Ty będziesz żołnierzem mesjasza

W Polsce był Żydem, w Izraelu – Polakiem. Ksiądz Grzegorz Pawłowski nie żałuje, że opowiedział historię swojego życia.

18.05.2020

Czyta się kilka minut

Ks. Pawłowski w prowadzonej przez siebie Bibliotece Polskiej  przy kościele św. Piotra w Jafie, Tel Awiw, 27 lutego 2020 r. / RAFAŁ HETMAN
Ks. Pawłowski w prowadzonej przez siebie Bibliotece Polskiej przy kościele św. Piotra w Jafie, Tel Awiw, 27 lutego 2020 r. / RAFAŁ HETMAN

Nie wiadomo już, na kogo była zaadresowana. Nie wiadomo, kto powiedział: „Tak, jego brat żyje w Hajfie”. Pewne jest natomiast, że przesyłka z milenijnym numerem „Tygodnika Powszechnego” przyszła do Bat Jamu z Polski, nadawcami byli Tujakowie z Tomaszowa Lubelskiego.

Był rok 1966, do Bat Jamu, niedużego miasta na południe od Tel Awiwu, cały czas napływali imigranci. Ulicami chodzili już Żydzi z Argentyny, Egiptu, Maroka, Rumunii, Turcji i Bułgarii. Byli też przybysze z Polski i to właśnie oni pochylali się teraz nad płachtą zadrukowanego drobną czcionką papieru. „Moje życie” – taki tytuł nosił jeden z najdłuższych artykułów numeru.

Autor pisał: „Urodziłem się w Zamościu w roku 1931 jako najmłodszy z czworga rodzeństwa. Siostra Sura była ode mnie dwa lata starsza, druga siostra, Sznajdla Małka – pięć, a brat Chaim – siedem. Rodzice – Mendel i Mariem Griner – trudzili się sprzedawaniem węgla opałowego. Historia mojej rodziny zgodnie z tym, co pamiętam i co ocaliły akta archiwalne w Zamościu, to dzieje typowej średniozamożnej rodziny żydowskiej”.

Dzieje strachu i rozstań. Najpierw wyjechał Chaim, na wschód, razem z cofającym się wojskiem radzieckim. Potem zniknął Mendel. Prawdopodobnie zabili go naziści w czasie prac publicznych gdzieś w Zamościu. Mariem z córkami zginęła w Izbicy. Ktoś odkrył ich kryjówkę, potem razem z innymi Żydami zamknięto je w remizie strażackiej, a po dziesięciu dniach zostały zamordowane na cmentarzu żydowskim i spoczęły w zbiorowej mogile.

Uratował się najmłodszy. Jakub Hersz. Miał jedenaście lat. Udało mu się uciec z piwnicy, w której ukrywała się grupa Żydów. Nie zdążył pożegnać się z siostrami, nie zdążył pożegnać się z matką, ale zapamiętał jej słowa: „Ty będziesz żołnierzem mesjasza”.

Kiedy pisał artykuł do „Tygodnika”, już wiedział, że przepowiednia się sprawdziła.

Metryka

Pytam: – A jak to było z tym chłopcem, który przyniósł księdzu metrykę?

– Ja go spotkałem na ulicy w Zamościu – odpowiada ks. Pawłowski. – Starszy ode mnie. Widocznie mnie znał. Żydowski chłopiec. Pyta mnie: czy chcesz żyć? No pewnie, że chcę żyć! To musisz mieć metrykę urodzenia, mogę ci ją dać. A skąd ty ją weźmiesz? A co cię to obchodzi?! Poczekaj. Poczekałem kilka minut i mi ją dał.

– Na metryce był Grzegorz Pawłowski?

– Ja wtedy nie umiałem jeszcze czytać. Poszedłem do rodziny Michałków. Znałem ich. To byli Polacy. Pokazałem metrykę, a oni spytali, czy wiem, jak się teraz mam nazywać? Grzegorz Pawłowski. Wbili mi to do głowy razem z datą urodzenia, że potem zapomniałem swojej prawdziwej. Dopiero po wojnie w archiwum w Zamościu mogłem sprawdzić, kiedy urodziłem się naprawdę.

Ta metryka uratowała mu życie: – Któregoś dnia poszedłem się zagrzać – opowiada ks. Pawłowski. – W Zamościu, tam gdzie tory kolejowe, był obóz pracy przymusowej. Po prawej stronie stała wartownia, było mi zimno, więc tam wszedłem. Ale przyszło dwóch Niemców. Chodź z nami, chłopcze. Byli bardzo grzeczni i zaprowadzili mnie na gestapo. Gestapowiec pyta: ile masz lat? Ja mówię. Nieprawda! I uderza mnie w twarz. Pokazałem mu metrykę, więc zaprowadzono mnie do gestapowca wyższej rangi. Była tam już jakaś Żydówka, która nie miała żadnego dokumentu. Gestapowiec mnie pyta: gdzie masz opaskę? Nie mam i mu pokazuję metrykę. Kiwnął głową i mówi: tak, jego wypuszczam. I cichym głosem: a ona na śmierć. Podchodzi do niej drugi Niemiec z pistoletem i mówi: ja cię zabiję. A ten wyższy rangą: dlaczego ją straszysz, każdy chce żyć. Czyli wiedziałem, że on miał dobre serce. A ten wyrok nie był od niego, tylko on tak musiał. Ale gdyby chciał zbadać, że jestem chłopcem żydowskim… Przecież byłem obrzezany. Nie chciał badać.

Mesjasz

Wojna się już skończyła, ale strach pozostał. Dlatego trzynastolatek wszędzie opowiada, że jest dzieckiem Polaków. Katolików. Że ojciec był szewcem i umarł przed wojną, a matkę z młodszą siostrą zabili Ukraińcy. On się uratował, bo wtedy akurat spał w stodole. Kiedy tak zmyśla, potrafi się rozpłakać ze wzruszenia.

W domu dziecka w Rogoźnie kłamie w żywe oczy księdzu, choć od dawna fascynuje go kościół, piękne ołtarze, śpiew wiernych, organy i kazania. Od dawna co niedzielę chodzi z innymi dziećmi na msze. Chodzi też na religię, zdaje egzaminy przed pierwszą komunią, wsiąka w nową wiarę. Ale nie ma chrztu. Przed pierwszą komunią idzie z płaczem do księdza Wacława Kosmali i wyznaje, że nie został ochrzczony. „Skąd wiesz?” – pyta duchowny. „Matka mi mówiła...” – kłamie.

Ceremonia chrztu odbywa się na kilka dni przed pierwszą komunią. Matką chrzestną Grzegorza Pawłowskiego zostaje kierowniczka domu dziecka Kazimiera Łagowska, ojcem Wincenty Umer. Chłopiec tego dnia ma na sobie nowy garnitur z kokardką na piersi.

Kiedy jest w siódmej klasie, dom dziecka w Rogoźnie zostaje zlikwidowany. Grzegorz Pawłowski trafia do Bystrzycy koło Lublina. Do liceum chodzi w Lublinie. Chce służyć do mszy. Uczy się ministrantury. Wkrótce zaczyna posługę i zapomina języka żydowskiego. Jest ministrantem w katedrze. Codziennie przystępuje do komunii.

– Nie kłóciło się w środku księdza, że się sprzeniewierza wierze rodziny?

– Nic mi się nie kłóciło – powie w roku 2020, siedząc przy stole w niewielkim pokoju w budynku kościoła św. Piotra w ­Jafie. – Jeżeli Stary Testament mówi o mesjaszu, a Pan Jezus jest mesjaszem, to jestem na dobrej drodze. Nie miałem wątpliwości, bo przecież matka mi powiedziała „ty będziesz sługą mesjasza”. Coś w tym było.

Święcenia

– Kiedy pojawiło się powołanie?

– Po siódmej klasie zostałem przeniesiony do Domu Młodzieży w Lublinie. A już po dziewiątej klasie chciałem iść do jakiegoś zakonu. Na przykład do kapucynów. Przychodzę, a furtian mówi: ci chłopcy już pojechali. W Lublinie byli jezuici. Przyszedłem do nich i w tajemnicy powiedziałem prawdę o sobie i że chcę wstąpić do zakonu. Ten człowiek, z którym rozmawiałem, poszedł do Domu Młodzieży i wszystko opowiedział dyrektorowi. Nikt wcześniej tam nie wiedział, że jestem Żydem. Ja do was już nie pójdę, jak wy tak tajemnice zachowujecie!

Najpierw jednak Pawłowski trafił z Lublina do Puław.

– Byłem bardzo religijny – opowiada. – To były czasy stalinizmu. W szkole zrobiono masówkę. Zebrano młodzież w sali i zaczęto najeżdżać na wiarę, na papieża. Nie mogłem wytrzymać i zabrałem głos. Jako jedyny! Chcieli mi dać wilczy bilet. Zastanawiano się w kuratorium, co ze mną zrobić. Z jakiegoś powodu w kuratorium była siostra Klara Staszczyk z Puław, kierowniczka domu dziecka. „To ja go wezmę do siebie” – mówi. I przyszedłem do Puław do gimnazjum Czartoryskich. Ale tam też była masówka, najazd na religię i też zabrałem głos. UB mnie wzywa: jak chcesz zdać maturę, musisz donosić, co się dzieje u sióstr zakonnych. Ja mówię: nie będę donosił. To nie zdasz matury! To nie zdam! Jednak dali mi maturę skończyć. I siostra Klara powiedziała, żebym poszedł do seminarium, ale nic nie opowiadał.


Czytaj także: Kim jest mesjasz - rozmowa z Israelem Knohlem


– O pochodzeniu?

– Że jestem Żydem, nie trzeba mówić. Już chodzę w sutannie drugi rok, a ojciec duchowny Karol Konopka mówi: spowiadaj się z całego życia. Ja mówię: nie ma potrzeby spowiadać się z całego życia. A dlaczego? Bo byłem późno chrzczony. A dlaczego? Bo by-łem póź-no chrzczo-ny… A dlaczego? Bo jestem Żydem. Czy o tym powiedziałeś rektorowi? Nie. Kładę ci na sumieniu, masz to powiedzieć. I powiedziałem.

– I co?

– Najpierw zapytali o metrykę chrztu. To mogłem dostarczyć. Ale później D. zaczął mnie prześladować. Przez cały czas, odkąd się ujawniłem, mnie prześladował. On był chyba z rodziny antysemickiej. Jemu moje pochodzenie przeszkadzało. Przecież Pan Jezus pochodzi z rodziny żydowskiej. Obrzezany był. Matka Boża Żydówka. Co to przeszkadza, że jeszcze jeden Żyd dołącza?

– A kim był D.?

– Później biskupem. Ależ mi dokuczał…

– Co robił?

– Może zostawmy ten temat. Tak czy owak zostałem wyświęcony. Siostry mi urządziły prymicje. Siostra Klara zastępowała matkę i w imieniu matki udzieliła błogosławieństwa, ks. Zygmunt Adamczewski w imieniu ojca. Siostry zrobiły przyjęcie. I później poszedłem do Żółkiewki, potem do Bobów i do Chodla, i w Chodlu właśnie napisałem ten artykuł. Ujawniłem się. Koniec już tego ukrywania się.

Artykuł

Ks. Grzegorz Pawłowski pisze swój artykuł w 1966 roku i wysyła do „Tygodnika Powszechnego”. „Co będzie, to będzie” – myśli.

– Wtedy w Polsce, jeżeli ksiądz był Żydem, to ukrywał – powie w roku 2020 i stuknie ręką w stół. – Był taki M., który w jidysz mówił, ale ukrywał to. Wszyscy wiedzieli, że był Żydem, ale on niby nie wiedział. Ja z kolei uważałem, że to jest hańba dla księdza katolickiego, stróża moralności, żeby się zapierał ojca, matki, sióstr, całej rodziny, która w okrutny sposób została zamordowana. Ale zadawałem sobie pytanie, co będzie z tymi Polakami antysemitami…

Ogromny tekst ukazuje się w podwójnym numerze 15-16 w kwietniu 1966 r. Polska obchodzi tysiąclecie chrztu.

Na pierwszej stronie redakcja cytuje fragmenty listu Karola Wojtyły opublikowanego przed rokiem: „[Kościół] żyje stale wolnością każdego z osobna człowieka, który świadomie wybiera Boga i chce do Niego przynależeć. Początkiem owej przynależności jest Chrzest. Sakrament wyznawców, a przedtem jeszcze Sakrament dzieci Bożych. Potężny wątek dziejów naszej duchowości wiąże się właśnie z nim”.

We wstępie do artykułu ks. Pawłowskiego (który podpisał się również swoim żydowskim imieniem) redakcja zwraca uwagę na wkład Żydów w bogactwo kultury polskiej: „Szczęśliwie się stało, że wstrząsające wspomnienia Jakuba Hersza Grinera – księdza Grzegorza Pawłowskiego – możemy drukować właśnie w numerze poświęconym Milenium. Gdyby ich tutaj nie było, brakowałoby w »Tygodniku« istotnego akcentu. Bo tysiąclecie Polski to nie może być święto autochtonów. Okrylibyśmy się wstydem, gdybyśmy tej rocznicy nie obchodzili wspólnie ze wszystkimi, którzy w ciągu dziejów przyszli do Polski z zewnątrz i stawali się Polakami, zachowując przecież swoją narodowość, wyznanie, kulturę. Pierwszeństwo wśród nich należy się na pewno »Izraelowi, bratu starszemu«. (...) Polska była im matką, ale bywała macochą”.

Tułaczka

Artykuł ks. Pawłowskiego czytają jego parafianie. Ci obecni, z Chodla, i ci byli z innych miejscowości. Podobno w sąsiednim Pusznie milenijny numer „Tygodnika” ludzie przekazują sobie od domu do domu.

„Zaczęto się dobijać do drzwi naszej kryjówki”.

„Wyszedłem z domu pierwszy. Zauważyłem kilku gapiów Polaków. Żadnego Niemca. Wykorzystałem sytuację i uciekłem. Ktoś powiedział: »To chłopiec żydowski«, ale inni szepnęli: »Cicho, niech ucieka«. Mamusia i dwie siostry zostały, ociągając się z wyjściem, nic nie wiedząc o mojej ucieczce”.

„Nadeszła noc. Byłem bezdomny. Udałem się na krańce Izbicy dla większego bezpieczeństwa. Podszedł do mnie jakiś mężczyzna i bez pytania, jakby coś o mnie wiedział, wskazał dom, w którym na pewno mnie przenocują. I rzeczywiście – przyjęto mnie tam bardzo serdecznie”.

„A właśnie kiedy opuszczałem Izbicę, zauważyłem, jak łapano chłopca żydowskiego. Może by i uciekł, gdyby nie przechodząca tamtędy dziewczyna, która go schwytała. Biedak szamotał się, płakał, błagał o litość, ale daremnie”.

„Przez pewien czas przechowywało mnie starsze małżeństwo, państwo Ptaszkowie (Józef i Anastazja), zamieszkali przy ulicy Partyzantów 31. Polacy byli nader dla mnie życzliwi. Nie mogłem tam być długo ze zrozumiałych względów, ażeby ich nie narażać”.


Czytaj także: Moje dwie ojczyzny - rozmowa z Michałem Handelzalcem


„Przechowywała mnie potem znajoma starsza pani, Katarzyna Woińska (ul. Hrubieszowska 10). Była dla mnie czuła jak matka”.

„Wśród tej ciągłej tułaczki nauczyłem się nieźle po polsku i przyswoiłem sobie pacierz, a metryka ciągle mi się przydawała. Gdzie tylko przebywałem, klękałem rano i wieczorem do pacierza, żeby nikt mnie nie posądził o inne wyznanie”.

„Przyjęła mnie do pasienia krów Józefa Harasim. Kazała do siebie mówić – »babcia«, do córki (Teofili Bajak) – »ciocia«, a do jej męża Aleksandra – »wujek«”.

Żyd

– Po publikacji artykułu okazało się, że Polacy nie są antysemitami. Ja z takimi nie miałem do czynienia – powie ks. Grzegorz Pawłowski w roku 2020. – Ludzie byli ciekawi, bardzo się mną interesowali. Mogłem normalnie pracować. Na przykład w Abramowicach głosiłem rekolekcje jako Żyd. Ksiądz Żyd. Ludzi przyszło dużo, byli ciekawi. To było za czasów Gomułki, kiedy prześladowano Żydów, a ja od ludzi nic nie słyszałem, żadnego słowa. Wszędzie mnie honorują. Nawet ksiądz biskup Cisło, on jest bardzo życzliwy dla Żydów, o tym warto wspomnieć, kiedy jedzie na wizytację parafii i bierzmowanie, to mnie bierze, jak jestem w Polsce. Żebym dał świadectwo.

– Uwolnił się ksiądz od ciężaru?

– Czułem się sobą. To mi dokuczało, dlaczego ja się nie przyznaję do pochodzenia. Przecież moja rodzina zginęła tylko dlatego, że wszyscy byli Żydami, nic złego nie zrobili. W moich oczach to są święci ludzie.

Brat

„Przyjedź, ktoś z twojej rodziny żyje” – powiedział głos w słuchawce. Chaim musiał się bardzo zdziwić, kiedy odebrał telefon, ale jeszcze tego samego dnia wsiadł w pociąg i przyjechał z Hajfy do Tel Awiwu, potem do Bat Jamu.

Co myślał jadąc? Na pewno głos w telefonie wyjaśnił, że chodzi o małego Hersza. Ostatni raz bracia widzieli się we wrześniu 1939 roku. Chaim czytał gazety. Był pewien, że jeśli Niemcy zaatakują Polskę, Żydów czekają prześladowania. Kiedy więc pojawiła się możliwość ucieczki na wschód, nie wahał się. W dniu wyjazdu nie zdążył się pożegnać z najmłodszym bratem. Chaim trafił do Armii Czerwonej, doszedł z nią do Berlina. Nie wrócił do Zamościa, bo myślał, że wszyscy zginęli. Przez Cypr dotarł do Izraela. Pracował w kibucu, ożenił się z Żydówką z Tomaszowa Lubelskiego.

Chaim czyta artykuł i płacze.

– To jest mój brat – mówi.

Pomnik

– Jak napisałem artykuł, to już potem mogłem wszystko robić – mówi ks. Pawłowski. – Pojechałem do Izbicy, poszedłem na cmentarz żydowski i zobaczyłem, jak się tam krowa pasie. To myślę sobie, że ja jako ksiądz nie mogę na to pozwolić, żeby krowa chodziła po grobie mojej matki, sióstr i pomordowanych Żydów. I wtedy postawiłem pomnik. Przedstawia górę Synaj, jest napis: „Nie zabijaj!”.

„Błogosławionej pamięci najdroższych rodziców Mariem i Mendla Griner, sióstr Sznajdli i Sury oraz wszystkich Żydów zamordowanych na tym cmentarzu w listopadzie 1942 r. przez hitlerowskich gwałcicieli przykazań bożych” – tak brzmi napis.

– Dostałem pozwolenie od rabina z Warszawy. A jak już wszystko postawiłem, policja kazała mi się zgłosić w Izbicy. Poszedłem tam w sutannie.

Opowiedział o rodzinie. Przyjęli to.

– A swój grób kiedy ksiądz przygotował?

– To już zrobiłem, jak byłem w Izraelu. Drugi pomnik, dla siebie, bo chcę być pochowany obok matki. Nikt by mi tego, jako księdzu, nie wybudował. A to jest moja wola. Nie mogłem tam krzyża postawić, więc na pomniku jest kosz z chlebem i dwie ryby. Jak Żyd patrzy, to nie bardzo wie, co to oznacza, a chrześcijanin jak patrzy, to wie.

Na nagrobku napis: „Opuściłem najbliższych w obliczu ich zagłady, aby ratować swe życie. Oddałem je w służbie Bogu i ludziom. Powróciłem na miejsce ich męczeńskiej śmierci”.

Wyjazd

W artykule opublikowanym przez „Tygodnik” autor zwierza się czytelnikom z jeszcze jednego sekretu. Od dawna czuje powołanie, by głosić Ewangelię wśród Żydów. „W jakiś sposób jestem odpowiedzialny za życie duchowe swojego narodu, z którym łączą mnie więzy krwi” – pisze.

Chce wyjechać do Izraela. Dobrze mu wśród Polaków, ale powołanie jest silniejsze. Jeszcze nie wie, że w Hajfie mieszka jego brat.

W 2020 r., kiedy rozmawiam z ks. Pawłowskim w Jafie, mija dokładnie 50 lat od jego przyjazdu do Izraela. Kiedy przyjechał tu w 1970 r., nie został uznany przez władze Izraela za Żyda.

Również dla Chaima przestał już być Żydem.

Praca

Chaim jedzie na lotnisko. Za chwilę ma spotkać młodszego brata. Po tym, co przeczytał w artykule, na pewno ma mieszane uczucia.

„Wyjeżdżając z Polski miałem napisane »Żyd«, jak przyjechałem do Izraela, napisano mi »Polak«” – powie ks. Pawłowski w 2006 r. Tomaszowi Czajkowskiemu z „Ośrodka Brama Grodzka – ­Teatr NN”.

W drodze do Hajfy Chaim oświadcza bratu, że musi zdjąć koloratkę. W jego domu nie może chodzić ubrany jak ksiądz. Rabin, którego Chaim się radzi, podpowiada: „Lepiej z daleka. Żeby on nie miał wpływu”.

„Ja powinienem ciebie uważać za nieboszczyka – oświadcza w końcu Chaim. – Ale tego zrobić nie mogę” – dodaje.

„Jestem u brata, ale źle się czuję” – mówi któregoś dnia do słuchawki Grzegorz Pawłowski. Po drugiej stronie kabla jest ks. Alfred Delme, znajomy ze studiów Karola Wojtyły. „No to ja jestem sam. To przyjedź do mnie” – odpowiada duchowny.

Ks. Delme ma mieszkanie i kaplicę. W mieszkaniu Grzegorz Pawłowski nocuje, w kaplicy się modli. Zaczyna też naukę hebrajskiego i angażuje się w duszpasterstwo Polaków mieszkających w Tel Awiwie. Z czasem ma coraz więcej pracy. Coraz lepiej mówi też po hebrajsku. W tym języku uczy dzieci religii. Niedługo napisze po hebrajsku podręcznik do nauki religii. W kościele św. Piotra w Jafie prowadzi msze w języku polskim. Czasem po polsku i hebrajsku jednocześnie.

Dom

– Jak się układały stosunki z bratem?

– Później już dobrze – przyznaje ks. Pawłowski. – Nawet niedawno był u mnie jego wnuk z żoną. Podałem koszerne jedzenie. Zawsze koszerne stawiam. Brat umarł 23 lata temu, na serce. Kiedyś z bratankiem pojechałem zobaczyć w Tomaszowie dom jego matki. Jeszcze stał. Ale ludzie tam się wtedy skandalicznie zachowali. Jak oni się rzucali, jak wściekli byli! W końcu im powiedziałem: myśmy przyszli tylko zobaczyć. Ja jestem księdzem katolickim. Proszę bardzo, mam obrazki z Ziemi Świętej. Dałem im obrazki, dopiero uwierzyli. Religijni Polacy!

Tak samo było, jak poszedłem odwiedzić w Zamościu dom, w którym mieszkaliśmy, jak nasz dom się spalił. Mieszkaliśmy w jednym pokoju wszyscy. Gospodarz tego domu wyskoczył: ale ja ten dom kupiłem! Ja mówię: przyszedłem jako ksiądz, ja tylko chcę zobaczyć, jak myśmy mieszkali. Zrozumieli.

Infuła

Ks. Pawłowski w 2011 r. został uhonorowany tytułem protonotariusza apostolskiego, czyli infułata. Od tego czasu ma prawo do noszenia fioletowej sutanny i mitry. W 2018 r. otrzymał tytuł Honorowego Obywatela Miasta Lublina. Pisze książki. Właśnie oddał do druku kolejną. Na każdej podpisuje się tak samo: ks. Grzegorz Pawłowski (Jakub Hersz Griner). Po naszym spotkaniu autor wręcza mi jedną z nich – „Ocaleni z Zagłady”.

We wstępie Marian Turski pisze: „Ogromna jest wiara Jakuba Hersza Grinera, który narodzi się na nowo jako Grzegorz Pawłowski. Wychowany przez tych, którzy go ratowali – jak sam pisze – w atmosferze wiary chrześcijańskiej, przyjął ją jako własną. Uznaję to i szanuję – to emanuje z Jego postawy i Jego twórczości. Jest to, jestem o tym przekonany, wiara bardzo bliska źródeł judeochrześcijańskich”.

Dodaje też: „Odnosi się wrażenie, że Jego przekonanie, iż w ludziach dominuje dobro, niemal ociera się o naiwność. Może być też, że ks. Grzegorz – człowiek dobrego serca, niekiedy swoje wishful thinking przenosi na opisywaną rzeczywistość”.

Opowieści

W Izbicy historia ks. Grzegorza Pawłowskiego obrosła legendą. W tych opowieściach Jakub Hersz Griner spotyka na swojej drodze samych troskliwych ludzi. Kiedy ucieka od matki i śmierci, przygarniają go na noc. Rano namawiają do ucieczki, bo Niemcy są zbyt blisko. Ratują go kolejni. W końcu piechotą dochodzi do Lublina. Tam trafia do sióstr zakonnych. Po wojnie odnajduje brata, wiara ich nie dzieli, cieszą się, że przeżyli. ©

Przy pisaniu tekstu korzystałem z Biblioteki Multimedialnej na stronie TeatrNN.pl.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 21/2020