Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
No i dostaliśmy: najpierw "U Pana Boga za piecem" (1998), a dziś jego swobodny sequel - "U Pana Boga w ogródku", oba w reżyserii Jacka Bromskiego. Realizowane w okolicach Supraśla, z dużym udziałem miejscowych aktorów teatralnych, mówiących charakterystycznym, "wschodnim" zaśpiewem, oba tytuły składają także hołd naszej rodzimej tradycji komediowej, przywołując w pamięci nieśmiertelną serię o "samych swoich".
Podobny jest także klimat filmów Bromskiego: krzepiący, dający poczucie swojskości, operujący przaśnym, ale nie agresywnym humorem. Podlaska "wsi sielska, anielska", gdzie zawsze świeci słońce, ludzie trzymają się razem, a trunki rozmaitych receptur leją się obfitym strumieniem, opisana zostaje z perspektywy przybyszów: ukrywającego się tu przed mafią świadka koronnego oraz mało rozgarniętego aspiranta policji, zesłanego karnie do podlaskiego miasteczka.
Historia ich perypetii tkana jest dosyć grubymi nićmi, w oparciu o mocno zakorzenione stereotypy. Jak policja - to przekupna i niegrzesząca lotnością umysłu. Jak katolicyzm - to plebejsko-obrzędowy z mocnym autorytetem miejscowego plebana, niegardzącego wszakże ziemskimi przyjemnościami. Jak niewiasta - to zdecydowanie prosta w obsłudze, tęskniąca głównie za rychłym ożenkiem, najlepiej z przyjezdnym. Jak przyjezdny - to ani chybi zamorski kapitalista, który chce zbudować w miasteczku supermarket, a tym samym zdestabilizować lokalny rynek. Jak lokalna władza - to niezbyt przejrzysta w swoich poczynaniach i mocno powiązana z plebanem. A w tym wszystkim jeszcze przedstawiciele gangsterskiego półświatka, którzy bywają groźni, ale wcale nie bardziej niż niektórzy skorumpowani stróże prawa.
Jednym słowem: samo życie, czyli zamknięty świat popularnych wyobrażeń. Twórcy filmu z jednej strony podśmiewają się z niego, ale z drugiej znajdują w nim nieodparty urok spod znaku "A to Polska właśnie". Urok zapomnianych małych ojczyzn, będących ostoją wielokulturowości i konserwatywnej tradycji.
Stąd w filmie Bromskiego znaleźć można więcej poczciwej gęby niż ostrej karykatury. Więcej miłego łechtania niż drażnienia. Mimo grubych przerysowań ogląda się tę komedię bez bólu. Płynnie opowiedziany, konsekwentny w sielankowej poetyce, raczy nas nawet szczyptą sztuki wysokiej pod postacią miejscowego chóru kościelnego. Jego solistki śpiewają głosami tak świetnie ustawionymi i w takim natchnieniu, że nie możemy mieć wątpliwości, iż jesteśmy u Pana Boga w ogródku, a nie na zapyziałej prowincji z jej przyziemnymi problemami.
"U PANA BOGA W OGRÓDKU" - scen. i reż.: Jacek BromSki; zdj.: Ryszard Lenczewski; muz.: Henri Seroka, wyst.: Andrzej Beya-Zaborski, Krzysztof Dzierma, Emilian Kamiński, Wojciech Solarz, Małgorzata Sadowska, Jan Wieczorkowski, Agata Kryska-Ziętek i inni; prod.: Polska 2007; dystryb.: Vision.