Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Rozpoznała znajome rysy Nauczyciela w kimś, kogo wcześniej uznała za ogrodnika, dopiero wtedy, gdy Jezus przemówił do niej po imieniu. Wystarczyło jedno słowo określające jej imię, aby zawirował cały świat i by zapłakane oczy rozpoznały znajome rysy Mistrza. Przestała wtedy być anonimową istotą z tłumu miażdżonego przez ból i odnalazła swą prawdziwą tożsamość ukształtowaną w szkole cierpienia. Głęboki wymiar zdarzeń ujawnił swą realność, kiedy spojrzenie i słowo Jezusa okazało się ważniejsze od ludzkich łez.
Nierzadko czujemy się w życiu bezradni i samotni, mimo że towarzyszy nam pełne miłości spojrzenie Jezusa. Skłonni jesteśmy tłumaczyć dramat życia za pomocą zdroworozsądkowych skojarzeń wówczas, gdy Bóg zaskakuje naszą wyobraźnię wielkością swych darów. Potrzeba nam więc subtelnego zasłuchania, by w Bożej perspektywie usłyszeć własne imię wśród gwaru niepokojących newsów i w zgiełku targowiska.
Znamienne jest, że Zmartwychwstały Chrystus nie opowiada Marii Magdalenie o swym triumfie. Nie tłumaczy jej teologicznych subtelności wielkanocnego poranka, nie przynosi łatwych pocieszeń; nazywa po imieniu i posyła do braci. Ona zaś nie oczekuje niczego więcej. Wystarcza jej, że usłyszała własne imię wypowiedziane przez ukochaną osobę.
Wśród naszych życiowych rozterek i niepewności towarzyszy nam to samo spojrzenie Chrystusa, które pozwoliło Marii odzyskać zagubioną radość. Do każdego z nas kieruje On identyczne przesłanie nadziei i posłania do braci. Trzeba wsłuchać się, nie zważając na łzy, by usłyszeć własne imię.