Uproszczenie dostępu do broni palnej nie jest groźnym pomysłem

Na niektórych strzelnicach w dużych miastach trzeba się wpisać na listę oczekujących. W Krakowie w kilku obiektach pierwsze wolne terminy są w połowie maja.

15.04.2022

Czyta się kilka minut

Szkolenie posługiwania się bronią w prywatnej strzelnicy. Jaworzno, 24 marca 2022 r. / GRZEGORZ CELEJEWSKI / AGENCJA WYBORCZA.PL
Szkolenie posługiwania się bronią w prywatnej strzelnicy. Jaworzno, 24 marca 2022 r. / GRZEGORZ CELEJEWSKI / AGENCJA WYBORCZA.PL

Czterysta złotych – tyle przeciętnie trzeba dziś wydać na strzelnicy, by zapoznać się z bronią palną. Menu jest obszerne – każdy znajdzie coś dla siebie. Zaczynamy od pięciu strzałów ze sportowego pistoletu bocznego zapłonu, niezbyt głośnego i z delikatnym odrzutem. Potem karabinek sportowy na taką samą amunicję, a gdy opadną pierwsze emocje, można przejść do dania głównego, czyli broni na amunicję centralnego zapłonu, jakiej używa wojsko i policja.

Pięć strzałów z pompki, czyli strzelby typu shotgun. Potem, dla odpoczynku dla obitego przez kolbę ramienia, piątka z pistoletu 9 mm. Najczęściej z glocka. Czemu? Bo to najbardziej rozpoznawalny pistolet globu. Następnie AK-47, czyli kałasznikow, najlepiej w oryginalnym kalibrze 7,62x39 mm. Balistykę ma – jak mówią instruktorzy – fatalną, ale przy pierwszym strzelaniu chodzi o kontakt z bronią. Mało kto trafia w tarczę, nie mówiąc o jej środku. Wreszcie amerykański AR-15 w natowskim kalibrze 5,56, piekielnie hałaśliwym, ale celnym. Gdzieniegdzie w bonusie dadzą być może wystrzelić z rewolweru magnum lub kultowego amerykańskiego .45 ACP. I tyle. Jakieś 30-45 minut zabawy pod okiem instruktora i może setka amunicji do wykorzystania.

Chętnych jednak nie brakuje. Na niektórych strzelnicach w dużych miastach trzeba się wpisać na listę oczekujących. W Krakowie w kilku obiektach pierwsze wolne terminy są w połowie maja.

Wojna wszystko zmienia

Rosyjska agresja na Ukrainę obudziła nie tylko stare polskie strachy przed najazdem ze wschodu, terrorem i utratą niepodległości. Na polityczną agendę niespodziewanie wrócił temat uproszczenia dostępu do broni palnej, bliski zwłaszcza politykom Kukiz’15 oraz prawemu skrzydłu PiS. O konieczności liberalizacji ustawy o broni i amunicji z 2011 r. posłowie obu ugrupowań – dyskretnie wspierani przez lobby strzeleckie – napomykali niemal od początku pierwszej kadencji rządów PiS. Ale za każdym razem natrafiali na niechęć partyjnej góry, ewidentnie obawiającej się reakcji opinii publicznej.

Po 24 lutego sytuacja uległa gwałtownej zmianie, a dokładnie miesiąc po ataku Rosji na Ukrainę grupa posłów Kukiz’15 oraz Prawa i Sprawiedliwości złożyła w Sejmie projekt ustawy o broni i amunicji. Jego autorzy przekonują, że w nowych przepisach chodzi przede wszystkim o uproszczenie procedury przyznawania pozwoleń, ale nie kryją, że zależy im również na zwiększeniu sprzedaży broni, amunicji oraz akcesoriów strzeleckich. I to nawet o miliard złotych rocznie. Słowem – o dozbrojenie społeczeństwa.

Dostęp do broni palnej w Polsce nie jest prawem podmiotowym, takim jak np. słynna amerykańska druga poprawka. Warunkiem uzyskania pozwolenia jest po pierwsze niekaralność. Potem zaś zdrowie psychiczne oraz udokumentowana przyczyna wniosku, którą może być zarówno stałe i realne zagrożenie zdrowia lub życia, jak i członkostwo w kole łowieckim, klubie sportowym, stowarzyszeniu kolekcjonerskim albo w rekonstrukcyjnej grupie wojskowej. Ustawa o broni i amunicji wymienia łącznie osiem takich powodów.

Koniec sportu

Pomijając szereg technicznych drobnostek, autorzy nowelizacji proponują przede wszystkim zastąpienie dotychczasowych pozwoleń celowych – zezwoleniami na daną kategorię broni. W ten sposób do zakupu strzelby lub sportowej broni małokalibrowej bocznego zapłonu wystarczyłaby tzw. obywatelska karta broni przysługująca każdemu pełnoletniemu, niekaranemu i zdrowemu psychicznie obywatelowi, naturalnie po krótkim przeszkoleniu z zasad bezpieczeństwa. Po 5 latach każdy posiadacz karty nabywałby automatycznie uprawnienia do ubiegania się o pozwolenie na pozostałą broń palną dopuszczoną w Unii do obrotu cywilnego. Tych, którzy bez karty chcieliby od razu rozszerzonego pozwolenia na broń, czekałby państwowy egzamin z jej obsługi.

Czym poskutkowałyby takie zmiany? Z pewnością przerzedzeniem grona ponad 45 tys. „sportowców” zrzeszonych dziś w Polskim Związku Strzelectwa Sportowego – oficjalnie w celu szlachetnej rywalizacji na strzelnicach, a w rzeczywistości często jedynie po to, by zaliczyć osiem startów rocznie niezbędnych do przedłużenia licencji sportowej, co z kolei daje gwarancję, że policja nie przyczepi się do pozwolenia.


Piotr Jasiczak, instruktor samoobrony: W skrajnych sytuacjach zwykłych ludzi blokują konwenanse, których przestępca albo nigdy nie znał, albo dawno o nich zapomniał. Już to daje mu przewagę, której pistolet nie zniweluje.


 

Identyczny spadek zainteresowania spotkałby także stowarzyszenia kolekcjonerów broni palnej – bo właśnie pozwolenia do celów sportowych i kolekcjonerskich stały się w ostatnich latach najdogodniejszą drogą na skróty po własny pistolet czy karabin. Armia kolekcjonerów liczy dziś blisko 40 tys. osób – i w dużej części pokrywa się z listą członków PZSS (popularnym sposobem na powiększenie domowego arsenału jest posiadanie kilku pozwoleń jednocześnie). Olbrzymia większość polskich strzelców, zmuszanych przez ustawę do opłacania składek w stowarzyszeniach lub udawania sportowców na zawodach, przywita takie zmiany z radością. Ale czy dzięki nim wzrośnie także potencjał obronny Polski?

Liga obrony poglądów

Zdaniem autorów nowelizacji łatwiejszy dostęp do broni palnej oznacza po prostu więcej broni w polskich domach, to zaś ma pociągnąć za sobą także skokową poprawę bezpieczeństwa narodowego. Jesteśmy – jak przypominają posłowie – jednym z najbardziej rozbrojonych społeczeństw Europy. Istotnie, na 100 mieszkańców przypada dziś w Polsce ledwie 1,7 sztuki broni palnej, podczas gdy w Szwajcarii ta sama proporcja sięga 27.

Rzecz jasna nikt nie proponuje pospolitego ruszenia milionów cywilów uzbrojonych w poradzieckie kałachy jako odpowiedzi na wrogie czołgi i myśliwce. Chodzi raczej o zmianę społecznej percepcji broni palnej, która w Polsce faktycznie ociera się czasem o farsę. Kilkanaście miesięcy temu klienci restauracji fast food pod Warszawą wszczęli alarm i wezwali policję, ponieważ do środka weszli… uzbrojeni żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej, którzy również chcieli się posilić.

Samo uproszczenie procedury zakupu broni nie musi dawać gwarancji jej upowszechnienia. W latach 2018-2021 Polacy zwiększyli legalnie posiadany arsenał broni palnej z 505 tys. do 658 tys. sztuk, czyli o ponad 30 proc. W tym samym czasie liczba wydanych pozwoleń wzrosła o zaledwie 17 proc., bo z 215 do 252 tys. Słowem – obroty w sklepach z bronią nakręcali nie tyle nowi klienci, ile ci, którzy postanowili się dozbroić. Nie licząc ubiegłego roku, na którym ewidentnie zaciążyło już widmo wojny za naszą wschodnią granicą, dynamika przyrostu liczby strzelców w Polsce ulegała od kilku lat wyraźnemu wypłaszczeniu. Powoli pryska czar dostępu do zakazanego owocu. Trudno więc pozbyć się wrażenia, że tak naprawdę pod pretekstem zwiększenia potencjału obronnego Polski lobby strzeleckie – czyli właściciele strzelnic, sklepów tudzież szefowie rozmaitych klubów i stowarzyszeń – chroni się dziś przed więdnącym zainteresowaniem bronią palną.

Ulice spłyną krwią

Inna sprawa, że argumenty ich oponentów też mają niewiele wspólnego z faktami. Przeciwnicy uproszczenia dostępu do broni od lat straszą tym samym: krwawą jatką, w jaką rzekomo mają się zamienić polskie ulice. Tymczasem związek między dostępnością broni a poziomem przestępczości z pewnością istnieje, ale nie jest tak linearny, jak chcieliby radykalni przeciwnicy obecności pistoletów w polskich domach.

W najlepiej uzbrojonym państwie świata, jakim są dziś USA (ponad 120 sztuk broni w przeliczeniu na 100 mieszkańców), od kul ginie rocznie około 4,7-5 z każdych 100 tys. osób. W Hondurasie identycznie obliczony wskaźnik zabójstw z użyciem broni przekracza natomiast aż 66 – mimo że na każde sto osób przypada tu zaledwie 10 sztuk zarejestrowanej broni. W Nowej Zelandii, gdzie obywatele trzymają legalnie statystycznie prawie 30 razy więcej broni niż Polacy, strzelaniny zbierają czterokrotnie mniej krwawe żniwo niż nad Wisłą.


Czytaj także: W fascynacji bronią palną podobno chodzi o sport, nie o poczucie bezpieczeństwa. Podobno.


Przeciwnicy upraszczania dostępu do broni palnej podkreślają również, że liberalizacja przepisów niebezpiecznie powiększa pulę pistoletów, karabinów i strzelb, które bandyci mogą ukraść, aby następnie używać ich do innych niecnych celów. Brzmi logicznie. Ale czy tak rzeczywiście się dzieje?

Policja prowadzi tzw. rejestr broni utraconej, większość wpisów pochodzi jednak z lat 90. zeszłego wieku i dotyczy broni gazowej. Bardziej przydatne informacje znaleźć można w raporcie pokontrolnym NIK, która w 2015 r. zbadała policyjne rejestry broni. Wynika z niego, że od stycznia 2014 do czerwca 2015 r. zgłoszono w Polsce utratę sporej liczby, bo 3762 egzemplarzy zarejestrowanej broni palnej. Odzyskano 537. W tym samym czasie policja zabezpieczyła 1,6 tys. sztuk broni z nielegalnych źródeł – zapewne maleńki wycinek arsenału rodzimych bandytów. Sejfy polskich posiadaczy zarejestrowanej broni palnej raczej nie są podstawowym źródłem zaopatrzenia dla przestępców. Łatwiej jest kupić broń z przemytu.

Patrząc na wieloletnią dyskusję o dostępie do broni palnej w Polsce, można dojść do wniosku, że wciąż tkwi ona w punkcie wyjścia – i nic nie wskazuje na to, by miała nas gdzieś dalej zaprowadzić.©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Historyk starożytności, który od badań nad dziejami społeczno–gospodarczymi miast południa Italii przeszedł do studiów nad mechanizmami globalizacji. Interesuje się zwłaszcza relacjami ekonomicznymi tzw. Zachodu i Azji oraz wpływem globalizacji na życie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 17/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Kule się kłaniają