W klerykalnej skorupie

Kryzys polskich dominikanów to element zjawiska charakterystycznego dla całego katolicyzmu. Chodzi o systemową perwersję, wynikającą ze specyficznego rozumienia kapłaństwa hierarchicznego jako doskonałej „reprezentacji Chrystusa”.

31.01.2022

Czyta się kilka minut

Walka duchowa – jeden z siedmiu murali przedstawiających wizje św. Dominika, wykonany z inicjatywy łódzkich dominikanów z okazji 800-lecia powstania zakonu, ul. Żeromskiego, Łódź, kwiecień 2014 r. / DAWID LASOCIŃSKI / FORUM
Walka duchowa – jeden z siedmiu murali przedstawiających wizje św. Dominika, wykonany z inicjatywy łódzkich dominikanów z okazji 800-lecia powstania zakonu, ul. Żeromskiego, Łódź, kwiecień 2014 r. / DAWID LASOCIŃSKI / FORUM

W poniedziałek 24 stycznia rozpoczęła się w Krakowie kapituła polskich dominikanów. Takie spotkanie odbywa się co cztery lata. Czarno-biali bracia gromadzą się w swoim najstarszym w kraju klasztorze, by wybrać prowincjała i radę prowincjalną. To także dobra okazja, by przyjrzeć się życiu wspólnoty w ostatnich latach i zaplanować działania na kolejną kadencję. Obrady kapituły potrwają do 19 lutego.

Ubiegły rok był niewątpliwie dla dominikanów czasem przesilenia. Opinią publiczną wstrząsnęły informacje o przestępstwach i niegodziwościach Pawła M. Zakonnik, który przed laty był duszpasterzem młodzieży i studentów, przekształcał powierzone mu duszpasterstwa w grupy o znamionach sekty. Skrzywdził wielu ludzi, stosując wobec nich psychomanipulację, a także dopuszczając się aktów przemocy duchowej, fizycznej, seksualnej i finansowej. Gdy na początku zeszłego roku w mediach ujawniono kilka bulwersujących faktów związanych z jego działalnością, okazało się, że władze polskiej prowincji przez ponad 20 lat nie podjęły wystarczających działań, by sprawę rzetelnie wyjaśnić, jak również odpowiednio zadośćuczynić osobom skrzywdzonym.

Grzech człowieka i błędy systemu

W marcu 2021 r. prowincjał o. Paweł Kozacki zdecydował o powołaniu niezależnej komisji eksperckiej, która pod przewodnictwem Tomasza Terlikowskiego miała przyjrzeć się wieloletniemu funkcjonowaniu Pawła M. w zakonie. Efektem kilkumiesięcznych prac (brał w nich udział autor niniejszego tekstu) był opublikowany 15 września raport, który odbił się w Polsce szerokim echem. Zwracano uwagę na fakt, że zakon zwrócił się do zewnętrznego grona ekspertów, by obiektywnie wyjaśnić wszystko, co wiąże się z tą sprawą. To sytuacja w polskim Kościele bez precedensu, ale pojawiły się liczne głosy, że decyzja o. Kozackiego powinna stać się impulsem do powoływania kolejnych komisji, które zajęłyby się bulwersującymi przypadkami także w innych katolickich instytucjach i wspólnotach. Na razie wydaje się, że szybko to nie nastąpi. Także dlatego, że wśród samych dominikanów precedens ten wywołał niemałe perturbacje.

Okazało się bowiem, że nie tylko rozmiar wyrządzonego przez Pawła M. zła wstrząsnął opinią publiczną. Na jaw wyszły również wieloletnie zaniedbania polskich władz zakonu, za które odpowiedzialny był nie tylko zmarły pod koniec 2020 r. o. Maciej Zięba (a taką nieuzasadnioną konstatację próbowano często wyciągać z raportu komisji). Zawinili także inni dominikanie. Przez lata jedynym właściwie orędownikiem pokrzywdzonych przez Pawła M. był w zakonie o. Marcin Mogielski, który bezskutecznie upominał się o sprawiedliwość. Wiedział, jak bardzo te osoby zostały psychicznie i duchowo okaleczone. Dominikańska wspólnota zakonna nie dała im odpowiedniego wsparcia (i nie chodziło bynajmniej tylko o zadośćuczynienia finansowe). Dlaczego tak się stało?

W toku prac komisji dla mnie i dla moich kolegów stało się jasne, że nie można sprowadzać tych wieloletnich zaniechań wyłącznie do odpowiedzialności kolejnych prowincjałów, członków władz prowincji, a także przełożonych i współbraci, z którymi Paweł M. mieszkał i działał w różnych klasztorach (choć ich winy w wielu przypadkach należy uznać za bezsporne). Niezdolność do udzielenia duchowego wsparcia, unikanie asysty duchowej (a przecież dominikanie są do niej szczególnie powołani) wiąże się także z wadami strukturalnymi w samym zakonie.

W raporcie wskazywaliśmy na to wielo­krotnie. Napisaliśmy m.in., że „większość pokrzywdzonych, opowiadając o własnej krzywdzie, nie oczekiwała niczego innego, jak tylko wprowadzenia wobec Pawła M. konkretnych restrykcji, aby w konsekwencji ich zastosowania już nigdy nikogo nie skrzywdził. Tymczasem brak współczucia wobec osób pokrzywdzonych, a co za tym idzie pobłażliwe traktowanie samego M., doprowadziły do kolejnych krzywd, co sprawiło, że kolejni przełożeni zakonnika – i wielu innych braci – stali się współwinni czynów, jakich on się dopuścił; oni sami też stali się powodem cierpienia kolejnych pokrzywdzonych. Pytanie zatem, dlaczego współczucie wobec swego brata, który okazał się krzywdzicielem, stawiane było ponad współczucie wobec tych, którzy przez niego cierpieli? Czy mamy tu do czynienia z tym samym szkodliwym zjawiskiem, które w perspektywie Kościoła piętnujemy jako »klerykalizm«”?

Gorszące tłumaczenia papieża seniora

Kryzys polskich dominikanów to zatem element znacznie szerszego zjawiska, charakterystycznego dla całego katolicyzmu. Chodzi o systemową perwersję, która wynika ze specyficznego rozumienia kapłaństwa hierarchicznego jako doskonałej „reprezentacji Chrystusa”. Oto dlaczego dobrostan i wizerunek duchowieństwa przedkłada się często w Kościele nad wszystko inne – także nad Ewangelię. Za usprawiedliwienie klerykalnej niewrażliwości na los ofiar, które zostały skrzywdzone przez „reprezentantów Chrystusa”, uznaje się niejednokrotnie tzw. dobro Kościoła (odnajdywane w partykularnym „dobru zakonu” czy „dobru” innej katolickiej wspólnoty bądź instytucji).

Miarą tego „dobra” nie musi być wcale Ewangelia. Wystarczy, że jest nią np. prawo. W tym kontekście nie zaskakuje, że największe, jak wiem, kontrowersje wśród dominikanów po publikacji raportu wzbudziły nie konkretne zaniedbania w posłudze duchowej zakonników, ale jasne ustalenie, że polska prowincja zakonu w sprawie Pawła M. nie działała w zgodzie z prawem kościelnym i świeckim (czego powodem była niska jakość wiedzy i doradztwa prawnego w samej wspólnocie).

Ten styl myślenia nie cechuje bynajmniej tylko czarno-białych braci w Polsce. Ostatnio zgorszenie wywołały przecież tłumaczenia Benedykta XVI po ogłoszeniu raportu renomowanej kancelarii prawnej Westpfahl Spilker Wastl, w którym kolejnym ordynariuszom archidiecezji monachijskiej – Josephowi Ratzingerowi, Friedrichowi Wetterowi oraz Reinhardowi Marksowi – zarzucono niewłaściwe reagowanie na przypadki pedofilii wśród kleru. Raport wywołał trzęsienie ziemi w niemieckim Kościele także z powodu wyjaśnień złożonych w ponad osiemdziesięciostronicowym elaboracie przez papieża seniora.

Benedykt XVI, odnosząc się do zarzutu, że nie postąpił z wymaganą surowością względem księdza, który masturbował się w obecności dwunastoletniej dziewczynki, z kompletnym brakiem wrażliwości zacytował suche przepisy prawa kanonicznego. Zaznaczył, że czyn co prawda był „niegodny kapłana”, ale ostatecznie nie doszło do dotykania narządów płciowych małoletniej. Tym samym zarówno w świetle prawa kościelnego, jak i świeckiego nie można było stwierdzić przestępstwa. Poza tym – wedle Benedykta XVI – sprawca działał jako „anonimowa osoba prywatna” i „nie był rozpoznawalny jako ksiądz”.

Naprawdę trudno nie dostrzegać w tych wyjaśnieniach papieża seniora gorszącego przejawu klerykalnej mentalności. Czy wolno się zatem dziwić, że taka sama mentalność cechuje wielu polskich dominikanów?

Bierność potęguje zło

W raporcie komisji Terlikowskiego znalazły się konkretne rekomendacje dla Zakonu Kaznodziejskiego w Polsce. W tekście zamieściliśmy również taki zapis: „Ponieważ wielu dominikanów do dzisiaj nie wierzy w to, co się stało za przyczyną Pawła M., uważając to za zły sen lub przesadne i wyolbrzymione nagłośnienie czegoś, co jest trudne do udowodnienia, dlatego rekomendujemy, aby stworzyć odpowiedni program formacji »ku wrażliwości«, który objąłby wszystkich braci bez względu na wiek.

Program taki miałby za zadanie uświadomienie ogromu zła, jakiego może dokonać jeden człowiek, ale jakie dodatkowo może zostać spotęgowane przez bierność innych. Da im to podstawową wiedzę na temat przyczyn i skutków nadużyć wobec osób objętych działalnością duszpasterską Zakonu, a jednocześnie nauczy właściwego reagowania na niepokojące sygnały, jakie mogą płynąć zarówno spoza Zakonu, jak i od innych braci”.

To, że zalecany przez komisję Terlikowskiego program formacyjny jest dominikanom potrzebny, pokazały wypadki po publikacji raportu. Rozmowy władz prowincji z poszkodowanymi przez Pawła M. na temat odpowiedniego zadośćuczynienia znalazły się w impasie. Zakonnikom zabrakło wrażliwości i gotowości do bezpośredniego wysłuchania osób, które doznały krzywdy. Próbowano zawęzić kwestię tylko do negocjowania ewentualnych kwot w ramach zadośćuczynienia finansowego. To jednak dla ludzi pokiereszowanych przez Pawła M. nie mogło być wystarczające.

Na szczęście pojawiła się w zakonie grupa, która – jak określił to o. Paweł Gużyński w rozmowie ze Zbigniewem Nosowskim na portalu więź.pl – „z poruszenia serca” postanowiła wyjść ku skrzywdzonym. Latem ubiegłego roku zaczęli wreszcie rozmawiać z osobami, z którymi przez wiele lat zakon rozmawiać nie chciał. Było to (jak mi powiedziało kilka osób poszkodowanych przez Pawła M.) doświadczenie wstrząsające i oczyszczające dla obu stron.

Grupa siedmiu i jej sojusznicy

We wspomnianej grupie, oprócz o. Gużyńskiego, znalazło się sześciu dominikanów (Marcin Mogielski, Tomasz Biłka, Wojciech Jędrzejewski, Gaweł Włodarczyk, Maciej Biskup, Maciej Kosiec), ale ich poczynania zyskały wsparcie także innych zakonników. Nie wszyscy bowiem polscy dominikanie dostrzegli w raporcie komisji Terlikowskiego li tylko niesprawiedliwy (jak niektórzy obwieścili publicznie) atak na wizerunek i prestiż ich zakonnej wspólnoty. Dobrze, że znaleźli się również tacy, którzy dostrzegli w spotkaniu z pokrzywdzonymi szansę na uzdrowienie relacji wewnątrz zakonu i rozbicie niszczącej ewangeliczną wrażliwość klerykalnej skorupy. To oni skłonili władze prowincji do wysłuchania opowieści osób, które najbardziej skrzywdził Paweł M.

Stało się to 18 grudnia 2021 r. w barokowym refektarzu dominikańskiego klasztoru we Wrocławiu, w którym przed laty wydarzyły się najbardziej przerażające wypadki związane z działalnością Pawła M. Owo spotkanie doprowadziło ostatecznie do podpisania 22 stycznia – w ostatnim dniu sprawowania prowincjalskiego urzędu przez o. Pawła Kozackiego – ugód z ­dziewięcioma skrzywdzonymi w sprawie ­godziwego zadośćuczynienia finansowego. Otwarta pozostaje kwestia zadośćuczynienia pozafinansowego. ­Zależy ono, jak się zdaje, od przebiegu odbywającej się właśnie kapituły.

Jest pewne, że na jej obradach ścierają się różne wizje dotyczące przyszłości polskich dominikanów. Nie wszyscy bowiem prezentują taką postawę jak wspomniana grupa siedmiu i wspierający jej działania bracia. ­Wiadomo jednak, że status quo jest nie do utrzymania. Z drugiej strony pewne jest również, że źródłem uzdrowienia nie mogą być jedynie zmiany personalne i ewentualne pociągnięcie do odpowiedzialności zakonników winnych zaniedbań w sprawie Pawła M., a także w innych kwestiach dla zakonu ­newralgicznych. Bez wątpienia potrzebne są również przekształcenia systemowe.

Konkretne wskazówki można znaleźć w raporcie komisji Terlikowskiego. Za kluczowy punkt polscy dominikanie uznać powinni, że „trzeba wykazać maksimum wrażliwości na cierpienie innych. Jest to ta sama wrażliwość, która ewangelicznemu Samarytaninowi nie pozwoliła przejść obojętnie obok pokrzywdzonego, lecz skłoniła go do miłosiernego działania. (...) Trzeba zweryfikować program formacyjny tak, aby młodzi bracia już od samego początku byli na tę krzywdę szczerze i głęboko wyczuleni. Również w podobny sposób należy zadbać o tych, którzy już złożyli zakonną profesję, a którzy zdecydowanie za często obierają wygodną dla nich, choć dramatyczną w skutkach, metodę ucieczki w obłok niewiedzy, filozofowania, czasami też prezentują postawę lekceważenia lub – nie mając ku temu żadnych podstaw – nie dowierzają faktom”.

Najbliższe lata pokażą, czy polscy dominikanie są zdolni do systemowych reform. Gdyby się im to udało, choćby tylko częściowo, byłby to znak nadziei dla całego Kościoła w Polsce. A może i gdzie indziej także. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 6/2022