Wiatr niesie samogłoski

Związki między warunkami środowiska a ludzką cywilizacją mogą być bardzo subtelne. Nie tylko my konsekwentnie zmieniamy przyrodę – ona sama nie pozostaje nam dłużna.

04.11.2019

Czyta się kilka minut

Prypeć – opuszczone miasto, Ukraina, kwiecień 2019 r. / DAX WARD / CATERS NEWS / FORUM
Prypeć – opuszczone miasto, Ukraina, kwiecień 2019 r. / DAX WARD / CATERS NEWS / FORUM

Umarli mają swoją florę. To stwierdzenie nabiera zupełnie innego znaczenie, gdy wędruje się po Bieszczadach czy Beskidzie Niskim – wszędzie tam, gdzie wysiedlenia ludności po II wojnie światowej doprowadziły do powstania osad-duchów. Szczątków ludzkich osiedli, przejętych przez przyrodę pozostałości po wytworach ludzkiej tradycji i kultury. Najłatwiej nawiguje się po tych terenach botanicznie: ludzka tendencja do zmieniania środowiska przyrodniczego na własny użytek sprawia, że nawet odzyskując zabrane sobie tereny, natura nie jest w stanie człowieka z nich zupełnie wymazać.

W lasach wpełzających do rzecznych dolin wciąż roi się od owocowych drzew z niegdysiejszych sadów – nigdzie indziej nie znajduje się tyle starych, potężnych jabłoni czy śliw. Wapienne podbudówki chat to teraz epicentra zasadolubnej roślinności. Najbardziej jednak niesamowite są pozostałości cmentarzy. Wędrując po dolinach Beskidu Niskiego, natknąć można się na miejsca zarośnięte barwinkiem pospolitym, piękną rośliną tworzącą każdej wiosny kobierce błękitnych kwiatów.

Złowieszcza to flora – zwłaszcza, kiedy się pomyśli, że barwinek, tak chętnie sadzony na grobach zmarłych, jest jednocześnie rośliną toksyczną, przepojoną glikozydami i alkaloidami, które w odpowiedniej dawce mogą zatrzymać serce. Czy błękitna złowieszczość barwinka przyczyniła się do jego wykorzystania jako popularnej rośliny cmentarnej? Czy bez tego barwinek przetrwałby w ogóle na tak wielu stanowiskach?

To oczywiście tylko jeden z niezliczonych przykładów na to, jak działalność człowieka kształtuje nasze środowisko. Zresztą wcale nie najbardziej drastyczny – wystarczy wspomnieć budzące coraz większą grozę hasło „katastrofa klimatyczna”. Środowisko i otaczająca nas biologia nie są jednak człowiekowi dłużne. W przypadku barwinka odtworzenie przyczynowo-skutkowej ścieżki – prowadzącej od biologii barwinka, poprzez jego zaplątanie się w okołocmentarne praktyki i wierzenia, do śladu, jaki cały ten proces odcisnął na strukturze populacji tej rośliny – jest dość karkołomne. Znamy jednak wiele innych, bardzo sugestywnych przykładów na to, jak środowisko przyrodnicze i ekologia gatunków otaczających człowieka wpływały na ewolucję jego kultury i cywilizacji.

Zębate nisze

To, co odróżnia człowieka od organizmów – również przecież kształtowanych na setki sposobów przez ich środowisko życia – to wielopoziomowość naszego ludzkiego „snucia historii” o gatunku Homo sapiens. Człowiek bardzo dawno temu, tak naprawdę długo przed tym, kiedy stał się człowiekiem „rozumnym”, przestał korzystać z czysto genetycznych sposobów „opowiadania o sobie” kolejnym pokoleniom. Tak robią to wszystkie inne gatunki: w ich (i naszym) DNA zakodowane są miliardy instrukcji, zgrupowanych w tysiące genów, a te z kolei z jednej strony sterują rozwojem organizmu, tym jak radzi on sobie ze środowiskiem i jak je zmienia, a z drugiej strony – decydują o tym, jak to całe bogactwo genetycznej wiedzy przekazywane jest dalej.

Ludzie bardzo szybko rozwinęli jednak kolejny poziom „dziedziczenia” – znacznie skuteczniejszy w pewnych sytuacjach, bo bardziej podatny na losowe zmiany (mutacje), a co za tym idzie – potencjalnie lepiej radzący sobie z adaptacją do nowych i bardziej zmiennych warunków. Tym wszechobecnym systemem, bez którego trudno obecnie wyobrazić sobie cywilizację człowieka i trwanie ludzkiego gatunku, jest kultura. Z definicji – niegenetyczna, pozbawiona jest więc ograniczeń genów, ich alfabetu złożonego z raptem czterech liter, mikromechanizmów replikujących DNA.

Kultura jednocześnie kreuje środowisko – obecnie poruszamy się jako gatunek w niemożliwej do rozdzielenia mieszance biologicznego środowiska i kultury właśnie. Podobnie jak każdy inny organizm – swoje własne środowisko potrafimy także kształtować, zmieniać tak, by zmaksymalizować sukces i dostosowanie tworzących gatunek osobników.

Czy formowanie czysto kulturowego środowiska, w którym żyjemy jako gatunek, w którym poruszamy się, w którym tworzymy tak podstawowe konstrukty kulturowe jak prawo, nauka czy sztuka – czy wszystko to podlega jakimkolwiek ograniczeniom środowiska biologicznego? Na ile ludzka kultura, z której jesteśmy przecież tak dumni, poruszać się musi w zakresie ograniczeń narzucanych przez czysto biologiczną i fizyczną rzeczywistość świata, w którym człowiek ewoluował i w którym wciąż żyje?

Opisując miejsce, jakie dowolny gatunek „okupuje” w swoim środowisku, wraz z wszystkimi jego biologicznymi parametrami, ekolog często używa określenia „nisza ekologiczna”. Kulturowo również możemy mówić o swego rodzaju niszach, konstrukcjach ulepionych z idei i przekazów kulturowych, które zajmuje człowiek jako gatunek lub jako mniejsze społeczności. Takie nisze kulturowe najeżone mogą być swoistymi „zębami” – i jak zębatki tworzą wraz ze środowiskiem przyrodniczym jeden kompletny, sprawny mechanizm.

Strażnik cmentarzy

O tym, jak silny wpływ na tradycję – czyli jeden z najbardziej fundamentalnych składników przekazu kulturowego – mają czynniki biologiczne, może świadczyć inny botaniczny przykład ściśle związany ze zwyczajami cmentarnymi. Wśród roślin, które trafiły do (uważanego za mocno pechowy) cmentarnego zielnika, znalazł się cis pospolity. Roślina już w średniowieczu uznawana za gatunek królewski, ceniony ze względu na drewno doskonale nadające się do wyrobu wysokiej jakości łuków. Konotacje wojenne były prawdopodobnie wystarczające, by z cisem skojarzyć tematykę cmentarno-makabryczną.

Fanów roślinie nie przysparzała również groźba kary śmierci za ścięcie cisowego drzewa (jako gatunek o kluczowym znaczeniu taktycznym, a jednocześnie rozproszony i bardzo wolno rosnący cis musiał być w Europie chroniony przez odpowiednie akty prawne już od XIV w.). Jednak sama biologia cisu do najsympatyczniejszych również nie należy.

Cis produkuje jedne z najsilniejszych trucizn w świecie roślin. W dodatku, ze względu na niezwykle zwartą koronę, skutecznie powstrzymuje wszelkie inne życie mogące rozwijać się u jego podnóża, zwyczajnie blokując dostęp promieni słonecznych. Jego ciemnozielone, prawie czarne igły doskonale komponują się z żałobnym klimatem cmentarza. Co więcej, rosnący cis wytwarza wiele sztywnych, oplatających kamienie i nierówności zdrewniałych korzeni. Nic więc dziwnego, że to drzewo śmierci i wojny szybko uznano za idealnego strażnika cmentarzy. Słowianie wierzyli, że zbyt długie przebywanie w cieniu cisa grozi śmiercią, a jego igły rozsypywali na trasie konduktów wiozących zmarłych, by zabezpieczyć się przed powrotem ich duchów do świata żywych. Bretończycy wierzyli, że posadzony na cmentarzu cis wypuszcza po jednym korzeniu dla każdego pochowanego zmarłego, wrastając nim w jego usta.

Owca scytyjska

Nierzadko źródłem takich mitów – zwykle odnoszących się do gatunków współwystępujących z człowiekiem – było zwyczajne niezrozumienie i brak wiedzy biologicznej. Aż do XVIII w. powszechne w Europie było przekonanie o istnieniu tzw. owcy scytyjskiej (lub owcy tatarskiej; ang. vegetable lamb of Tartary). Było to stworzenie o charakterze zoofitu, roślina rodząca przyrośnięte do niej pępowiną owce, pasące się dookoła krzewu. Według Herodota z jej „wełny” ludy azjatyckie wyrabiały swoje tkaniny – Europejczykom wydawało się więc oczywiste, że musiał to być rodzaj organizmu spokrewnionego z dającą wełnę owcą. Całkiem możliwe, że taka „animistyczna” reputacja bawełny – bo o niej tu mowa – przyczyniła się do stosunkowo późnej kolonizacji Europy przez ten niezwykle cenny materiał włókienniczy.

Swoją rolę odegrała również wrogość, jaką ten jeden rodzaj włókna pochodzenia roślinnego wzbudził wśród Europejskich producentów wełny w ochronie swoich interesów obrzydzających społeczeństwu nowy produkt. Bawełna oczywiście ostatecznie trafiła do Europy, w dużym stopniu wypierając z rynku włókna pochodzenia zwierzęcego i kończąc tym samym swoją triumfalną ekspansję na świecie. Co ciekawe, tarcia związane z bawełną nie zniknęły całkowicie po jej dotarciu do Europy. Funkcjonujące we Francji w XVIII i XIX w. „wełniane lobby” nie ustawało w antyreklamowej kampanii bawełny. Jednym z ciekawszych pomysłów było przyodziewanie w bawełnę paryskich prostytutek. Mimo że plan ten ostatecznie zarzucono, antybawełniany klimat na długo opanował Francję, która przemysłowo – m.in. dzięki odrzuceniu bawełny – pozostała w tyle za bardziej probawełnianą Wielką Brytanią. Sądzi się wręcz, że bawełniana antypatia Francuzów była jedną z przyczyn klęski imperium Napoleona.

Ekologia globalna

Przytoczone dotąd przykłady dotyczyły jednego konkretnego gatunku, wycinku biologicznego świata. Podobne historie, i podobnie kształtowane przez nie kulturowe „mikronisze”, można by mnożyć: np. ogrodnicza gorączka tulipanowa XVI-XVII w. Holandii, która na stulecia unormowała jej pozycję jako światowej stolicy ogrodnictwa, lub wielowymiarowa kulturowa nisza drzewa oliwnego, będącego świętym drzewem starożytności, a obecnie gatunkiem dającym Grekom kilka dni płatnego urlopu w czasie listopadowych zbiorów oliwek. Do pewnego stopnia każda uprawiana i wykorzystywana przemysłowo przez człowieka roślina ma taką kulturową mikroniszę.

Cywilizacja człowieka ma jednak to do siebie, że poza niezliczonymi lokalnymi, bardzo izolowanymi kulturowo wariantami, ma także wiele jednoczących ją globalnych wzorców, które wyróżniają nasz gatunek na tle wszystkich innych zamieszkujących naszą planetę. Zdolność wpływania na czysto biologiczne komponenty naszego dostosowania (płodność i przeżywalność), umiejętność gromadzenia i rozwijania wiedzy, adaptujący się do zmiennych warunków język, zdolny wyrazić bogactwo wszystkich kulturowych wynalazków człowieka, potrzeba posiadania systemu wartości, niejednokrotnie prowadzącego do powstania dobrze wyodrębnionych, specyficznych wierzeń religijnych – wszystko to są przejawy i produkty kultury o zasięgu globalnym, mające fundamentalny wpływ na to, jak postrzegamy nasze codzienne życie. Czy ekologia i środowisko przyrodnicze mają na nie równie widoczny wpływ, jak na mikrotradycje i mikronisze formowane lokalnie, przez regionalnie rozprzestrzeniane kulturowe memy?

Słowa i odcienie

Weźmy np. język, jeden z czynników odpowiedzialnych za sukces i dynamikę ewolucji kulturowej człowieka. To właśnie język jest jednym z najważniejszych nośników informacji kulturowej – bez jego precyzji dziedziczenie kulturowe byłoby znacznie bardziej „rozmyte”, nieprecyzyjne – a co za tym idzie wolniejsze i o mniejszym zasięgu czasowym i przestrzennym. Badania traktujące języki w sposób przypominający ewoluujące gatunki, przeprowadzone na grupach blisko spokrewnionych regionalnych języków (np. skupiska języków Afryki Środkowej, łuku Himalajów czy Oceanii), jednoznacznie wskazują, że czynniki ekoklimatyczne, takie jak odległość do najbliższego źródła wody pitnej, wysokość nad poziomem morza czy przewidywalność i zmienność warunków klimatycznych, mają kluczowe znaczenie w sterowaniu zmiennością języków oraz tempem ich ewolucji.

Niektórzy lingwiści poszli o krok dalej, próbując znaleźć najbardziej prawdopodobny mechanizm takiego ekologicznego zróżnicowania języków świata. Wstępne prace wskazują m.in., że języki bogate w samogłoski (dźwięki łatwo poddające się modulacji, i jednocześnie charakteryzujące się mniej gwałtownymi zmianami częstotliwości emitowanego w trakcie artykulacji dźwięku) znacznie częściej ewoluowały w środowiskach otwartych, pozbawionych gęstej wegetacji (która skutecznie tłumi dźwięki o wysokiej i bardzo zmiennej częstotliwości). Osobnej presji środowiskowej podlegała również czysto znaczeniowa warstwa niektórych języków.

Spektakularnym przykładem są kulturowo specyficzne, często niezwykle ograniczone regionalnie, nazwy kolorów. Kultury ewoluujące w umiarkowanych i tropikalnych strefach klimatycznych, doświadczające niemalże pełnego spektrum kolorów w przyrodzie, rozwinęły system nazewnictwa kolorów, pozwalający nazwać wszystkie podstawowe barwy widma światła. Z kolei kultury rozwijające się w środowiskach kolorystycznie ograniczonych stworzyły systemy nazewnictwa dla nas egzotyczne. Namibijskie plemię Himba, żyjące w półpustynnym środowisku zdominowanym przez kolory przygaszone, szare, beżowe, wykształciło unikalny system kategoryzowania i nazywania kolorów, który przekłada się na ich zdolności percepcyjne. Przedstawicielom tego plemienia czasem łatwiej dostrzec np. różnice między dwoma podobnymi odcieniami koloru (zgodnie z naszą klasyfikacją) niż pomiędzy dwoma różnymi kolorami.

Byty najwyższe

Również ewolucja religii była do pewnego stopnia sterowana przez środowisko przyrodnicze i warunki ekoklimatyczne. Ewolucyjne korzyści odnoszone przez społeczność, związane z wykształceniem systemu religijnego normującego międzyosobnicze relacje (zwłaszcza pod względem podziału zasobów czy zachowań agresywnych) siłą rzeczy powinny zależeć od warunków środowiska, w jakich żyje grupa. Opublikowana w 2014 r. analiza „ekologii religii” potwierdza takie przewidywania. Okazuje się, że powstanie religii związanych z tzw. moralizującymi bytami boskimi (zakładającymi istoty odpowiedzialne za stworzenie świata, interweniujące w życie ludzi i kształtujące ich system moralny) jest znacznie bardziej prawdopodobne w środowiskach o niższej bioróżnorodności, bardziej zmiennym i mniej przewidywalnym klimacie oraz obniżonej produktywności. Na drugim końcu skali znajdują się produktywne, różnorodne biologicznie biomy – gdzie rozwijają się religie operujące głównie pojęciami duchów, energii i nietworzące jednoznacznych konstrukcji moralno-etycznych.

Wyjaśnienie takich wzorców nie jest trudne – ze społecznego punktu widzenia moralizujące systemy religijne mogą stanowić rodzaj buforu nieprzewidywalnego środowiska, łagodzącego socjalne konflikty, niebezpieczne w mniej zasobnych, bardziej zmiennych środowiskach.

Co ciekawe – religie nie tylko ewoluują kulturowo, ale także realnie wpływają na takie cechy ludzkich społeczności jak ich mobilność i ekspansywność oraz zdolność do kooperacji z innymi kulturami. Innymi słowy – nisza kulturowa tworzona przez zespół wierzeń religijnych, uformowana przez warunki ekoklimatyczne, może z czasem „przemieścić” zajmującą ją społeczność pod wpływem innych warunków środowiskowych – co z kolei wywoła odpowiednią zmianę w kulturowej „trajektorii” społeczności.

Czy powinno nas dziwić ścisłe powiązanie kulturowych nisz i sposobów, w jakie kształtuje je człowiek wraz z uwarunkowaniami biologicznymi i środowiskowymi? Zaryzykować można stwierdzenie, że wręcz przeciwnie – jest to coś, czego powinniśmy oczekiwać! W końcu na najbardziej podstawowym poziomie kultura jest produktem biologicznej ewolucji naszego gatunku – i choć wytworzyła zupełnie nowy, autonomiczny poziom dziedziczenia informacji, nigdy zupełnie nie uda jej się oddzielić od wpływów środowiska biologicznego.

Szczególnie powinniśmy o tym pamiętać teraz, kiedy to samo środowisko, które uformowało naszą cywilizację, brutalnie zmieniamy w bardzo trudnym do przewidzenia kierunku. Być może rozpoczęliśmy konstrukcję kolejnej niszy kulturowo-środowiskowej, niekoniecznie zmierzającej w najbardziej przez człowieka pożądanym kierunku. ©


ARCHITEKCI ŚRODOWISKA

O TYM, ŻE ORGANIZMY NIE SĄ PO PROSTU MARIONETKAMI W EWOLUCYJNYM TEATRZE, podległym jedynie wpływom presji selekcyjnych, ale raczej aktorami, którzy mogą zmieniać warunki środowiska i modyfikować presje, świetnie zdawał sobie sprawę już Karol Darwin, który w 1881 r. opublikował książkę poświęconą dżdżownicom – będącą ukoronowaniem jego 40 lat badań na ich temat.

Dżdżownice są typowymi „architektami środowiska” – przepuszczając glebę przez swój układ pokarmowy, zmieniają jej skład i kompozycję, wpływając na warunki życia wielu gatunków. Oczywiście, ludzie, dzięki stworzeniu kultury i cywilizacji, jeszcze bardziej przyczyniają się do zmian środowiskowych, a także tworzą rozmaite „mikroświaty” (mikronisze), w których pojawiają się zupełnie nowe presje selekcyjne. Na przykład udomowienie bydła spowodowało u hodowców wykształcenie się presji na posiadanie genu trawienia laktozy przez dorosłych, a ścisła kooperacja, do której nasi wcześni przodkowie zostali zmuszeni trudnymi warunkami życia, mogła zwiększyć presję na pojawienie się genów ułatwiających komunikację – a więc mogła utorować drogę ewolucji języka.

W ostatnich dekadach biolodzy zaczęli określać takie procesy ewolucyjne mianem konstrukcji niszy (ang. niche construction theory, NCT). W zamyśle teoria ta ma otwierać drogę do badań zupełnie nowych rodzajów zjawisk ewolucyjnych, które umykały wcześniejszym podejściom teoretycznym. Nie wszyscy biolodzy są jednak przekonani, że NCT spełnia szumne oczekiwania. Wprawdzie trudno kwestionować występowanie opisywanych przez nią zjawisk, jednak można się zastanawiać, czy oferuje ona użyteczne nowe przewidywania i czy poprawnie identyfikuje ewolucyjne procesy. ©(P) ŁK

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 45/2019