W pół drogi

Parlamentarne zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej przypieczętowane zostało w pierwszej turze wyborów prezydenckich. Jednocześnie jest to zwycięstwo mocno problematyczne.

16.10.2005

Czyta się kilka minut

Czy w najbliższym czasie będziemy mieli do czynienia z dwiema dominującymi partiami, spychającymi na bok lewicę, skrajną prawicę i populistów? Nawet jeśli tak, to dominacja ta zawęża się tylko do sceny politycznej. Frekwencja wyborcza wskazuje, że większość społeczeństwa nie widzi dla siebie reprezentacji ani w zwycięskich partiach, ani w żadnych innych.

Jeśli PiS i PO utworzą koalicję, rządzić będą dwie partie, jedna opowiadająca się za opiekuńczym państwem, druga przestrzegająca, że opiekuńczość jest możliwa w okresach boomu gospodarczego, gorzej natomiast, gdy pieniędzy do rozdawania brak. To rzeczywiście dwie różne wizje państwa, tyle tylko że wciąż mało czytelne i przysłonięte frazeologią o rzekomym liberalizmie PO oraz rzekomym solidaryzmie PiS. W dodatku obie partie zarzucają sobie wzajemnie podkradanie programów. A więc pora rozstrzygnąć, czy mamy do czynienia z dwiema wyraźnymi koncepcjami państwa, czy też tylko z niejasnymi, sprzecznymi wewnętrznie konstrukcjami wyborczymi. Dziwna szykuje się to koalicja, jeśli kandydaci popierani przez partie ją tworzące deklarują, iż będą kontrolować poczynania rządu. W ten sposób podważają wiarygodność przyszłego gabinetu. Jeśli te deklaracje są szczere, zwycięstwo któregokolwiek z kandydatów może jedynie postawić nowe znaki zapytania.

Kłopotliwe zwycięstwo

Koalicja PiS i PO jeszcze nie powstała, a już przeżywa kryzys. Jeżeli druga tura wyborów prezydenckich nie ma być dreptaniem w miejscu i powtarzaniem do znudzenia tych samych chwytów, powinna wyjaśnić narosłe sprzeczności. Na razie jest z tym kiepsko: obie partie występują jednocześnie w roli partnerów i przeciwników. Jeśli jesteśmy świadkami narodzin IV RP, to być może jesteśmy także świadkami nowej wojny na górze - w wyborczy wieczór kandydat na premiera Kazimierz Marcinkiewicz i kandydat na wicepremiera Jan Rokita zarzucali sobie wzajemnie kłamstwa, mało tego - Rokita oskarżył PiS o zdradę ideałów Sierpnia.

Nikt przytomny nie spodziewał się, że będziemy mieli “ni z tego, ni z owego IV RP na pierwszego", a tym bardziej - odnowioną dogłębnie moralność społeczną. Ale mogliśmy przynajmniej oczekiwać nowego - nie odziedziczonego po poprzednikach i komisjach śledczych - stylu uprawiania polityki. Zawód, jeśli chodzi o prezentowane standardy w życiu publicznym, jest pogłębiony dodatkowo dziwnymi, nieprzygotowanymi, a za to pełnymi oskarżeń rozmowami-nierozmowami w sprawie przyszłej koalicji rządowej.

Wydaje się, że Polacy nie lubią agresji w życiu publicznym, ale równocześnie wiele wskazuje na to, iż przejawy owej agresji przynoszą wyborcze efekty. I tak na przykład hasło ojca Rydzyka, by zatopić Platformę, przyniosło pewien skutek. Zarazem jednak Kościół po raz kolejny stał się ofiarą prób wikłania go w rozgrywki polityczne - bo czymże innym było pisanie listów do proboszczów z prośbą o poparcie, postawa Radia Maryja czy też mało subtelne sugestie niektórych hierarchów?

Proponowane przez PiS coraz to nowe podziały - najpierw na Polskę AK-owską i komunistyczną, potem na Polskę solidarną i liberalną - nie okazały się do końca skuteczne. Frekwencja wyborcza zdaje się sugerować, że Polaków nie obchodzą sztuczne podziały. Być może oczekują spójnej wizji rozwoju kraju. Jeśli przyszła koalicja takiej wizji wkrótce nie przedstawi, kredyt zaufania dla zwycięzców wyczerpie się szybko.

Zwycięstwo obu partii jest także kłopotliwe dla nich samych, może się bowiem okazać, że obaj bracia Kaczyńscy zostaną poza rządem i poza Pałacem Namiestnikowskim. Elektoraty obu partii głosowały przecież przede wszystkim na liderów politycznych, tymczasem władzę może objąć drugi szereg. To bowiem oznacza nominacja Kazimierza Marcinkiewicza na premiera.

Zatrzymać populistów

Na marginesie warto odnotować kilka towarzyszących zjawisk. Lech Kaczyński zdobył także głosy radykalnej prawicy. Liga Polskich Rodzin przeżywa kryzys: nie uzyskała poparcia większego niż cztery lata temu, rozdzierają ją wewnętrzne awantury - kwestionowane jest przywództwo Romana Giertycha, a kandydatura jego ojca była tak dalece pozbawiona szans, że zrezygnował z udziału w wyborach. Można się zżymać na Kaczyńskich, ale z pewnością należą oni do głównego nurtu polityki. To pozytywny sygnał, że mogą oni stanowić bezpiecznik dla radykalnej prawicy.

Coraz mniejsze znaczenie mają kandydaci egzotyczni - także dlatego, że media przestają się nimi pasjonować. Wyjątkiem jest Andrzej Lepper, który najwidoczniej zaspokaja potrzeby sfrustrowanych wyborców. Jego wynik czyni go, co prawda, silnym podmiotem politycznym, ale zdaje się, że ani on, ani jego partia nie są w stanie wyjść ponad poziom kilkunastu procent poparcia. Czy w przyszłości nie będzie inaczej? Tu wiele zależy - i to wielka odpowiedzialność zwycięskich partii - od stabilności rządów w najbliższych latach i od ich jakości.

Pewną tamę populizmowi może postawić także lewica, która - czego dowodzi wynik SLD i teraz Marka Borowskiego - powstrzymała proces rozpadu. Tylko od Borowskiego i Olejniczaka zależy, jak szybko odzyskają zaufanie społeczne. Borowski musi zrozumieć, że rozpad lewicy nie był udanym eksperymentem, Olejniczak zaś przyznać, że były tego rozpadu przyczyny i że dalej są powody, dla których część lewicy nie chce być kojarzona z szyldem SLD.

Można być przeciwnikiem lewicy, ale nie sposób twierdzić, że jest ona niepotrzebna. Lepsza lewica z Olejniczakiem na czele niż z Lepperem. Szansą SLD jest deklarowana zmiana pokoleniowa. Problem w tym, że dokonała się ona na szczytach partii, a nie w regionach, gdzie wciąż silny jest “towarzysz Szmaciak".

Z przyjaciół wrogowie

Niedzielne wybory niczego więc nie rozstrzygnęły. Wiadomo tyle, co przedtem: że o stanowisko prezydenta ubiegają się Donald Tusk i Lech Kaczyński. Najbliższe dwa tygodnie nie przyniosą zmiany, pogorszyć się może jedynie styl prowadzenia kampanii wyborczej. Zapowiedziały to już ostatnie dni przed pierwszą turą. Donald Tusk i Lech Kaczyński do niedawna rywalizowali, teraz zaczęli walczyć; byli konkurentami, stali są przeciwnikami. Tusk, zmuszony do atakowania przeciwnika, robił to wbrew sobie, za to coraz ostrzej, coraz mniej elegancko i mniej wiarygodnie.

Tak czy inaczej, któryś z nich prezydentem zostanie, lecz rywalizacja między kandydatami rzutować będzie na proces powstawania rządu i jego dalsze funkcjonowanie. Skutkiem “brudnej" kampanii może być jedynie destrukcja. Im więcej haków zostanie wyciągniętych w najbliższych dniach, tym trudniej będzie rozmawiać przy koalicyjnym stole. Nerwy oby kandydatów zdają się być na wyczerpaniu. Jeszcze chwila i skończy się wieloletnia przyjaźń wyniesiona z Gdańska, a wraz z nią koalicja PiS i PO. Bo niewykluczony jest wariant, w którym bracia Kaczyńscy odejdą od stołu i zaczną rozmawiać z innymi partiami. Kaczyńscy potrafią burzyć, to wiemy, ale potrafią też, co pokazali przed laty, konstruować najbardziej zaskakujące koalicje. Ich celem ostatecznym jest IV RP, a jeśli druga tura nie przyniesie im zwycięstwa, idea budowy nowego państwa wyląduje w koszu. By do tego nie dopuścić, Kaczyńscy są w stanie puścić oko w kierunku Andrzeja Leppera, bo wiedzą, że to w dużej mierze jego elektorat za dwa tygodnie zdecyduje.

Brutalna rywalizacja i na siłę kreowane pseudoideologiczne podziały to ostatnia rzecz, jaka marzy się wyborcom PiS i PO. Dwa tygodnie temu głosowali na sprawny, fachowy rząd - niechby i Marcinkiewicza - który będzie potrafił współpracować z prezydentem - nawet nie swoim. Bez tego mówienie o mocnej pozycji Polski w Europie, szybkim rozwoju gospodarczym czy zmniejszaniu bezrobocia jest pustosłowiem. I nie zastąpią tego sny o IV Rzeczypospolitej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2005