Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Niezależnie od tego, czy stało się tak przypadkowo, czy też był to zabieg celowy – mający wynieść IPN i CBA (tyleż sztucznie, co niesprawiedliwie) do rangi sztandarowych „instytucji państwa pisowskiego” oraz mający w efekcie „spozycjonować” Platformę w roli tej formacji opozycyjnej, która przebija wszystkie w formułowaniu możliwie najbardziej radykalnych postulatów – Grzegorz Schetyna ma szansę przejść do historii jako polityk, który postanowił zniszczyć akurat te dwie instytucje państwa polskiego, jakie stały się już od jakiegoś czasu wzorem dla naszych sąsiadów w Europie Środkowej i Wschodniej. I można by to uznać za pewien paradoks – dzieje się tak w chwili, gdy opozycja, także Platforma, tak chętnie sięga po wsparcie zewnętrzne w Europie w walce z rządem PiS, gdy tak chętnie używa się argumentu, że „zagranica się z nas śmieje”.
Fakty są bowiem takie, że to właśnie IPN i CBA stały się – jako model strukturalny (działań „wobec przeszłości” w przypadku IPN oraz działań antykorupcyjnych w przypadku CBA) – naszym „towarem eksportowym” w regionie.
Najpierw CBA: to właśnie na nim wzorują się ludzie, którzy na Ukrainie usiłują walczyć z korupcją, z tą jedną z największych plag niszczących od wewnątrz państwo ukraińskie – i wiadomo to z rozmów z samymi Ukraińcami, którzy swoją walkę prowadzą zresztą w zdecydowanie bardziej skrajnych warunkach i podejmując większe ryzyko. Wzorowane (także, bo nie tylko) na CBA, ukraińskie Narodowe Biuro Antykorupcyjne (NABU) działa od kilku miesięcy – i już, jak pisał niedawno w „Tygodniku” Wojciech Konończuk (nr 36) okazało się „śmiertelnym zagrożeniem dla części elit rządzących”, które, skorumpowane, „są większym nawet zagrożeniem dla przyszłości państwa ukraińskiego niż Rosja”.
Gdy zaś idzie o IPN, oddajmy głos Łukaszowi Kamińskiemu, poprzedniemu prezesowi Instytutu. W ubiegłym roku, w obszernym wywiadzie poświęconym bilansowi 15 lat istnienia IPN (nr 24/2015), mówił on, że z roku na rok rośnie „liczba próśb z różnych miejsc świata o możliwość zapoznania się z naszym [tj. IPN-u – red.] doświadczeniem”. Do Polski, do IPN-u, przyjeżdżały w tej sprawie delegacje nawet z Tunezji, gdy obalono tam dyktaturę, aby poznawać polski model zmierzenia się z totalitarną przeszłością. Kamiński mówił wtedy: „Proszę zwrócić uwagę: jeszcze 10 lat temu o IPN-ie mówiono »polski Urząd Gaucka«. Dziś to raczej nazwa naszego Instytutu jest w Europie Środkowej i Wschodniej symbolem instytucji rozliczającej trudną przeszłość”.
Choć więc można długo by wyliczać zasługi IPN-u – zainteresowanych odsyłam do tamtej rozmowy sprzed roku, dostępnej na stronie internetowej „Tygodnika”, a także, gdy idzie o Instytut pod nowym kierownictwem i jego plany, do rozmowy z Jarosławem Szarkiem w poprzednim numerze „Tygodnika” (nr 40) – to w tym miejscu zwróćmy uwagę tylko na ten jeden szczególny kontekst, który najwyraźniej umyka w naszym polsko-polskim sporze.
Mówiąc inaczej: na ołtarzu walki z PiS Grzegorz Schetyna postanowił złożyć w postaci swojej „ofiary” dwie instytucje publiczne, których znaczenie najwyraźniej bardziej jest doceniane za granicą niż w kraju (przynajmniej gdy idzie o polityków opozycji).
Odwracając ostrze języka, za pomocą którego przynajmniej część opozycji walczy dziś z rządem, można by powiedzieć – jakże to prowincjonalne i zaściankowe...