W obronie kibola

Kibol to współczesny kozioł ofiarny. Rodzaj worka treningowego, na którym stateczni mieszczanie mogą wyładować rozliczne frustracje. Może już wystarczy?
w cyklu WOŚ SIĘ JEŻY

08.11.2018

Czyta się kilka minut

Rafał Woś / Fot. Grażyna Makara /
Rafał Woś / Fot. Grażyna Makara /

Po wygłoszeniu takiej herezji w mediach społecznościowych rozpętało się piekło. Sugerowano, że albo oszalałem, albo nie mam pojęcia, o czym piszę. Pewnie nigdy nie byłem na meczu i tworzę inteligenckie fantazmaty. Wielu życzyło mi wręcz, bym spotkał w ciemnej uliczce grupkę krzepkich mężczyzn w szalikach. Niechby mi spuścili nielichy łomot, może wtedy zrozumiem. Pomyślałem, że skoro są emocje, to jest też chyba problem. Wrócę dziś więc do sprawy, bo warto.

Właśnie wyszła po polsku ostatnia książka-wywiad ze zmarłym w 2015 r. Rene Girardem („Apokalipsa tu i teraz”, przeł. Cezary Zalewski, WAM, Kraków 2018). Ten gigant światowej antropologii zasłynął (choć nie w tej książce) popularyzacją figury „kozła ofiarnego”. Mechanizm kozła polega na tym, że grupa społeczna w momencie kryzysu, dezintegracji albo zagrożenia obiera sobie ofiarę. Po czym ta ofiara staje się obiektem zbiorowej agresji całej grupy. Agresja przybierać może różne formy. Czasem ekstremalne, jak fizyczna eksterminacja. Czasem „wystarcza” wypędzenie – pozbycie się obcego z oczu. W niektórych przypadkach sprawa odbywa się w języku i staje na wykluczeniu symbolicznym. Jakimś wyklęciu albo niepodawaniu ręki „łajdakowi”.

Najbardziej niepokojące w mechanizmie kozła ofiarnego nie jest nawet to, jak często się on powtarza (a według Girarda powtarza się w kółko). Mnie największe „ciary” przechodzą, gdy widzę, że kozioł pojawia się nie tylko tam, gdzie spodziewamy go spotkać. A „śmielej, śmielej” słychać ze strony tych, co się od udziału w nagonkach najgłośniej odżegnują. Bo przecież nagonki to zawsze specjalność „tamtych”.

Kilka tygodni temu napisałem dla „TP” tekst „Stadionowa walka klas”. Pytałem w nim, jak to się stało, że dla ludzi o progresywnej autoidentyfikacji stadiony stały się czymś podejrzanym. Obca ziemią zdominowaną przez wstecznictwo, nietolerancję i skrajną prawicę. Jedna z kluczowych tez tekstu brzmiała tak: futbol był kiedyś masową demokratyczną rozrywką. Ale w pewnym momencie doszło do sporu, do kogo piłka nożna właściwie należy. Nakierowana na zysk kapitalistyczna wizja „modernizacji futbolu” starła się z wizją trochę przaśnej, ale egalitarnej rozrywki ludowej. Wygrał pomysł pierwszy. Głównie dzięki temu, że nowe i coraz bardziej syte mieszczaństwo stanęło po stronie zwycięskich modernizatorów. W konsekwencji stadion z przestrzeni obywatelskiej i demokratycznej stał się przestrzenią komercyjną i coraz śmielej prywatyzowaną. W Europie pionierem tego zjawiska była Thatcherowska Wielka Brytania. W Polsce proces zdarzył się w dwóch etapach. Pierwszym były zmiany właścicielskie w klubach piłkarskich na początku lat 90. Drugim wejście do gry stacji telewizyjnych i modernizacja stadionów przy okazji Euro 2012.

Z konfliktami społecznymi jest tak, że zwycięzca zazwyczaj zaciera ślady przemocy, której swoją wygraną zawdzięcza. Służy temu racjonalizacja odbytego starcia. Zwycięzcom nie wystarcza, że wygrali, bo byli mocniejsi. To za mało. Zwycięzca musi mieć jeszcze moralną legitymację sukcesu. Dopiero na tym może budować dalsze konstrukcje. W praktyce oznacza to, niestety, że przegranego trzeba jeszcze… pognębić. Odmówić słuszności roszczenia. Albo jeszcze lepiej: pogrzebać mu w szafach i znaleźć tam cuchnące trupy. A przez to pokazać, że jego walka była od początku niesłuszna. Mechanizm kozła ofiarnego działa w takich wypadkach niezawodnie. Pozwala bowiem usankcjonować wynik batalii. Przegrali, przegrać musieli. Akurat w przypadku świata piłkarskiego służyło temu pompowanie tezy o stadionowym chuligaństwie i zblatowania „kibolstwa” ze światem przestępczym. Gdyby kibol nie istniał, należałoby go wymyślić. Tak samo, jak we wcześniejszej fazie polskiej transformacji potrzebna była zwycięzcom odczłowieczająca przegranego figura roszczeniowego „homo sovieticusa”. Tego, co przegrał, bo widocznie sam był sobie winien. Ostatnio próbowano tego samego z konstruktem „zapijaczonego beneficjenta 500 plus”. Już na szczęście z gorszym skutkiem.


WOŚ SIĘ JEŻY - autorska rubryka Rafała Wosia co czwartek w serwisie "TP"


W odpowiedzi na takie tezy zeszła lawina irytacji. Posypały się antykibolskie memy (każdy zbudowany na obowiązkowej sprzeczności między mało sympatycznymi mężczyznami w kominiarkach a naiwnie brzmiącymi na tym tle wezwaniami autora do dostrzeżenia w nich bliźniego). Przypomniano mi też wszystkie historie kibicowskiej przemocy z ostatnich lat czy nawet miesięcy. Od zadźgania kibica po meczu Polska-Anglia w 1993 r. w Chorzowie (akurat tak się składa, że byłem na tamtym meczu), po składane w tym roku złowrogie zapowiedzi ataków maczetami ze strony kibiców Wisły.

Aby zrozumieć, o co chodzi, posłużę się jaskrawym zestawieniem. Weźmy dwie tezy. Obie równie ogólnikowe i grubo ciosane. Ale politycznie niezwykle nośne. Jedna brzmi „kibol to zło”. I ilustrujemy ją powyżej przytoczonymi przykładami. Druga głosi, że „zło to migrant”. Tym razem przykłady czerpiemy z niechętnych migracji mediów prawicowych.

Co widzimy? Zarówno w jednym, jak i w drugim przypadku zwolennik obu tez znajdzie prawdziwe przypadki potwierdzające jego przekonanie. Żadna z tych historii z osobna nie będzie pewnie stuprocentowym fake newsem. Bo faktem jest, że w Polsce stadionowi ultrasi faktycznie bywają skoligaceni ze światem przestępczym. Tak samo trudno sfalsyfikować stwierdzenie, że w krajach zachodnich przestępczość wśród osób z migranckim pochodzeniem bywa wyższa niż średnia. Oczywiście i jedno, i drugie zjawisko można próbować tłumaczyć, zagłębiając się w jego przyczyny. Analizować procesy stygmatyzacji, wykluczenia i braku perspektyw. Zachęcam do tego. I ubolewam, że w przypadku obu tez („zły kibol” vs „zły migrant”) kończy się na czymś dokładnie przeciwnym. W obu przypadkach na podstawie cząstkowych historii zaczyna być pleciona szersza narracja. Rozpoczyna się nagonka na kozła ofiarnego. Widząc to, dzwonki alarmowe u ludzi suwerennie myślących powinny zacząć brzęczeć. I w jednym, i w drugim przypadku.

Nie mam wpływu na to, jak czytany będzie ten tekst. Mogę jedynie powiedzieć, jak chciałbym, aby był czytany. Nie piszę tego, by prowokować dla bezsensownego prowokowania. Albo relatywizować cokolwiek. Wydaje mi się raczej, że świat, w którym każdy trochę mniej gorliwie będzie kopał po głowie swojego własnego kozła, będzie (być może) światem trochę lepszym. Tak, drodzy przyjaciele, o postępowej autoidentyfikacji. Was to też dotyczy! Skończcie, proszę, tę bezsensowną nagonkę na wyimaginowanego kibola. Nie chodzi o to, że sobie od razu padniecie w ramiona. Trochę mniej odczłowieczania (na początek) byłoby już jakimś postępem. Przyjrzyjmy się tym ludziom.

Czytaj także: Rafał Woś: Stadionowa walka klas

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz ekonomiczny, laureat m.in. Nagrody im. Dariusza Fikusa, Nagrody NBP im. Władysława Grabskiego i Grand Press Economy, wielokrotnie nominowany do innych nagród dziennikarskich, np. Grand Press, Nagrody im. Barbary Łopieńskiej, MediaTorów. Wydał… więcej