Wielka jest wiara pogan

- Mój syn modli się z wyznawcami jakiejś niechrześcijańskiej wiary. Powiedziałam, że tak nie wolno, że to wyrzekanie się katolickiej wiary. A on na to: “Przecież w Asyżu Papież zrobił to samo". Co robić? - z takim problemem zwróciła się do mnie znajoma, matka świeżo upieczonego inżyniera, głęboko zaangażowanego w życie Kościoła.

09.11.2003

Czyta się kilka minut

Pytanie, czy chrześcijanie mogą modlić się wspólnie z wyznawcami innych religii, do niedawna właściwie czysto teoretyczne, nabiera dziś w Polsce praktycznego charakteru.

Razem, ale osobno

Problem postawiły na ostrzu noża przede wszystkim międzyreligijne Dni Modlitwy o Pokój, zorganizowane - z inspiracji Jana Pawła II - w Asyżu w 1986 i 2002 r. Sprawa była tak poważna, że na cztery dni przed pierwszym spotkaniem Papież podczas audiencji generalnej wyjaśnił, że w Asyżu uczestnicy mają kierować się zasadą: “Być razem, aby się modlić. Na pewno nie można »modlić się razem«, tzn. wznosić wspólnej modlitwy, ale można być obecnym, kiedy inni się modlą". W mieście św. Franciszka przedstawiciele różnych religii modlili się osobno. I to nie tylko na życzenie Watykanu - podobnie myśleli niektórzy przedstawiciele innych religii.

Wypowiedź Papieża i samo “wydarzenie Asyżu" - jak się okazało - nie tyle zamknęły problem, ile dolały oliwy do ognia, prowokując ożywioną debatę. W 1994 r. Światowa Rada Kościołów, największa ekumeniczna organizacja na świecie, razem z watykańską Papieską Radą ds. Dialogu Międzyreligijnego powołały zespół ekspertów różnych wyznań, który miał przebadać problem “modlitwy międzyreligijnej". Dwa spotkania grupy - w Bangalore (Indie) i Bose (Włochy) - ujawniły, że wspólna modlitwa chrześcijan z wyznawcami innych religii jest zjawiskiem dość rozpowszechnionym. Ich uczestnicy stwierdzili, że modlitwa międzyreligijna jest nie tylko możliwa, ale i potrzebna.

W oświadczeniu z Bose czytamy: “Jak modlitwa przekształca nasze życie, tak samo modlitwa międzyreligijna winna mieć pozytywny wpływ na to życie i relację między naszymi wspólnotami". Podkreślono też, że modlitwa międzyreligijna może pogłębić spotkania wyznawców różnych religii i jest znakiem wędrówki w głąb tajemnicy Boga.

Jeszcze niedawno takie stawianie sprawy przez chrześcijan było nie do pomyślenia. Dziś także wielu w ogóle nie widzi takiej możliwości - chyba że za cenę zdrady wiary chrześcijańskiej.

Religijny kontakt, religijny dryf

Istotna trudność ma charakter historyczno-teologiczny. Skoro przez wieki Kościół uważał modlitwę innych religii za przejaw idolatrii i zabobonu, wiary nie w Boga, ale w bożki (idole), to dlaczego dziś występować przeciwko tej tradycji? “Nie da się zaprzeczyć - pisał w 1988 r. bp Karl Lehmann, dziś kardynał - że Stary i Nowy Testament, jak też Ojcowie Kościoła widzą w innych religiach herezję i zabobon, kłamstwo i oszustwo, demoniczne małpowanie prawdziwej religii, diabelskie mniemanie, pychę, zaślepienie serc i moralny upadek". W Księdze Wyjścia Jahwe mówi “Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie. Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył, ponieważ Ja, Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym" (Wj 20,4-5). Gdyby przyjąć możliwość modlitwy międzyreligijnej, co począć z tym przykazaniem?

Jeśli w historii chrześcijanie patrzyli na inne religie nieco przychylniej, i tak traktowali je jako nie mające nic wspólnego z objawieniem Bożym. Były dziełem “mądrości i rąk ludzkich", nie zaś Boga. Echo tego poglądu znajdujemy jeszcze w deklaracji “Dominus Iesus" z 2000 r., w której chrześcijaństwo nazywa się “wiarą", a inne religie - “wierzeniami". Zatem jeśli inne religie są jedynie ludzkim poszukiwaniem Boga, ale jeszcze do Niego nie dotarły, do kogo mieliby się modlić - razem z chrześcijanami - ich wyznawcy?

Sprzeciw wobec modlitwy międzyreligijnej ma również charakter teologiczno-duszpasterski. Mówi się, że taka modlitwa grozi generowaniem synkretyzmu, tworzeniem religijnego koktajlu, którego smakowanie staje się ważniejsze od przynależności do konkretnej religii. Istnieje niebezpieczeństwo ukonstytuowania się jakiejś nad-religii czy super-religii, rzeczywistości wyrastającej ponad chrześcijaństwo i inne religie składowe.

W obliczu możliwości modlitwy międzyreligijnej stajemy też przed niczym nie uzasadnionym zrównywaniem różnych religii. Skoro uznajemy prawomocność modlitwy “innych", to dlaczego tak istotna jest przynależność do “mojej" tradycji religijnej? Dlaczego nie mam wzbogacać “mojej" wiary o bardziej czy mniej istotne elementy innych religii, a nawet swobodnie dryfować od jednej do drugiej tradycji religijnej? Kard. Walter Kasper, przewodniczący Papieskiej Rady Popierania Jedności Chrześcijan, mówiąc o niekontrolowanym pluralizmie religijnym, stwierdził: “Niejednokrotnie prowadzi to nawet do »tożsamości pstrokatej« i synkretycznego łączenia elementów najbardziej odmiennych tradycji religijnych i kulturowych. Nie podejmuje się żadnych wysiłków w kierunku poznania i wyjaśnienia tej sytuacji, co powoduje liczne kolizje, a w życiu jednostki wiele elementów pozostaje do siebie w relacji »ni przypiął, ni przyłatał«". Wtedy zaś nietrudno o kryzysy osobowości i duchową schizofrenię.

Gdzie jest wiara prawdziwa?

Pomijając sprawy duszpasterskie, których nie można bagatelizować, wszystkie teologiczne trudności w istocie sprowadzają się do zasadniczego pytania: czy w innych religiach można spotkać wiarę prawdziwą? Tam, gdzie jest wiara prawdziwa, tam jest prawdziwy Bóg, tam też jest miła Mu modlitwa.

To prawda, że w Biblii znajdziemy wiele krytyki religii “pogańskich". Ale znajdujemy w niej również wypowiedzi przychylne, a przy tym nie brak oskarżeń o idolatrię pod adresem “jedynej prawdziwej religii". Przychylną innym religiom opcję Biblii dobrze streszcza Księga proroka Malachiasza. Jahwe mówi do Izraelitów: “Albowiem od wschodu słońca aż do jego zachodu wielkie będzie imię moje między narodami [ludami pogańskimi i ich religiami], a na każdym miejscu dar kadzielny będzie składany imieniu memu i ofiara czysta. (...) Wy zaś bezcześcicie je" (1, 11-12).

Prawdziwego przełomu w kwestii “wiary prawdziwej" po stronie innych religii dokonał jednak Jezus. Nie wahał się - wbrew ustalonym kanonom swojej religii - potwierdzać wiarę prawdziwą pośród “pogan". Przypomnijmy choćby opowieść o setniku z Kafarnaum, który prosił Jezusa o uzdrowienie sługi. Jezus powiedział o nim: “Zaprawdę powiadam wam: U nikogo w Izraelu nie znalazłem tak wielkiej wiary" (Mt 8,10). Do kobiety kananejskiej, która uparcie błagała Go o uzdrowienie z choroby, w końcu mówi: “O niewiasto, wielka jest twoja wiara" (Mt 15,28). Zwróćmy uwagę, że w ewangelicznych relacjach nie chodzi o to, iż Jezus nawrócił “pogańskich" rozmówców na swoją wiarę; oni pozostali przy własnych religiach, ale wierzyli, że “ich" Bóg jest w stanie dokonać wielkich rzeczy przez Rabbiego z Nazaretu. Cuda w działalności Jezusa były znakami Królestwa Bożego, panowania jedynego i prawdziwego Boga pośród ludzi. I to panowanie uobecniało się - za sprawą Jezusa - również wśród wyznawców religii “pogańskich".

Biblijna ocena innych tradycji religijnych nie jest tak jednoznaczna, jak wydawało się przez wieki. Jest raczej tak zróżnicowana, że Sobór Watykański II, a potem Jan Paweł II mogli dostrzec w innych religiach autentyczne pozytywne elementy zbawcze i prawdziwe wartości ewangeliczne. Papież wielokrotnie nauczał, że Duch Święty działa nie tylko po “naszej" stronie, ale także innych religii. Po obu stronach działa też Chrystus, jeśli nawet nie jest to uświadamiane przez inne tradycje religijne, a Królestwo Boże - panowanie Boga, czyli ostatecznie sam Bóg (!) - nie ogranicza się do naszej religii, ale uobecnia się również w innych.

Ku modlitwie wspólnej

Z teologicznego punktu widzenia prawdziwa wiara możliwa jest w innych religiach, co oczywiście nie oznacza, że w każdej jest ona taka sama. W każdej religii, również w chrześcijaństwie (!), elementy boskie i nadprzyrodzone mieszają się z ludzkimi i przyrodzonymi, ze świętością i grzesznością człowieka. Konsekwencją jest nie tylko różnorodność religii, ale również różnorodny stopień ich “zanieczyszczeń", większych lub mniejszych odstępstw od boskiego źródła i pierwowzoru.

W relacjach z innymi religiami nie można niczego wyrokować a priori, jakby chrześcijaństwo było w stanie dedukcyjnie - poza doświadczeniem innych religii i poza spotkaniem z nimi - wyrobić sobie właściwy ich obraz, w tym zobaczyć “ciężar, gęstość czy intensywność" prawdziwej wiary, jaki może się w nich znajdować. Jeśli religie są najgłębiej sobą we własnej modlitwie, może z tego wynikać, że przynajmniej jakaś forma udziału w tej modlitwie jest potrzebna, aby można było uchwycić właśnie “ciężar, gęstość i intensywność" prawdziwej wiary po ich stronie.

Takie też świadectwo płynie z doświadczenia tych chrześcijan, którzy już zdecydowali się na modlitwę międzyreligijną. Grupa pomagająca ekspertom w Bangalore i Bose oświadczyła, że w modlitwie z wyznawcami innych religii (szczególnie hinduizmu i buddyzmu) “uznała wielką wartość dialogu na poziomie duchowości w poznawaniu i rozumieniu ludzi innych wiar jako ludzi modlitwy i duchowej praktyki, jako tych, którzy razem z nami poszukują i pielgrzymują, i jako naszych partnerów w dziele na rzecz pokoju i sprawiedliwości".

O autentycznej modlitwie w innych religiach mówią dzisiaj nie tylko teologowie, ale również Magisterium Kościoła, przede wszystkim Jan Paweł II. Przy okazji pierwszego spotkania w Asyżu Papież powiedział: “Każda prawdziwa modlitwa jest pod wpływem Ducha, »który przychodzi z pomocą naszej słabości (...), gdyż my nawet nie wiemy, jak powinniśmy się modlić«, ale On modli się za nas »w błaganiach«, i »Ten, który przenika serca, zna zamiar Ducha« (por. Rz 8, 26-27). Istotnie możemy uważać, że każda prawdziwa modlitwa jest podejmowana przez Ducha Świętego, który jest w tajemniczy sposób obecny w sercu każdego człowieka".

W takich wypowiedziach wielu teologów widzi rację przemawiającą za możliwością i potrzebą modlitwy międzyreligijnej. Dlaczego zatem Papież opowiedział się za zasadą “być razem, aby się modlić, a nie modlić się razem"? O. Jacques Dupuis w książce “Chrześcijaństwo i religie. Od konfrontacji do dialogu" wyjaśnia: “Trzeba jasno powiedzieć, że w okolicznościach światowego Dnia Modlitwy w Asyżu nie można było nawet myśleć o modlitwie wspólnej, dzielonej razem przez wszystkich. A to z różnych racji: spotkanie na najwyższym poziomie oficjalnym, brak wspólnego przygotowania, różnorodność reprezentowanych religii, brak wcześniejszej wzajemnej znajomości, jak też zaangażowania w wybór modlitw, będących do zaakceptowania i znaczących dla wszystkich". Wydarzenia w Asyżu znaczą początek drogi. Początki rządzą się swoimi prawami, przede wszystkim spokojem, roztropnością, umiarem i małymi krokami. Mimo iż takie właśnie - spokojne i roztropne - były spotkania w Asyżu, dla wielu chrześcijan i niechrześcijan zgromadzeni tam przywódcy religijni i tak poszli za daleko.

Obowiązek modlitwy międzyreligijnej?

Po pierwszym spotkaniu w Asyżu na łamach “L’Osservatore Romano", półoficjalnego dziennika Kurii Rzymskiej, opublikowano wiele artykułów broniących zasady “razem, aby się modlić, ale nie modlić się razem". Niemniej jeden tekst poszedł dalej, ostrożnie uzasadniając możliwość modlitwy międzyreligijnej. Jego autorem był ks. Marcello Zago, ówczesny sekretarz Papieskiej Rady ds. Dialogu Międzyreligijnego, jeden z najważniejszych doradców Jana Pawła II ds. dialogu z innymi religiami, wieloletni misjonarz w Azji, szczególnie zaprawiony w dialogu chrześcijańsko-buddyjskim (w 1998 r. podniesiony do godności biskupa i sekretarza Kongregacji Nauki Wiary, przez wielu widziany jako przyszły prefekt tej kongregacji, nie doczekał nominacji, umierając w 2001 r.). W artykule napisał: “Nie brak doświadczenia wspólnej modlitwy i religijnego dzielenia się. W większości przypadków dochodzi do nich z zachowaniem roztropności, z uniknięciem synkretyzmu. Dzielenie się doświadczeniami medytacyjnymi jest częstsze. Dla takich doświadczeń nie brak poważnych racji teologicznych. (...) Być razem, by się modlić, a niekiedy, by modlić się razem, jest uznaniem tego podstawowego faktu, stosunku wszystkich ludzi do Boga".

Konferencja Biskupów Katolickich Indii - kraju, gdzie “niewielkie stadko" chrześcijan żyje pośród ogromnych rzesz wyznawców hinduizmu, buddyzmu i innych religii - poszła jeszcze dalej. W 1989 r. we “Wskazówkach dla dialogu międzyreligijnego i ekumenizmu" biskupi napisali: “Jako że w sensie prawdziwym i podstawowym jesteśmy jedno z całą ludzkością, adorowanie Boga razem z innymi nie jest dla nas tylko prawem, ale obowiązkiem".

Czy właśnie taka będzie przyszłość chrześcijaństwa?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2003