W obronie PO-twora

Wszystko wskazuje na to, że po najbliższych wyborach rząd utworzy Platforma Obywatelska. Sama albo z koalicjantem, pod przywództwem Jana Rokity lub też - gdy Rokicie powinie się noga - prowadzona przez innego lidera. Warto zatem pytać o dzisiejszy stan tej partii i o stan jej przywództwa.

22.08.2004

Czyta się kilka minut

Kiedy przed wyborami z 2001 r. do władzy szykował się Sojusz Lewicy Demokratycznej, wielu prawicowych polityków i wielu komentatorów głosiło, że w interesie polskiej demokracji leży niedopuszczenie do samodzielnych rządów SLD. Pogląd ten nie brał pod uwagę dwóch okoliczności. Tego, że zagrożenia ze strony SLD nie polegały na rekomunizacji Polski, lecz były z grubsza podobne do niebezpieczeństw grożących w przypadku innych partii dochodzących do władzy (zjawisko TKM, czyli polityki forowania kolesiów i jemu podobne). A także tego, że najbardziej prawdopodobnym koalicjantem SLD było Polskie Stronnictwo Ludowe, a taki rząd nie byłby bardziej reformatorski niż jednopartyjny gabinet formacji kierowanej wówczas przez Leszka Millera.

Podobny mętlik myślowy daje się zauważyć i dziś wobec pretendującej do władzy Platformy. Najwyraźniej w demokratycznej Polsce partia, która oscyluje wokół 30 proc. poparcia w sondażach, wywołuje popłoch. Polska to ciekawy kraj: jeśli przed wyborami mamy sto małych ugrupowań, czyli wiadomo, że żadnego większościowego rządu z tej mozaiki nie da się ułożyć, wszyscy są zadowoleni, a demokracja - rzekomo - tryumfuje. Kiedy natomiast na scenie politycznej wyrasta wreszcie coś solidnego, pojawia się też blady strach: duże - myślą niektórzy - znaczy niebezpieczne.

Przyjęcie takiego założenia w przypadku Platformy wydaje się zabiegiem szczególnie niefortunnym, bo ani rządy PO nie grożą katastrofą, ani jej lider nie jest - wbrew nazwisku - diabłem wcielonym. Oczywiście możliwe są rozczarowania. Partia Rokity może, na przykład, nie wykazać dość woli politycznej, by podjąć trudne reformy, jej szef może popaść w samozadowolenie i stracić właściwy mu dotąd dynamizm... Wszystko to może się zdarzyć, ale na razie nic na to nie wskazuje. Prezentowanie Platformy jako partii populistycznej, a Rokity jako polityka skrajnie nieodpowiedzialnego, gdy wokół naprawdę nie brakuje ani jednych, ani drugich, jest możliwe tylko w drodze takiej selekcji faktów, by pasowały do z góry przyjętej tezy.

Taki zabieg wykonał, niestety, Andrzej Brzeziecki ( , “TP" nr 32). Jeden przykład: z braku komentarza Rokity do krakowskich wydarzeń związanych z Marszem Tolerancji, Brzeziecki przytacza wypowiedź działacza lokalnej PO Zbigniewa Fijaka. A przecież ostre, zahaczające o homofobię stanowisko Fijaka nie było w krakowskiej PO jedynym, inni (np. Bogusław Sonik) wypowiadali się bardziej umiarkowanie. Konstrukcja zarzutu Brzezieckiego jest taka, że radykalizm Fijaka ma pogrążać Rokitę, ale już umiarkowanie Sonika nie ma Rokity uratować. Przypomina to taktykę “szukania haków".

Ważniejsze jednak jest co innego: pytania o charakterze ustrojowym. A mianowicie: jak się ma siła partii pretendującej do władzy, do sprawności utworzonego przez nią rządu oraz jakie znaczenie ma dla rządzącej partii silne przywództwo?

Po co silna partia

Pod piórem Brzezieckiego Platforma jawi się jako opozycja egoistyczna, nie mająca względu na nadrzędne interesy kraju. Dowód? Platforma nie popierała konsekwentnie od początku planu Hausnera. Śmiała ocena. To by bowiem znaczyło, że w demokracji parlamentarnej zasadą jest, że opozycja głosuje za rządem, jeśli tylko jego propozycje są merytorycznie uzasadnione. Otóż takich obyczajów nie ma ani w starych demokracjach, ani nie zakorzeniły się one w Polsce po 1989 r. Funkcjonuje inna niepisana norma: popieranie rządu, gdy sprawa dotyczy strategicznych interesów narodowych. Tak było choćby w kwestii wstąpienia Polski do NATO. Plan Hausnera jest potrzebny, ale sprawa nie jest aż tak gardłowa. A skoro rząd nie potrafi tego planu przeforsować, dlaczego winna jest temu opozycyjna, było nie było, Platforma Obywatelska?

Platforma jest ugrupowaniem prawicowym, raczej liberalnym w sprawach gospodarczych i raczej konserwatywnym w kwestiach obyczajowych. Jak każda wielka partia (obie wielkie formacje w USA, torysi i labourzyści w Wielkiej Brytanii, chadecy i socjaldemokraci w Niemczech, socjaliści i Partia Ludowa w Hiszpanii itd.) ma ambicję zagospodarować możliwie liczny, a przez to niejednorodny elektorat. To pierwszy powód pewnej niewyrazistości. Drugi jest związany z aktualnym miejscem na scenie politycznej. Partia opozycyjna ze swej istoty wykazuje dystans do rządu, nawet jeśli ma podobny co rząd pogląd. Przykładowo: socjaliści francuscy, partia programowo proeuropejska, nie mówią dziś jasno, czy są za, czy przeciw konstytucji europejskiej. Nie mówią, bo chcą jeszcze ugrać parę punktów jako opozycja w stosunku do rządu, który tę konstytucję w czerwcu podpisał. To jest praktyczna polityka, nie polityczny klub dyskusyjny. Gdyby rozumować jak Brzeziecki, trzeba byłoby stwierdzić, że partia François Hollanda jest formacją antyeuropejską, co byłoby tezą mocno osobliwą.

PO pretenduje do władzy, więc zajmuje się głównie tym, jak wyrobić sobie najkorzystniejszą pozycję, umożliwiającą dobry wynik wyborczy - taki, który da szansę na skuteczne rządzenie. Owszem, Platforma bardziej niż jej poprzedniczka Unia Wolności zwraca uwagę na język komunikowania się z wyborcami. Można rzec: używa języka współczesnej reklamy, w którym powiada się, że proszek X jest pod każdym względem lepszy niż proszki innych producentów, chociaż wszyscy wiedzą, że jest drogi albo że zostawia smugi na dżinsach. Niedawno Platforma poparła ustawę o rewaloryzacji rent i emerytur, która z jednej strony likwiduje automatyczną, coroczną waloryzację, a z drugiej likwiduje tzw. stary portfel. Ekonomiczny wymiar ustawy (poważne oszczędności dla budżetu) zawiera się w tym pierwszym, jej wymiar socjalny w tym drugim. Trudno sobie wyobrazić Tadeusza Mazowieckiego, który komentując poparcie swojej partii dla takiej ustawy mówi, jak Rokita, bez zmrużenia oka: “To rzecz olbrzymiej doniosłości. Trudno mi sobie wyobrazić, by ktokolwiek rozumny w Polsce był przeciw ustawie, która wyrównuje krzywdę ludziom ewidentnie pokrzywdzonym, starym, mającym powyżej 75 lat" (“Gazeta Wyborcza", 17 - 18 lipca). Rokita jest rasowym politykiem, zatem kluczy, mówi pół prawdy, a drugie pół zataja. To politykowi robić wolno i nie ma powodów, by w twarzy Rokity - wytrawnego polityka dopatrywać się z tej racji oblicza populisty.

Można nie lubić i Platformy, i Rokity, ale dobrze byłoby przy tym nie popadać w polityczny obłęd. No bo co jest gorsze: samodzielne rządy Platformy czy rządy Platformy z Prawem i Sprawiedliwością albo Platformy z Ligą Polskich Rodzin? Wedle kryteriów systemowych rząd jednopartyjny jest lepszy od rządu koalicyjnego, bo jest stabilniejszy, mniej podatny na szantaże i słabiej uwikłany w polityczne serwituty. Z aktualnej perspektywy polskiej sceny politycznej widać jasno, że rząd Platformy oznacza mniej szaleństw niż gabinet tworzony wspólnie z PiS-em lub, co gorsza, z LPR-em. Przedstawianie Platformy jako głównego zagrożenia dla rozsądku, umiaru i politycznej uczciwości daje się wytłumaczyć chyba tylko silną osobistą niechęcią do jej lidera. Niechęcią, która zdominowała rozum. Trochę tak: nie lubię Rokity, więc przedstawiam go jako potwora polskiej polityki. A przecież w tej polityce uwijają się potwory znacznie od Rokity niebezpieczniejsze: z ostrzejszymi zębami, dłuższym ogonem i wyraziściej ziejące siarką.

Po co silne przywództwo

Rokita od dawna mówi, że chce być premierem. Zauważmy: każdy pierwszoligowy polityk chce stanąć na czele rządu. Rokitę od pozostałych pretendentów odróżniają dwie cechy: szczerość i kompetencja. Rokita mówi głośno, co go naprawdę napędza - inni ględzą o służbie ludziom itd. Rokita się do tej roboty naprawdę nadaje - inni nadają się mniej. Albo wcale.

Silna partia u władzy i silne przywództwo tej partii to, w demokratycznych ramach, nie zagrożenie, ale szansa na szybszy rozwój kraju. Mówiło się parę lat temu, że Leszek Miller będzie silnym premierem. Nieszczęście z Millerem polegało nie na tym, że chciał być silnym premierem, lecz na tym, że mu się wszystko posypało w rękach i był w efekcie premierem słabym. Gdybyż się raz wreszcie Polsce przytrafił polityk tak silny, że objąwszy urząd premiera umiałby wykorzystać w pełni kompetencje, jakie mu dają Konstytucja i ustawy, kraj tylko by na tym zyskał. Czemu widzieć w tym nieuchronną przemianę Ludwika Napoleona w Napoleona III? Tego jeszcze nikt przekonująco nie uzasadnił, ale pełno żałobników opłakujących z wyprzedzeniem śmierć demokracji z ręki jakiegoś silnego polityka, choćby “kanclerza" Rokity. Właśnie dominacja takiego myślenia i w opinii publicznej, i w elitach politycznych uniemożliwia nadanie naszym instytucjom dynamiki koniecznej w kraju goniącym europejską czołówkę. Pojmowanie demokracji jako systemu, gdzie politycy wzajemnie się blokują, skutkuje stagnacją: nie podejmuje się najważniejszych reform (jak SLD) albo podejmuje się je, lecz się ich nie kończy (jak Akcja Wyborcza Solidarność).

Mamy w Polsce rządy partyjne w takim znaczeniu, że kraj jest pokawałkowany jak tort: wy macie ministerstwo, dajcie nam wiceministra, my mamy ten fundusz - damy wam tamtą agencję... Takie “partyjnictwo" niszczy Polskę. Trzeba dokończyć prywatyzację gospodarki oraz odpolitycznić wszystkie te, umownie mówiąc, fundusze i agencje (tu mieści się też casus KRRiTV). Państwo musi być odchudzone, a obszar politycznej ingerencji radykalnie zawężony. Taki jest, z grubsza, plan polityczny Platformy na czas po wyborach. Przy rządzie jednopartyjnym zasada łupów pozostanie, ale ograniczony zostanie jej obszar, a politycy mniej czasu będą zużywać na targi o stanowiska.

Wszyscy mają jakieś defekty, mają je także Rokita i Platforma (niewątpliwie hasło “Nicea albo śmierć!" było jednym z tych, które narobiły najwięcej szkód w ostatnim piętnastoleciu i sprawa ta nadwątliła wizerunek Rokity jako “państwowca"). Stąd potrzeba patrzenia na ręce i władzy, i przyszłej władzy. Nie sposób wszelako zaprzeczyć, że Rokita należy do tych nielicznych polityków, którzy wiedzą, czemu dążą ku władzy.

Silny polityk, stojący na czele silnego rządu, miałby szansę wreszcie przełamać niemożność charakteryzującą ten kraj. Do tego jeszcze daleko, ale Platforma Obywatelska i Rokita stwarzają może przynajmniej jakąś perspektywę.

Komu to przeszkadza?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2004