Zielony konserwatyzm

Brytyjscy konserwatyści odchodzą od liberalizmu gospodarczego w stylu Thatcher, stawiają na ekologię i jakość życia. David Cameron, ich nowy przywódca, wywraca do góry nogami tradycyjny podział na lewicę i prawicę: do parlamentu jeździ rowerem, wybrał się na norweski lodowiec, by przekonać się o efektach ocieplenia, i głosował za Civil Partnership Act, który umożliwił rejestrowanie związków homoseksualnych.

13.02.2007

Czyta się kilka minut

David Cameron na norweskim lodowcu, kwiecień 2006 r. /fot. www.conservatives.com /
David Cameron na norweskim lodowcu, kwiecień 2006 r. /fot. www.conservatives.com /

Cameron na konwencji w Manchesterze w kwietniu 2006 r. ogłosił "dekalog" nowych konserwatystów: zamiast samochodem jeździj komunikacją publiczną; poznaj swoich sąsiadów; podnoś z ziemi śmieci; używaj wielokrotnie tych samych toreb na zakupy; zmień żarówki na energooszczędne; wspieraj lokalne sklepiki; wypełnij kartę dawcy organów... Znaczenie tej rewolucji doceni ten, kto pamięta, iż Margaret Thatcher stwierdziła kiedyś, że kto po 26. roku życia wciąż musi poruszać się komunikacją miejską, może uważać swe życie za wielką klapę.

Cameron próbuje wykonać manewr analogiczny do tego, jaki prawie 10 lat temu zapewnił sukces Blairowi, gdy ten ogłaszał powstanie New Labour - Nowej Partii Pracy: chce wygrać wybory dzięki przesunięciu ku centrum, ale kosztem porzucenia tradycyjnego programu swej partii.

Chłopiec z dobrego domu

41-letni Cameron przeszedł ścieżkę kariery typową dla polityków z wyższych sfer. Jego ojciec był maklerem giełdowym, matka pochodziła z arystokracji, dziadek zasiadał w parlamencie z ramienia konserwatystów (torysów). Absolwent prywatnej szkoły Eton i Oxfordu, po studiach pracował jako specjalista od PR, ale wkrótce zaangażował się w politykę. Szybko awansował i za rządów Johna Majora (1992-97) pracował w ministerstwie skarbu, a potem w MSW. Do parlamentu dostał się po raz pierwszy w 2001 r.; przez kilka miesięcy po wyborach w 2005 r. był ministrem edukacji w gabinecie cieni.

Jest bardzo medialny: zdjęcia, które ukazały się w gazetach, gdy został szefem torysów, przedstawiały go jako sympatycznego chłopca na rowerze. Uporczywie rozbija mit, utrwalony przez ostatnich liderów partii, że konserwatysta musi być oderwany od współczesności i krytyczny wobec popkultury. Poezję Boba Dylana przedkłada nad dzieła klasyka angielskiego romantyzmu Johna Keatsa. Pytany o ulubioną muzykę odpowiada, że ma na iPodzie Arctic Monkeys: modny zespół założony przez 19-latków, który w 2005 r. wydał pierwszy album.

Jeszcze kilka miesięcy przed wyborem był mało znanym parlamentarzystą, a jego partia przegrała w maju 2005 r. po raz trzeci z rzędu wybory do Izby Gmin. Po zakończonych klapą rządach Majora, a potem trzech nieudanych przywódcach (William Hague, Iain Duncan Smith i Michael Howard), konserwatyści potrzebowali kogoś, kto odnowi wizerunek partii od lat kojarzonej z nudnymi i wiekowymi politykami, którzy wciąż ględzą na dyżurne tematy: o katastrofalnych skutkach imigracji, obniżeniu podatków i absurdach Unii Europejskiej.

W grudniu 2005 r. Cameron został jednym z najmłodszych i najmniej doświadczonych przywódców opozycji w historii Wielkiej Brytanii. Wybór okazał się trafiony: pierwszy rok jego szefostwa dał konserwatystom, po raz pierwszy od kilkunastu lat, 6-10 procent (w zależności od sondażu) przewagi nad laburzystami.

Ekologia dla bogaczy

Choć dziś ekologów kojarzy się z lewicą, to ochrona przyrody i tradycyjnego stylu życia była kiedyś w Wielkiej Brytanii domeną konserwatystów - od czasów Benjamina Disraelego (premier w 1868 r. i w latach 1874-80). To torysi próbowali, bezskutecznie zresztą, łagodzić skutki industrializacji i wychwalali zalety życia na wsi. W przeciwieństwie do Marksa i Engelsa, którzy w "Manifeście Komunistycznym" pisali, że jedną z zasług burżuazji było wyzwolenie znaczącej części ludzkości od "idiotycznego życia wiejskiego".

Sytuacja odwróciła się w latach 70. XX w., gdy ekologię wpisała do programów większość partii lewicowych. Potem kryzys ekonomiczny lat 70. zbiegł się z radykalnie liberalnymi receptami na uzdrowienie gospodarki, proponowanymi przez prawicę. Brytyjscy konserwatyści zamiast bronić stylu życia klas posiadających - co robili dotąd - stali się radykalnymi leseferystami, a ich znakiem rozpoznawczym została Margaret Thatcher.

Dzisiejszy zwrot prawicy ku ekologii zaskoczył laburzystów: to konserwatywny Cameron krytykuje lewicowy rząd za opóźnienia w redukcji emisji gazów cieplarnianych. Przeciwnicy Camerona zarzucają mu, że ekologia to raczej moda: w luksusowych sieciach sklepów Marks&Spencer czy Waitrose droga, ekologiczna żywność zajmuje więcej miejsca niż w najtańszych Tesco czy Asda.

Sam Cameron kosztem kilkudziesięciu tysięcy funtów przerobił swój dom w luksusowej dzielnicy Londynu Kensington na eco-friendly. Na dachu zainstalował baterie słoneczne, które w mglistym mieście mają dostarczać ponoć 30 proc. zużywanej energii. Dostał zgodę lokalnego urzędu na zamontowanie na dachu wiatraka, który ma generować następne 10 proc. energii. Chce zbudować zbiornik na deszczówkę, która po odfiltrowaniu liści zostanie użyta np. do spłukiwania toalet...

Ale szczerość intencji szefa torysów podważyła wpadka: Cameron uparcie twierdził, że jeździ do parlamentu na rowerze, by zmniejszyć emisję gazów cieplarnianych i dać dobry przykład. Gdy wyszło na jaw, że w ślad za nim zawsze podąża limuzyna z dokumentami i ubraniem na zmianę, przyznał, że jeździ, bo lubi.

Dla Camerona thatcherowski liberalizm gospodarczy, przez wiele lat chluba prawicy na Wyspach Brytyjskich, jest złudną abstrakcją. Zwolennicy nowego konserwatyzmu oskarżają współczesny kapitalizm - w USA jego symbolem stała się polityka Raegana - że koncentruje się na materialnej zamożności mierzonej bezdusznymi wskaźnikami ekonomicznymi, ignorując inne sfery, które składają się na ogólny dobrobyt. Że sprowadza życie do shopping and fucking - jak głosi tytuł sztuki brytyjskiego dramatopisarza Marka Ravenhilla. "Zieloni konserwatyści" mówią, że biznes, prócz powinności wobec akcjonariuszy, ma też obowiązki społeczne. Sam Cameron co rusz podkreśla, że dobrobyt to nie PKB, lecz sprawa otoczenia - przyrody i architektury, jakości kultury czy związków z innymi. Posiadanie "swojego miejsca na ziemi" jest ważniejsze niż wzrost ekonomiczny, kultura jest ważniejsza niż ekonomia, a piękno niż wydajność.

All you need is love

Akcentowanie nieufności do wskaźników ekonomicznych ma uzasadnienie w sondażach, z których wynika, że Brytyjczycy są mniej szczęśliwi niż 50 lat temu. Mimo że sytuacja gospodarcza mierzona tymi wskaźnikami jest nieporównywalnie lepsza - pół wieku temu nikt prawie nie mógł marzyć o zagranicznych wakacjach, mało kto był właścicielem domu czy samochodu. Nowy konserwatyzm Camerona jest pod tym względem przeciwieństwem polityki Thatcher: nie szuka kolejnych dróg pomnażania bogactwa, ale mówi jak sensownie korzystać z bogactwa, które już zgromadziliśmy.

Co zawiera program Camerona poza ekologią? Na razie trudno ustalić. Niejasne jest jego stanowisko w kwestii obniżenia podatków - sztandarowego postulatu poprzedników. Ogłosił wprawdzie, że popiera redystrybucję dochodu, progresywne opodatkowanie i nie zamierza znacząco ograniczać roli państwa, ale oponenci z Partii Pracy uważają, że to podstęp, a lobby w partii konserwatywnej domagające się obniżenia podatków jest zbyt silne, by Cameron mu się oparł.

Co prawda tuż po wyborze na szefa torysów Cameron głosił, że priorytetem - prócz ekologii - ma być edukacja, ale konkretów brak. Wsparł za to laburzystowski rząd w reformie, która zezwala szkołom na większą swobodę i większy nadzór ze strony społeczności lokalnych, a mniejszy ze strony państwa. Reforma przewiduje, że szkoły średnie, dotąd zarządzane przez samorządy, będą mogły przechodzić w ręce fundacji zakładanych przez rodziców, grupy religijne czy organizacje społeczne. Zmiany te były niepopularne w szeregach laburzystów, którzy obawiali się, że zamiast zredukować różnice w poziomach nauczania między szkołami, tylko je zwiększą. Dlatego niektórzy twierdzili, że poparcie przez Camerona tej ustawy było obliczone na podsycanie antyblairowskich nastrojów w Partii Pracy.

Cameron zrezygnował też z nawoływań do zaostrzenia kar wobec przestępców, do czego rytualnie wzywają prawicowi politycy. W 2006 r. stwierdził, że hoodies (młodociani przestępcy w kapturach, zmora przedmieść) zasługują nie na więzienie czy domy poprawcze, ale na miłość. A rosnącą przestępczość wśród nieletnich trzeba likwidować nie przez wsadzanie ich do więzień i poprawczaków, ale przez sprawienie, by "czuli się kochani". Polly Toynbee, komentatorka lewicowego "Guardiana", złośliwie zauważyła, że hasłem torysów stał się tytuł piosenki The Beatles: "All you need is love".

Cameron porzucił też walkę o typowe dla prawicy kwestie światopoglądowe. Nie dość, że w 2004 r. głosował za ustawą umożliwiającą rejestrowanie związków homoseksualnych, to pytany o sprawę aborcji, która w Wielkiej Brytanii jest legalna aż do 24 tygodnia ciąży, odparł, że można co najwyżej myśleć nad skróceniem tego okresu. Także do ustalania list wyborczych zabrał się w sposób charakterystyczny dotąd dla lewicy: zażądał, by konserwatywni kandydaci reprezentowali pełne zróżnicowanie brytyjskiego społeczeństwa. Czyli że powinno wśród nich być odpowiednio wiele kobiet, muzułmanów, homoseksualistów itd. Pierwszy krok w tę stronę torysi zrobili zresztą przed Cameronem: w wyborach w 2005 r. do Izby Gmin dostał się pierwszy zdeklarowany gej-konserwatysta i pierwszy konserwatysta czarnoskóry.

A w polityce zagranicznej? Choć Cameron porzucił ataki na Unię Europejską, z których słynęli jego poprzednicy, to nie jest euroentuzjastą. Przed podróżą do Indii we wrześniu 2006 r. ogłosił w "Guardianie", że zamierza przeformułować cele brytyjskiej polityki zagranicznej: zamiast podtrzymywania szczególnie bliskich relacji z Europą i USA chce zwrócić się na Daleki Wschód, w stronę Chin i Indii. Z drugiej strony, podobnie jak Blair i większość laburzystów, głosował za wojną w Iraku, a wielu jego współpracowników, jak George Osborne (minister skarbu w gabinecie cieni) czy William Hague (były szef torysów, dziś szef MSZ w gabinecie cieni) popiera amerykańskich neokonserwatystów - Hague wzywał do militarnej akcji przeciw Iranowi.

Spadkobierca Blaira

Dekada rządów Blaira to pasmo gospodarczych sukcesów. Specyficzne połączenie wolnego rynku z ideałami społecznej sprawiedliwości sprawiło, że w Wielkiej Brytanii nie ma dziś miejsca na radykalne pomysły gospodarcze. Jednak wizerunek rządu jest fatalny. Większość wyborców sądzi, że w polityce "czas na zmiany".

Zarazem na Wyspach mówi się, że najwierniejszym spadkobiercą "blairyzmu" wcale nie jest Gordon Brown, oficjalny następca Blaira w Partii Pracy, tylko szef torysów. Paradoksalnie, zmierzch Blaira, który następuje w cieniu afer nękających jego gabinet, to jego olbrzymi sukces jako polityka. Brytyjski premier ze swą New Labour sprawił, że postulaty, które do niedawna wydawały się typowe wyłącznie dla lewicy, stały się częścią programu konserwatystów.

Jeszcze 20 lat temu Thatcher mogła szydzić ze sprawiedliwości społecznej, mówiąc, że nie ma czegoś takiego jak "społeczeństwo". Dziś deklarowanie walki z nadmiernymi nierównościami dochodów i globalną nędzą, odwiedzanie obozu uchodźców w Darfurze czy składanie hołdów Nelsonowi Mandeli (nazwanego przez Thatcher terrorystą) - wszystko to Cameron robił w ostatnich miesiącach - jest tym, co w brytyjskiej polityce robić wypada, bez względu na miejsce na scenie politycznej.

TOMASZ ŻURADZKI jest politologiem i filozofem, absolwentem UJ i London School of Economics, przygotowuje doktorat z filozofii.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2007