Wiara w szufladzie

o. Jan Andrzej Kłoczowski, dominikanin i duszpasterz:Zauważyłem, że dla wielu młodych kryzys religijności nie jest odejściem od wiary, tylko jej bezterminowym zawieszeniem.

05.05.2014

Czyta się kilka minut

Jan Andrzej Kłoczowski OP / Fot. Andrzej Banaś / GAZETA KRAKOWSKA
Jan Andrzej Kłoczowski OP / Fot. Andrzej Banaś / GAZETA KRAKOWSKA

ARTUR SPORNIAK: Zgłasza się do Ojca rodzic bezradny wobec faktu, że jego dorosłe dziecko porzuciło wiarę. Co Ojciec mu radzi?

O. JAN ANDRZEJ KŁOCZOWSKI OP: Co to znaczy, że porzuciło wiarę? Przestało chodzić do kościoła? Możemy mieć do czynienia z różnymi zjawiskami. Na przykład z oczywistym w pewnym wieku buntem, za którym kryje się próba odnalezienia własnej tożsamości. Duża część dzieci francuskiej elity, która poparła kolaborującego z Niemcami marszałka Pétaina, zapisała się po wojnie do partii komunistycznej. Z kolei u nas opozycja demokratyczna wywodziła się w dużej mierze z rodzin o tradycjach komunistycznych.

Mamy też do czynienia z szerszym zjawiskiem. Współczesna socjologia (zwłaszcza Peter Berger) podważyła tezę, że sekularyzacja prowadzi do czysto laickiej – „bezbożnej” – postawy kulturowej, która całkowicie zrywa z religią. Okazało się, że powoduje prywatyzację religii – następuje przejście od religijności losu (wierzę, bo się urodziłem w wierzącej rodzinie) do religijności wyboru (świadomie wybieram wiarę). Mam przede wszystkim do czynienia z młodzieżą studencką. Ci, którzy przychodzą, spowiadają się głębiej, bardziej indywidualnie i bardziej problemowo. Coraz rzadziej funkcjonuje standard rachunku sumienia z modlitewnika. Często te spowiedzi podbudowane są problemami psychologicznymi, np. brakiem wiary w siebie.

Niesłychanie ważną rzeczą jest też poszukiwanie aprobaty swego środowiska. Gdy na spowiedzi pytam młodego człowieka, dlaczego się np. upił, słyszę odpowiedź: „bo tak wszyscy robią” albo: „nie miałem odwagi odmówić”. Przy tym zaskakuje mnie niski próg frustracji młodych ludzi. Byle co powoduje załamanie psychiczne. Zauważam dużą bezradność wobec negatywnych przeżyć, np. nieszczęśliwej miłości, zawalenia sesji. W związku z tym młodzi szukają pocieszenia przez aprobatę swojego środowiska. Może się zdarzyć, że w danym środowisku życie religijne postrzegane jest jako „obciach”. Często opiera się to na złych doświadczeniach z katechizacji czy przygotowania do sakramentu bierzmowania, podczas którego muszą się nauczyć odpowiedzi na 250 pytań, których części nie rozumieją. Wielu moich kolegów pracujących jako katecheci mówi, że sakrament bierzmowania często jest sakramentem pożegnania z Kościołem.

Byłbym ostrożny w dostrzeganiu w tym od razu ideowego ateizmu. To raczej odejście w pewien indyferentyzm, który nie wyklucza wymiaru duchowego. Prywatyzacja religii powoduje, że wielu zamiast zorganizowanej religii wybiera jakiś rodzaj duchowości. Młoda dynamiczna dziewczyna mówi: „Kiedy przyjdę do kościoła, to tylko patrzę, jak inni są ubrani i jak oni na mnie patrzą. Tymczasem gdy jestem w górach, muszę siebie pokonać, doświadczam wtedy niebezpieczeństwa i jestem znacznie bliżej Boga”.

Od strony psychologicznej jest to prawda.

Świadczyłoby to o tym, że Eucharystia traktowana jest czysto behawioralnie – jako zbiór zewnętrznych zachowań. Widać też, jaki podstawowy błąd robimy w duszpasterstwie: współczesna katecheza poucza, a nie wtajemnicza. Starsze pokolenia przeszły przez wtajemniczenie, które proponował np. ruch oazowy ks. Blachnickiego. Po obecnym pokoleniu studentów tego w ogóle nie widać.

Zatem na odchodzenie od wiary wpływ mają nakładające się na siebie procesy: najpierw bunt młodego pokolenia szukającego własnej tożsamości; proces sekularyzacji prowadzący do prywatyzacji religii; wpływ grup rówieśniczych i na koniec błędy katechezy.

Ale też sytuacja współczesnych rodzin, które nie przeprowadzają żadnej własnej katechezy. Dzieci przychodzące do Pierwszej Komunii nie potrafią zmówić nawet „Ojcze nasz”. Gdy mój kolega katecheta zwrócił na to uwagę jednemu z ojców, on odpowiedział bez pardonu: „A za co księdzu płacimy?”.

Faktem jest, że inaczej przebiega kryzys dorastania w rodzinach głęboko religijnych, a inaczej w tych o religijności powierzchownej. Z moich jednostkowych obserwacji wynika, że dzieci rodziców głęboko religijnych łatwiej przechodzą do postawy niewiary niż do postawy duchowości. Nie spotkałem dużo takich przypadków, ale te, z którymi miałem do czynienia, były przemyślane. Pamiętam dziewczynę, z którą rozmawiałem o jej odejściu od wiary. To nie była łatwa rozmowa. Próbuję mówić jej o Ewangelii, a ona wyciąga tablet, wchodzi na Biblię online i pyta: a jak ten werset rozumieć? A jak rozumieć tamten werset? Zwykle nie tyle jest to twarda niewiara, ile radykalnie wyrażony sceptycyzm.

Dla rodziców głęboko wierzących wiara jest największym dobrem. Dlatego zwykle bardzo cierpią, widząc odchodzenie od wiary ich dzieci. Co Ojciec im radzi – tylko modlitwę?

Nie pamiętam przypadku, żeby rodzice stosowali jakiś psychologiczny nacisk, który zresztą byłby przeciwskuteczny. Na pewno ważna jest modlitwa, dalsze świadectwo z życia religijnego, ale także szacunek i uznanie prawa dziecka do własnych poszukiwań, z nadzieją, że kiedyś pozwoli się znaleźć Bogu. Warto wówczas porozmawiać, jaki obraz Boga zostaje odrzucony przez taką osobę. Już św. Anzelm zauważył, że ten, który nie uznaje Boga, jakoś rozumie termin „Bóg”. Kim On jest?

Klasyczny ateizm ma obecnie charakter bardziej antyklerykalny niż pogłębiony filozoficznie. Natomiast trudności podnoszone przeciw wierze dotyczą przede wszystkim wiary objawionej. Argumentuje się, że jeżeli wierzysz, to wykluczasz wszystkich innych, którzy nie wierzą tak jak ty. Daje o sobie znać takie postmodernistyczne myślenie, że każde przekonanie o istnieniu prawdy jest nietolerancyjne.

Jaki jest obraz wiary przeciętnej katolickiej rodziny?

Bóg jest daleko i wysoko, bliżej jest Matka Boska, która nam pomaga dotrzeć do dalekiego Boga, potem jest Pan Jezus jako wzór do naśladowania, a na końcu jest ksiądz, z którym trzeba załatwić rozmaite sprawy (Pierwszą Komunię, ślub, pogrzeb itd.). Uderza mnie praktyczna nieobecność wiary w Chrystusa i prawdy dla chrześcijanina najbardziej wiążącej: „Kto widzi mnie, widzi Ojca” (J 14, 9). Bóg Stwórca, którego obraz sobie budujemy, jednak człowiekiem stał się, co bardzo głęboko zmieniło relację między człowiekiem a Bogiem. Największa liczba odejść, z którymi miałem do czynienia, dotyczyła właśnie tego zbiorowego obrazu: daleki Bóg, bliższa Matka Boska, Jezus jako etyczny nauczyciel i na końcu proboszcz. Ci ludzie nie potrafili tego obrazu złożyć w spójną całość i zwykle dlatego odchodzili. Nie docierali do Boga objawionego w Chrystusie.

Wiara w tajemnicę Wcielenia jednak wystawia nasz rozum na mocną próbę. Źródło sensu i istnienia świata nagle staje się konkretnym człowiekiem...

Prawda o Wcieleniu nie jest rebusem dla naszego rozumu, tylko otwarciem drogi. Jezus nie staje między nami a Bogiem, tylko odsłania Boga jako ikona czy drogowskaz. Człowiek może sobie o Bogu pomyśleć wszystko, a On przyszedł w sposób, którego się nie spodziewaliśmy. Bliskie jest mi rozróżnienie na wiarę i religię, wprowadzone przez protestanckiego teologa Karla Bartha. Religia jako nadanie głębszego sensu życiu jest naturalną potrzebą człowieka. Wiara jest natomiast odpowiedzą na objawiającego się Boga. Wybitny żydowski myśliciel Abraham Joshua Heschel zauważył, że to Bóg szuka człowieka, a nie człowiek Boga. W moich rozmowach zwracam uwagę na to, że Bóg nas zaskakuje swoją propozycją. Tutaj nic nie można wymusić. I to jest też ważna wskazówka dla rodziców.

A co robić, gdy zbuntowany nastolatek nie chce iść w niedzielę do kościoła – zostawić go w domu?

Mój najgłębszy kryzys wiary przeżyłem w wieku 10 lat, gdy jako ministrant służyłem podczas nabożeństwa, które nazywało się Godzina Święta. Było to czwartkowe przygotowanie do pierwszego piątku miesiąca. Ksiądz ubrany w kapę klęczał na klęczniku przed Najświętszym Sakramentem i czytał pobożne teksty, a potem śpiewało się „Ile minut w godzinie, a godzin w wieczności, tyle bądź pochwalon, Jezu, ma miłości”. Nic z tych tekstów nie rozumiałem, kolana mnie niesłychanie bolały, bo trzeba było klęczeć na posadzce i jeszcze jak sobie wyobraziłem wieczność spędzaną w niebie w postawie klęczącej przy czytającym coś niezrozumiałego Bogu, to po przyjściu do domu oświadczyłem mamie, że przestaję być ministrantem. Mama w płacz. Uratował mnie mój starszy o 12 lat brat Jerzy, który powiedział mamie: „Zostaw go w spokoju, bo zrobisz z niego ateistę”.

Natomiast: czy zostawić 15-latka w niedzielę w domu? Wówczas siądzie przed komputerem i będzie grał w gry. Może trzeba mu jakąś ciekawą książkę podsunąć? Za małe mam doświadczenie w pracy z nastolatkami.

Naszym głównym zadaniem jako duszpasterzy jest pokazywać, że ten prawdziwy Bóg właśnie objawił się tak niesłychanie blisko i w sposób tak zaskakujący. Tego nie zrozumiał chyba ksiądz, który podczas księżowskiego obiadu żalił się na papieża: „Ten Franciszek to tak w kółko o Jezusie i tylko o Jezusie”. No właśnie, sęk w tym, by mówić o Jezusie. Ciągle do tego nie dorastamy. Celnie to ujął ks. Tischner, mówiąc, że chrześcijaństwo wciąż jest jeszcze przed nami.

Duża część cierpienia rodziców pochodzi z niekiedy neurotycznego zastanawiania się: „Gdzie popełniłem błąd?”.

Każda klęska jest rzeczą trudną. Dobrze jest potraktować ją jako próbę, z której może zrodzić się coś pozytywnego. Najlepszą postawą jest pełna szacunku partnerska relacja z dzieckiem, najgorszą – psychologiczny szantaż, np. w postaci matczynego szlochu albo ojcowskiej złości. Sądzę, że rodzice powinni przeżyć razem z dzieckiem kryzys niewiary. Wiara, żeby się rozwijała, musi przechodzić przez dialektykę zaprzeczenia. Zawsze jest dobry czas, by zadać sobie pytanie: czy nasz obraz Boga jest idolem, czy ikoną? Idol sprowadza naszą religijność do standardu i zamyka nas na ciągłe pogłębianie rozumienia Boga i zachowań religijnych. Inaczej ikona, ona otwiera nas – jak okno – na nieustannie zaskakującą Obecność. Wiara jest czymś dynamicznym. Dla mnie, na drodze mojego doświadczenia było rzecz ważną obserwować pogłębianie się z czasem wiary moich rodziców.

W rozmowach z rodzicami, których dzieci odeszły od wiary, staram się im powiedzieć, że być może jest to wyzwanie dla ich wiary. Wiara nie jest książką, którą się posiada. Ona musi także się rozwijać. Niekiedy potrzeba jej kryzysu. Jeśli potraktujemy go jako wyzwanie, będzie to kryzys wzrostu. Wielu młodych, którzy przeżywają trudności, odchodzi po prostu od dziecinnego obrazu Boga. Gdy wiara nie jest na tyle dojrzała, że pomaga nam wejść w dorosłe życie, rzeczywiście z czasem schodzi na drugi plan, zaczyna być coraz bardziej pustym rytuałem, by w końcu całkiem zobojętnieć. To chyba najczęstszy przypadek.

Zauważyłem też, że dla wielu młodych kryzys, o którym mówimy, nie jest odejściem od wiary, tylko jej zawieszeniem. To zawieszenie często spowodowane jest trudnością w zharmonizowaniu wiary z liberalizacją podejścia do seksualności. W nowym środowisku przestajemy się kierować dawnymi normami i to rodzi kłopot ze spójnością. Kiedyś przyszedł do spowiedzi po pięcioletniej przerwie młody człowiek. Okazało się, że zmarła jego ukochana babcia, która zapewne bardzo by chciała, aby przystąpił do Komunii. Powiedział, że żyje tak jak wszyscy i że jego wiara została zawieszona.

Co Ojciec mu odpowiedział?

Umierając, babcia postawiła ci ostatnie pytanie: co zrobisz ze swoim życiem? Przemyśl to, bo na pewno nie wrócisz do swojej dziecinnej wiary, tylko musisz pójść do przodu.

Dostał rozgrzeszenie?

Dostał. Czułem, że dla tego młodzieńca to była rzeczywiście poważna sprawa. Babcia była dla niego kimś ważnym. Ciekawe, że wnuki poważniej traktują wiarę dziadków niż rodziców. Mój penitent przekonał mnie, gdy powiedział: „Proszę księdza, rodzice chodzą do kościoła, a babcia się modliła”. To pokazuje subtelną różnicę świadectwa.

Ale jeśli rodzice nie wypracowali wcześniej postawy partnerskiej z dziećmi, to w tej fazie zobojętnienia jest już raczej za późno. Mają cierpieć w milczeniu czy mówić, że ich ta sytuacja niepokoi?

Nawet taki indyferentyzm – wyłączenie pewnego obszaru refleksji na temat życia i odpowiedzialności etycznej – wcale nie jest niewinny. Ma przełożenie na rozmaite zachowania. Coraz bardziej masowe rozpadanie się rodzin z czegoś przecież się bierze. Jak nie będziesz żył tak, jak myślisz, to będziesz myślał tak, jak żyjesz.

Często zanik wiary u dzieci to jedynie wstęp do zmartwień dla rodziców: rozwody, wnuki z rozbitego pierwszego małżeństwa, potem drugiego...

Dlatego też współcześnie wzrasta rola, znaczenie i odpowiedzialność dziadków. Dziadkowie nie są jedynie tymi, o których trzeba zadbać. Często są tymi, którzy muszą dbać o wnuki. Np. przywracać im prostą wiarę w siebie.

Z tego by wynikało, że wierzący rodzice niewierzących dzieci, zamiast zamartwiać się, powinni zadbać o dobrą relację z wnukami, bo wciąż mają wiele do dania?

O ile mają wnuki.


JAN ANDRZEJ KŁOCZOWSKI (ur. 1937) jest historykiem sztuki, dominikaninem, filozofem zajmującym się filozofią religii. Był duszpasterzem legendarnego duszpasterstwa akademickiego „Beczka”, nieformalnym duszpasterzem Studenckiego Komitetu Solidarności, wychowawcą kilku pokoleń „dwunastkowiczów” – uczestników mszy sprawowanej co niedzielę w południe w krakowskim kościele dominikanów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2014