich większych miast od Władywostoku po Kaliningrad. I nie tylko zwolennicy Aleksieja Nawalnego, ale także ci, którzy mają zwyczajnie dość wiecznego i coraz bardziej toksycznego prezydenta, jego kleptokratów, propagandy i bezprawia.

System przechodzi kryzys. Przeprowadzona w 2020 r. operacja wyzerowania kadencji Władimira Putina, by umożliwić mu start w kolejnych wyborach prezydenckich w 2024 r., miały w zamiarze Kremla uspokoić sytuację. To się nie udało. W społeczeństwie rosyjskim od dłuższego czasu narasta niezadowolenie z rządów wiecznego władcy. Powrót Nawalnego, który 17 stycznia przyleciał do Moskwy z Berlina, gdzie przechodził rehabilitację po próbie otrucia przez FSB, stał się katalizatorem zmian. Nawet jeśli Putinowi uda się dziś okiełznać oponentów, mocno dokręcając śrubę, za chwilę kryzys znów zastuka do bram Kremla.

Mniej niż zero

Prezydentem Rosji Putin jest od 2000 r. Putinizm osiągnął więc pełnoletność – i jako dojrzały system coraz bardziej twardnieje, jednocześnie coraz mocniej kruszejąc. Zajadlej też broni swej aspiracji do wiecznego trwania. Podległe media i serwilistyczni politycy przekonują społeczeństwo: Putin jest jedyny, nie ma dla niego alternatywy. Teza ta znalazła sublimację w słowach przewodniczącego Dumy Państwowej Wiaczesława Wołodina: „Jest Putin, jest Rosja. Nie ma Putina, nie ma Rosji”.

System skupiony jest na zapewnianiu sobie przedłużania rządów i utrzymywaniu ich monopolu. W poprzednich latach Kreml starał się – przynajmniej na poziomie przekazu werbalnego – stwarzać pozory demokratycznych procedur. Przeprowadzona w 2020 r. nowelizacja konstytucji, umożliwiająca przedłużanie władzy Putina w nieskończoność, przypieczętowała ewolucję systemu w stronę autorytaryzmu. Spadły ostatnie figowe listki z fasady demokracji: uzurpator nie ma demokratycznej legitymacji władzy, musi ją zatem oprzeć na siłowych filarach. Ich nadrzędnym zadaniem jest stałe wymiatanie ze sceny politycznej potencjalnych rywali, mogących zagrozić pozycji autokraty, a także trzymanie w ryzach społeczeństwa, zachęcanego odgórnie do apolityczności, bierności i uległości.

Jednak nie wszyscy potencjalni rywale chcą trzymać się z daleka, a społeczeństwo też nie stoi w miejscu i zgłasza zapotrzebowanie na zmiany. Widać to nawet w sondażach serwilistycznej pracowni badań socjologicznych FOM: według najnowszych pomiarów zaufanie do prezydenta spadło do 53 proc. Dla putinowskiej Rosji to niemal mniej niż zero.

„Bogurodzico, wyzeruj Putina”

Na te niekorzystne z punktu widzenia Kremla tendencje nałożyła się epidemia. Z obawy przed zakażeniem Putin zamknął się w marcu 2020 r. w bunkrze w podmoskiewskim Nowo-Ogariowie i do tej pory stamtąd rządzi, z rzadka wychodząc na otwartą przestrzeń. Trudno się oprzeć wrażeniu, że przy tym coraz bardziej odkleja się od rzeczywistości. Telewidzowie co kilka dni mogą zobaczyć pobladłego przywódcę, który rozmawia z ekranem wypełnionym przez gadające głowy ministrów czy gubernatorów.

Podczas takich zdalnych narad zapadają decyzje co do epidemicznych restrykcji i programów pomocowych. W tych ostatnich rząd skupiał się głównie na pomaganiu wielkim państwowym korporacjom, resortom siłowym i sferze budżetowej, znacznie mniej uwagi i pieniędzy udzielając firmom małym i średnim. Ta pierwsza grupa to na ogół zwolennicy Putina. Druga to ludzie niezależni od władz, samodzielni, krytyczni wobec Kremla. I w miarę trwania pandemii tracący grunt pod nogami oraz perspektywy. Skłonni są więc do okazywania nieposłuszeństwa i niezadowolenia, a nierzadko otwarcie deklarują chęć całkowitego „wyzerowania” Putina, a nie tylko jego dotychczasowych kadencji. „Bogurodzico, wyzeruj Putina” – to hasło często pojawiało się w mediach społecznościowych.


O ALEKSIEJU NAWALNYM CZYTAJ WIĘCEJ W SERWISIE SPECJALNYM >>>


Niewydolna gospodarka, która pozostaje na służbie wąskiej grupy trzymającej władzę (niezdolnej do innowacji ze strachu przed konkurencją i utratą stanowisk, a nade wszystko skorumpowanej do szpiku kości), pogrąża Rosję w stagnacji. W warunkach epidemicznego kryzysu władza skupia się na stabilności finansów publicznych i domykaniu budżetu (Putin nie zdecydował się nadszarpnąć funduszy specjalnych, odkładanych na czarną godzinę). Ale społeczeństwo ubożeje i jest coraz bardziej rozczarowane.

Czy to dobry moment, aby na scenę wmaszerował ktoś nowy, z alternatywnym programem i spojrzeniem na życie?

Epizod nacjonalistyczny

Ten ktoś nowy nie wyskoczył jak diabełek z pudełka.

Aleksiej Nawalny swoje zaangażowanie w politykę zaczął w odległym roku 2000, a więc u progu rządów Putina. Miał wówczas 24 lata i zapisał się do partii Jabłoko, założonej w latach 90. XX w. przez rosyjskich demokratów „pierwszej fali”. Nawalny zdobył tam szybko wysoką pozycję, objął funkcję szefa moskiewskiego oddziału. I przystąpił do porządkowania spraw w partii, która zajęła wygodną kanapę i z biegiem lat coraz rzadziej wychylała się z krytyką Kremla. W 2007 r. popadł w konflikt z partyjną wierchuszką, domagał się odwołania wiecznego przewodniczącego Grigorija Jawlińskiego. Został wykluczony z partii – oficjalnie za sympatyzowanie z nacjonalistami. On sam twierdził, że za zadarcie z ­Jawlińskim.

Niemniej zarzut bliskości z nacjonalistami nie był wzięty z sufitu. Nawalny ma zdolność wyczuwania nastrojów społecznych, wyłapywania ważnych trendów. A wtedy w rosyjskim społeczeństwie, zwłaszcza w wielkich miastach, rósł opór wobec napływu migrantów zarobkowych, oprawiony w nacjonalistyczne hasła wyższości narodu rosyjskiego itd.

Później Nawalny wielokrotnie tłumaczył, że sprawy narodowe widzi przede wszystkim w aspekcie społecznym, a nie etnicznym (w zebranych w książkę dialogach z Adamem Michnikiem określił siebie jako „nacjonalistę obywatelskiego”). W 2007 r. został współzałożycielem ruchu „Naród” – wraz z pisarzem Zacharem Prilepinem (dziś Prilepin jest politykiem lojalnym wobec Kremla, walczył w Donbasie po stronie separatystów, jest nacjonalistą bez dodatkowych przymiotników). W ówczesnym manifeście ruch ten określono jako narodowo-demokratyczny.

Jednak ruch „Naród” nie zaistniał. ­Romans Nawalnego z nacjonalizmem trwał jeszcze przez rok, w tym czasie podejmował on próby aliansów z innymi organizacjami umiarkowanych nacjonalistów, ale i z tego nic nie wyszło. Swoje poszukiwania miejsca na scenie politycznej zaczął więc z zupełnie innej strony.

Człowiek z internetu

Nawalny sięgnął po umiejętności zdobyte na studiach ekonomicznych (skończył także prawo): zaczął wykupywać mniejszościowe pakiety akcji wielkich firm, a jako mniejszościowy akcjonariusz zyskiwał prawo wglądu w firmową dokumentację. Dzięki temu wyciągał na światło dzienne malwersacje w korporacjach państwowych i komentował je na swoim internetowym blogu.

Dużo szumu narobiła zwłaszcza publikacja o przekręcie przy budowie rurociągu z Syberii do Chin. Z audytu wewnętrznego wynikało, że kierownictwo firmy Transnieft’ (transport ropy rurociągami) wypłukało na swoją osobistą korzyść z projektu ok. 4 mld dolarów, m.in. przez zawyżanie kosztów, zawieranie kontraktów z wykonawcami bez przetargów itd. Ten proceder nazywany jest raspił babła (dosłownie: piłowanie forsy, czyli pozyskiwanie korzyści z państwowych funduszy). Nawalny wyliczył, że szefostwo firmy Transnieft’ obłowiło się na obywatelach Rosji, wyciągając każdemu z nich z kieszeni po 1100 rubli. Bo na rurociąg szły państwowe pieniądze.

Te internetowe publikacje wpłynęły na wzrost popularności Nawalnego. W 2010 r., gdy wpływowa gazeta „Kommiersant” przeprowadziła wirtualne wybory mera Moskwy, bloger Nawalny wygrał je z ogromną przewagą (45 proc. głosów), a kandydat Kremla Siergiej Sobianin (mer stolicy do dziś) otrzymał w tym głosowaniu zaledwie 3 proc.

Kryterium uliczne...

Na grzbiecie blogowej fali Nawalny wpłynął na szeroki przestwór polityki. Był rok 2011 i Kreml właśnie nerwowo szykował się do rozwiązania „problemu roku 2012”. Wtedy kończyła się pierwsza kadencja prezydencka Dmitrija Miedwiediewa i trzeba było podjąć decyzję, czy zostanie na drugą. Putin uznał, że to zbyt ryzykowne dla stabilności układu; Miedwiediew, choć lojalny, nie dawał gwarancji utrzymania wpływów przez ludzi z bliskiego kręgu patrona. Patron postanowił więc znów zasiąść w fotelu prezydenckim.

Nawalny wymyślił wtedy chwytliwe hasło, że rządząca Jedna Rosja to „partia oszustów i złodziei”. Stało się lejtmotywem demonstracji, które na przełomie lat 2011/12 przetoczyły się przez Moskwę. Związane były najpierw z protestem wobec sfałszowania wyborów parlamentarnych, a potem wobec ponownej prezydentury Putina – wątpliwej z punktu widzenia konstytucji (to była trzecia jego kadencja, choć konstytucja dopuszczała dwie). Nawalny został zgarnięty z ulicy przez policję i odsiedział w areszcie kilkanaście dni.

We wrześniu 2013 r. władze przeprowadziły eksperyment: dopuściły Nawalnego do startu w wyborach mera Moskwy. Realnych, a nie wirtualnych, jak te trzy lata wcześniej. I choć Nawalny był pozbawiony dostępu do mediów (uprawiał jedynie agitację uliczną i pisał na blogu), zdobył 27 proc. głosów. Zwycięskiemu Sobianinowi najprawdopodobniej dosypano głosów, aby nie musiał walczyć w drugiej turze z nieokiełznanym blogerem. W każdym razie tak twierdził Nawalny, który próbował podważać wyniki. Bezowocnie.

...i sądowe

Kreml już wcześniej dostrzegł zagrożenie i zastosował środek otrzeźwiający młodego polityka: postawił go przed sądem. Sądownictwo było już wówczas (i pozostaje do dziś) na usługach prezydenta. W lipcu 2013 r. sąd skazał Nawalnego na 5 lat pozbawienia wolności w tzw. sprawie Kirowlesu. Oskarżenie zbudowano na wątłych podstawach: w 2009 r. Nawalny, będąc doradcą gubernatora obwodu kirowskiego, miał zmusić szefa firmy Kirowles do zawarcia niekorzystnego kontraktu, przez co firma straciła kilkanaście milionów rubli.

Później nastąpiły kilkuletnie kontredanse z wyrokiem: zawieszano go, odwieszano, Nawalnego zatrzymywano, po czym wypuszczano. On sam odwołał się do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (ten uznał proces za polityczny, a wyrok za bezpodstawny), po czym sprawa wróciła na rosyjską wokandę, znów zapadł wyrok, ponownie został zawieszony, znów była apelacja, pierwsza instancja, druga instancja itd.


Peter Pomerantsev, autor książek o współczesnej Rosji: Byłbym ostrożny z opinią, że gdy zabraknie Putina, jego miejsce zajmie polityk jeszcze bardziej twardogłowy. Taki stereotyp jest po myśli kremlowskiej propagandy.


 

Chodziło o zamieszanie i wywołanie wrażenia, że Nawalny to awanturnik, który nie wychodzi z sądu. Poza tym za każdym razem, gdy Nawalnego wypuszczano z aresztu lub wyrok zawieszano, w Rosji wzmagały się głosy, że polityk ten jest „projektem Kremla” – czyli że tak naprawdę jest marionetką, obliczoną na rozbicie obozu nieprzejednanej opozycji.

Niebawem uszyto mu kolejną sprawę: o spowodowanie strat firmy Yves Rocher. Przed sądem stanęli Aleksiej i jego brat Oleg. 30 grudnia 2014 r. obaj zostali skazani na 3,5 roku łagru, z tym że Oleg poszedł siedzieć, a Aleksiejowi wyrok zawieszono. To o ten właśnie wyrok toczy się obecnie batalia: Nawalny został aresztowany po powrocie do Moskwy za to, że nie stawiał się na żądanie Federalnej Służby Więziennictwa, choć jako osoba, na której ciąży wyrok w zawieszeniu, miał taki obowiązek. Sąd orzekający o aresztowaniu nie uwzględnił okoliczności, że Nawalny nie mógł się stawić, gdyż przebywał na leczeniu w Niemczech po otruciu nowiczokiem przez FSB. W efekcie Nawalny został osadzony w areszcie Matrosskaja Tiszyna, gdzie przebywa do dziś.

Głosuj, byle inteligentnie

Wyroki, które posłuszne Kremlowi sądy orzekły w przeszłości wobec Nawalnego, miały jeszcze jeden cel: zakłócić jego start w wyborach.

W 2017 r. Nawalny zapowiedział, że chce powalczyć z Putinem o prezydenturę. W ramach kampanii jeździł niestrudzenie po całym kraju, spotykał się ze zwolennikami, zakładał sztaby wyborcze, zapraszał do nich wolontariuszy. To była dynamiczna akcja, w stylu nieprzystającym do zatęchłej atmosfery kremlowskich ustawek, mających dać pozór batalii wyborczej. Pozwoliła Nawalnemu poznać prowincję, obudzić z letargu aktywistów i zebrać ich pod swoim sztandarem. I pozwoliła rosyjskiej prowincji poznać Nawalnego, dotąd znanego głównie w kręgu stołecznej opozycji i wśród czytelników jego bloga. W podróżach Nawalnemu towarzyszyli także przeciwnicy, którzy zakłócali wiece; m.in. został przez nich oblany żrącą substancją, przez co mógł stracić wzrok (przeszedł udaną operację za granicą).

Z wyborów prezydenckich Nawalny został ostatecznie wyeliminowany pod pretekstem utraty biernego prawa wyborczego w związku z wyrokiem. Ale dzięki kampanii – i pomimo zakazu mówienia o nim w telewizji – stał się politykiem rozpoznawalnym poza Moskwą.

Przed wyborami regionalnymi w 2019 r. rzucił hasło „inteligentnego głosowania”: chodziło o to, by głosować na tego kandydata, który ma największe szanse wygrać z przedstawicielem Jednej Rosji. W kilku miejscach przyniosło to ludziom spoza układu mandaty w lokalnych gremiach różnych szczebli. We wrześniu tego roku mają się odbyć wybory do Dumy. Czy Nawalny znowu rzuci hasło, łamiące kremlowskie strategie?

Fundacja i kanapka

Największy rozgłos przyniosły mu jednak nie kampanie polityczne, lecz śledztwa antykorupcyjne w ramach działalności założonej w 2011 r. Fundacji Walka z Korupcją.

Nawalny i jego współpracownicy niestrudzenie tropią korupcyjne schematy, pozwalające rosyjskiej wierchuszce polityczno-biznesowej kręcić gigantyczne przewały na pieniądzach podatników. Sprawne dochodzenia dziennikarskie odsłoniły kulisy powstania bajecznych rezydencji wicepremierów, premiera, ministra obrony, rzecznika prezydenta, wreszcie samego prezydenta. W 2017 r. po opublikowaniu filmu o pałacach, willach i toskańskiej winnicy należących do ówczesnego premiera Miedwiediewa na ulice Moskwy wyszły tysiące demonstrantów, zbulwersowanych niemoralnym luksusem, jaki w ukryciu funduje sobie władza kosztem biedniejącego społeczeństwa. Nawalny znów trafił wówczas do aresztu – jak zresztą trafiał za każdym razem, gdy pojawiał się na marszach opozycji.

Ale choć na tych marszach pojawiał się niezmiennie, nie był postrzegany jako lider antykremlowskiego ruchu. Wśród antyputinistów było wiele głosów krytycznych wobec jego poglądów i sposobu działania. Socjolodzy mówią też o wysokim „antyrankingu” Nawalnego: w sondażu Centrum Lewady z września 2020 r. zaufanie do niego deklarowało 20 proc. badanych, brak zaufania – 50 proc. (18 proc. go nie znało).

Od krytyków z różnych stron dostawało mu się zwłaszcza za to, co powiedział w październiku 2014 r. w wywiadzie dla rozgłośni Echo Moskwy: „Mimo że Krym został przyłączony przy niesłychanym naruszeniu wszystkich norm międzynarodowych, to realia są takie, że Krym obecnie jest częścią Federacji Rosyjskiej. Krym to nie kanapka z kiełbasą, żeby go przekazywać z rąk do rąk”. Większość zapamiętała jedynie, że Nawalny widział Krym jako część Rosji – niewielu dostrzegło, że mówił o pogwałceniu przez Rosję norm.

Nowy rozdział

Wróćmy z dalekiej historycznej podróży do tego, co dziś dzieje się w Rosji.

Swoim brawurowym powrotem z Niemiec Nawalny otworzył nowy rozdział. Stał się najważniejszym rosyjskim politykiem opozycyjnym, więźniem politycznym numer jeden, znanym w kraju i za granicą. Rzucił wyzwanie personalnie Putinowi. Przełamał ­monopol władz na dyktowanie porządku dnia: zostały one zepchnięte do defensywy. Opublikowanie filmu o pałacu Putina nad Morzem Czarnym (na portalu YouTube film obejrzano ponad 100 mln razy) postawiło prezydenta pod pręgierzem. Zaczął się nieudolnie tłumaczyć. Stał się przedmiotem kpin, jego wizerunek spiżowego wodza na naszych oczach ulega erozji.

Mówi się, że władza może być straszna, ale nie może być śmieszna. Tymczasem rosyjska władza staje się śmieszna, gdy odpierając zarzuty Nawalnego, próbuje przekonać, że właścicielem pałacu nie jest prezydent, lecz jego stary druh z czasów petersburskich, milioner Arkadij Rotenberg. Śmieszny jest sam Putin, gdy zapewnia, że nie ma nic wspólnego z niegustowną rezydencją, która kosztowała miliard dolarów. Czar kłamliwej propagandy pryska, choć nadal jad lejący się z telewizora zatruwa umysły mas. Jednak i tu monopol Kremla został przełamany. Rosja podzieliła się na tę „telewizyjną” i tę „internetową”. Telewizor przestał być ołtarzykiem jedynej prawdy objawionej.

Putin przestał też być tym jedynym i bezalternatywnym politykiem, który może stać na czele, bo oto okazuje się, że alternatywa jest możliwa. Powstał nowy biegun przyciągania. Nawet jeśli za jakiś czas okaże się, że Nawalny nie jest w stanie dalej walczyć, to Putin nie odzyska utraconej sakralnej pozycji. Być może grupa trzymająca władzę dokona wymiany lidera, byle utrzymać się w siodle.

Tak czy inaczej system będzie się bronił wszelkimi metodami. Będzie sięgał po represje według scenariusza białoruskiego – niedzielne demonstracje przeciw władzy brutalnie rozpędzono. Współpracownicy Nawalnego są nękani rewizjami, szkalowani w mediach jako agenci na usługach obcych wywiadów, odpowiedzialni za deprawację młodzieży.

Ale czy to wystarczy, aby na dłuższą metę utrzymać ster władzy? ©

Tekst ukończono 31 stycznia.

 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 6/2021