Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Społeczeństwa różnych krajów i różne wewnątrz nich grupy są w różnym stopniu podatne na demagogię socjalną i ekonomiczną. Niedawno austriacki minister stanowczo zapewnił rodaków, że nie ma mowy o wpuszczeniu do ich kraju siły roboczej z nowych krajów członkowskich Unii Europejskiej. On wie, czego oczekują współziomkowie, okazujący to tak liczną akceptacją ksenofobicznych poglądów Jörga Haidera, czołowego populisty współczesnej Europy. Tymczasem niewiele wcześniej rząd brytyjski opublikował raport podsumowujący pierwszy rok po rozszerzeniu UE, w którym stwierdzono, że pracownicy przybyli na Wyspy z nowych krajów członkowskich wypracowali pół miliarda funtów dla brytyjskiego produktu narodowego. Taki sposób ujęcia i podsumowania obecności cudzoziemskich robotników na własnym rynku pracy jest nie do pomyślenia nie tylko w Austrii, ale także we Francji, Niemczech i wielu innych krajach “starej" Unii, gdzie liczbę zatrudnionych przybyszów ujmuje się w rubrykach podsumowujących, ile miejsc pracy odebrali tubylcom. Według Brytyjczyków cudzoziemski robotnik wypracowuje dodatkowy dochód, według Francuzów, Niemców i Austriaków zabiera im miejsca pracy.
W tejże Wielkiej Brytanii, od czasu gospodarczych sukcesów Margaret Thatcher, lewicowa Labour Party uzyskała opinię niewybieralnej, a to z powodu swojej socjalnej demagogii. Dopiero po zarzuceniu tej ostatniej przez Tony’ego Blaira mogła zyskać zaufanie wyborców i przejąć władzę. Socjalna demagogia Brytyjczyków odstręczała i nadal odstręcza.
W tym czasie w Niemczech furorę robi nowa partia lewicowa, a trafniej powiedzieć - lewacka, powstała z połączenia wschodnioniemieckich postkomunistów i zachodnioniemieckich rozłamowców z SPD, atakujących kanclerza Schrödera za nadmierny liberalizm ekonomiczny. Nostalgia za komunizmem w nowych landach (“Ostalgia"), a przywiązanie do państwa opiekuńczego w starych napędza karierę socjalnych i ekonomicznych populistów. Trafili w społeczne oczekiwania.
W Polsce Lepper też ma zaplecze społeczne, złożone głównie z “sierot po PRL". Wkrótce przekonamy się, jak liczne.
Na przeciwnym biegunie sytuuje się społeczeństwo amerykańskie, którego żadna socjalna demagogia najwyraźniej się nie ima. Rozmaici krytycy i teoretycy twierdzą, że nierówności społeczne w USA narastają, dochody najbiedniejszych grup nie rosną od ćwierćwiecza, wynagrodzenia menedżerów w tym czasie zwiększyły się wielokrotnie, a kilka znanych koncernów zbankrutowało w atmosferze skandali finansowych i obyczajowych. W najmniejszym stopniu nie zraża to Amerykanów do wolnorynkowego kapitalizmu, przynoszącego ich krajowi regularnie szybszy rozwój niż w Europie, a próby fundowania im jakichkolwiek nowych programów socjalnych są odrzucane ze wstrętem. Antykapitalistyczna i antyglobalistyczna propaganda czy socjalna demagogia nie robi na Amerykanach wrażenia, gdy w wielu europejskich krajach trudno bez niej marzyć o wyborczych sukcesach.
Polska nie jest szczególnym przypadkiem, a polskie społeczeństwo rażącym przykładem. Ma jednak swoistą podatność na pewne typy socjalnego i ekonomicznego populizmu, dlatego warto mu uświadamiać manowce, na które może on prowadzić. Odpowiedzialność spada nie tylko na tych, którzy prowadzą, ale i tych, którzy na manowce prowadzić się dają, przed czym trzeba ich przestrzegać.