Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Amerykańska reżyserka Laura Poitras w nagrodzonym tegorocznym Oscarem dokumencie „Citizenfour” przedstawia iście orwellowską wizję współczesnego świata, w którym nasza prywatność, do niedawna uważana za ostatni bastion wolności, stała się przedmiotem regularnej inwigilacji. „Po obejrzeniu tego filmu już nigdy więcej nie pomyślisz tak samo o swoim telefonie, mailu, karcie kredytowej, wyszukiwarce czy profilu internetowym” – ostrzegają twórcy. Brzmi efekciarsko, ale, niestety, okazuje się prawdą.
Tytuł filmu to pseudonim Edwarda Snowdena, jakim były analityk Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) posługiwał się w korespondencji z reżyserką. Od 2006 r., kiedy nakręciła film o wojnie w Iraku, Poitras znalazła się na celowniku amerykańskich służb specjalnych, ale nie przestała podejmować niewygodnych politycznie tematów. Była więc idealnym medium dla upublicznienia Snowdenowskich rewelacji. Wraz z dziennikarzem Glennem Greenwaldem z „Guardiana” przez osiem dni nagrywała w Hongkongu wypowiedzi człowieka, który już za chwilę miał stać się w USA wrogiem publicznym numer jeden. Zapis rozmów w pokoju hotelowym połączyła później z gromadzonymi przez lata materiałami z sal sądowych, posiedzeń komisji senackich i telewizyjnych newsów. Mimo że dziś znamy już wiele szczegółów na temat afery przeciekowej i kontrowersyjnej polityki bezpieczeństwa po 11 września, dokument „Citizenfour” trzyma w napięciu przez niemal dwie godziny.
Greenwaldowi, który w czerwcu 2013 r. jako pierwszy opublikował raport Snowdena, już na wejściu ze zdenerwowania łamie się długopis. Kiedy główny bohater filmu odpala swój komputer, dla pewności narzuca na siebie „magiczny kocyk”, a podczas finałowej rozmowy z dziennikarzem kluczowe słowa zapisuje na kartkach, które potem Greenwald drze na drobne kawałki. To właśnie dzięki takim, zabawnym na pierwszy rzut oka, scenom niczym z powieści szpiegowskich można poczuć na własnej skórze grozę sytuacji. Tymczasem sam Snowden, szczupły okularnik o wyglądzie komputerowego geeka, który ruszył na wojnę z wielkim systemem, imponuje siłą spokoju, choć są też momenty, w których czuje się u niego zmęczenie. Zwłaszcza kiedy dowiaduje się, że on, pochodzący z zasłużonej rodziny wojskowych, został właśnie uznany za groźnego szpiega, a jego dziewczyna jest przesłuchiwana.
„To nie science fiction, to dzieje się naprawdę!” – tak Snowden kwituje nadużycia władzy wobec milionów inwigilowanych. Wrażenie robi sfilmowany przez Poitras największy na świecie magazyn przechowywania danych znajdujących się w miejscowości Bluffdale w stanie Utah. Podobnie jak przedstawiona przez byłego administratora sieci CIA i NSA wizja dronów, obserwujących z góry podejrzanych (lub nie) obywateli, podglądanych na komputerach przez pracowników agencji. Dlatego z tak wielkim rozrzewnieniem Snowden wspomina czasy „niewinności” internetu, który ponoć był kiedyś miejscem swobodnej wymiany myśli, a dziś stał się przestrzenią dla ich bezkarnego śledzenia.
Dokument Poitras nie wyczerpuje wszystkich wątków z historii Snowdena – pomija np. jego dwuznaczny status azylanta w Rosji, postrzegany jako protekcja ze strony Władimira Putina. „Citizenfour” nie rości sobie jednak prawa do całościowego portretu – próbuje uchwycić po prostu przełomowy moment, w którym spora część mieszkańców naszego globu za sprawą jednego dwudziestokilkulatka zrozumiała, że żyje w systemie, który ma coraz mniej wspólnego z demokracją. ©
CITIZENFOUR – reż. Laura Poitras. USA/Niemcy/Wielka Brytania 2014. W kinach od 15 maja.