Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Charakteryzując muzykę Mozarta, Delacroix napisał: "łączy ona odrobinę cudownego smutku z pogodą i wytwornością umysłu, który ma szczęście dostrzegać także rzeczy przyjemne". Możemy te słowa odnieść do płyty Pletniewa. Od pierwszych taktów nagranie zachwyca urodą brzmienia. Delikatność, cieniowanie, łagodzenie i zacieranie konturu przypomina technikę lawowania stosowaną w malarstwie akwarelowym. Pianista świadomie stosuje ograniczenie skali dynamicznej, pozostając najczęściej w kręgu wielostopniowego piano. Jeśli następują kulminacje, nigdy nie są gwałtowne i zatrzymują się na granicy tego, co uznajemy za głośne. Próbując wyrwać się z narzuconych ram czasu, artysta przyspiesza i zatrzymuje narracje. Kieruje się przy tym nieprzewidywalną logiką dziecka: nagłe zwroty, zagapienia, a za chwilę równie nagły i radosny pęd przed siebie. Powoduje to spore wahania tempa, rozbijające symetrię i ścisłe reguły porządku klasycznej formy: wolne części, a nawet niektóre allegra sonatowe przybierają cechy swobodnej fantazji. Kaprys narcystycznej natury i dezynwoltura? Niezupełnie. Gdzieś być może gubi się prostota Mozartowskiego stylu pojętego tradycyjnie, ale nie jego przejrzystość i wdzięk. Wszystko jest
oparte i zakotwiczone w znakomitej pianistycznej technice, która dyscyplinuje grę, a której prawie się nie zauważa. Pletniew bardziej unosi się nad klawiaturą niż przy niej zasiada, bawiąc się fortepianem z kocią zręcznością. Ma umiejętność podkreślania najdrobniejszych motywów, punktowo doświetlając detale kompozycji. Wysmakowana, pełna humoru artykulacja krótkich nut, zwiewność przemykających gam nadaje szybkim częściom lekkości i powabu. Zewsząd tryskają delikatne, radosne fajerwerki. Intymna, trochę kapryśna wirtuozeria spojona jest subiektywnym, ale naturalnym oddechem. Nadrzędnie traktowana śpiewność i wokalne układanie fraz nawiązuje wprost do operowej twórczości Mozarta. Łatwo wyobrazić sobie miłosny dialog, może kłótnię dwojga kochanków w Allegro z sonaty F-dur lub słowa pod nutami Andante-cantabile z sonaty C-dur, gdzie czułe i melancholijne legata rozpoznają kiełkującą już podskórnie Schubertowską pieśń. Czyż to nie Mozart właśnie był kompozytorem najwcześniej wyczuwającym romantyczną muzykę w jej szlachetnym wymiarze?