Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
26 lipca 1942 r. z sali szpitalnej obozu koncentracyjnego w Dachau strażnik wywołał krzykiem jednego z więźniów. Był nim pewien Holender. Od kilkunastu dni dokonywano na nim zbrodniczych eksperymentów medycznych, które wycieńczały go coraz bardziej. Do obozu trafił w kwietniu tego samego roku.
Nazistowscy oprawcy wiedzieli, że jest księdzem, karmelitańskim zakonnikiem. Wysyłali go do najcięższych robót. Ze spokojem znosił obelgi i bicie, co bardzo ich irytowało. Po dwóch miesiącach był już tak bardzo skatowany, że nie mógł wykonywać żadnej pracy fizycznej. W szpitalu zajęli się nim specjaliści nazistowskiej medycyny, którzy oczywiście nie zamierzali go leczyć. Wkrótce okazało się, że więzień jest już bezużyteczny dla hitlerowskich naukowców-zbrodniarzy. Wydali wyrok: śmierć przez zastrzyk fenolu.
Tamtego lipcowego dnia poprowadzono go do izolatki, gdzie strzykawkę z trucizną szykowała już obozowa pielęgniarka. Wiedział, co go czeka. Uśmiechnął się do morderczyni, chwycił jej dłoń i powiedział: „Biedna dziewczyno, bardzo się za ciebie modlę”. Wzruszyła ramionami. Była ateistką, której jedyną wiarą od pewnego czasu (fanatycznie zresztą wyznawaną) był narodowy socjalizm. Więzień uwolnił jej dłoń, by wyciągnąć z kieszeni drewniany różaniec. „Weź go” – rzekł do swej oprawczyni. Przyjęła ten nic nieznaczący dla niej podarek i schowała go do pugilaresu. Następnie wykonała do końca zleconą jej procedurę. Przytknęła igłę do klatki piersiowej skazańca i wstrzyknęła fenol prosto do komory serca. Śmierć nastąpiła szybko. Zwłoki spalono w obozowym krematorium.
Zabitym więźniem był ojciec Tytus Brandsma. W ostatnią niedzielę ów holenderski karmelita został kanonizowany przez papieża Franciszka.
Zafascynowany mistyką
Urodził się 23 lutego 1881 r. w wiosce Oegeklooster we Fryzji w północnych Niderlandach. Na chrzcie nadano mu imię Anno (po żyjącym w XI w. świętym arcybiskupie Kolonii). Rodzice prowadzili małe gospodarstwo. Mieli sześcioro dzieci.
W kalwińskiej Fryzji katolicy byli mniejszością. Dbali o swoją wyznaniową tożsamość. Wielu z nich wyróżniała intensywna pobożność. W rodzinnym domu przyszłego męczennika także wiele czasu poświęcano na wspólną modlitwę i religijną edukację. Trzy siostry Annona zostały zakonnicami. Jego brat również wybrał stan duchowny. Nic dziwnego, że i Anno wstąpił do franciszkańskiego niższego seminarium duchownego.
Franciszkaninem jednak nie został. Słabego zdrowia (cierpiał na chorobę jelit), był wątły i niewysoki, co odróżniało go od wielu rodaków. Przez całe życie nazywano go „krótkim”. Franciszkanie uznali, że Anno nie bardzo się nadaje do życia w aktywnej wspólnocie. Skłonili go, by wybrał zgromadzenie kontemplacyjne. Mając lat 17, Anno wstąpił zatem do nowicjatu karmelitów w Boxmeer.
W zakonie przyjął imię Tytus – na cześć swego ojca, któremu, jak mówił, przede wszystkim zawdzięczał kapłańskie powołanie. Został wyświęcony na księdza w 1905 r., później przez kilka lat studiował w Rzymie, gdzie w 1909 r. uzyskał doktorat z filozofii.
Pasjonował go średniowieczny niderlandzki i flamandzki mistycyzm, w którym wielką rolę odgrywało kontemplacyjne poszukiwanie Boga przez poczucie jedności z całym stworzonym światem. Podobne tropy odnajdywał Tytus w XVI-wiecznej hiszpańskiej literaturze mistycznej. W 1916 r. z jego inicjatywy karmelici holenderscy rozpoczęli pracę nad tłumaczeniem głównych dzieł św. Teresy z Avila na język niderlandzki. Brandsma przez wiele lat był kierownikiem tego projektu. W środowiskach katolickich Holandii popularne stały się pisane przez niego rozważania, np. do obrazów Drogi Krzyżowej autorstwa belgijskiego ekspresjonisty Alberta Servaesa, które na początku lat 20. ubiegłego wieku wzbudzały zgorszenie u wielu duchownych i wiernych jako „brzydota nieprzystająca do katolickiej świątyni”.
Dziennikarz
Na medytację i kontemplację Tytus nie miał jednak w zakonie zbyt wiele czasu. Przełożeni szybko odkryli jego talent nauczycielski i organizacyjny. W 1919 r. polecono mu założenie nieopodal klasztoru w miejscowości Oss (Brandsma mieszkał tam po powrocie z Rzymu) szkoły średniej. Z zadania wywiązał się znakomicie. Liceum istnieje do dziś, nosi imię swojego założyciela i uważane jest za jedną z najlepszych szkół w Holandii.
Jednocześnie o. Tytus zaangażował się w działalność dziennikarską. Pisał do gazety miejskiej w Oss. Publikował też artykuły na temat duchowości i doświadczenia mistycznego w periodykach karmelitańskich (był zresztą założycielem jednego z nich – pismo „Karmelrozen”, czyli „Róże Karmelu”, miało kilkunastotysięczny nakład). Został aktywnym członkiem Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy. Jeździł po całym kraju (nazywano go nawet „mistykiem z długookresowym biletem kolejowym”). Był kierownikiem duchowym całkiem sporej grupy redaktorów.
Akademik
Jego talenty zostały zauważone również przez holenderskich biskupów. Hierarchowie martwili się, że w Niderlandach katoliccy intelektualiści funkcjonują na marginesie życia akademickiego (co przekładało się na słabą obecność w instytucjach politycznych kraju). Stopniowo zaznaczały się też w społeczeństwie holenderskim tendencje sekularyzacyjne. Uznano, że potrzebne jest powołanie katolickiej uczelni. Do zespołu organizacyjnego powołano o. Tytusa Brandsmę.
Gdy w 1923 r. powstał wreszcie Katolicki Uniwersytet w Nijmegen (dziś Uniwersytet im. Radbouda), karmelita przeniósł się tam z Oss. Znalazł się w gronie pierwszych dwudziestu siedmiu profesorów uczelni. Wykładał filozofię i historię chrześcijańskiej literatury mistycznej. Bardziej był jednak znany ze swej działalności duszpasterskiej, choć jego wykłady cieszyły się popularnością wśród studentów.
W jednym z nich mówił: „Naprzód musimy rozpoznać Boga jako najgłębszą zasadę naszego bytu ukrytą w głębi naszej natury, ale mając przekonanie, że zasadę tę można dojrzeć i ją kontemplować. (...) Jeśli z mistyki uczynimy zwyczajny dla nas sposób myślenia, staniemy się zdolni zobaczyć Boga jak gdyby intuicyjnie, bez żadnego intelektualnego wysiłku, i tak oto doświadczymy ciągłej kontemplacji Boga nie tylko w nas, ale we wszystkim, co istnieje: na początek szczególnie w naszych braciach, potem także w naturze, we wszechświecie; to obecność przenikająca wszystko, która jest dziełem Jego rąk”.

W 1932 r. został wybrany na jednoroczną kadencję rektorem. W tym czasie dostrzegał już zagrożenie, jakim nie tylko dla Niemiec, ale i dla całej Europy stał się narodowy socjalizm. W inauguracyjnym wystąpieniu po objęciu urzędu rektorskiego Brandsma powiedział: „Wśród wielu pytań, które sobie zadaję, jedno szczególnie mnie niepokoi. To zagadka człowieka, który znajduje własne drogi rozwoju i czuje się dumny ze swych osiągnięć, a jednocześnie odchodzi od Boga w tak ostentacyjny sposób. Czy to tylko błąd tych, co w ten sposób działają? Czy nie jesteśmy zobowiązani, by uczynić coś, aby Bóg raz jeszcze zajaśniał w świecie czystym światłem?”.
Antyfaszysta
Przyjmując to zobowiązanie, nie wahał się publicznie nazywać nazizmu „nowym pogaństwem”. Miał za to zapłacić najwyższą cenę. Gdy w 1941 r. niemieccy okupanci nakazali wyrzucenie z katolickich szkół wszystkich żydowskich uczniów, o. Tytus ostro się temu przeciwstawił. Działania nazistów określił w opublikowanym przez siebie tekście jako „rażącą niesprawiedliwość” i „atak na misję Kościoła, która nie uznaje różnicy płci, rasy czy narodowości”. Aresztowano go 19 stycznia 1942 r. w klasztorze w Nijmegen. Zdążył jeszcze klęknąć przed przeorem, by go poprosić, jak to jest u karmelitów w zwyczaju, o błogosławieństwo. W drzwiach uśmiechnął się do współbraci i powiedział: „Memento mei i módlcie się za mnie”.
Najpierw przewieziono go do więzienia w Scheveningen koło Hagi. Mógł tam jeszcze prowadzić dziennik. Rozpoczął też pracę nad książką o św. Teresie, której nigdy nie ukończył. W dzienniku zanotował: „Błogosławiona samotność. Jestem w tej celi jak w moim własnym domu. (...) Jestem sam, to prawda, ale Pan jest bliżej mnie niż kiedykolwiek wcześniej w klasztorze. (...) Czuję, że powinienem krzyczeć z radości, bo Pan zechciał, abym odkrył Go właśnie tu w całej Jego pełni (...). On jest moim jedynym spoczynkiem. Czuję się szczęśliwy. Jeśli On mi każe, zostanę tu na zawsze. Tylko kilka razy w życiu czułem się tak szczęśliwy jak tutaj”.
Gdy o. Tytus pisał te słowa, nie wiedział, że zostało mu tylko kilka miesięcy życia. Po kolejnych przesłuchaniach w więzieniach w Amersfoort i Kleve został przez Gestapo wysłany do Dachau. Pielęgniarka, która uśmierciła go zastrzykiem fenolu, nie mogła o nim zapomnieć. W 1956 r. zdała relację o zgonie o. Brandsmy jego karmelickim współbraciom. „Zabiłam świętego człowieka” – powiedziała, przekazując ofiarowany jej przez o. Tytusa różaniec. Nie wierzyła już w narodowy socjalizm. Została katoliczką. 3 listopada 1985 r. Jan Paweł II wyniósł Tytusa Brandsmę na ołtarze.©