W zaćmieniu

W Polsce odprawia się coraz więcej mszy o uzdrowienie. Pojawiło się nawet przekonanie, że grzechy można dziedziczyć – do piętnastego pokolenia wstecz.

05.11.2013

Czyta się kilka minut

Barbara zachorowała na raka kilka lat temu. Wtedy też zaczęła szukać swojego miejsca w Kościele.

O mszach o uzdrowienie dowiedziała się od matki swojego chłopaka. Powiedziała jej: idź tam, jeśli masz wątpliwości i potrzebujesz wsparcia w chorobie.

Poszła. Był październik ubiegłego roku, kościół św. Kazimierza w Krakowie. Podobało jej się wszystko. Modlitwy, atmosfera skupienia. Ksiądz, który na kazaniu nie mówił o polityce. Cisza.

Jeśli coś jej przeszkadzało, to tylko tłum ludzi w ciasnej świątyni. Za to w tłumie spotkała wszystkich: studentów, biznesmenów i bezdomnych. Najwięcej ludzi po czterdziestce, wielu prosto z pracy: w garsonkach i z aktówkami. – Na następną mszę przyszłam pół godziny wcześniej, z rozkładanym krzesełkiem – mówi Barbara. Wtedy, za pierwszym razem, musiała stać. Prawie cztery godziny.

Kiedy wyszła, była jak zaćmiona. – Nie wiedziałam, w którą stronę iść. Myślałam: Aha, tu jest Rynek, tam plac Szczepański, więc mój dom będzie w tę stronę – wspomina.

JUŻ NIE TYLKO NA PODHALU

Minął rok. Przed kościołem św. Kazimierza ludzie stoją także na zewnątrz. Oparci o murek, słuchają słów księdza (na szczęście w uchylonym oknie na pierwszym piętrze klasztoru wystawiono dodatkowy głośnik). Pochyleni nad rozkładanym stolikiem, przerzucają strony sprzedawanych podczas mszy książek (napisał je popularny młody egzorcysta; na stoliku obok do kupienia jest też kolorowy miesięcznik o zagrożeniach duchowych). Stojący w wąskich strużkach wychodzących z trzech wejść do świątyni, przebierają nogami z zimna. Jest jesień i uliczki starego miasta przewiewa już chłodny wiatr.

W środku świątyni z kolei duszno i gorąco. Trudno się poruszyć. „Ze względu na ciasnotę prosimy nie klękać. Znakiem, że chcemy przyjąć Pana Jezusa, jest złożona ręka” – zapowiada ksiądz. Duchownym z Komunią drogę toruje mężczyzna w jaskrawej zielonej kamizelce. Sakrament przyjmuje większość obecnych. Wielu przyszło na mszę z nadzieją na wyzdrowienie.

Tak wygląda jedno z ponad stu nabożeństw połączonych z modlitwą o uzdrowienie i uwolnienie, które w kościołach całej Polski odprawiane są w każdym miesiącu. Trafić na nie dość łatwo: terminy publikowane są w internecie. „Jeśli na liście nie ma Twojego miasta, proponujemy: sprawdzenie w parafii, w której posługę pełni egzorcysta; sprawdzenie na stronach SNE (Szkoła Nowej Ewangelizacji) Twojej diecezji, a także we wspólnotach Mamre, Rycerstwie św. Michała Archanioła i innych wspólnotach” – zalecają administratorzy jednej ze stron.

Z roku na rok mszy o uzdrowienie jest coraz więcej. Jeszcze kilka lat temu mieszkańcy południowej Polski jeździli za duchownymi, którzy odprawiali takie nabożeństwa, głównie na Podhalu. Teraz zwykle wystarczy odwiedzić jedną z pobliskich parafii.

W opisie nabożeństw coraz częściej pomija się „uzdrowienie”, pozostawiając wyłącznie „uwolnienie”. Cel modlitwy staje się zbieżny z celem egzorcyzmu: chodzi o wybawienie człowieka od obecności złego ducha lub wpływów szatańskich. Homilie i kazania w czasie tych liturgii poświęcone są nierzadko „zagrożeniom duchowym” (warto wspomnieć, że niesławny „katalog zagrożeń duchowych” ks. Przemysława Sawy był częścią zestawu pytań przygotowującego właśnie do modlitwy o uwolnienie).

– Popularność mszy o uzdrowienie można łączyć z modą na egzorcyzmy, wzrastającym zainteresowaniem demonologią, satanizmem i magią – mówi o. Wacław Oszajca, jezuita i teolog. – Nie wiem tylko, dlaczego ludzie szukają pomocy w rozwiązywaniu swoich problemów zdrowotnych (bywa, że niezbyt skomplikowanych) czy społecznych, uciekając się do czynników nadprzyrodzonych.

MODLITWA, A NIE TEATR

Modlitwa błagalna o przywrócenie zdrowia jest częścią tradycji Kościoła. Nowy Testament wspomina o darze uzdrawiania chorych, udzielonym przez Jezusa Apostołom i innym pierwszym ewangelizatorom. Ojcowie Kościoła uważali za rzecz normalną, że wierzący prosi Boga nie tylko o zdrowie duszy, lecz także ciała. Św. Augustyn pozostawił np. świadectwo o uzdrowieniu przyjaciela, które zostało uzyskane dzięki modlitwie duchownych. Według przekazów, do św. Katarzyny celem uzdrowienia, chorych i potrzebujących uwolnienia od złych duchów odsyłali nawet egzorcyści.

Tym jednak, co także w Polsce stanowi nowe zjawisko, jest coraz większa liczba grup modlitewnych, które propagują celebracje liturgiczne, których celem ma być otrzymanie od Boga uzdrowienia. Prym wiodą tu tzw. wspólnoty charyzmatyczne.

„Niekiedy, nie tak rzadko, rozgłasza się przypadki uzyskanych uzdrowień, wzbudzając w ten sposób oczekiwanie tego samego zjawiska w trakcie innych, podobnych spotkań. W tym kontekście mówi się czasem o domniemanym charyzmacie uzdrawiania” – czytamy w instrukcji wydanej przed trzynastoma laty przez Kongregację Nauki Wiary i podpisanej przez kard. Josepha Ratzingera.

Napisano w niej także: „Powinno się troskliwie unikać pomieszania tych wolnych modlitw nieliturgicznych z celebracjami liturgicznymi w ścisłym tego słowa znaczeniu” (art. 5. par. 2.); „Jest poza tym rzeczą konieczną, aby w ich realizacji nie dochodziło, przede wszystkim ze strony tych, którzy je prowadzą, do form podobnych do histerii, sztuczności, teatralności lub sensacji” (art. 5. par. 3.).

W czasie nabożeństw o uzdrowienie, po kończącym msze błogosławieństwie, zaczyna się modlitwa do Ducha Świętego. – Ksiądz jest takim, wiem, to źle brzmi: showmanem – mówi Barbara. – Ma piękny głos, wymieniając osoby, którym coś dolega, pięknie intonuje. Mówi np. o kobiecie, która przyszła modlić się za swojego chorego na serce męża. Ludzie to bardzo przeżywają.

TANIEC Z GWIAZDAMI

To, jak dużym zainteresowaniem cieszą się msze o uzdrowienie i uwolnienie, pokazały rekolekcje na Stadionie Narodowym. W lipcowym spotkaniu z o. Johnem Bashoborą wzięło udział 57 tys. katolików. Nie była to ani pierwsza, ani ostatnia wizyta tego ugandyjskiego charyzmatyka w Polsce. Tysiące biletów sprzedano także na kolejne msze z jego udziałem – w Rychwałdzie, Wałbrzychu, Pionkach i Górce Klasztornej.

Gwiazda Ugandyjczyka przyćmiła innych charyzmatyków (ludzi twierdzących, że są obdarzeni „darami Ducha Świętego”), zapełniających nad Wisłą boiska i hale sportowe, głównie w mniejszych miejscowościach. Myrna Nazzour z Syrii utrzymuje, że Bóg uzdrawia za jej pośrednictwem chorych, odkąd przed 31 laty z jej rąk oraz ikony, którą posiadała, zaczął wydzielać się cudowny olej. W lipcu ub. roku prowadziła rozważania Drogi Krzyżowej w Mogilnie, a w poprzedzającej je mszy uczestniczyli kard. Józef Glemp i bp Wojciech Polak, sekretarz generalny episkopatu.

W Polsce bywają też Helen Quinlan (Irlandka, która twierdzi, że od 12 lat nie je i nie pije, spożywając wyłącznie Komunię św.) oraz Maria Vadia (Kubanka „obdarzona darem przepowiadania”; „drobna kobieta tańcząca, skacząca, śpiewająca, krzycząca w dziwnych językach i to wszystko na chwałę Pana Boga” – to fragment internetowego opisu kwietniowego spotkania w Lublinie). W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy do Ostrołęki, Stargardu Szczecińskiego, Zduńskiej Woli i Kostrzyna nad Odrą przyjeżdżali też mniej znani charyzmatycy z Indii i Filipin.

Za udział w ich rekolekcjach najczęściej trzeba zapłacić – zwykle ok. kilkadziesiąt zł (bywa, że osoby chore i ubogie są zwalniane z tego obowiązku). Zdarza się, że warunkiem uczestnictwa jest podanie swoich danych organizatorowi. Na gromadzone w ten sposób adresy e-mail przychodzą z czasem kolejne zaproszenia na rekolekcje i oferty zakupu „pamiątek ze spotkania”. Gospodarze wizyty o. Bashobory na Stadionie Narodowym wysłali niedawno za pośrednictwem strony jezusnastadionie.pl ofertę zakupu okolicznościowych koszulek (25 zł) i kubków (15 zł).

Mało kto już dziś pamięta, że pierwszą „gwiazdą” uzdrowień w Polsce nie był jednak katolicki charyzmatyk, lecz bioenergoterapeuta Clive Harris, który w latach 70. i 80. prowadził w kościołach seanse uzdrowień. W spotkaniach z nim uczestniczyły miliony Polaków. Motyw spotkania z uzdrowicielem o nazwisku Harris pojawił się nawet w ostatnim odcinku serialu „Dom”. Wstępu do kościołów zabroniono mu dopiero, gdy ogłosił, że uzdrawia za pomocą duchów.

KULT WŁASNEGO POMYSŁU

W niektórych wspólnotach charyzmatycznych popularne stają się powoli tzw. uzdrowienia międzypokoleniowe. Ich podstawą jest założenie, że grzechy przodków wpływają na życie potomków – można przez nich chorować, mieć niepowodzenia w życiu prywatnym itp.

Robert DeGrandis, amerykański zakonnik, którego broszura o uzdrowieniu międzypokoleniowym rozeszła się w polskich wspólnotach charyzmatycznych w 60 tys. egzemplarzy, upowszechnił modlitwę o uwolnienie od grzechów przodków aż do piętnastego pokolenia wstecz – co Polaków odsyła do czasów Stefana Batorego.

Jeszcze dalej sięgają korzenie samego pomysłu: z tradycji Wschodu zaczerpnął je anglikański misjonarz dr Kenneth McAll, który podczas pobytu w Azji doszedł do wniosku, że istnieje związek między chorobami oraz działaniem zła. Po powrocie do Anglii pracował z chorującymi psychicznie, chwaląc się przed nimi spotkaniami z Jezusem, który miał go odwiedzać na chińskich równinach i zachęcać do wspólnych spacerów. Prace McAlla dały początek nowemu zjawisku: poszukiwaniu uzdrowienia w minionych generacjach.

Promujący „uzdrowienia międzypokoleniowe” – w Polsce należy do nich wielu członków Odnowy w Duchu Świętym i środowisk propagujących objawienia w Medziugorje (ta miejscowość w Hercegowinie, mimo braku oficjalnego uznania objawień przez Kościół, szczególnie przyciąga charyzmatyków) – przytaczają „naukowe” dowody, oparte na dziedziczeniu cech genetycznych oraz obciążeniu wadami rodzinnymi. Prowadzący rekolekcje w Wielkopolsce ksiądz egzorcysta pocieszał jednak wiernych, że grzechy dziedziczy się tylko od czwartego pokolenia – i dotyczą one głównie pijaństwa i rozwodów. Dlatego – zalecał – dobrze jest, aby potomkowie rodzin, w których rozwodów nie było, łączyli się w pary tylko ze sobą, i w ten sposób nie powielali grzechu.

BISKUP: OSTROŻNIE Z DZIEDZICZENIEM GRZECHU

Przeciw wierze w to, że po przodkach można odziedziczyć grzechy, występują już pierwsi biskupi.

– Powiedzmy, że jakiś Wieńczysław Siemieniewski w roku 1689 – mógł być taki, kto wie? – powiedzmy, że ukradł sąsiadowi krowę. Dlaczego miałbym myśleć, że wskutek tego wpływają na mnie demony – i to w taki sposób, że jeżeli nie będę podlegać jakiejś specjalnej procedurze uwolnieniowej, to ten kłopot będzie mi towarzyszył przez całe życie? – pytał na spotkaniu z wiernymi bp Andrzej Siemieniewski. I dodawał: – Wydaje mi się, że mamy tu do czynienia z tym, co św. Paweł nazywał „kultem własnego pomysłu”. To kult zaczerpnięty z Bożego objawienia, potem przemyślany w postaci litanii, procesji i adoracji, ale wymyślony.

Zdaniem bp. Siemieniewskiego, dowodem na to jest choćby fakt, że pomysł „uzdrowień międzypokoleniowych” pojawił się dopiero przed kilkoma dekadami. – Skłonności genetyczne nie przekazują nam skutków czynów człowieka – mówił hierarcha. Dodał jednak, że istnieje „grzech społeczny”, czyli grzech, który „promieniuje złem w jego otoczeniu i nawet utrwala się w strukturach społecznych”.

Głos biskupa nie jest odosobniony. W środowiskach konserwatywnych przeciw zjawisku oponowała też Maria Kominek, zmarła we wrześniu świecka dominikanka. „Wierni często dają się złapać w pułapkę pięknych naukowo brzmiących słów i szukają drogi dla siebie – szukają tego uzdrowienia i uwolnienia z nadzieją, że po tym skończą się ich kłopoty, bo jeśli sam »Pan« uzdrawia, to jakby mogło być inaczej” – pisała. I przytaczała – stojące, jak twierdziła, w sprzeczności z nauczeniem Kościoła – świadectwa wiernych-uczestników takich nabożeństw, np. dziewczyny, która uwierzyła, że przodkom „zawdzięcza” problemy w nauce, oraz chłopaka, który twierdzi, że w czasie takiej mszy „wymodlił” zbawienie dla swoich pradziadków. „W wyobraźni zobaczyłem, jak moi przodkowie przebaczają sobie wzajemnie, przytulają się do siebie i uśmiechają się. (...) Wierzę, że to, co ujrzałem oczyma wyobraźni, stało się naprawdę, ponieważ prosiłem Ducha Świętego, aby prowadził mnie podczas tej modlitwy” – pisał młody mężczyzna.

„OBŻARSTWO DUCHOWE”

Oczywiście ani wizyty uzdrowicielskich gwiazd na stadionach, ani uzdrawianie międzypokoleniowe nie należą do głównego nurtu nabożeństw z modlitwami błagalnymi. Zdecydowana większość ludzi uczestniczących w mszach o uzdrowienie i uwolnienie to ludzie chorzy, potrzebujący zdrowia i nadziei.

Jednak w czasie takich nabożeństw, w wypełnionych po brzegi kościołach wierni są świadkami dziwnych i niepokojących scen.

Barbara, dla której pierwsza msza była jak uzdrowienie, na drugą namówiła trzy znajome. – Zobaczyłyśmy młodą dziewczynę, wijącą się na podłodze, przez którą przemawiał przeklinający księdza starzec. Dwóch dorosłych mężczyzn nie mogło jej utrzymać. Ksiądz mówił, żeby nie zwracać uwagi – opowiada.

Zaskoczył ją też widok osuwających się na podłogę ludzi. – Ci, którzy są z nami po raz pierwszy, niech się nie denerwują. Może się zdarzyć, że niektórzy z was upadną, zemdleją, że upadnie ktoś obok was. Proszę się nie przejmować, zemdleją, wstaną, nic im nie będzie. Proszę nie reagować, tylko uważać, żeby osób leżących nie zdeptać – wspomina ostrzeżenie księdza.

To, co zobaczyła, to tzw. spoczynek w Duchu Świętym. „Objawia się to w wyłączeniu władz psychicznych i fizycznych człowieka, który w czasie modlitwy nagle osuwa się, opada” – tłumaczy to zjawisko ks. Jan Reczek w wydanej w tym roku rozmowie z Mariuszem Czają („Różne są dary łaski, lecz ten sam Duch. O charyzmatach, odnowie w Duchu Świętym i zmaganiu z mocami ciemności”). Ks. Reczek podkreśla, że moment opadania jest dla wiernych bezpieczny: „Nieraz na sekundę wcześniej można to przewidzieć i podtrzymać w opadnięciu na ziemię”.

– Kiedy ludzie padają, nie jest to żadne zjawisko kościelne. Gdyby rzeczywiście działał tu Duch Święty, takie omdlenia miałyby jakiś cel. Myślę, że tego typu przypadki mogą po prostu łechtać pewien określony typ religijności. Św. Jan od Krzyża wymieniał w swoim katalogu siedmiu grzechów duchowych „obżarstwo duchowe”. To jest podobna praktyka – komentuje o. Wacław Oszajca.

REALNA POMOC

Na nabożeństwo z modlitwą o uzdrowienie składają się: nieco dłuższe niż zwykle kazanie, albo przerywana śpiewami konferencja po mszy. Po tym wszystkim prowadzi się modlitwy z prośbą o uwolnienie. Słowo – jak się tu czasem mówi – głoszone jest „z mocą”, ma wzywać do nawrócenia, do uzdrowienia.

Choć – jak przyznaje o. Oszajca – księża lubią pełne kościoły wiernych, a msze o uzdrowienie je gromadzą, to ludziom chorym potrzebne jest realne wsparcie Kościoła. – Może się okazać, że po wspólnej modlitwie w kościele podczas mszy o uzdrowienie i uwolnienie, wierni wychodzą, czując się subiektywnie lepiej. I np. przestają się leczyć. Taka droga może okazać się dla nich złudna – twierdzi duchowny.

Jego zdaniem Kościół mógłby otoczyć ludzi chorych inną opieką. – Wiernym, których dotknęła choroba, zależy na spokojnej rozmowie, na wsparciu, pomocy w oswojeniu choroby, na daniu nadziei płynącej z wiary. Dlatego tak ważne są odwiedziny duszpasterskie. Może wystarczyłoby, gdyby spotkanie trwało nieco dłużej, gdyby był czas na rozmowę, a nie tylko na udzielenie Komunii Świętej i błogosławieństwo – mówi o. Oszajca.

Barbara na kolejną mszę o uzdrowienie już nie poszła. Wijąca się na ziemi dziewczyna z głosem starca śniła jej się w kolejnych tygodniach wielokrotnie. – Najgorsze jest to, że nie potrafię sobie wytłumaczyć tego, co zobaczyłam, ani znaleźć kogoś, kto mógłby mi to wyjaśnić – przyznaje.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka i redaktorka „Tygodnika Powszechnego”. Doktorantka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Do 2012 r. dziennikarka krakowskiej redakcji „Gazety Wyborczej”. Laureatka VI edycji Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego (… więcej
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2013