Tydzień dwudziesty drugi

W pół roku po odrzuceniu przez Izbę Lordów projektu ustawy o eutanazji nad Tamizą znów rozgorzała dyskusja o granicach życia, o odpowiedzialności lekarzy za jego podtrzymywanie i o etyce lekarskiej. Czy życie należy ratować, przedłużać, podtrzymywać za wszelką cenę? Jakie okoliczności uzasadniają rezygnację z terapii czy wręcz przemawiają za jej przerwaniem? I do kogo należy podjęcie ostatecznej decyzji - do lekarzy czy do rodziców?.

24.11.2006

Czyta się kilka minut

---ramka 474453|strona|1---Dyskusja dotyczy bowiem losu noworodków - wcześniaków urodzonych bardzo wcześnie, w okolicach 22. tygodnia ciąży. Czy zawsze należy je ratować, skoro nie ma pewności, czy przeżyją, a jeśli tak, to czy będą się prawidłowo rozwijać? Zdania na ten temat są podzielone. Dodatkowe emocje rozbudziło włączenie się w spór Kościoła Anglii, który ma w tej sprawie poważne wątpliwości. Bywa bowiem, i to nierzadko, że przedłużając życie dziecka naraża się je na wielkie, a niepotrzebne cierpienia. Niepotrzebne - bo w ten sposób odwleka się tylko nieuchronną śmierć.

- W pewnych okolicznościach - stwierdził w imieniu Kościoła wielebny Tom Butler, biskup Southwark - lepiej zrezygnować z terapii. Tak należy postąpić, gdy być może, prawdopodobnie, a czasem nawet na pewno terapia i tak skończy się śmiercią.

Lekarze w wyścigu

Punktem wyjścia dyskusji stał się opublikowany w ubiegłym tygodniu raport Nuffield Council on Bioethics - rady ds. etyki lekarskiej, która zajmuje się kwestiami pojawiającymi się w związku z szybkim czy, jak mówią niektórzy, wręcz galopującym postępem w medycynie. Przed dwoma laty Rada powołała komisję, która zajęła się sprawą ratowania bardzo wczesnych wcześniaków. Mimo niewielkiej liczby takich przypadków (w Wielkiej Brytanii ok. 600 rocznie, najwięcej w Europie Zachodniej), problem jest poważny, bo - jak zauważył Richard Nicholson, szef "Bulletin of Medical Ethics" - od początku lat 80. wśród lekarzy zaczął się istny wyścig o utrzymywanie przy życiu jak najmłodszych wcześniaków. Jednym z ubocznych skutków postępu medycyny jest zaś to, że potrafimy utrzymać ciało przy życiu bez względu na to, jak poważnie jest ono uszkodzone.

Komisja Rady Nuffield widzi tę sprawę tak: po pierwsze, za cezurę w podjęciu terapii uważa 22. tydzień ciąży. W przypadku wcześniaków, które urodziły się w tym tygodniu albo wcześniej, należy zrezygnować z podtrzymywania życia. Po drugie, decyzja, co robić, powinna być wypadkową stanowiska lekarzy, czyli wskazań medycznych, i opinii rodziców. Nawet jeśli lekarze są zdania, że nie ma szans na utrzymanie dziecka przy życiu i w dobrym zdrowiu, a rodzice mimo wszystko nie chcą się poddać, zdanie tych ostatnich trzeba wziąć pod uwagę. Ale powinno to dotyczyć dopiero dzieci urodzonych w 23. tygodniu ciąży, czyli tych, które mają o wiele większe szanse na przeżycie.

Komisja podpiera się w tej sprawie statystyką, która mówi, że spośród wcześniaków urodzonych w 22. tygodniu ciąży przeżywa zaledwie procent, a w dodatku większość z nich jest ciężko upośledzonych. Szanse wzrastają jednak ogromnie z każdym tygodniem: przeżywa 17 proc. dzieci urodzonych w 23., 24. tygodniu i połowa z tych, które przyszły na świat w 25. tygodniu. Dlatego każde dziecko urodzone w 25. tygodniu lub później należy, zdaniem komisji, objąć intensywną opieką.

Realizm i pokora

Lecz istnieje jeden jeszcze, nie mniej istotny aspekt całej sprawy: ból i cierpienie dziecka. Czy wolno je na nie narażać, szczególnie wtedy, gdy wynik terapii jest niepewny? Komisja i Kościół anglikański są zgodne w ocenie, że nie. "Nie uważamy, by zawsze należało narażać dzieci na stres i ból związane z inwazyjną terapią - stwierdziła prof. Margaret Brazier, przewodnicząca komisji. - Nie należy tego robić, jeżeli nie ma szansy na to, że stan dziecka się poprawi, a jego śmierć jest nieuchronna".

Kościół anglikański nie tylko jest tego samego zdania, ale uważa, że i lekarze nie powinni dawać rodzicom złudnych nadziei. Konieczny jest umiar, powściągliwość i pokora po obu stronach. - Ludzie profesji medycznej - mówi bp Tom Butler - nie powinni utrzymywać, że mają większą moc uzdrawiania, niż mają naprawdę. Rodzice zaś nie powinni oczekiwać rzeczy niemożliwych - ani od lekarzy, ani od samych siebie.

Autorzy raportu zastrzegają, że są jak najdalsi od zalecania eutanazji na ciężko upośledzonych noworodkach czy na wcześniakach nierokujących nadziei na przeżycie. Niemniej słowo "eutanazja" już się pojawia, i to z nieoczekiwanej strony. Oto Royal College of Obstetricians and Gynaecologists, czyli kolegium położników i ginekologów, sugeruje rozpoczęcie dyskusji o ewentualnym zalegalizowaniu, jak to określa, "świadomej interwencji w celu spowodowania śmierci bardzo upośledzonych dzieci". Samo, zaznacza, nie popiera ich zabijania, uważa jednak, że nie należy zamykać oczu i udawać, że problem nie istnieje.

No i kwestia kosztów - zdaniem wielu lekarzy, temat tabu. Czy wypada bowiem kwestionować wysokie koszty terapii, gdy chodzi o dzieci, i to tak maleńkie? Intensywna opieka nad dzieckiem umieszczonym w inkubatorze pochłania ok. tysiąca funtów dziennie. Do tego należy doliczyć późniejsze koszty rehabilitacji dzieci, które przeżyły, ale z ciężkimi upośledzeniami. W sytuacji, gdy National Health Service ma w budżecie deficyt na sumę 500 milionów funtów, wszystko to razem skłania do refleksji. Przyznaje to nawet British Medical Association, skądinąd bardzo ostrożne w ocenie zaleceń komisji Rady Nuffield. "Wydając środki na niepotrzebną terapię, odbieramy je komu innemu" - stwierdził dr Michael Wilks z BMA. Tę opinię podziela Kościół Anglii.

Charlotte, Luke i Heather

Problem w tym, że bardzo trudno ustalić precyzyjne reguły postępowania, ponieważ przypadki z pozoru identyczne, lub też bardzo podobne, okazują się całkowicie różne. Dzieci, które - jak się wydaje - są w podobnym stanie, wcale nie rozwijają się tak samo. Ale gdy jako wcześniaki przychodzą na świat, żaden lekarz nie jest w stanie przewidzieć, co będzie dalej.

W Wielkiej Brytanii żadna dyskusja na te tematy nie obejdzie się bez przywołania trzech znamiennych przypadków. Pierwszy to Luke Winston-Jones, który urodził się z zespołem Edwarda, bardzo rzadką, nieuleczalną chorobą genetyczną. Zmarł mając 10 miesięcy, a sąd wcześniej zadecydował, że w sytuacji krytycznej nie należy podejmować jego reanimacji. Drugi dotyczy Charlotte Wyatt, urodzonej w 26. tygodniu ciąży, z ciężkim uszkodzeniem płuc i mózgu. Rodzice Charlotte, ludzie bardzo wierzący, podjęli przed sądem walkę o utrzymanie jej przy życiu - z dobrym skutkiem. Choć rokowania były bardzo złe, Charlotte przeżyła. Dziś ma trzy lata, jest jednak dzieckiem głęboko upośledzonym, przy każdej infekcji trafia do szpitala. Rodzice, którzy tak walczyli o jej życie, rozwiedli się, i wszystko wskazuje na to, że mała Charlotte prędzej czy później trafi do domu opieki.

Co innego Heather Pope, urodzona w krytycznym 22. tygodniu i podtrzymywana przy życiu wbrew opinii lekarzy, wyłącznie na prośbę rodziców. Dziś ma cztery lata, jest zdrowym, normalnym dzieckiem, właśnie zaczęła chodzić do przedszkola. "Lekarze początkowo mówili, że nie da się nic zrobić, ale upieraliśmy się, żeby przynajmniej spróbowali. Dziękować Bogu, że tak się stało" - mówi matka Heather.

Komisja Rady Nuffield, pracując nad swym raportem, kilkakrotnie na swe posiedzenia wzywała małą Heather. Być może dlatego centralnym punktem jej zaleceń jest stwierdzenie, że w sprawie wcześniaków nie da się sformułować żadnych sztywnych wytycznych - bo z dwojga dzieci urodzonych w 22. tygodniu każde będzie się rozwijać inaczej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, współpracowniczka działu „Świat”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2006