Dawniej domena diabła, dziś Ducha Świętego

Nauczanie Kościoła o innych religiach przechodziło przez różne meandry. Ostatnio zrobiło kolejny zwrot.

28.01.2019

Czyta się kilka minut

Franciszek zapala Świecę Pokoju na spotkaniu z przedstawicielami różnych religii. Bazylika św. Franciszka, Asyż, wrzesień 2016 r. / TIZIANA FABI / AFP / EAST NEWS
Franciszek zapala Świecę Pokoju na spotkaniu z przedstawicielami różnych religii. Bazylika św. Franciszka, Asyż, wrzesień 2016 r. / TIZIANA FABI / AFP / EAST NEWS

Gdyby takie rzeczy o innych religiach głosił zwykły teolog, a nie papież Franciszek, to bez wątpienia miałby poważne problemy z Kongregacją Nauki Wiary – uważa ks. Peter C. Phan, amerykański teolog o wietnamskich korzeniach. I ma rację. W sprawie religii niechrześcijańskich żaden biskup Rzymu nie poszedł tak daleko jak Franciszek.

Poza Kościołem

Przez długie wieki w Kościele królowało przekonanie, że inne religie to dzieło Szatana, a ich wyznawcy, jeśli się nie nawrócą na katolicyzm, po śmierci idą na wieczne męki. „Extra Ecclesiam nulla ­salus est” („poza Kościołem nie ma zbawienia”) – na tym świecie tylko Kościół jest kanałem zbawczej łaski płynącej od Boga do ludzi. Stanowisko to w XV w. na kolejnych kilka stuleci przypieczętował sobór we Florencji: „Nikt z tych, co są poza Kościołem katolickim, nie tylko poganie, ale i żydzi, heretycy i schizmatycy, nie mogą stać się uczestnikami życia wiecznego, ale pójdą »w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom«, jeśli przed końcem życia nie będą do niego włączeni (...), gdyż nikt – jakichkolwiek by jałmużn nie udzielał, nawet gdyby dla imienia Chrystusa przelał swą krew – nie może być zbawiony, jeśli nie pozostaje w łonie Kościoła katolickiego i w jedności z nim”.

Z czasem do Magisterium zaczęło docierać, że na świecie żyją rzesze ludzi, którzy bez własnej winy nigdy nie słyszeli i nie usłyszą o Kościele i Jezusie Chrystusie. Bezwarunkowe zamykanie przed nimi bram do zbawienia byłoby zatem pogwałceniem zasady sprawiedliwości, a tym bardziej miłosierdzia. Dlatego zaczęto wynajdywać dla nich różne poboczne ścieżki, którymi mieliby szansę trafić do nieba.

W połowie XX w. doszło nawet do kuriozalnej sytuacji: oto Kongregacja św. Oficjum, poprzedniczka Kongregacji Nauki Wiary (dalej: KNW), zagroziła wiecznym ogniem tym katolikom, którzy... pozostali wierni nauczaniu Soboru Florenckiego. Według św. Oficjum Kościół, owszem, pozostaje jedynym na świecie kanałem zbawienia, to nie podlega dyskusji, lecz można należeć do niego w różny sposób, przez chrzest, ale i na mocy jego pragnienia, nawet nieuświadamianego. Członkowie innych religii, żyjąc zgodnie z własnym sumieniem, mają zatem szansę na zbawienie, ale nie dzięki swoim religiom, lecz pomimo przynależności do nich – te na zawsze pozostają przeszkodą do zbawienia. To pogląd niewątpliwie w jakiejś części dzisiejszych biskupów, tych bardziej tradycjonalistycznych.

Sobór Watykański II (1962-65) dał początek teologiczno-doktrynalnemu zwrotowi, nad którym Magisterium Kościoła w pocie czoła pracuje do dziś, i to nie bez napięć, sprzeczności i sporów. Sobór przede wszystkim dostrzegł w innych religiach – jak to ujęli biskupi – „elementy prawdy i łaski” Bożej, rzeczy „prawdziwe i święte”, „nasiona Słowa” i zasady „nierzadko odbijające promień Prawdy”, które jednak mają w tych religiach taką postać, że Kościół pragnie je oczyścić i wynieść na wyższy poziom, właściwy wyłącznie jemu samego (Dekret o działalności misyjnej Kościoła, nr 9). Oznacza to, że dalej obowiązuje zasada, iż Kościół jest jedynym kanałem zbawczej łaski, ale łaska ta w ukryty sposób – wciąż jednak za tajemniczym pośrednictwem Kościoła – może działać w innych religiach. Stanowisko to – jak się zdaje – prezentuje dziś także pewna część biskupów.

Nauczanie Soboru powtórzy, ale i rozwinie KNW w słynnej deklaracji „Dominus Iesus” z 2000 r. Dokument ten, podpisany przez kard. Josepha Ratzingera, ówczesnego jej prefekta, spotkał się z krytyką wielu teologów, a nawet części biskupów, głównie tych z Azji, gdzie chrześcijaństwo ilościowo przypomina kroplę w morzu religii niechrześcijańskich. Watykańska strażniczka ortodoksji ogłosiła, że innych religii – w przeciwieństwie do chrześcijaństwa – nie można nazywać „wiarą” (łac. fides), lecz jedynie „wierzeniem” (credulitas), bo nie są one odpowiedzią na objawienie Boże. Religie niechrześcijańskie, oczywiście z wyjątkiem judaizmu, to twory czysto ludzkie, naturalne, niezdolne do tego, by być kanałami zbawczej łaski. Owszem, „niektóre modlitwy i niektóre obrzędy innych religii mogą przygotowywać na przyjęcie Ewangelii (...). Nie można im jednak przypisywać pochodzenia Bożego oraz zbawczej skuteczności ex opere operato, właściwej chrześcijańskim sakramentom. (...) inne obrzędy, jako związane z przesądami lub innymi błędami (por. 1 Kor 10, 20-21), stanowią raczej przeszkodę na drodze do zbawienia” (nr 21).

Wydaje się, że spora część biskupów podziela dziś stanowisko „Dominus Iesus”. Dodajmy, że teologiczno-sakramentalna formuła ex opere operato (na podstawie dokonanej czynności) oznacza, że w sakramentach Kościoła prawdziwie działa sam łaskawy Bóg i dlatego są one skuteczne bez względu na postawę szafarza czy przyjmującego.

Spór o Asyż

Deklarację „Dominus Iesus” zaakceptował Jan Paweł II, tymczasem ci teologowie i – co ważniejsze – biskupi, którzy stanowisko KNW poddali krytyce, powoływali się m.in. na nauczanie właśnie tego papieża. Przypominano, że dla sprawy dialogu międzyreligijnego na przełomie XX i XXI wieku zrobił on najwięcej spośród wszystkich przywódców religijnych świata. Jego encyklika „Redemptoris missio” (1990) była chyba pierwszą wypowiedzią papieską o obecności i działaniu Ducha Świętego w innych religiach jako takich: „Obecność i działanie Ducha nie dotyczą tylko jednostek, ale społeczeństwa i historii, narodów, kultur, religii. (...) Gdy Duch Święty działa w sercach ludzi i w dziejach narodów, w kulturach i w religiach, podejmuje On zadanie przygotowania do Ewangelii i nie może nie mieć odniesienia do Chrystusa” ­­(nr ­28-29).

Dziewięć lat później Jan Paweł II do tych słów doda formułę: „Na ogół »poprzez praktykowanie tego, co dobre w ich własnych tradycjach religijnych i postępując zgodnie z głosem sumienia, członkowie innych religii odpowiadają pozytywnie na Boże wezwanie i dostępują zbawienia w Jezusie Chrystusie, nawet jeżeli nie uznają Go za swego Zbawiciela«”. Formuła ta – jak w 2001 r. ujął to jezuita ­Jacques Dupuis – „przekracza wszystko, co wcześniej zostało powiedziane [o innych religiach] w dokumentach kościelnych”. Sugeruje ona możliwość, że religie niechrześcijańskie w jakimś sensie są odpowiedzią na Boże objawienie, a tym samym, że posiadają przynajmniej elementy autentycznej wiary (fides).

Najbardziej spektakularnym krokiem Jana Pawła II w dziedzinie międzyreligijnej była organizacja modlitewnego spotkania przywódców 13 religii w Asyżu w październiku 1986 r.: bahaizmu, buddyzmu, chrześcijaństwa, dźinizmu, hinduizmu, islamu, judaizmu, sikhizmu, zoroastryzmu oraz kilku tradycyjnych religii Ameryki (m.in. przybył uzdrawiacz z plemienia Wron w Montanie) i Afryki (animiści, w tym czciciele węży). W Kościele, a nawet w samym Watykanie, nie obyło się wówczas bez kontrowersji. Część środowisk katolickich oskarżyła papieża o sprzyjanie religijnemu synkretyzmowi i zacieranie istotnej różnicy między jedyną prawdziwą religią – chrześcijaństwem – a innymi religiami.

Niebezpieczeństwo takie widział nawet kard. Ratzinger, który ostatecznie nie pojechał do Asyżu. Obawiano się też, że dojdzie tam do wspólnej modlitwy przedstawicieli różnych religii, lecz Jan Paweł II szybko wykluczył taką możliwość. Tłumaczył: „dla Asyżu została wybrana następująca formuła: być razem, by się modlić. Na pewno nie można »modlić się razem«, tzn. wznosić wspólnej modlitwy, ale można być obecnym, kiedy inni się modlą”. W mieście św. Franciszka mieliśmy zatem do czynienia z modlitwą nie międzyreligijną, odmawianą wspólnie, ale z modlitwą wieloreligijną, odmawianą osobno!

Wielu katolików, w tym biskupów, odetchnęło z ulgą, ale niewątpliwie nie wszyscy hierarchowie. Jeszcze na dobre kilka lat przed spotkaniem w Asyżu w Kościele w Azji modlitwę międzyreligijną traktowano jako coś teologicznie usprawiedliwionego. Federacja Konferencji Biskupów tego kontynentu już w 1978 r., podczas swojego drugiego Zgromadzenia Ogólnego w Kalkucie, poświęconego tematowi modlitwy, poparła modlitwę międzyreligijną: „Trwały i rozważny dialog z innymi religiami w modlitwie (...) objawi nam to, co Duch Święty nauczył ich wyrażać na cudowną różnorodność sposobów. Te mogą różnić się od naszych, ale za ich pośrednictwem również możemy usłyszeć głos Ducha, wzywający nas do wzniesienia naszych serc do Ojca”.

20 lat później Konferencja Biskupów Katolickich Indii zdecydowała się na nauczanie, że modlitwa międzyreligijna to najgłębszy poziom dialogu międzyreligijnego, który jest powołaniem Kościoła: „Trzecia forma tego dialogu dosięga najgłębszych poziomów życia religijnego: polega na dzieleniu się modlitwą i kontemplacją. Głównym celem takiej wspólnej modlitwy jest kult Boga, który nas wszystkich stworzył, by uczynić z nas wielką rodzinę. Jesteśmy wezwani, by adorować Boga nie tylko indywidualnie, ale również jako wspólnota”.

Wątpliwości Ratzingera

Tymczasem w 2003 r. kard. Joseph Ratzinger opublikował po niemiecku studium „Wiara – prawda – tolerancja. Chrześcijaństwo a religie świata”. Przyszły papież zgodził się w niej na modlitwę wieloreligijną, byleby organizowaną wyjątkowo. A modlitwa międzyreligijna? Taka – podkreślił – musiałaby spełniać trzy warunki.

Po pierwsze – winna istnieć zgodność wyznawców różnych religii „co do tego, kim lub czym jest Bóg, a tym bardziej zasadnicza zgodność, czym jest modlitwa”, którą winno pojmować się jako rozmowę „z jedynym Bogiem”, ze Stwórcą nieba i ziemi, który „potrafi poznawać i kochać, (...) może słuchać i odpowiadać”. Po drugie – musiałaby istnieć także zgodność w tym, co uważa się za „godne modlitwy i co może stać się treścią modlitwy”. Ponadto – po trzecie – wspólna modlitwa przedstawicieli różnych religii nie może prowadzić do relatywistycznej interpretacji doktryny wiary i samej modlitwy.

Czy spełnienie tych trzech warunków jest możliwe? Sam kard. Ratzinger odpowiedział: „Osobiście w to wątpię”. Odpowiedzi tej – jak się zdaje – pozostał wierny jako urzędujący papież.

W Kościele na kontynencie azjatyckim w uzasadnieniu modlitwy międzyreligijnej akcentuje się inne sprawy. Dla Federacji Konferencji Biskupów Azji fundamentalne znaczenie ma przekonanie, że wielkie religie tego kontynentu są autentycznymi kanałami zbawczej łaski. Już w 1970 r. biskupi tego regionu świata głosili doktrynę: „Musimy rozpoznać duchowe wartości innych religii – ich zdolność do kształtowania umysłów, serc i życia. Od wieków starożytne religie Wschodu były światłem i mocą dla naszych przodków. Wyrażają najbardziej doniosłe pragnienia serc naszych ludów, nasze najgłębsze radości i smutki. Ich świątynie są domem kontemplacji i modlitwy. Kształtują one naszą historię i nasze drogi myślenia. Są częścią naszej kultury. Dla nas w Azji są bramami do Boga”.

Z kolei dla Konferencji Biskupów Katolickich Indii podstawą wspólnej modlitwy z innymi religiami jest jedność rodzaju ludzkiego: „Jako że w sensie prawdziwym i podstawowym jesteśmy jedno z całą ludzkością, adorowanie Boga razem z innymi [religiami] jest dla nas nie tylko prawem, ale i obowiązkiem”. Po międzyreligijnym spotkaniu w Asyżu Azjaci w tej materii mogli powoływać się także na przemówienie, jakie Jan Paweł II wygłosił do Kurii Rzymskiej 22 grudnia 1986 r. Papież powiedział: „Jest tylko jeden zamysł Boga dla każdego człowieka, który na ten świat przychodzi (por. J 1, 9) (...). Różnice są elementem mniej ważnym w porównaniu z jednością, która natomiast jest radykalna, podstawowa i decydująca”.

Jedność rodzaju ludzkiego – mówił dalej papież z Polski – wiąże się także z obecnością i działaniem Ducha Świętego we wszystkich religiach, szczególnie zaś w każdej szczerej modlitwie chrześcijan i niechrześcijan: „każda autentyczna modlitwa jest wzbudzana przez Ducha Świętego, który jest tajemniczo obecny w sercu każdego człowieka” (nr 11).

Zaproszenie Franciszka

Sporo wskazuje na to, że nauczanie Franciszka o innych religiach zbliża się do nauczania Federacji Konferencji Biskupów Azji. Kluczowe znaczenie w tym względzie – jak do tej pory – należy przypisać adhortacji „Evangelii gaudium” oraz encyklice „Laudato si”. W pierwszym z tych dokumentów papież pisze: „z powodu sakramentalnego wymiaru łaski uświęcającej działanie Boże w nich [wyznawcach innych religii] zmierza do stworzenia znaków, obrzędów, świętych form wyrazu, które zbliżają niechrześcijan do wspólnotowego doświadczenia drogi prowadzącej do Boga. Nie mają one znaczenia i skuteczności sakramentów ustanowionych przez Chrystusa, ale mogą być kanałami (wł. canali), które sam Duch stwarza, aby wyzwolić niechrześcijan od ateistycznego immanentyzmu lub od czysto indywidualnych doświadczeń religijnych. Ten sam Duch budzi w każdym miejscu formy praktycznej mądrości, pomagają­ce znosić trudy życia i żyć w większym pokoju i harmonii” (nr 254).

W słowach tych Franciszek – jak się zdaje – odchodzi od stanowiska „Dominus Iesus”, według którego – przypomnijmy – religie niechrześcijańskie nie są „wiarą”, ale tylko „wierzeniem”, a ich obrzędy nie mają „zbawczej skuteczności ex opere operato”. Tymczasem papież wyraźnie stwierdza, że obrzędy te i znaki są rezultatem „działania Boga”, łaski Bożej, a zatem są innym rodzajem ex opere operato! W konsekwencji można powiedzieć, że niechrześcijanie mają „wiarę”, a nie tylko „wierzenie”. Franciszek dalej uznaje, że „znaki, obrzędy, święte formy wyrazu” innych religii mogą być „kanałami, które sam Duch stwarza” – a zatem kanałami zbawczej łaski płynącej od Boga do ludzi.

Z kolei encyklika „Laudato si” jest pierwszą w historii Kościoła wypowiedzią papieską pozytywnie oceniającą modlitwę międzyreligijną, papież wręcz – rzecz bez precedensu – zaprasza do niej wyznawców innych religii, do tego proponując im modlitwę ułożoną przez samego siebie. W zakończeniu tego dokumentu przedkłada dwie modlitwy: „Jedną z nich możemy dzielić się ze wszystkimi wierzącymi w Boga wszechmocnego Stworzyciela, a drugą odmawiajmy, aby chrześcijanie potrafili podjąć zobowiązania, jakie wobec stworzenia stawia nam Jezusowa Ewangelia”. Konkretnie papież zaprasza do wspólnej modlitwy wyznawców tych religii, które wierzą w Boga Stwórcę, czyli np. wyznawców judaizmu, islamu, hinduizmu, sikhizmu czy bahaizmu. „Wraz z tym zaproszeniem – stwierdza Peter C. Phan – za jednym zamachem Franciszek kładzie kres oficjalnej dezaprobacie dla modlitwy międzyreligijnej, która miałaby prowadzić do religijnego synkretyzmu czy promiskuityzmu”.

Dziesięć prawd

W 1992 r. dominikański teolog Augustine Di Noia, od 2009 r. biskup, a od 2013 r. sekretarz pomocniczy KNW, doliczył się dziewięciu stanowisk, które w naszych czasach w głównej mierze reprezentują wyznawcy Jezusa Chrystusa w odniesieniu do innych religii: (1) chrześcijaństwo naucza pełnej prawdy zbawczej, a inne religie tylko częściowej; (2) wyznawcom innych religii może być dana „wiara ­implicite” („ukryta”); (3) członkowie innych tradycji religijnych mogą w „ukryty” sposób należeć do Kościoła; (4) w Bożym planie zbawienia ludzkości inne religie mogą odgrywać jakąś rolę; (5) chrześcijaństwo stoi ponad innymi religiami; (6) członkowie innych religii mogą pełnić dobre uczynki, mające dla nich znaczenie zbawcze; (7) chrześcijanie mają obowiązek nieść Ewangelię innym religiom; (8) wyznawcy Chrystusa winni współpracować z wyznawcami innych tradycji religijnych dla wspólnego dobra; (9) chrześcijanie winni prowadzić dialog z wyznawcami innych religii.

Do tych stanowisk wypada dodać jeszcze i to, według którego chrześcijanie z wyznawcami innych religii mogą wspólnie się modlić. Tak widzą to biskupi Indii i Federacji Konferencji Biskupów Azji. Tak widzi to również Franciszek. Czy właśnie taka jest przyszłość relacji między religiami na świecie? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 5/2019