W moich żyłach płynie lexapro

Bez nich nie położą się spać. Przynoszą im ulgę i pozwalają przetrwać kolejny dzień. Antydepresanty ratują życie, ale – nadużywane – potrafią z niego uczynić piekło. Miliony Amerykanów biorą je latami.
z Kalifornii

08.04.2019

Czyta się kilka minut

STEVE WERNER: Myślałem, że to tylko doraźne leczenie. LAURA DELANO: Jesteśmy nauczeni, że pigułka jest lepsza niż zmierzenie się z własnym bólem. / STEPHEN NARENS / ARCHIWUM PRYWATNE // ARCHIWUM PRYWATNE
STEVE WERNER: Myślałem, że to tylko doraźne leczenie. LAURA DELANO: Jesteśmy nauczeni, że pigułka jest lepsza niż zmierzenie się z własnym bólem. / STEPHEN NARENS / ARCHIWUM PRYWATNE // ARCHIWUM PRYWATNE

Idę rano pod prysznic. Mam do wyboru: odkręcić kurek z ciepłą lub zimną wodą. Przez dłuższą chwilę patrzę na czerwony i niebieski kolor. Mój mózg próbuje połączyć fakty. Najpierw odkręcam czerwony kurek, gorąca woda parzy stopy. Potem szybko odkręcam niebieski. Takich wyzwań mam w ciągu dnia więcej. Nawet najdrobniejsza decyzja może zająć mi kilka minut. Nazywam się Sheila i mam 36 lat. Znów chciałabym być sobą.

15 lat temu

Sheila, absolwentka psychologii na Que­ens College w Nowym Jorku, dostaje pierwszą pracę. W szkole specjalnej ma prowadzić zajęcia z dziećmi z autyzmem.

Jest wrażliwa. Gdy widzi, że dziecko płacze, chce je od razu przytulić i pocieszyć. Szybko dowiaduje się jednak, że to nieprofesjonalne i wbrew zasadom szkoły.

Po powrocie do domu Sheila często płacze. Mówi, że dzieci tresowane są w szkole jak psy. Coraz częściej czuje niepokój i ma problemy ze wstaniem z łóżka.

Gdy po kilku miesiącach przestaje chodzić do pracy, rodzice wysyłają ją do psychiatry. Po 15 minutach rozmowy lekarz stwierdza, że Sheila nie ma na co narzekać w życiu i cierpi na poważne zaburzenie depresyjne. Przepisuje jej 20 mg antydepresantu lexapro. Gdy dziewczyna patrzy z wątpliwością na receptę, psychiatra mówi: „Gdyby bolała cię głowa, nie wzięłabyś tabletki?”.

– Od początku czułam, że nie powinnam brać psychotropów – wspomina Sheila. – Ale byłam tak zdesperowana, że chciałam natychmiastowej pomocy. Miałam tylko 21 lat, co mogłam wiedzieć o życiu? Byłam w toksycznym związku, miałam oparcie tylko w rodzicach. Pamiętam moment, gdy szłam do apteki zrealizować receptę. Przez całą drogę płakałam. Było mi wstyd, że potrzebuję leków, aby mój mózg funkcjonował. Dzięki tabletkom zaczęłam jednak chodzić do znienawidzonej pracy, miałam więcej energii.

Gdy po roku zdecydowała się odstawić leczenie, lekarz kazał jej zmniejszyć dwukrotnie dawkę. Sheila: – Zaczęłam mieć mdłości, czułam, jakby w moim mózgu coś przeskakiwało. Pojawił się niepokój, stany depresyjne i ciągłe wahania nastrojów. Nikt mi wtedy nie powiedział, że to normalne objawy po odstawieniu antydepresantów. Myślałam, że znów coś jest ze mną nie tak. Bałam się, że zawalę w pracy.

Sheila mówi, że od tego momentu jej życie dzieliło się na dwa etapy: albo próbowała odstawić psychotropy, albo do nich wracała: – Gdy brałam lexapro, czułam się jak na haju. Po dniu pracy szłam jeszcze na kilka drinków do baru. A potem wstawałam o piątej rano, szłam na jogging i zaczynałam nowy dzień. Przez mieszankę psychotropów i alkoholu robiłam rzeczy, których się teraz wstydzę. Zmieniałam facetów jak rękawiczki. Byłam w związku, a w barze flirtowałam z innymi.

Sheila: – Nie chcę robić z siebie ofiary, ale gdy twój mózg jest zatruty lekiem, nie jesteś już sobą. Wszyscy wokół mówili, że coś jest ze mną nie tak, a ja i tak zaprzeczałam. Przecież było mi dobrze. Nie odczuwałam smutku, wciąż byłam jak na pełnym gazie. Nie mogłam płakać nawet wtedy, gdy umarła mi babcia. Byłyśmy bardzo blisko, a ja nie potrafiłam jej godnie pożegnać.

Odwyk po raz pierwszy

Euforia skończyła się po 11 latach. Lexapro przestało działać i Sheila zaczęła cierpieć na stany depresyjne. Psychiatra stwierdził, że ma zaburzenie afektywne dwubiegunowe i przepisał jej abilify. Wytrzymała dwa tygodnie: nie odczuwała żadnych emocji, przytyła pięć kilo. Tęskniła za dawnym pobudzeniem i wynalazła sobie coś lepszego. Koleżanka poleciła jej wellbutrin, dawał porządnego kopa. Na jej prośbę lekarz przepisał jej 300 mg.

Sheila: – Znów patrzyłam na życie przez różowe okulary. Ale po roku czułam się coraz gorzej. Choć ćwiczyłam jak szalona, nie mogłam schudnąć.

Gdy wyszła za mąż, poczuła, że musi coś zmienić. Wspomina: – Planowaliśmy dzieci i bałam się, że skończę jak koleżanka. Gdy dowiedziała się, że jest w ciąży, musiała odstawić psychotropy. Zaczęła mieć myśli samobójcze, próbowała rzucić się z balkonu. Mąż zamykał ją potem na klucz, przez całą ciążę była pod ścisłą kontrolą, do psychotropów wróciła dopiero po urodzeniu dziecka.


Czytaj także: Mariusz Sepioło: Módl się i bierz tabletki


Sheila rzuca leki już od trzech lat. – Najłatwiej poszło mi z wellbutrinem, bo ten biorę najkrócej. Największe wyzwanie to lexapro. Od sierpnia 2017 r. stopniowo zmniejszam dawkę. Na ten czas musiałam zrezygnować z etatu. Jestem pod ciągłą opieką lekarza. Mam wiele objawów odstawienia: czuję się depresyjnie, mam problemy z pamięcią i koncentracją. Cierpię na bezsenność, straciłam połowę włosów. Choć nie jest łatwo, cieszę się, że w końcu zaczynam mieć naturalne reakcje.

Gdy niedawno umarła jej ciotka, Sheila płakała na jej pogrzebie. – Coraz bardziej czuję się sobą – mówi dziś. – Dużo medytuję, chodzę na akupunkturę i jem według ściśle ustalonej diety. W moich żyłach płynie już tylko 1,5 mg lexapro.

O tym, że odstawia leki, powiedziała tylko najbliższym przyjaciołom: – Reszta mnie nie zrozumie, bo też od lat biorą antydepresanty. W Nowym Jorku panuje zbyt duża presja. Każdy musi odnosić sukces, nie ma czasu na gorsze chwile.

Lady Gaga na prozacu

Cały świat słyszał o prozacu: „pigułka szczęścia”, która zwiększa poziom serotoniny w mózgu, została wprowadzona na rynek w 1988 r. Od tego czasu antydepresanty przestały być dla Amerykanów tematem tabu, a w niektórych kręgach stały się wręcz modne.

Dziś, ponad 30 lat później, w amerykańskiej telewizji roi się od reklam leków anty­depresyjnych. Wśród których, prócz prozacu, najbardziej popularne są lexapro, wellbutrin, paxil i zoloft. O leczeniu antydepresantami mówią otwarcie dziennikarze, pisarze i gwiazdy, jak Lady Gaga czy Jim Carrey. Szacuje się, że „pigułkę szczęścia” (pod taką czy inną marką) bierze już prawie 13 proc. Amerykanów powyżej 12. roku życia. To 65-procentowy wzrost w ciągu ponad 15 lat.

W USA to problem społeczny i systemowy. Choć nie podważa się skuteczności działania leków psychotropowych, naukowcy wciąż dyskutują o granicach medykalizacji psychiatrii.

Antydepresanty są trzecią – obok leków przeciwzapalnych i obniżających poziom cholesterolu – najczęściej przepisywaną grupą leków w USA. Szczególnie alarmujące jest długotrwałe ich przyjmowanie. Z danych amerykańskiego Narodowego Centrum Statystyk Zdrowotnych wynika, że aż 68 proc. osób stosujących psychotropy bierze je od co najmniej dwóch lat. Jedna czwarta deklaruje zaś, że kontynuuje leczenie od co najmniej 10 lat.

– „Pigułka szczęścia” to w Stanach fenomen kulturowy – mówi Laura Delano, założycielka internetowej grupy wsparcia Withdrawal Project, który skupia osoby planujące w bezpieczny sposób odstawić antydepresanty. – Wielu ludzi decyduje się na psychotropy, bo chce natychmiastowej ulgi. Jesteśmy nauczeni, że pigułka jest lepsza niż zmierzenie się z własnym bólem.

– Szacuje się, że ok. 70 proc. recept na antydepresanty wypisywanych jest przez lekarzy pierwszego kontaktu – mówi Delano. – Pacjent przychodzi na rutynową wizytę kontrolną i odpowiada na kwestionariusz dotyczący samopoczucia psychicznego. Jeśli odpowie, że miewa stany depresyjne lub jest wciąż zestresowany, lekarz może zapytać, czy wypisać receptę na antydepresant. Takie rozwiązanie jest tańsze niż skierowanie na psychoterapię; ubezpieczenie medyczne pokrywa tylko kilkanaście sesji roczne.

– Lekarze rzadko mówią pacjentom, ile potrwa leczenie albo z jakimi skutkami ubocznymi może się ono wiązać – uważa Laura Delano, która jest jedną z liderek toczącej się w Stanach dyskusji na temat anty­depresantów i alternatywnych metod leczenia depresji.

Odwyk po raz drugi

Laura Delano zna się na psychotropach. Zaczęła je brać, gdy miała 14 lat. Była zbuntowaną nastolatką z bogatej dzielnicy w Greenwich, w stanie Connecticut. Jako uczennica prywatnej szkoły dla dziewcząt kwestionowała to, że w jej środowisku liczyła się głównie pozycja społeczna i osiągnięcia. Narastał w niej gniew, zaczęła się ciąć.

Zdesperowani rodzice zabrali ją do psychologa, potem do psychiatry. Ten drugi orzekł, że jej złość jest objawem manii, a smutek objawem depresji. Zdiagnozował zaburzenie afektywne dwubiegunowe i przepisał prozac. Z biegiem lat Laura uzbierała recepty na cztery inne psychotropy. Usłyszała też kolejne diagnozy: zaburzenie odżywiania, epizod depresyjny i pograniczne zaburzenie osobowości.

– Na początku nie chciałam brać tabletek – wspomina. – Chowałam je przed rodzicami, wymiotowałam. Po stałe leczenie sięgnęłam dopiero na studiach. Byłam na pierwszym roku na Harvardzie, czułam się zagubiona. Dużo piłam, brałam narkotyki. Kiedyś weszłam na dach pięciopiętrowego budynku na kampusie. Często przypalałam się papierosami. Zaczęłam się bać samej siebie. W końcu poszłam do psychiatry.

Przepisał antydepresanty, a Laura poczuła ulgę: – Jednak im dłużej brałam leki, tym częściej myślałam o śmierci. Leki zniszczyły mi metabolizm, nie miałam orgazmów. Byłam jak emocjonalny głaz. Nie mogłam się wysłowić. Pojawiły się problemy z czytaniem i koncentracją. Wierzyłam, że jestem tak chora, że nie dotrwam do trzydziestki. Gdy miałam 25 lat, próbowałam się zabić. Przedawkowałam antydepresanty i popiłam je butelką wina.

– Jestem pewna, że gdyby moi rodzice nie zaprowadzili mnie kiedyś do psychiatry, moje życie potoczyłoby się inaczej – mówi Laura. – Ale niczego nie żałuję. Od ośmiu lat nie biorę leków. Udało mi się tylko dzięki wsparciu rodziny. Nie twierdzę, że każdy może funkcjonować bez psychotropów. Jednak pora skończyć z myśleniem, że pigułka jest dobra na wszystko. Jak już raz wejdziesz w ten system, trudno się z niego wyrwać.

Bezsenność biznesmena

Steve Werner, 60-latek z Northbrook w stanie Illinois, wiódł życie idealne. Przez 20 lat pracował jako przedsiębiorca w Izbie Handlu w Chicago. W 2001 r. odszedł z branży i założył z bratem firmę pożyczkową. Udzielali kredytu inwestorom, którzy kupowali stare domy, robili remont i sprzedawali je z zyskiem. Biznes się rozwijał, Steve zatrudniał 40 osób.

A potem nastał rok 2008, przyszedł kryzys finansowy i wszystko zniszczył. – To była powolna agonia – wspomina Steve. – Walczyliśmy o przetrwanie przez półtora roku. Razem z bratem przestaliśmy wypłacać sobie pensje, musieliśmy zredukować personel. Przytłaczała mnie odpowiedzialność za pracowników i ich rodziny. Nie mogłem spać nawet pięć, sześć nocy z rzędu. Zacząłem mieć myśli samobójcze.

Poszedł do lekarza. Ten zalecił terapię i przepisał klonopin. Steve: – Gdy po kilku tygodniach nie odczuwałem ulgi, lekarz dorzucił lexapro. Gdy i to nie zadziałało, zalecił jeszcze dwa inne leki. Każdy w wysokiej dawce. Ufałem lekarzowi, myślałem, że to tylko doraźne leczenie. Mijały jednak lata, a dalej brałem psychotropy. Zdążyłem założyć nową firmę, wszystko zaczęło się układać. Nawet nie przyszło mi do głowy, żeby odstawić leki.

– Codziennie czekałem tylko na jeden moment – wspomina. – Wyobrażałem sobie, jak wchodzę po schodach do sypialni. Na stoliku obok łóżka czekały buteleczki z kolorowymi proszkami. Bardzo je wtedy kochałem. Wystarczyło wziąć cztery tabletki i odpływałem na dobre. Nie reagowałem nawet, gdy dzieci przychodziły przytulić się na dobranoc.

Przez sześć lat brania antydepresantów Steve walczył z nadwagą. – Często wstawałem wcześnie rano, kładłem się na kanapie w salonie i płakałem. Kiedyś poszedłem z żoną na wesele kuzyna. Ktoś z rodziny wzniósł toast i powiedział, że każdy powinien brać ze mnie przykład. Mam pieniądze, kochającą żonę, wspaniałe dzieci, duży dom. Pomyślałem wtedy: „Gdyby tylko wiedzieli...”.

Odwyk po raz trzeci

Z uzależnienia od antydepresantów wyciągnął go znajomy lekarz. Pierwszy kryzys Steve miał już drugiej nocy po odstawieniu leków. Trząsł się jak narkoman, miał mdłości, płakał. Zdesperowany napisał do lekarza, że nie da rady i potrzebuje tabletek. W odpowiedzi dostał esemesa: „Załóż dres i idź pobiegać”. Pomyślał, że to szaleństwo. Była druga w nocy, luty, za oknem mróz. Ale pobiegł.

Od tej pory Steve wykonywał wszystkie polecenia znajomego lekarza. Przez 10 miesięcy odwyku nie opuścił ani jednego dnia w pracy: – Codziennie wstawałem o 3.30 rano i jechałem do całodobowej siłowni. W trakcie godzinnego treningu słuchałem nagrań o duchowości na YouTubie. Po wszystkim zatrzymywałem się w Dunkin’ Donuts na kawę i wracałem do domu. Rozmawiałem z żoną, jadłem śniadanie i o siódmej jechałem do firmy.

Wspomina: – Choć męczyły mnie ciągłe mdłości i zawroty głowy, udawałem, że czuję się świetnie. Żaden ze współpracowników nie wiedział o tym, że biorę antydepresanty, a co dopiero, że je rzucam. Siedziałem na spotkaniu ze wspólnikami, uśmiechałem się szeroko i walczyłem ze sobą, żeby nie zwymiotować. Zdarzało się, że już w południe myślałem, że nie dotrwam do końca dnia. Kładłem się na podłodze w swoim biurze i pisałem esemesa do lekarza z prośbą o pomoc. On odpisywał, żebym zrobił 50 pompek, poszedł na spacer do parku lub prostu się pomodlił. Taki kryzys przychodził kilka razy dziennie.

Steve: – Najgorsze, że często jeździłem w teren. Moja firma zajmuje się systemami zabezpieczeń dla opuszczonych domów. Musiałem docierać do najbardziej niebezpiecznych dzielnic Chicago.

– Bliscy mówią mi, że w trakcie odwyku byłem bardzo skupiony. Pamiętam to jak przez mgłę – opowiada Steve, który w wolnym czasie rozkręca teraz firmę coachingową Hour of Champions.

Chce pomagać ludziom, którzy tak jak on zmagają się z depresją.

Mówi, że kiedyś wierzył w „pigułkę szczęścia”. I że teraz najlepszym lekiem jest dla niego wysiłek fizyczny i modlitwa. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce amerykańskiej, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”. W latach 2018-2020 była korespondentką w USA, skąd m.in. relacjonowała wybory prezydenckie. Publikowała w magazynie „Press”, Weekend Gazeta.pl, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2019