Wartość ateisty

Niewierzącym nie wystarcza już sama świadomość, że nie wierzą. Mają potrzebę publicznego „wyznania niewiary”. Chcieliby także, by i inni – podobnie jak oni – nie wierzyli.

08.10.2012

Czyta się kilka minut

O to ateistyczny coming out: w Polsce zawisły plakaty, na których można przeczytać: „Nie zabijam. Nie kradnę. Nie wierzę” lub „Nie wierzysz w Boga? Nie jesteś sam”. Organizatorami kampanii jest m.in. fundacja „Wolność od Religii” i Polskie Stowarzyszenie Racjonalistów. W środowiskach katolickich pojawiły się głosy oburzenia. Ale czy rzeczywiście jest się na co obrażać?

ATEIZM MISYJNY

W kraju demokratycznym i liberalnym (myślę o ustroju, a nie o typie moralności) ludzie niewierzący w Boga mają takie samo prawo mówić o swoim ateizmie jak wierzący o wierze. To logiczna konsekwencja prawa do wolności religijnej, do publicznego wyznawania wiary i niewiary, a także prawa do swobody wypowiedzi. Domagając się dla siebie prawa do wyrażania wiary w przestrzeni publicznej, godzimy się także na to, że swoją niewiarę manifestować zechcą ateiści. Sam fakt publicznej deklaracji niewiary nie powinien nikogo gorszyć.

Bardziej niż sam fakt, interesujące są motywy. Ateistom – jak widać – nie wystarcza już sama świadomość, że nie wierzą. Mają potrzebę publicznego „wyznania niewiary”. Istnieją tacy ateiści, którzy nie zadowalają się tym, że nie wierzą; chcieliby także, by i inni – podobnie jak oni – nie wierzyli. Albo przynajmniej by się ze swoją niewiarą ujawnili. Nie tylko bowiem religia jest misyjna, ale – jak się okazuje – misyjny może być także ateizm.

Analogiczną kampanię można by sobie wyobrazić w kraju, w którym wierzący są mniejszością. Tam mogłyby zawisnąć plakaty: „Wierzysz w Boga? Nie jesteś sam”. Ludzie wierzący próbują się odnaleźć, skrzyknąć i dodać sobie wzajemnie odwagi w społeczeństwie zlaicyzowanym; ludzie niewierzący – w społeczeństwie, w którym dominują postawy religijne. To normalne i zrozumiałe.

ROZMOWA CZY PROWOKACJA?

Podobno pomysłodawcy polskiej akcji liczą na dyskusję. Ale gdzie i jak taka dyskusja mogłaby się odbyć? Nie przypuszczam, by chodziło tutaj o rozmowę wierzących z niewierzącymi o ich systemach wartości i miejscu w społeczeństwie; ani też o próbę wzajemnego zrozumienia swoich postaw. Takie dyskusje nie toczą się za pomocą haseł na billboardach. To w łonie Kościoła mnożą się ostatnio kongresy, areopagi, fora, gdzie zaprasza się niewierzących, by z nimi podyskutować o tym, co nas łączy czy dzieli. Przypomnę tylko ostatni Kongres Kultury Chrześcijańskiej w Lublinie, gdzie wystąpili profesorowie Bauman i Mikołejko, a u dominikanów można było nawet posłuchać niewierzącego przemawiającego z ambony (uspokoję niektórych, że nie jako kaznodzieję i nie podczas Mszy św.).

Akcja racjonalistów odbierana jest przez wielu nie jako zaproszenie do dyskusji, lecz jako prowokacja. Weźmy choćby billboard z hasłem: „Nie zabijam. Nie kradnę. Nie wierzę”. Jeden z moich znajomych napisał mi na Facebooku: „Dziś dotarło do mnie, że w istocie to hasło jest ksenofobiczną i nawołującą do nienawiści manipulacją, która w szeregu przestępstw o coraz cięższym kalibrze (kradzież), zbrodni (zabójstwo), na ostatnim miejscu ustawia wiarę. Hasło nie brzmi przecież »Nie wierzę, ale nie kradnę i nie zabijam«. Zastanawiam się, czy ktoś w imieniu wierzących nie powinien nawet zgłosić sprawy do prokuratury, jako podżeganie do nienawiści i obrażanie ludzi wierzących. Nie znam się, ale jestem poruszony”.

Autor postu przyjął, że hasło stanowi wyliczenie elementów tej samej kategorii, tak jakby niewierzący chcieli nam powiedzieć: „Powstrzymuję się od wszystkiego, co złe: od zabijania, od kradzieży, od wiary”. Czy rzeczywiście taka była intencja pomysłodawców? Zgadzam się, że hasło nie jest jednoznaczne i może być czytane w najróżniejszy sposób. Wszystko bowiem zależy od tego, jak zrozumiemy związek pomiędzy poszczególnymi deklaracjami: „nie zabijam” i „nie kradnę” oraz „nie wierzę”.

INTENCJE I REAKCJE

Organizatorzy akcji twierdzą, iż ma ona na celu przypomnienie, że człowiek niewierzący to niekoniecznie człowiek niemoralny: „Nie zabijam. Nie kradnę. [pomimo że] Nie wierzę”. Nie trzeba chyba już udowadniać, iż utożsamienie niewierzącego z niemoralnym jest krzywdzące, choć gdzieniegdzie pogląd taki jeszcze pokutuje. Znam wielu niewierzących, a przecież jednocześnie bardzo moralnych ludzi, czasami nawet w stopniu heroicznym. Podczas lubelskiego Kongresu prof. Elżbieta Adamiak z UAM podkreślała, że – wbrew potocznemu mniemaniu – nie każda niewierząca feministka to koniecznie zwolenniczka aborcji. Można nie wierzyć i być za życiem.

Spotkałem się jeszcze z inną lekturą tego hasła: „Nie zabijam. Nie kradnę. [ponieważ] Nie wierzę”. W tej wersji wiara jawi się już nie tylko jako niekonieczne źródło moralności, ale wręcz jako powód niemoralności. Skoro bowiem nie zabijają i nie kradną (przede wszystkim? jedynie?) ci, co nie wierzą, to do zbrodni miałaby popychać właśnie wiara. Czy aby na pewno to właśnie chcieli nam powiedzieć ateiści?

Co w takiej sytuacji oceniać? Intencje czy reakcje? Uwierzyć w szczerość ateistów, czy przyznać rację tym, którzy widzą w tej akcji wyraźny atak na wierzących? Odpowiedź uzależniona będzie od tego, czy polscy katolicy uwierzą jeszcze w szczere intencje polskich ateistów. Być może się mylę, ale z mojego doświadczenia wynika, że wciąż brakuje nam w Polsce ateizmu jako dojrzałej i nieuprzedzonej postawy światopoglądowej. O wiele więcej w nim prymitywnego często antyklerykalizmu i wrogości wobec instytucji Kościoła niż rzeczywistego odrzucenia Boga i wiary. Trudno się więc dziwić, że takie i podobne akcje będą odbierane nie jako przyczynek do światopoglądowej debaty, ale jako antyreligijne i antykościelne prowokacje. Współczesny, dojrzały ateizm w Europie dawno już wyrósł z choroby antyklerykalizmu i pozbył się antykościelnego ukąszenia. Polski chyba jeszcze nie.

ZWIERCIADŁA TOŻSAMOŚCI

Przy okazji sprawy „Saniewski przeciwko Polsce” Europejski Trybunał Praw Człowieka stwierdził, że wolność myśli, sumienia i wyznania jest jednym z fundamentów społeczeństwa demokratycznego. Wolność ta jest nie tylko koniecznym elementem tożsamości wierzących i ich koncepcji życia, ale jest też czymś wartościowym dla ateistów, agnostyków, sceptyków i obojętnych. Czy nie powinno być także na odwrót? Kiedy przed kilku laty pojawiły się w Europie autobusowe kampanie reklamujące ateizm, ze strony środowisk chrześcijańskich popłynęły nawet słowa wdzięczności. Paul Woolley, szef teologicznego think tanku Theos z Londynu, stwierdził, że ateistyczna kampania jest doskonałą okazją, by sprowokować ludzi do myślenia o Bogu. Instytut wsparł nawet inicjatorów symboliczną donacją w wysokości 50 funtów.

Niewiara ateisty jest dobrym powodem, by zainteresować się własną wiarą. Argumenty przeciw religii powinny prowokować do formułowania argumentów za nią, a wyliczanie motywów odrzucenia Boga powinno zachęcić do uświadomienia sobie motywów za Jego przyjęciem. „Inność” drugiego kwestionuje moją tożsamość. I dobrze, że tak się dzieje. „Aby lepiej poznać siebie, trzeba poznać Innych, bo to właśnie Oni są tym zwierciadłem, w którym się przeglądamy, (...) aby zrozumieć lepiej samych siebie, trzeba zrozumieć Innych, móc się z nimi porównać, zmierzyć, skonfrontować” – pisał Ryszard Kapuściński. Wobec ateisty człowiek wierzący musi porzucić swoją niepotrzebującą uzasadnienia pewność, by na nowo – w konfrontacji z niewierzącym – określić swoją wiarę. W tym właśnie znaczeniu – jako zwierciadła tożsamości – wierzący i niewierzący mogą stać się dla siebie wartością.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolog i publicysta, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, znawca kultury popularnej. Doktor habilitowany teologii, profesor Uniwersytetu Szczecińskiego. Autor m.in. książek „Copyright na Jezusa. Język, znak, rytuał między wiarą a niewiarą” oraz "… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2012