Warszawa-Wilno: papierowy sojusz

W ciągu minionych 20 lat wiele mówiono o strategicznym partnerstwie polsko-litewskim, o sojuszu Warszawa-Wilno, o polsko-litewskiej wspólnocie interesów. W ostatnim czasie mogło się wydawać, że o ile Ukraina czy Białoruś coraz bardziej oddalają się od Polski - a Polska od nich - o tyle Litwa jest mocnym punktem w polskiej polityce wschodniej.

07.09.2010

Czyta się kilka minut

Dziś warto zadać pytanie: czy to był sojusz "papierowy"? Przedmiotem sporu jest już nie tylko kwestia tego, jak Litwini traktują polską mniejszość - to był problem "od zawsze" - ale także konkretne interesy. Przykładem los największej polskiej inwestycji: Orlenu w litewskiej rafinerii Możejki. Po tym, jak zainwestowano tam 4 mld dolarów, Orlen zastanawia się nad wycofaniem się z Litwy - także dlatego, że litewski rząd rzuca mu kłody pod nogi.

Dlaczego w minionych 20 latach nie udało się stworzyć faktycznego partnerstwa polsko-litewskiego, ani na gruncie idei, ani interesów? Takie pytanie zadaliśmy trojgu specjalistów od polityki wschodniej.

Redakcja "TP"

Cud krajów bałtyckich

Problemy polsko- litewskie mają wielorakie podłoże: polityczne, historyczne, psychologiczne i ekonomiczne. Ale mimo naszych rozczarowań powinniśmy pamiętać, że już sam fakt przynależności Litwy do Unii i NATO jest dla Polski ogromnie korzystny.

Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz

Polska ma z Litwą problem trojaki. Po pierwsze, nie znajdują rozwiązania kwestie związane stricte z obecnością Polaków na Litwie - chodzi tu m.in. o problem ich własności oraz pisowni nazwisk.

Drugim problemem - na zupełnie innym poziomie - są kwestie ekonomiczne. Tu należy wymienić perturbacje Orlenu jako inwestora w Możejkach i poczucie, że nie znajduje on przychylnego rozwiązania dla swoich problemów. Ale także niezrealizowany od lat wspólny projekt elektrowni atomowej oraz mostu elektroenergetycznego.

I wreszcie problem trzeci, który wyraziście ujawnił się dopiero ostatnio: to niemożność znalezienia wspólnego języka w rozmaitych konkretnych inicjatywach na poziomie europejskim. Niedawno Litwini nie zgodzili się na polsko-rosyjską inicjatywę zniesienia wiz dla obywateli Rosji mieszkających w Obwodzie Kaliningradzkim.

Jakie są przyczyny tych nieporozumień? Po pierwsze, ze strony litewskiej wciąż daje się odczuć pierwotną nieufność wobec państwa polskiego i jego stosunku do Litwy. Nie chodzi oczywiście o podejrzewanie nas o zakusy niepodległościowe, lecz o paternalistyczne traktowanie, zakorzenione w historii. Drugi powód jest z Polską zupełnie niezwiązany i dotyczy samej Litwy: jest ona wciąż bardzo słabym państwem, targanym wewnętrznymi konfliktami; państwem, któremu nie udało się zbudować silnych i dobrze działających instytucji, potrafiących efektywnie wdrażać rozmaite projekty. Rzecz jasna, tak to wygląda w porównaniu z krajami europejskimi, bo na tle byłego bloku radzieckiego Litwa odniosła wielki sukces.

Nie udało się też na Litwie oddzielić polityki od biznesu. Przede wszystkim w tym kontekście widziałabym wspomniane nieporozumienia dotyczące wspólnej bałto-polskiej elektrowni, jak również perturbacje wokół Możejek.

Co się zaś tyczy konfliktów na poziomie europejskim, mogą się one wywodzić z dwóch przyczyn. Po pierwsze, z obawy przed zdominowaniem Litwy przez Polskę na forum unijnym - że to my będziemy postrzegani jako lider, w którego cieniu zniknie Litwa. Druga przyczyna to zwyczajna różnica interesów, jak to się zdarza pomiędzy różnymi krajami Unii Europejskiej. Być może Polakom nie przychodzi nawet do głowy, że także z Litwinami pewne kwestie dotyczące polityki wschodniej mogą nas różnić.

Trudno mi ocenić - i nie ma to większego znaczenia - czy dajemy Litwinom powody do uznawania naszych zachowań za paternalistyczne. Przyczyny takiego postrzegania Polski lokowałabym przede wszystkim po stronie litewskiej, jako że jest to kraj mały, ciężko doświadczony historycznie, zaś Polska jest, bądź co bądź, krajem większym, o większym przełożeniu na politykę międzynarodową, bardziej w Brukseli słuchanym i bardziej po partnersku w tej chwili traktowanym przez Rosję. To są fakty, które nie wynikają w żaden sposób ze złej woli wobec Litwy, ale mogą przez nią być postrzegane jako zagrożenie marginalizacją w regionie i w Unii. A to kumuluje się z doświadczeniami historycznymi w naszych relacjach.

Musimy natomiast pamiętać, że mimo rozmaitych rozczarowań fakt, iż Litwa jest jednoznacznie zdeklarowanym krajem członkowskim Unii i NATO, jest dla Polski ogromnie korzystny. Jakkolwiek daleko posunęłaby się nasza frustracja, nie wolno zapominać, że na tle obszaru postsowieckiego cud krajów bałtyckich jest dla Polski świetnym rozwiązaniem geopolitycznym.

Notował MK

KATARZYNA PEŁCZYŃSKA-NAŁĘCZ (ur. 1970) jest politologiem, wicedyrektorem Ośrodka Studiów Wschodnich i członkiem Polsko-Rosyjskiej Grupy ds. Trudnych. Autorka opracowania "Dokąd sięgają granice Europy? Polsko-rosyjskie konflikty strategiczne 1990-2010", dostępnego na stronie internetowej Ośrodka (www.osw.waw.pl).

Wielkie "sprawdzam"

Po zakończeniu kadencji prezydenta Valdasa Adamkusa i tragicznej śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego skończyła się era polsko-litewskiej polityki symbolicznej. Dziś Litwa sprawia wrażenie niezainteresowanej pogłębianiem stosunków z Polską. Interesy Litwy prowadzą ją raczej ku Skandynawii.

Bartłomiej Sienkiewicz

Zarówno litewska socjaldemokracja, jak też konserwatyści zrobili bardzo dużo, żeby stracić poparcie społeczne i aby w pewnym sensie nadużyć zaufania swoich obywateli do ich własnego państwa. Stworzyło to bardzo dogodne warunki dla obecnej pani prezydent Dalii Grybauskait?, która - dysponując zarówno doświadczeniem międzynarodowym, jak też, jako były komisarz Unii Europejskiej, znajomością unijnej praktyki - potrafiła w dość krótkim czasie zdobyć sobie na Litwie pozycję znacznie przerastającą wszystkich innych polityków tego kraju. Dziś widać coraz wyraźniej, że to pani prezydent Grybauskait? zaczyna określać główne kierunki polityki zagranicznej swojego państwa. A także, że koncentruje się ona na sprawach dla Litwy zasadniczych, czyli kwestiach energii, stabilności finansów, systemu bankowego. Wszystkie te interesy prowadzą Litwę raczej ku Skandynawii niż ku Polsce.

Tymczasem współcześni konserwatyści litewscy cierpią na ten sam bakcyl, na który cierpiał rząd Litwy w okresie międzywojennym, a którym Litwinów zakaził architekt litewskiej tożsamości i ówczesny wieloletni prezydent tego kraju Antanas Smetona: są oni retorycznie bardzo silnie antyrosyjscy, a w praktycznym działaniu - antypolscy.

Widać to wyraźnie zarówno po trudnościach, na które napotykają duże polskie firmy działające na Litwie, jak też w działaniach co najmniej dziwnych - gdy np. rząd litewski okazuje się w sektorze energetycznym być bardziej życzliwy firmom rosyjskim niż firmie polskiej, która zainwestowała na Litwie olbrzymie pieniądze i miała być sposobem na rozwiązanie litewskiego bezpieczeństwa energetycznego.

Widać dziś również, że po zakończeniu kadencji poprzedniego prezydenta Litwy Valdasa Adamkusa oraz po tragicznym przerwaniu prezydentury Lecha Kaczyńskiego skończyła się we wzajemnych stosunkach obu krajów era polityki symbolicznej, która odwoływała się do wspólnej przeszłości czy też do budowy jakiegoś sojuszu w ramach Unii Europejskiej. Nadszedł dzisiaj moment, w którym w relacjach polsko-litewskich zaczyna się wielkie "sprawdzam". I okazuje się, że Litwa sprawia - w moim odczuciu - wrażenie państwa wręcz niezainteresowanego pogłębianiem stosunków z Polską.

Tymczasem my, Polacy, od początku lat 90. prowadziliśmy wobec Litwy - podobnie jak wobec Ukrainy - politykę opartą na założeniu, że ponieważ Litwa jest partnerem, którego powinniśmy wspierać i którego rozumiemy jako słabszego oraz znajdującego się niejako pod opieką Polski (niezależnie od tego, czy o tę opiekę prosił, czy nie), to w związku z tym redukujemy własną asertywność, żeby nie podejrzewano nas o podwójną grę.

W rezultacie doprowadzamy do sytuacji, w której ani polska polityka nie cieszy się szczególnym szacunkiem - bo, niestety, w świecie międzynarodowym tylko asertywność i dbanie o własne interesy powodują szacunek u partnerów zagranicznych - ani też nie zbudowaliśmy przez ten czas na tyle trwałych relacji, aby wytrzymały choćby zmianę rządów w jednym bądź drugim kraju.

Notował MK

BARTŁOMIEJ SIENKIEWICZ (ur. 1961) jest analitykiem polityki międzynarodowej, stałym współpracownikiem "Tygodnika Powszechnego". W latach 90. pracownik Urzędu Ochrony Państwa, a następnie współtwórca i wieloletni wicedyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich. Członek Rady Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Powściągliwość znaczy odpowiedzialność

Formuła o strategicznym partnerstwie Polski i Litwy jest nieco górnolotna i wielokrotnie jej nadużywano. Niemniej nasze stosunki z Litwą - i ze wszystkimi wschodnimi sąsiadami - są poprawne.

Aleksander Smolar

Przyczyną kłopotów, które od czasu do czasu się pojawiają, może być to, że wszystkie kraje naszego regionu orientują się na największe państwa Zachodu. Polska przez jakiś czas odgrywała rolę pośrednika, lobbysty, dlatego kraje peryferii dokładały starań, aby budować z nami porozumienie. Kiedy ta szczególna rola Polski zanikła, sam fakt sąsiedztwa nie stanowił wystarczającego argumentu, żeby wzmacniać łączące nas więzi.

Drugi hipotetyczny powód kłopotów to zaszłości historyczne. Litwa, państwo mniejsze i słabsze, odczuwało naturalną obawę w stosunku do Polski - kraju, który odgrywał kiedyś rolę lokalnego imperium. Nie wiem, na ile ten czynnik wciąż determinuje nasze relacje, ale za rządów Vytautasa Landsbergisa [w latach 1990-92 głowa państwa litewskiego, w latach 1996-2000 przewodniczący litewskiego Sejmu - red.] odgrywał on kluczową rolę. Nieustannie pojawiały się ze strony litewskiej żądania, aby Polska wyraziła poczucie winy w związku z historią drugiej niepodległości.

Polscy politycy rozmawiają z Litwinami o problemach, które dotyczą relacji między obu krajami, ale nie nadaje się tym sprawom rozgłosu. Nie jest to - jak sądzę - przejaw ślepoty, lecz efekt prowadzenia rozsądnej polityki zagranicznej, której głównym celem jest uspokojenie stosunków z partnerem bliskim i drażliwym. Okazywanie nadmiernej wrażliwości na pewne kwestie i gesty mogłoby niepotrzebnie zaszkodzić relacjom polsko-litewskim, więc uważam, że powściągliwość jest z naszej strony świadectwem odpowiedzialności.

Realistyczna ocena naszych stosunków ze wschodnimi sąsiadami jest bardzo ważna. Ale musimy pamiętać o pewnym niebezpieczeństwie, które polega na odwracaniu się Polski od innych państw regionu Europy Wschodniej. To tendencja, która pojawiała się w ostatnim czasie w wypowiedziach różnych autorów. Mam nadzieję, że "doczernianie" oceny naszych relacji ze wschodnimi partnerami nie jest przejawem rewizjonizmu poprzedniej polityki zagranicznej Polski, która w moim przekonaniu była fundamentalnie słuszna.

Notował GJ

ALEKSANDER SMOLAR (ur. 1940) jest prezesem Fundacji Stefana Batorego, której jednym z celów jest zbliżenie między Polską a krajami Europy Wschodniej, zwłaszcza Litwą, Rosją, Ukrainą i Białorusią. Był doradcą premiera Tadeusza Mazowieckiego ds. politycznych oraz doradcą premier Hanny Suchockiej ds. polityki zagranicznej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2010