Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Mistrzowie mówią, że uczeń z prawdziwie otwartym sercem nigdy nie jest pozbawiony nauczycielki, uczennica o otwartym umyśle ma zawsze przy sobie nauczyciela. Dzień w dzień istnieje ten (ta), z którym (z którą) żyję pod jednym dachem, co jakiś czas wymagającym remontu; co ranek gorąca kawa i potem motorniczy tramwaju zamykający drzwi przed nosem (lub ten drugi, który czeka kilkanaście długich sekund, aż dobiegnę zdyszany); nie rzadziej niż raz na tydzień jakaś zgubiona w praniu bluzka albo szklanka soku spadająca z brzegu stołu na świeżo umytą podłogę; a gdy rozglądnę się uważnie wokół – ptak tańczący na wietrze nad drzewami, gdy pierwsze kropelki mżawki (lub pierwsze promienie słońca po deszczu) docierają do skóry na policzkach.
Ciężkie czasy
Ostatnio przybyło jeszcze więcej belfrów od życia – coraz wyższe ceny, coraz bardziej uparta wojna, zmęczenie coraz głębiej wnikające w synapsy i stawy. Ostatnio? Kiepski żart...
Choroby i nagłej a niespodziewanej śmierci boimy się już od dawna. Po kilku latach pandemii rok temu przyszła do nas (na ekranach smartfonów i na ustach ukraińskich uciekinierek) opowieść o wielkiej wojnie tuż za naszą granicą. Choć przecież sama wojna do nas nie dotarła: możemy o niej z przejęciem rozmawiać w kawiarni w galerii handlowej rozświetlonej blaskiem reklam, a nie wybuchów.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Amerykański jezuita Thomes Reese opublikował artykuł, w którym zastanawia się nad gwałtownym spadkiem uczestnictwa katolików w mszach >>>>
Jak długo jeszcze? Jak długo jeszcze będziemy ponownie rozumieć modlitwę, którą regularnie wznosili ku niebu nasi przodkowie, a która – liczyliśmy na to nie bez racji – miała być co najwyżej egzotycznym rytuałem z przeszłości, powtarzanym, jak tradycja nakazuje, tylko podczas liturgii w Wielki Piątek: „Od powietrza, głodu, ognia i wojny zachowaj nas Panie!”.
„Nie ma sensu gniewać się na bieg wypadków – zauważył już dwa tysiące lat temu Marek Aureliusz – nic ich to bowiem nie obchodzi”. Przenikliwie mądra uwaga filozofa nie zmienia jednak tego, że rodzą się w nas frustracja, niepokój, złość. I że to także należy do naturalnego biegu rzeczy. Akcja rodzi reakcję. Trudno przyjąć szczególnie dziś namacalną prawdziwość rytualnej frazy – z prochu powstałem/am i w proch się obrócę. Ale nawet jeśli ogarnia nas smutek, lęk albo gniew, warto posłuchać pouczeń rzeczywistości, dać się poprowadzić tej szorstkiej przewodniczce – bo osobista czasoprzestrzeń pomiędzy „powstałeś/aś” a „rozsypiesz się” może być różna – zależnie od tego, jaką uczennicą (jakim uczniem) każda/y z nas będzie.
Można więc narzekać, a można i nie. Można wymyślać wielkopostne ćwiczenia (askesis – ascezę), można po prostu ćwiczyć hantlami, które do ręki wkłada nam świat. Można płacić za sesje coachingu, na których dowiadujemy się od siebie, w którą stronę wyjść ze strefy komfortu. Można uznać fakt, że strefa komfortu po prostu zniknęła i żyć trzeba, nie wiedząc, kiedy pojawi się znowu.
Gdy uważnie słucham, czego rzeczywistość chce nas dziś nauczyć, przychodzi mi do głowy jedno słowo: cierpliwość.
Cierpliwy post
Ćwiczenie cierpliwości wymaga postu od złudzeń. Zaprzestania karmienia umysłu mnóstwem rozpraszaczy, przesłaniających rzeczywistość taką, jaka jest. Mamy tendencję, by uciekać od trudnych wydarzeń i bolesnych emocji. Tak być może zostaliśmy nauczeni: „nic się nie stało” – słyszeliśmy dziecięcymi uszami, gdy z rozbitego kolana lała się krew; „nie boli, nie boli” – gdy rana piekła okropnie; „weź przestań, nie becz już” – gdy płacz szarpał ciało.
A przecież stało się, bolało i smutek był całkiem na miejscu. Teraz też staje się, boli i wolno się smucić. Dobrze to uznać. Odrzucić zasłony używek, alternatywnego życia w rzeczywistości jedynie wirtualnej. Stanąć ze światem twarzą w twarz. Obnażyć się przed sobą. Poczuć strach, smutek, także złość. Wziąć kilka głębszych, powolnych wdechów i sprawdzić: co było pierwsze, które uczucie.
Dość często jest tak, że w trudnych sytuacjach dominuje złość. Zarówno w odczuciach, w przestrzeni świadomości, jak i w działaniach, reakcjach. Gdy się jednak przyjrzeć bliżej całej sytuacji, u podłoża jej leży przykrość, strata, zagrożenie. I gdy jeszcze bardziej wyostrzyć wzrok ducha, można dostrzec, że przed złością pojawił się w nas – choćby na mgnienie oka – smutek albo strach. Złość, gniew zjawiły się później – przywołane osądem: co (kto) mnie zasmuca albo mi zagraża – złe jest. Albo: zły jest sam smutek lub strach. Albo nawet: zła/y jestem, która/y się smucę, boję. Trzeba więc, zaczynamy myśleć i czuć, walczyć, zniszczyć zło.
Iść za tym impulsem? Posłuchajcie przypowieści: „Królestwo niebieskie podobne jest do człowieka, który posiał dobre nasienie na swej roli. Lecz gdy ludzie spali, przyszedł jego nieprzyjaciel, nasiał chwastu między pszenicę i odszedł. A gdy zboże wyrosło i wypuściło kłosy, wtedy pojawił się i chwast. Słudzy gospodarza przyszli i zapytali go: »Panie, czy nie posiałeś dobrego nasienia na swej roli? Skąd więc wziął się na niej chwast?«. Odpowiedział im: »Nieprzyjazny człowiek to sprawił«. Rzekli mu słudzy: »Chcesz więc, żebyśmy poszli i zebrali go?«. A on im odrzekł: »Nie, byście zbierając chwast nie wyrwali razem z nim i pszenicy. Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa; a w czasie żniwa powiem żeńcom: Zbierzcie najpierw chwast i powiążcie go w snopki na spalenie; pszenicę zaś zwieźcie do mego spichlerza«” (Mt 13, 24-30).
Gniew pchający do walki, dający do niej siłę, znacznie łatwiej znieść niż smutek i strach. Gniew, złość dają poczucie kontroli. Walcząc, niszcząc zło łatwo jednak – ostrzega przypowieść – zniszczyć to, co wcale nie jest złe, wyrwać nawet to, co konieczne do życia. Niezbędne do życia są zaś m.in. wszystkie emocje – także smutek i strach. Nie jest dobrze tłumić je gniewem. Spróbujcie inaczej: pozwolić, by były, obdarzyć uwagą, przyznać: mają sens.
W życiu – poucza inna jeszcze przypowieść – nie da się uniknąć strzały bólu: choroby, rozstania, śmierci, konfliktu, utraty. Jesteśmy zranieni, ale często sami wbijamy we własną ranę drugą strzałę: opór, unikanie, walkę z tym, co nieuchronne. Czysty ból zmienia się w jątrzące się cierpienie. Cierpliwość to zdolność akceptacji rany. Bez udawania, że jej nie ma. Bez dłubania w niej kolejną strzałą.
Cierpliwość potrzebuje jednak również postu od narzekania i „nakręcania się” negatywnymi aspektami rzeczywistości. Warto pamiętać o ewolucyjnym skrzywieniu naszego umysłu. Jesteśmy potomkami ludzi, którzy słysząc szelest w zaroślach zwykle uciekali, nie zwracając uwagi na przyjemne brzmienie tego dźwięku. Beztroscy esteci najczęściej bezpotomnie ginęli – pożarci przez drapieżniki. Została nam po przodkach wrażliwość na zagrożenia, tendencja do interpretowania niejasnych sygnałów jako zwiastunów nieszczęścia. Potrzebne jest równoważące ćwiczenie – spokojne, cierpliwe wyszukiwanie rzeczywistych (chociażby i drobnych) pozytywów: życzliwości ze strony innych ludzi, przyjemnych doznań, nawet małych osiągnięć, satysfakcji z podejmowanego wysiłku.
Cierpliwa modlitwa
Cierpliwość nie jest zatem zaciskaniem zębów i trwaniem w nieszczęściu siłą woli napiętą do granic. Można na nią popatrzeć jak na wiązkę umiejętności. Akceptacja pierwszej strzały bez wbijania w ranę strzały drugiej, odpuszczenie walki, gniewnego niszczenia wszystkiego, co jawi się nam jako złe, wspomagane jest innymi zdolnościami.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
WIARA I SEKS. O RELIGII WOLNEJ OD OBSESJI, PRZEMOCY I LĘKU PRZED CIAŁEM >>>>
Po pierwsze, skupieniem uwagi na tym, co się dzieje teraz. Cierpliwość kojarzy się najczęściej z długim trwaniem, znoszeniem czegoś, co – wbrew naszym chęciom – nie chce minąć (czyż sam wyżej nie pisałem w ten sposób o sytuacji, w której się znajdujemy – o latach pandemii, wojny, niepewności ekonomicznej?). Tak naprawdę jednak trudna jest tylko ta chwila. Tylko jedna. Ból – fizyczny, psychiczny, egzystencjalny – w rzeczywistości trwa krótko: błyśnie, trzaśnie i przemija.
Iluzja długiego trwania cierpienia wywoływana jest przez nasze myśli. Wspominamy, co trudne było, co bolało kiedyś. Pozwalamy – najczęściej nieświadomie – pochłonąć się wspomnieniom, zapominając, że to tylko wspomnienia. Tworzymy scenariusze przyszłych katastrof i zapominamy, że to tylko fikcyjne opowieści naszej zatrwożonej świadomości.
Ugrzęźnięcie w czasach, które nie istnieją, ma swoje przyczyny. Bywa, że lgniemy do nich, gdyż mamią nas jakimś urokiem, czasami przewrotnym. Bywa też inaczej: toczymy z nimi walkę, próbując je odepchnąć. Tak czy inaczej, lgnąc albo odpychając przykuwamy do nich uwagę i w ten sposób karmimy nasze wyobrażenia własną wewnętrzną energią. Im bardziej się w nich zatracamy lub im bardziej z nimi walczymy, tym silniejsze się stają, tym wyraziściej roztaczają iluzję, że przeszłość i przyszłość realnie istnieją, a ból trwa długo.
Rozwiązaniem jest odwiązanie. Odwiązanie (albo może lepiej: odwiązywanie) się od myśli, wyobrażeń, emocji. Takie oddalenie od nich uwagi, które pozwala rozpoznać ich prawdziwą naturę. Postrzegać wspomnienia jako wspomnienia – czyli obrazy czegoś, czego już nie ma; przewidywania jako przewidywania – myśli o czymś, czego nie ma jeszcze. Oddalenie uwagi umożliwia dostrzeżenie szerszej perspektywy, a w niej siebie, która/y nie jest strumieniem myśli przepływających przez świadomość. Pozwala zobaczyć ulotność każdej myśli: pojawia się ona, nabiera kolorów, chwilę dłuższą bądź krótszą staje przed oczami duszy – i niczym iskra z ogniska, liść na rzece, bańka mydlana – rozprasza się w nicość.
Podobna cierpliwość należy się emocjom. Każda ma naturę fali. Wzbudzona – narasta, dochodzi do szczytu swojej siły (bardzo często zauważamy ją dopiero wtedy), a następnie – jeśli nie karmimy jej swoim zaangażowaniem albo walką – opada i gaśnie sama. Sztuka cierpliwości polega na tym, by emocję zobaczyć, obdarzyć życzliwą uwagą, zrozumieć, co ją wzbudza, ale też dostrzec, że jest w nas więcej niż tylko ona – a więc że może potrwać trochę i wycofać się, jak morska fala z plaży.
Rzeczywistość – zdarzenia, myśli, emocje, cielesne procesy – jest jak oddech. Przychodzi, odchodzi. Cierpliwa uwaga, bez domieszki sądu, próby odrzucenia albo przywiązania, jest modlitwą – otwarciem na Boga. Wszak Pismo nazywa Go początkiem – arche świata (por. Kol 1, 18), wypełniającym wszystko (por. Ef 1, 23); wszak mówi On poprzez Widzącego: „Ja jestem Alfa i Omega, Źródło/Początek i Cel/Spełnienie/Koniec, który jest, który był, przychodzący” (Ap 1, 8).
Cierpliwa dobroczynność
Cierpliwość nie jest bezczynnością. Ma w sobie post – rezygnację z rozpraszaczy zasłaniających rzeczywistość i przyjęcie tego, co jest. Ma w sobie modlitwę – uwagę swobodną, bez domieszki sądu, czyli odrzucenia oraz przywiązania. Uwagę jednocześnie skupioną na chwili obecnej, z której wynurza się Ten/Ta, Który/a Jest. Ma też jednak w sobie działanie. Albowiem pełne otwarcie na świat usuwa blokady przeszkadzające we właściwej reakcji na wydarzenia.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
WALKA KARNAWAŁU Z POSTEM. W HISTORII SZTUKI TO CZĘŚCIEJ SATYRA NIŻ MORALITET >>>>
Tak utknięcie w przeszłości, jak i ucieczka w przyszłość nie pozwalają odpowiednio zareagować teraz na to, co akurat się dzieje. I tylko rozpoznanie, która emocja pojawia się pierwsza – w reakcji na to, jaki świat jest i co nam robi, zanim zaczniemy go sądzić wedle przez nas samych ustanowionego prawa – tylko to rozpoznanie pozwala właściwie wykorzystać emocjonalną energię. Uczucia wzbudzone przez nasze osądy prawdopodobnie zaprowadzą nas na manowce. Jeśli sądzimy – ostrzega Mistrz – będziemy sądzeni. A sąd polega na tym – Mistrz wyjaśnia – że światło zaświeci i okaże się, że zgubiliśmy drogę i nasze czyny nie pasują do świata, są jak oranie morza, zarzucanie sieci na turniach, kładzenie cegły na dawno pokruszonym fundamencie.
Cierpliwe działanie nie zatrzymuje się w przeszłości i nie wybiega w przyszłość. Posuwa się w tym samym tempie, co bieg zdarzeń. Jest tym – i tylko tym – ruchem, który właśnie teraz trzeba zrobić. Jest i świadomością tego właśnie ruchu, nieprzesłoniętą niecierpliwym oczekiwaniem rezultatu, nierozproszoną porównaniem do działania dziejącego się teraz gdzie indziej.
Cierpliwe działanie nie jest walką, niszczeniem zła. To raczej tworzenie: „podobne jest do siewcy, który wyszedł siać” (por. Mt 13, 3-8). Albo porządkowanie i szukanie zguby: podobne jest do kobiety, która „zapala światło, wymiata dom i szuka uważnie, aż znajdzie” zaginioną drachmę (por. Łk 15, 8-9). Albo łatanie dziur świata: „Byłem głodny, a daliście mi jeść, byłem spragniony, a daliście mi pić” (Mt 25, 35).
Cierpliwe działanie rozszerza naszą uwagę i wydostaje nas z kokonu własnego bólu. Ucisza krzyk: „Jak długo jeszcze?!”. Delikatnie otwiera świadomość: „Co teraz?”. ©℗