Trudna droga Ratzingera

Mimo wyraźnie różnych od Jana Pawła II poglądów na dialog z innymi religiami i kontestowania jego pomysłów, Benedykt XVI idzie w ślady poprzednika i zwołuje spotkanie w Asyżu. TP 44/2011

25.10.2011

Czyta się kilka minut

Jan Paweł II i wódz plemienia północnoamerykańskich Indian. Asyż, 27 października 1986 r. / fot. Gianni Giansanti / Sygma / Corbis /
Jan Paweł II i wódz plemienia północnoamerykańskich Indian. Asyż, 27 października 1986 r. / fot. Gianni Giansanti / Sygma / Corbis /

W październiku 1986 r. do miasta św. Franciszka zawitali nietypowi pielgrzymi. Wśród nich indiański szaman, afrykańscy animiści, buddyści, Sikhowie, sintoiści, muzułmanie i chrześcijanie różnych odłamów. W sumie ponad 47 delegacji kościelnych i 13 innych religii. Przyjechali na wezwanie Jana Pawła II, by złączyć siły światowych religii w staraniach o pokój.

Strażnik doktryny

Trwał ogłoszony przez ONZ Międzynarodowy Rok Pokoju. Ale od tego celu świat był daleko: dość wspomnieć o zerwaniu rozmów USA i ZSRR w Reykjaviku, walkach na Bliskim Wschodzie i Afganistanie oraz atmosferze strachu w Europie po katastrofie nuklearnej w Czarnobylu. Kiedy w styczniu tego roku Jan Paweł II ujawnił swoje plany, spadły na niego gromy rzucane przez konserwatystów, także tych z Kurii rzymskiej. To synkretyzm religijny, mówiono, katolicyzm stawiany na równi z buddyzmem i islamem? Jak Papież sobie wyobraża wspólną modlitwę z kimś, kto wierzy w bożki?

Mur wątpliwości skłonił Jana Pawła II do sprecyzowania celu spotkania: chodzi nie o wspólną modlitwę, ale o bycie razem, by się modlić. 27 października wyznawcy każdej religii modlili się w wyznaczonych miejscach Asyżu oddzielnie, a później spotkali się na placu przed bazyliką, gdzie każdy przywódca modlił się według własnej tradycji. Papież, witając przybyłych, podkreślił, że środki ludzkie nie wystarczą do osiągnięcia pokoju, że konieczna jest do tego modlitwa. I taki jest cel zjazdu, nie zaś "szukanie religijnego porozumienia" czy "dyskutowanie na temat naszych przekonań".

Mimo tych zastrzeżeń wydarzenie to dla wielu było szokujące w obliczu niechętnej przez wieki postawy Kościoła wobec innych religii, uznawanych wręcz za dzieło szatana i drogę do piekła dla swoich wyznawców. Znalazło to wyraz w liturgii trydenckiej (przywróconej do łask przez Benedykta XVI). W wielkopiątkowej modlitwie za pogan czytamy m.in.: "niech Bóg Wszechmogący usunie nieprawość z ich serc, aby porzucili swoje bałwany".

Kard. Joseph Ratzinger, cieszący się ponurą sławą "pancernego kardynała", prefekt Kongregacji Nauki Wiary, nie wziął udziału w zjeździe 1986 r. W wydanym dwa lata wcześniej "Raporcie o stanie wiary" mówił o "przesadnym ocenianiu wartości religii niechrześcijańskich"; teraz oceniając w wywiadzie dla niemieckich mediów Asyż powiedział: "To nie może być wzorzec", nie można robić wrażenia, że "nikt nie jest w posiadaniu prawdy". Surowy strażnik czystości doktryny dostrzegał, że w kwestii dialogu międzyreligijnego refleksja doktrynalna nie nadąża za entuzjazmem, co może prowadzić do wypaczeń.

A wypaczenia te konsekwentnie wynajdywał i zwalczał.

Tylko nie synkretyzm

Temat dialogu międzyreligijnego jest na tyle teologicznie młody, że nie należy się dziwić sprzecznościom i niejasnościom w używanych argumentach, także jeśli dotyczą one dokumentów papieskich. A Jan Paweł II i Benedykt XVI różnili się w podejściu do dialogu zdecydowanie. Ten pierwszy widział w nim cel teologiczny, poszukiwanie drogi do "jednej owczarni", ten drugi zatrzymywał się na wspomożeniu działań pokojowych - drogą rozmów, w których głównym narzędziem powinien być rozum. Benedykt XVI przez większość życia nie zgodziłby się ze stanowiskiem, które gotów był przyjąć jego poprzednik: że inne religie są być może ludzką odpowiedzią na Boże Objawienie, a więc i zawierają w jakiejś mierze prawdę.

Jan Paweł II zawsze podkreślał to, co dla religii wspólne, a wśród tych elementów wymienił podczas spotkania w 1986 r. "wewnętrzny imperatyw sumienia, który nam nakazuje szanować, chronić i rozwijać ludzkie życie (...), imperatyw przezwyciężania egoizmu, chciwości i ducha zemsty, (...) przekonanie, że osiągnięcie pokoju przekracza ludzkie siły (...) i dlatego jego źródeł i sposobów urzeczywistniania go trzeba szukać w Rzeczywistości istniejącej ponad nami wszystkimi". Podkreślał też działanie w innych wyznaniach Ducha Świętego.

Ratzinger skupiał się na tym, co dzieli, tłumacząc to wiernością prawdzie: aby dialog mógł być skuteczny, należy uczciwie i klarownie przedstawiać treść swojej religii. Nie można zarzucić temu poglądowi braku logiki: jak rozmawiać o trosce o pokój, jeśli nie pojmiemy dzielących nas różnic w podejściu do wolności religijnej, przemocy, fundamentalizmu?

Co więcej, służy to też akcentowaniu odrębności i wyjątkowości chrześcijaństwa, jedynej religii, w której Bóg objawił sam Siebie przez Chrystusa. Trzeba pamiętać, że dokument Kongregacji Nauki Wiary "Dominus Iesus" był wydany z inicjatywy kard. Ratzingera, a czytamy w nim, że tylko chrześcijaństwo można nazwać wiarą - inne religie, jako właściwie dzieła czysto naturalne, ludzkie, to jedynie "wierzenia". W tym sensie tylko chrześcijaństwo jest odpowiedzią na Objawienie i tylko w Kościele znajduje się pełnia prawdy.

Nic dziwnego, że publikację te­go dokumentu przedstawiciele wielu religii odebrali jako sygnał odwrotu Kościoła od dialogu z nimi, znak lekceważenia. Widzieli w nim integralny element polityki kard. Ratzingera jako strażnika doktryny. Powiedział on przecież, że teologia pluralizmu religijnego (czyli poszukiwań teologicznych w celu uznania różnorodności religijnej) stanowi dla Kościoła równie wielkie zagrożenie, jak ongiś teologia wyzwolenia.

W 1997 r. Watykan ekskomunikował (na kilka miesięcy) teologa ze Sri Lanki Tissę Balasuriyę za zrównywanie Objawienia z religiami azjatyckimi. Popularne do dziś książki indyjskiego jezuity Antoniego de Mello zostały (w dekadę po śmierci autora!) praktycznie potępione za relatywizowanie wiary i zaciemnianie mądrościami Wschodu prawdy chrześcijaństwa. Za podobne poglądy niewątpliwie poległ­by w starciu z Kongregacją inny jezuita Jacques Dupuis , ale szybko wstawiło się za nim wielu biskupów.

Jedno nieostrożne zdanie

Po objęciu w 2005 r. tronu św. Piotra Benedykt XVI został zmuszony do złagodzenia stanowiska. Już po kilkunastu miesiącach pontyfikatu wszedł bowiem na "międzyreligijną" minę - w Ratyzbonie podczas pielgrzymki do Niemiec we wrześniu 2006 r. Jego niepopularność wśród obserwatorów sympatyzujących z islamem sięgała wtedy zenitu - mieli mu za złe twardy kurs, sprzeciw wobec wstąpienia Turcji do Unii Europejskiej, a także włączenie Papieskiej Rady ds. Dialogu Międzyreligijnego do Rady ds. Kultury, co znacznie obniżało rangę jej działań.

Podczas wykładu na uniwersytecie w Ratyzbonie Papież, rozważając temat przymusu w religii, zacytował wypowiedź średniowiecznego cesarza bizantyńskiego Manuela II Paleologa: "Pokaż mi, co przyniósł Mahomet (...), a odkryjesz tylko rzeczy złe i nieludzkie, takie jak jego nakaz zaprowadzenia mieczem wiary, którą głosił".

W świecie muzułmańskim podniosła się wrzawa, w Mogadiszu w zamieszkach zginęła s. Leonella Sgorbati. Islamskie autorytety wzywały Papieża do przeprosin za obrazę Proroka.

Benedykt XVI, który poniewczasie - według własnych słów - zrozumiał, że przemówienia papieskie czyta się też politycznie, a nie tylko jako wywody naukowe, w kilku wystąpieniach wyraził ubolewanie z powodu użycia tego cytatu. Tłumaczył, że użył go jedynie po to, aby "uwypuklić istotną relację między wiarą a rozumem". Podczas spotkania z ambasadorami krajów muzułmańskich mówił: "od początku mego pontyfikatu wyrażałem wolę dalszego budowania mostów przyjaźni z wyznawcami wszystkich religii".

Napięcie udało się rozładować, a przypieczętowała to papieska pielgrzymka do Turcji. To podróż pełna znaczących gestów, z modlitwą Papieża w stambulskim Błękitnym Meczecie na czele.

Na pojednawcze wypowiedzi Benedykta XVI zareagowało 38 wybitnych intelektualistów islamskich, którzy przysłali do Papieża ciepły list wyrażający gotowość do rozmów i opowiadający się za interpretacją islamu wykluczającą przymus religijny. Rok później do Benedykta XVI, a także innych przywódców chrześcijańskich, przychodzi kolejny list, tym razem liczący 138 podpisów i zatytułowany "Słowo wspólne między nami i wami". Jego autorzy, reprezentujący większość tradycji i szkół teologicznych islamu, od tamtego czasu są regularnie zapraszani do Rzymu.

Benedyktowi XVI paradoksalnie udało się osiągnąć jeden ze swoich postulatów w kwestii dialogu: skłonił muzułmanów do wewnętrznej dyskusji na temat przemocy w religii, co oczyszcza przedpole przed podjęciem szczerego dialogu z chrześcijaństwem.

A jednak wzorzec

"Inicjatywa, podjęta ponad 20 lat temu przez Jana Pawła II, nabiera charakteru trafnego proroctwa" - napisał Papież w 2006 r. do uczestników organizowanej przez Wspólnotę św. Idziego modlitwy w Asyżu. Wcześniejsze bolesne doświadczenia i opcja na rzecz pokoju sprawiły, że nie zmieniając twardego teologicznego stanowiska obrony wiary przed synkretyzmem i relatywizmem, Benedykt XVI spojrzał na tego typu wydarzenia z sympatią. Nawiązał jednak również do pewnego precedensu w swoich poglądach, do własnej - jeszcze z czasów kardynalskich - formuły teologicznej, która pozwoliła mu przełknąć pigułkę pierwszego "Asyżu", w końcu inicjatywy Papieża i zwierzchnika. W książce "Wiara, prawda, tolerancja" napisał, że w Asyżu w 1986 i 2002 r. (drugie spotkanie Jan Paweł II zwołał po tragedii 11 września) wypracowano model modlitwy religijnej. Czyli: celem jest stworzenie widocznego "znaku tęsknoty" wszystkich religii za "wsparciem z góry przeciw siłom zła, aby na ziemi zapanowały pokój i sprawiedliwość". A narzędziem: modlitwa na własny sposób, ale równoczesna, ponieważ modlitwa "wspólna byłaby fikcją i nieprawdą" - nie istnieje bowiem łącząca religie idea Boga. Ale nawet takie rozwiązanie niesie za sobą niebezpieczeństwo "oddalenia się od Boga" - pisał kard. Ratzinger.

W październiku 2011 r. spotkanie w Asyżu zwołuje ten sam Joseph Ratzinger, który 25 lat wcześniej dzieło Jana Pawła II kontestował. W orędziu wygłoszonym w styczniu wymienił zagrażające dzisiaj pokojowi dwie skrajności - laicyzm i religijny fundamentalizm. Podkreślił, że "uprzywilejowaną drogą, by budować pokój" jest wolność religijna.

Na monecie wybitej z okazji spotkania widnieje kobieta (alegoria religii) trzymająca w rękach zwój z napisami po hebrajsku, arabsku i łacinie: "Wolność religii drogą do pokoju". To nie frazes, ale wyrażone w pigułce najgłębsze przekonanie Josepha Ratzingera o sensie dialogu.

Czy to wszystko nie oznacza, że w duchu Asyżu przyszedł czas na korektę modlitwy za pogan w liturgii trydenckiej?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu „Wiara”, zajmujący się również tematami historycznymi oraz dotyczącymi zdrowia. Należy do zespołu redaktorów prowadzących wydania drukowane „Tygodnika” i zespołu wydawców strony internetowej TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem” związany… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2011