Ucieczka z zamku wampirów

Mark Fisher był pierwszym myślicielem z blogosfery. Zyskał status intelektualisty publicznego, ale poza strukturami akademii i uwagą tradycyjnych mediów.

17.08.2020

Czyta się kilka minut

Joy Division było dla Fishera zespołem wyznaczającym i wyrażającym kres powojennego optymizmu, koniec optymistycznej eksplozji popkultury lat 70. i 80. Koncert zespołu Joy Division w Rotterdamie. Styczeń 1980 r. / ROB VERHORST
Joy Division było dla Fishera zespołem wyznaczającym i wyrażającym kres powojennego optymizmu, koniec optymistycznej eksplozji popkultury lat 70. i 80. Koncert zespołu Joy Division w Rotterdamie. Styczeń 1980 r. / ROB VERHORST

Historii drugiej dekady XXI wieku nie będzie dało się napisać bez przynajmniej jednego rozdziału o nowej lewicy, ideowo znacznie wyrazistszej niż ta kojarząca się z nazwiskami premiera Tony’ego Blaira i kanclerza Gerharda Schrödera. Wśród autorów tej formacji kształtujących ideowy pejzaż epoki znajdziemy nazwiska od dawna obecne w Polsce: Slavoja Žižka, Naomi Klein czy Thomasa Piketty’ego. Należy też do nich zmarły trzy lata temu Brytyjczyk Mark Fisher, autor wydanego właśnie u nas „Realizmu kapitalistycznego”.

W tytule chodzi o naszą kulturową formację, która, nawet w najbardziej odważnej artystycznej wizji, nie jest w stanie wyobrazić sobie alternatywy dla neoliberalnego kapitalizmu. Fisher opisał też „zamek wampirów” – tak nazywał współczesną lewicę, pogrążoną w pułapkach polityki tożsamości i toksycznych wewnętrznych walkach. Bez jego „realiz­mu” i „zamku” nie można zrozumieć lewicowych dyskusji poprzedniej dekady.

I co najważniejsze: Fisher w dużej mierze ukształtował to, w jaki sposób młoda lewicowa inteligencja, zwłaszcza anglo­saska, czytała, tworzyła i rozumiała w ostatniej dekadzie kulturę. Potrafił w wyjątkowy sposób łączyć uważną lekturę powieści czy popularnej płyty z szerszą społeczną diagnozą. Interesowało go to, jak kultura splata się z polityką: jak pod wpływem zmian, które w jego ojczystej Wielkiej Brytanii symbolizowała Margaret Thatcher, kultura utraciła zdolność nie tylko do śnienia utopijnej przyszłości, ale także do tworzenia czegoś autentycznie nowego, co nie byłoby odtwarzaniem starych estetyk.

Teoria pisana autobiografią

Fisher wiele zawdzięcza pracom amerykańskiego literaturoznawcy Fredrica Jamesona, który już w latach 80. pisał o wyczerpywaniu się wielkich, ukierunkowanych na przyszłość modernistycznych projektów i o postmodernizmie – z jego estetyką pastiszu i nostalgii – jako o „kulturowej logice późnego kapitalizmu”. Różni ich jednak kilka istotnych kwestii.

Po pierwsze czas – Fisher tworzy w okresie, gdy opisywane przez Amerykanina procesy od dwóch dekad systematycznie zmieniały już społeczeństwo. Po drugie – dla Fishera punktem odniesienia nie są wielkie teksty wysokiego modernizmu, ale angielska popkultura, przede wszystkim ta z lat 70. i wczesnych 80. Uważał bowiem, że była ona nie tylko zdolna do formułowania – w muzyce, serialach telewizyjnych, kinie – najbardziej ambitnych marzeń o przyszłości i zmianie społecznej, ale także dokonała bezprecedensowej w historii „estetyzacji życia codziennego”.

Ta fascynacja nie łączy się przy tym u Fishera z kulturowym populizmem, wręcz przeciwnie. Kultura popularna zasługuje na to, by traktować ją z takim samym rygorem jak wysoką, by oddzielać to, co w niej faktycznie wartościowe i wielkie, od dzieł miernych i nieistotnych. Wielką siłą powojennej popkultury była zdolność do zaoferowania wybitnych dzieł szerokim rzeszom odbiorców. Najbardziej odstręczającą częścią współczesnego krajobrazu kulturowego jest dla Fishera to, że traktowanie widzów czy słuchaczy jako inteligentnych odbiorców, stawianie im wymagań, uznawane jest za wyraz pogardy dla prostego człowieka i elitaryzm. Traktowanie ich zaś jak ­głupków stało się dowodem kulturowego demokratyzmu.

Co najważniejsze, Fisher pisze samym sobą, każdy jego tekst jest pełną pasji intelektualną autobiografią. Dorastał w robotniczej rodzinie we wschodniej Anglii, geograficznie blisko stolicy, jej życia artystycznego i kulturalnego, ale społecznie bardzo od tego wszystkiego daleko. Podstawową szkołą dla Fishera była muzyka popularna i obsługująca ją prasa muzyczna, która w latach 80. w Wielkiej Brytanii przechodzi ostatni okres swojego rozkwitu. Takie pisma jak „New Musical Express”, ukazujące się w nakładzie kilkuset tysięcy egzemplarzy, nie tylko oferują poważną krytykę muzyki popularnej, ale pisząc o muzyce mówią jednocześnie o politycznych napięciach epoki, o najbardziej artystycznie innowacyjnych filmach, a nawet trendach w filozofii.

Lektura „NME” zaprowadza w końcu Fishera na studia doktoranckie w Cybernetic Culture Research Unit na Uniwersytecie Warwick – jednej z najbardziej nieortodoksyjnych przestrzeni akademickich w Wielkiej Brytanii lat 90. Badania koncentrowały się tu na takich kwestiach jak cyberfeminizm, społeczne i kulturowe konsekwencje nowych technologii, kultura rave, fantastyka naukowa, filozofia horroru, okultyzm. Przez ten badawczy kolektyw przewinęli się m.in. filozof Ray Brassier – jeden z twórców „realizmu spekulatywnego”, pisarz Hari Kunzru, artysta wizualny Jake Chapman czy muzyk Kode9. CCRU było miejscem spotkania praktyki artystycznej i naukowej, prace akademickie przybierały postać dzieł sztuki, artystycznych instalacji.

CCRU niekoniecznie było lewicowe. Kierujący instytucją Nick Land z podziwem patrzył na energie wyzwalane przez zglobalizowany kapitalizm. Z podziwem też pisał o jego anarchicznej sile, dokonującej radykalnego przyspieszenia historii i dekonstrukcji wszelkich zastanych struktur społecznych, form władzy, tożsamości. Land kończy ostatecznie na intelektualnej alter-prawicy, w ostatnich pracach fascynuje się możliwościami inżynierii genetycznej jako narzędzia eugeniki, pozwalającej udoskonalić ludzki gatunek, a być może nawet gronu wybranych przekroczyć jego ramy.

Fisher poszedł zupełnie inną drogą. Być może dlatego, że po doktoracie zaczyna do niego docierać, jakie spustoszenie w angielskiej sferze publicznej wywołał neoliberalizm. I że Wielka Brytania nie bardzo potrzebuje kogoś wykształconego tak jak on.

Wchodzi na akademicki rynek pracy o jakąś dekadę, jeśli nie o dwie za późno. Nie załapuje się na wielką powojenną ekspansję sfery publicznej, gdy tworzono nowe uczelnie, ośrodki badawcze, miejsca, gdzie można w sensownych warunkach bytowych uprawiać krytyczną refleksję nad kulturą. Samo CCRU zwija działalność w 2003 r., tworzący je zespół rozjeżdża się po świecie – Land ostatecznie znajduje pracę w Szanghaju, Brassier w Bejrucie. Fisher zostaje w Wielkiej Brytanii. Na długi czas wpada w wir prekarnego zatrudnienia w brytyjskich odpowiednikach naszych szkół policealnych.

Nie ma też dostępu do mediów, przy pomocy których mógłby się komunikować z szeroką publicznością. Sięga więc po internet. W 2003 r. zakłada blog ­„k-punk”. Gromadzi się wokół niego grupa wiernych, uważnych odbiorców, z niecierpliwością czekających na każdy nowy post. Fisher zostaje pierwszym intelektualistą blogosfery, kimś, kto zyskuje status znaczącego, nawet jeśli niszowego intelektualisty publicznego poza strukturami akademii i uwagą tradycyjnych mediów.

Depresja końca historii

W 2009 r. Fisher publikuje swoją pierwszą ważną książkę „Realizm kapitalistyczny. Czy nie ma alternatywy?”, która po 11 latach trafia do polskiego czytelnika. Książka sprzedała się w nakładzie kilkudziesięciu tysięcy egzemplarzy, zyskując status klasyka. Jej stawką jest opisanie tytułowego zjawiska, które Fisher definiuje jako „kulturową świadomość ery końca historii” – epoki, gdy niemal wszyscy uwierzyliśmy, że historia ostatecznie znalazła swój mniej lub bardziej szczęśliwy koniec w jakiejś kombinacji wolnego rynku, resztek państwa opiekuńczego, masowego społeczeństwa konsumpcyjnego i demokracji liberalnej.

Dla Fishera ten koniec jest depresyjny i to na wielu poziomach. Przede wszystkim dlatego, że nie mamy nawet możliwości znaczącego sprzeciwu. Fisher przywołuje dwa wydarzenia z lat 80., by pokazać, o co mu chodzi: strajk górników z lat 1983-84, skutecznie stłumiony przez rząd Margaret Thatcher, oraz pierwszy koncert Live Aid z 1985 r.

Klęska górników oznacza dla Fishera symboliczny koniec wielkiej, trwającej ponad stulecie „odysei proletariatu”, zejście zorganizowanej klasy pracującej ze sceny historii, a wraz z nią całościowych alternatyw dla porządku opartego wyłącznie na rachunku ekonomicznym. W tej nowej rzeczywistości wzór protestu wyznaczają takie wydarzenia jak Live Aid – dwa wielkie, charytatywne koncerty zorganizowane przez Boba Geldofa w 1985 r. na stadionie Wembley w Londynie i stadionie JFK w Filadelfii z udziałem czołowych gwiazd muzyki lat 80., grających dla liczącej 1,5 miliarda widzów telewizyjnej widowni na całym świecie, by zatrzymać klęskę głodu w Etiopii.

Dla Fishera Live Aid jest matrycą moralnego szantażu zastępującego politykę – zamiast rozmawiać o systemowych, strukturalnych przyczynach biedy, głodu i skrajnych nierówności, zanurzamy się w charytatywny spektakl, przekonujący, że wystarczy, by ludzie dobrej woli wpłacili raz na jakiś czas drobny datek na poprawienie sytuacji najbardziej potrzebujących, a wszystko będzie w porządku.

W sytuacji braku alternatywy dominującą formą myślenia o państwie i społeczeństwie staje się to, co Fisher nazywa „ontologią biznesu” – przekonanie, wedle którego „po prostu oczywiste jest to, że w społeczeństwie wszystko (...) powinno się prowadzić jak biznes”. Efektem jest uwiąd sfery publicznej – instytucji zdolnych dostarczać wysokiej jakości usług poza logiką zysku.

Produktem społeczeństwa kształtowanego przez wszystkie te siły jest dla Fishera osobowość zdefiniowana przez „depresyjną hedonię”. Stan uniemożliwiający zarówno znalezienie prawdziwej przyjemności i szczęścia, jak i robienie czegokolwiek innego poza kompulsywnym poszukiwaniem natychmiastowej przyjemności. Znaczące jest, przekonuje Fisher, że w ostatnich kilku dekadach mamy do czynienia z wysypem przypadków ADHD, dysleksji i depresji. To choroby cywilizacyjne ery końca, produkującej „depresyjnych hedonistów” – niezdolnych do skupienia, bezskutecznie poszukujących przyjemności, natychmiast popadających w apatię po ustaniu stymulującego bodźca.

Depresja jest czymś, co ciągle wraca w jego twórczości, teoria znów wypływa z autobiografii. Zmaga się z tą chorobą przez wiele lat. W końcu, w styczniu 2017 r., odbiera sobie życie – w momencie, gdy zyskuje stabilne zatrudnienie w akademii, a jego idee coraz mocniej przebijają się do głównego nurtu debaty publicznej.

Społecznościowe zameczki

„Realizm” pisany był w ostatnich latach rządów nowej Partii Pracy, która pod wodzą Tony’ego Blaira odebrała władzę torysom w 1997 r. New Labour jest dla Fishera czymś wręcz gorszym niż Żelazna Dama. To partia Blaira, akceptując zasadnicze ramy myślenia Thatcher o państwie i społeczeństwie, ostatecznie zamknęła brytyjską politykę pod hasłem „nie ma alternatywy”. Symbolem jej rządów jest dla Fishera Londyn przygotowujący się do igrzysk olimpijskich w 2012 r.: miasto przytłoczone przez bańkę pęczniejącą na rynku nieruchomości, skolonizowane przez korporacyjne przestrzenie i sieciowe kawiarnie, gdzie cała energia, kiedyś napędzająca artystyczną i polityczną aktywność, idzie w zarabianie pieniędzy, koniecznych do płacenia kosmicznych czynszów albo rat kredytu hipotecznego.

Po ponad dekadzie część diagnoz Fishera naturalnie się zdezaktualizowała, część wymaga uzupełnienia. „Realizm” nie przewiduje, że depresję końca historii może zastąpić coś jeszcze gorszego: erupcja radykalnie prawicowych populizmów. Być może nasze czasy bardziej niż „depresyjny hedonista” symbolizuje pełen gniewu, odrzucający teraźniejszość w imię zmitologizowanej przeszłości, tradycyjnej męskości czy fundamentalistycznej religii zwolennik Trumpa, brexitu lub polskich narodowców. Albo internetowy troll całymi dniami produkujący gigabajty nienawistnych treści w mediach społecznościowych.

Sam Fisher miał świadomość, jak toksycznym miejscem potrafi być polityczny internet – także po lewej stronie. W 2013 r. pisze budzące mocne kontrowersje „Wyjście z zamku wampirów”, esej diagnozujący stan lewicy, a ściślej rzecz ujmując – toksycznej kultury, jaką ta tworzy w mediach społecznościowych.

Zdaniem Fishera to społeczność, która oferuje swoim członkom niemal wyłącznie nieustanne poczucie winy. Za to, że nie jest się dość lewicowym, że nadużywa się męskiego lub białego przywileju, że nie dokłada się dość starań, by nie używać seksistowskiego lub wykluczającego osoby transpłciowe języka. Zamiast przestrzenią dyskusji, internet staje się sceną inkwizycyjnych praktyk, wskazywania winnych i unieważniania ich głosu.

Lewicowa polityka, coraz bardziej ograniczająca się do takich rytuałów, staje się jałowa i toksyczna. Zamiast budować szerokie sojusze na rzecz realnej zmiany społecznej, tworzy pogrążone w wewnętrznych walkach, zamknięte, utwierdzające się we własnej prawości grupki. ­Lewicowy uniwersalizm, jaki w przeszłości budował się wokół polityki opartej na kategorii klasy, zastąpiony został przez narcystyczny partykularyzm polityki tożsamości, okopanej na szańcach płciowych, seksualnych i innych partykularyzmów.

Te diagnozy Fishera brzmią jeszcze bardziej aktualnie dziś niż w 2013 r. Cała współczesna sfera publiczna rozpada się na zasklepione, zajęte inkwizycyjnymi rytuałami, niezdolne do komunikacji zamki i zameczki, z których wylatują żądne krwi nieprawomyślnych wampiry. Nie widać wyjścia do żadnej przyszłości, którą wspólnie moglibyśmy dzielić, żadnej perspektywy.

Potrzeba przyszłości

Można czasami się zastanawiać, czy zarzucający współczesnej kulturze uwięzienie w nostalgii Fisher sam nie ulega nostalgii za własną młodością. Bez wątpienia obecny w jego tekstach obraz brytyjskich lat 70. jest skrajnie wyidealizowany. Fisher odpowiedziałby na ten zarzut, że nie chodzi mu o wracanie do lat 70., ale o odzyskanie utopijnych możliwości, które wtedy się artykułowały: w muzyce, nowych ruchach społecznych, literaturze, akademii. Błędem lewicy z tamtego czasu było odwrócenie się od przyszłości, obrona tego, co jest. To torysom pod wodzą Thatcher udało się przekonać Brytyjczyków, że są partią przyszłości, obietnicą rewolucyjnej zmiany.

Przy całym zafiksowaniu na mitycznej przeszłości dzisiejsi populiści także wydają się być siłą idącą z wiatrem historii – wobec ich pochodu demokraci, liberałowie, lewica wyglądają często jak reaktywne, uczepione przeszłości formacje. Tymczasem polityka, a być może człowiek jako istota społeczna, potrzebuje przyszłości jako obietnicy otwarcia na coś innego – niezależnie jak wiele w „Realizmie kapitalistycznym” zestarzało się od publikacji książki, ta jej diagnoza wydaje się dziś szczególnie na czasie. ©

Mark Fisher REALIZM KAPITALISTYCZNY. CZY NIE MA ALTERNATYWY?, przeł. Andrzej Karalus, Książka i Prasa 2020

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 34/2020