Raport o stanie niewiary

Polski ateizm jest zakładnikiem kontekstu kulturowego. Wielu niewierzących chodzi do kościoła i chrzci swoje dzieci.

17.11.2014

Czyta się kilka minut

 / Fot. wg Michała Anioła – montaż „TP”
/ Fot. wg Michała Anioła – montaż „TP”

Coraz więcej Polaków zaczyna głośno mówić o swojej niewierze w Boga. Niektórzy nawet, na wzór deklaracji reprezentantów mniejszości seksualnych, nazywają ten trend „coming outem”. Dzieje się tak pomimo faktu, iż dla polskiego ateizmu głównym punktem odniesienia wciąż pozostaje religia – i że w ostatnich latach sporą szkodę jego wizerunkowi (głównie za sprawą agresywnych haseł antyklerykalnych) wyrządzili politycy.
Kim więc są polscy niewierzący? Czy jest szansa, aby i u nas, w ślad za krajami Zachodu, pojawił się „nowy”, nie tylko reaktywny, a więc oparty wyłącznie na antyklerykalizmie, ateizm? Czy w ślad za nim nadejdzie to, czego dotąd brakowało: intelektualny spór niewierzących z wierzącymi, wykraczający poza wyliczankę zalet i wad polskiego Kościoła? Odpowiedź na te pytania nie przychodzi łatwo. I wciąż jest obciążona przeszłością.
„Nie zabijam, nie wierzę”
Za czasów PRL pomysł na „świat bez Boga” cieszył się przychylnością władz. W latach 70. i 80. XX wieku wspierane przez państwo Towarzystwo Krzewienia Kultury Świeckiej – organizacja, której statutowym celem było m.in. „upowszechnianie socjalistycznych obyczajów i obrzędów związanych z życiem” – prowadziło kilkaset oddziałów w zakładach pracy, wojsku i na uczelniach. Nigdy jednak nie zyskało poważania większej części społeczeństwa.
Jeszcze długo po upadku komunizmu słowo „ateista” dla wielu oznaczało sympatyka dawnego reżymu. Stało się tak pomimo faktu, że w następnych latach środowisko to stało się na powrót aktywne: powstały nowe organizacje (m.in. Polskie Stowarzyszenie Racjonalistów, prowadzące portal Racjonalista.pl), pisma (m.in. dwumiesięcznik „Res Humana”, publikujący m.in. Zygmunta Baumana, Krzysztofa Teodora Toeplitza czy Jana Woleńskiego) i liczne grupy na Facebooku. Wraz z pojawieniem się polskich przekładów książek Richarda Dawkinsa czy Christophera Hitchensa ateizm zaczął być przedstawiany jako nowoczesna kontrpropozycja wobec „irracjonalnej” religii. A wkrótce – na dobre wkroczył także do polityki.
W 2011 r. do Sejmu wybrano członków Ruchu Palikota (dziś: Twój Ruch) – wśród nich, po raz pierwszy tak licznie, zdeklarowanych ateistów. Dziesięcioprocentowe poparcie w wyborach wystarczyło, aby zwrócić uwagę na kwestię niewierzących – lecz na dłuższą metę jej postępujące upolitycznienie wyrządziło „sprawie ateizmu” sporą krzywdę. Wielu katolików (i nie tylko ich) zaczęło kojarzyć tę postawę z radykalnym antyklerykalizmem, a oskarżeniom o dyskryminację niewierzących w państwie – przeciwstawiać ataki niewierzących na chrześcijaństwo, jego symbole i Kościół. Dość pojednawczy zwykle bp Tadeusz Pieronek w rozmowie z „Newsweekiem” (styczeń 2013 r.) też sięgał po argumenty z przeszłości: „Ateiści rządzili w Polsce przez dziesiątki lat. Mieli wszystko i co zrobili? Doprowadzili kraj do ruiny, całą Europę – niech teraz siedzą cicho”.
Spór wyszedł na ulice: w wielu miastach kraju organizowane są dziś tzw. marsze ateistów. W pierwszym z nich – w październiku 2009 r. – ponad pół tysiąca niewierzących przeszło ulicami Krakowa z hasłami „Ani Boga, ani Pana”, „nie módl się za mnie”, „żyj bez grzechu – bądź ateistą”, „ateizm jest sexy” oraz „nie zabijam, nie kradnę, nie cudzołożę, nie wierzę”. Ten ostatni slogan – przypominający, że nie wyznając religii także można być moralnym – fundacja „Wolność od Religii” umieściła później na billboardach w największych miastach.
Od 2007 r. działa też Internetowa Lista Ateistów i Agnostyków. Aby się na niej znaleźć, wystarczy uzupełnić formularz i zaznaczyć jedną z trzech opcji: „ateista” (liczba dotychczasowych wpisów: 15 765), „agnostyk” (4417) lub „niewierzący” (1709). Dla niezdecydowanych przygotowano ściągę: słownikowe definicje tych pojęć. Lista jest polską odpowiedzią na wezwanie biologa i walczącego ateisty prof. Richarda Dawkinsa do światowego „coming outu”. W marcu tego roku jedną z twarzy polskiego ateizmu stał się z kolei etyk prof. Jan Hartman, który podczas widowiskowej rekonstrukcji w Warszawie wcielił się w postać Kazimierza Łyszczyńskiego, szlachcica skazanego w XVII w. na śmierć za ateizm.
Ateista, racjonalista, poganin
Niewierzący nie są w Polsce grupą jednorodną. Sama definicja ateizmu ma wciąż dla wielu charakter negatywny – „ateista” to ktoś, o kim głównie wiadomo, kim nie jest: nie jest wierzącym. A potem zaczynają się różnice. Na czym polegają?
Portret socjologiczny polskich niewierzących opracował dr Radosław Tyrała z Katedry Socjologii Ogólnej i Antropologii Społecznej AGH w Krakowie na podstawie badania ankietowego (poszerzonego także o wywiady), w którym wzięło udział 7,5 tys. osób deklarujących, że nie wierzą w Boga (wyniki badań ukazały się właśnie w książce pt. „Bez Boga na co dzień. Socjologia ateizmu i niewiary”).
Okazuje się, że polscy niewierzący to głównie ludzie młodzi. Aż 54 proc. badanych mieści się w przedziale między 16. a 29. rokiem życia (podczas gdy statystycznie w tej grupie jest zaledwie co piąty Polak). Co trzeci mieszka w mieście liczącym powyżej pół miliona mieszkańców. Tylko co dziesiąty – na wsi.
Zapytani o to, jak sami siebie określają, najczęściej mówią, że są „ateistami” (47 proc. odpowiedzi), „racjonalistami” (27 proc.), „agnostykami” (17 proc.) lub „niewierzącymi” (13 proc.); badani mogli wybrać trzy określenia.
– Swoją niewiarę definiują zwykle na podstawie dwóch schematów. Jako „niewiarę w coś” – najczęściej w Boga – albo na zasadzie rozumienia ateizmu jako „metodologii” codziennego życia. W tym drugim przypadku ateizm traktują jako synonim racjonalizmu – mówi Radosław Tyrała.
Gdy zapytał badanych o to, co to znaczy być ateistą, usłyszał: „Nie wierzę w Boga. (...) Pomimo tej presji społecznej”. „Odrzucam istnienie wszechwiedzącej istoty, która nas stworzyła, stwórcy życia inteligentnego”. „Jestem osobą, która kieruje się rozsądkiem i rozumowaniem. Potrzebuję dowodu. Jeśli można sobie ustalić życie na zasadzie teza–sprawdzam–pokaż dowód, jest to chyba recepta ateistów”.
Między słowami „niewierzący” i „ateista” badani stawiają znak równości – choć to drugie ma dla nich mocniejszy wydźwięk. „Niewierzący jest jak niepijący, niesłyszący, niewidzący itp. Ma trudności z utrzymaniem zwyczajowego standardu, coś stoi na przeszkodzie jego dostosowaniu, ale odpowiednie leczenie czy szkolenie może te wady usunąć. Natomiast ateista jest jawnym przeciwnikiem Kościoła, nawet gdyby nie nazywał siebie antyklerykałem. Oddziela się od Boga, a nie od wiary jak niewierzący, co jest bardziej dosadną obrazą religijności” – mówił jeden z badanych, znów jednak sięgając po reaktywne uzasadnienia.
Ekskatolicy
Blisko 88 proc. polskich niewierzących było kiedyś członkami Kościoła katolickiego. Większość dorastała w religijnym otoczeniu. W badaniu Tyrały prawie połowa niewierzących określiła swoich ojców jako obojętnych religijnie, niezdecydowanych lub otwarcie niewierzących. W tej samej grupie znalazło się blisko 30 proc. matek. Badani podkreślali także zrytualizowaną religijność i bierną socjalizację religijną – czyli taką, która sprowadza się do uczestniczenia w praktykach religijnych, którym nie towarzyszą rozmowy o tematyce religijnej.
Mówili, że urodzili się „w rodzinie fasadowych katolików – takich, którzy w każde święta są w kościele, a życie sobie, oni sobie”. Że uczestniczyli w praktykach religijnych, które były „formą rytuału”, „religijnością okazjonalną”.
„Byłem wychowany w zwykłym katolickim standardzie: chrzest, nauka religii, komunia, bierzmowanie (...). Nie było wspólnych modlitw w rodzinie, każdy musiał – albo raczej: powinien – modlić się sam. Wiara była w mojej rodzinie sprawą prywatną i, tak teraz oceniam, może w pewnym stopniu wstydliwą” – mówił jeden z badanych.
Do ateizmu najczęściej prowadzi jedna z trzech dróg: tradycyjna (gdy wychowuje się w rodzinie o poglądach ateistycznych), buntownicza (gdy ateizm rodzi się z buntu młodzieńczego) – lub z przypadku (gdy zauważa w doktrynie religijnej coś, co determinuje ateizm).
Kiedy polscy niewierzący odchodzili od religii? Jako moment przełomowy często wymieniali sakrament bierzmowania. Jako powód – negatywną ocenę Kościoła, a także naukową interpretację rzeczywistości (ponad połowa badanych). Co czwarty wskazał na brak utożsamienia z religijnym systemem wartości i norm.
Negatywna ocena Kościoła przekłada się na ich późniejsze do niego nastawienie. Ponad 85 proc. polskich ateistów przyznaje się do wrogości lub niechęci do Kościoła katolickiego. Blisko 20 proc. mniej podobne odczucia deklaruje w stosunku do religii w ogóle. Zdarza się, że niewierzący sympatyzują z innymi religiami lub ideologiami, m.in. z buddyzmem (co dziesiąty) czy z neopogaństwem i satanizmem (po 4 proc.).
I choć polscy niewierzący przyznają, że w Polsce bycie religijnym „jest łatwiejsze” od bycia niereligijnym, to powrotu do katolicyzmu nie rozpatrują. Radosław Tyrała: – Religijność była dla nich nie do przyjęcia, gdyż nie są w stanie uwierzyć w Boga. Była jak źle dopasowana skóra, która, raz zrzucona, nie nadaje się już do powtórnego założenia.
Potrzeba duchowości...
Inni niewierzący (najczęściej partnerzy lub współmałżonkowie), książki, internet i organizacje – w tych środowiskach polscy niewierzący najczęściej poszukują wsparcia po odejściu od wiary. Zdarza się jednak, że o swojej decyzji nie informują najbliższej rodziny.
– Wysoki poziom religijności rodziców bywa połączony z dużą dozą nietolerancji. Czasem niewierzący nie ujawniają przed rodzicami swojej niereligijnej tożsamości – mówi Tyrała.
Wychowanie w religijnym domu zostawia jednak wyraźne ślady w poglądach ateistów. Niecałe 4 proc. badanych wierzy w Boga osobowego, co piąty w istnienie duszy, co dziesiąty w życie po śmierci.
– Religijność i duchowość waloryzowane są przez badanych w skrajnie odmienny sposób. Religijność oceniana jest jako coś negatywnego, duchowość zaś – przeciwnie – jako coś pozytywnego – tłumaczy Tyrała.
Polscy niewierzący stosunkowo często przekraczają progi kościoła. Aż kilkanaście procent z nich uczestniczy w niedzielnych mszach (choć co czwarty z nich przyznaje, że czyni tak pod naciskiem innych). Blisko 30 proc. badanych zdecydowało się też na to, by zostać ojcem lub matką chrzestną. Aż trzy czwarte ochrzciło własne dziecko. Ale tylko nieco ponad 8 proc. badanych dokonało apostazji.
Socjologowie i psychologowie częściej niż ateistów badali dotąd osoby religijne. Powód? Postawę niewierzących, niejako z definicji, wielu z nich uważało za „właściwą” naukowo – inaczej niż wiarę. Już od czasów Freuda niemal każdą postać religii uznawali za iluzję, nie najlepiej wpływającą na zdrowie psychiczne. To na niej koncentrowali uwagę, badając ją pod kątem psychopatologicznym lub dociekając, dlaczego większość ludzi uznaje istnienie Boga.
Podział na „naukowy” ateizm i „nienaukową” religię mógł się też wiązać z samymi naukowcami: już w 1916 r. psycholog religii James Leuba wykazał, że w USA tylko 28 proc. z nich wierzy w osobowego Boga (pomiar powtórzono w 1998 r., uzyskując wynik 7 proc.). I choć istnieje bogata literatura na temat różnic między osobami religijnymi a niereligijnymi, to – jak pisze dr hab. Paweł M. Socha z Instytutu Religioznawstwa UJ w jednej z nielicznych polskich rozpraw badawczych na ten temat – zwykle „»ustawiają« one osoby niereligijne na ujemnym biegunie kontinuum religijności, co nie mówi zbyt wiele na temat treści owej niereligijności”.
W latach 60. XX w. francuski psycholog Ignace Lepp zwrócił uwagę na fakt, że ateizm może być wynikiem racjonalnego wyboru bądź mechanizmu obronnego polegającego na zaprzeczeniu istnienia Boga. W tym drugim przypadku zaś niemałą rolę może odgrywać historia rodzinna, o czym przypomina Amerykanin John P. Koster. W książce „The Atheist Syndrome” (Syndrom ateisty) analizuje życiorysy czterech „ikon” ateizmu – Karola Darwina, Thomasa H. Huxleya, Fryderyka Nietzschego i Zygmunta Freuda. Los każdego z nich powtarza jeden schemat: uległego ojcu syna, który po osiągnięciu dojrzałości zaczyna podświadomie powtarzać zachowania ojca, co z kolei powoduje wstręt do samego siebie i zachowania autodestrukcyjne.
„Niereligijność może być świadomą konstrukcją – wiązać się z konkretnym systemem przekonań o świecie i spójnym systemem wartości – może być też wynikiem negacji religijności z przyczyn zewnętrznych – pisze w przywoływanej pracy Paweł M. Socha, wśród przyczyn tej ostatniej wymieniając m.in. rozczarowanie rozbieżnością między deklaracjami a zachowaniem osób religijnych, jednostronny, infantylny charakter posiadanych przekonań religijnych czy dominację „odziedziczonego” resentymentu wobec kleru.
W psychologii ateizm – czyli radykalną formę niereligijności – uznaje się często za paradoksalną formę radykalnej religijności lub wręcz, jak twierdzi niemiecki filozof Oswald Spengler, „niezbędny wyraz duchowości, która wyczerpała swe religijne możliwości”. Psycholog Gordon Allport pisał z kolei: „Reagując tak gwałtownie przeciw religii, gorliwy ateista zdradza w rzeczywistości głębokie zainteresowanie religijnym sposobem życia”.
...i debaty
Jednak na dokładne badania psychologiczne polskiego ateizmu – m.in. takie, które uwzględniałyby wpływ kontekstu kulturowego kraju, w którym wciąż wyraźnie dominuje katolicyzm – wciąż musimy poczekać.
Choć odsetek osób religijnych na Zachodzie spada, może być tak, że racji nie mają ani ateiści, ani część kościelnej hierarchii wieszczący nadejście „świata bez Boga”. Wiele badań wykazało np., że religijność wzrasta wraz z wiekiem, co w Polsce i innych krajach Zachodu może jeszcze wpłynąć na jej odrodzenie. Jakkolwiek by było, wierzący i ateiści będą musieli wspólnie funkcjonować w demokratycznej Polsce. Zamiast więc toczyć agresywny spór, obie strony powinny się w pewnym miejscu spotkać. Szkoda, że w Polsce nie doszło do dyskusji podobnej do tej, która przed rokiem odbyła się w Oksfordzie z udziałem Richarda Dawkinsa i byłego arcybiskupa Canterbury Rowana Williamsa.
Na razie żadna z tych grup, choć obie stykają się i spierają ze sobą, nie chce fundamentalnej rozmowy. Jak w dowcipie o ateiście, który puka do bram nieba – a zdziwiony tym faktem Pan Bóg prosi w końcu świętego Piotra: „Powiedz mu, że mnie nie ma”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka i redaktorka „Tygodnika Powszechnego”. Doktorantka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Do 2012 r. dziennikarka krakowskiej redakcji „Gazety Wyborczej”. Laureatka VI edycji Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego (… więcej
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2014