Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Chciałem zobaczyć kulistą duszę świata.
Przekrój przez jej słoje mięśni, nasze ciała
zanurzone w porannym świetle. Śniegu było tyle,
że nie potrafiliśmy mówić o niczym innym, dni krótkie
i ciemne; już przy obiedzie zapalaliśmy lampy.
Złość wypędzała z domu; biliśmy się wśród drzew.
Pragnąłem zobaczyć twój płacz, to, że nie ma
między nami różnicy. Obcy wiersz powiedział,
czego nie chcieliśmy wiedzieć, odsłonił tętnicę na szyi.
Chciałem zobaczyć duszę świata. Twardą, zaślinioną
jak kamień w pysku psa. Z krwią na wardze wracałem
leśną drogą, oderwałem od pnia hubę, złamałem gałąź.
Na wzgórzu rozłożyłem ramiona. W moją stronę
biegło niebo. Miało kolor rozkrajanej wątroby.
Pamięć
Nieruchoma plama pamięci. Jej głód, zachłanność kęsów.
Zostawia po sobie rozbite szkło, rozciętą nożem ceratę,
włos w ustach, który trudno wypluć. Przodkowie zostawili
popękane miasta i wsie, rozgrzebane ogniska, strzępy apokryfu.
Muszą jednak być gdzieś blisko; przecież nie kłamie babka,
przekupiony winem cieśla. Wyruszam na ich poszukiwanie;
mijam pijących wódkę na masce samochodu, przeciskam się między
mokrymi ścianami i wołam. Wołam jakbym przekrzykiwał radio.
Wydaje się, że spotykam ich w nocy. Gadam przez sen, kaszlę,
wchodzę między cienie. Kartoteki trzewi i żył powtarzają ich rysy,
serce drga jak urwana noga pająka. Rano zostawiam na poduszce
zaschniętą ślinę. Ścieram z ust muł, wilgotny mech.
Nadal nie wiem. Dopiero na strychu, w ciepłych sypialniach nietoperzy
znajduję porzucone przedmioty - usmolone paszporty, zabawkowe
lusterka, medalik, złote zęby. Powyginane w rowerowym kole szprychy,
przez które kiedyś tak często przesypywało się światło.
Ciało wyłowione z blasku
Pierwszy raz kąpie się po operacji.
Zmywa ostrożnie złuszczoną skórę,
zaschnięte ślady po szwach, ziewającej ranie.
Pamięta tylko błysk, a potem rurkę w nosie,
igłę przewlekającą skórę, co chwilę
kierującą swój pyszczek ku słońcu.
Ona została tam. Między wygiętym słupkiem
a fotelem. Przykryta liniejącą, cielęcą kapą.
Teraz on tęskni, choć często krzyczał,
całował ją tak, by czuła, że się mści.
Pierwszy raz na własnych nogach po operacji.
Ciało wyłowione z blasku. Staje na korytarzu,
nasłuchuje jej głosu. Lecz słyszy tylko jak
płatek wapna rozpuszcza się w szklance wody,
plomba ściera się w ustach. Jak wiatr
szarpie furtką, okiść łamie młode pędy sosen.
Lipiec, drgania
Przez kilkanaście dni nie było nic. Ucichło.
Na papierze schły pomięte słowa, wiatr rozgrzebał
łąkę. Ulepiona z upału postać trzymając w ustach
gwoździe, pomachała mi z dachu stodoły,
na asfalcie zabrzęczał krowi łańcuch.
Przykucnąłem nad kałużą. Włochata gąsienica zwinęła się
w nieruchomy embrion, człowiek bez stopy podparł
ścianę. Ostrożnie uciszałem to rozedrgane wtórowanie -
szelest kartek, stukot młotka, świst ostrzonej kosy;
po źdźbłach uparcie wspinały się ciemne, tłuste pieśni.
Łukasz Jarosz (ur. 1978) - poeta, wokalista, perkusista... Laureat konkursów poetyckich im. K. K. Baczyńskiego, im. Rafała Wojaczka, im. Reinera Marii Rilkego. Jego debiutancka książka poetycka "Soma" (2006) została wyróżniona I nagrodą w "Konkursie Młodych Twórców im. W. Gombrowicza" Fundacji Kultury.