Twarz i statystyka

27.05.2019

Czyta się kilka minut

Dwa tygodnie temu Franciszek spotkał się z członkami Stowarzyszenia Prasy Zagranicznej mającego – jak pisze na swoim profilu wieloletni korespondent w Rzymie, a dziś autor programów w TVN24 BiS Jacek Pałasiński – we Włoszech znaczącą, bo konstytucyjnie umocowaną pozycję. W polskich katomediach teksty o tym spotkaniu skupiały się na wzniosłych, głębokich, acz „bezpiecznych” wskazaniach moralnych papieża. W relacji Jacka znalazłem więcej konkretów odbierających sumieniu spokój. „Pamiętajcie, że pierwszym krokiem każdej dyktatury jest odebranie wolności prasie”. „Musicie działać tak, by nie zapominać o dramacie imigrantów, dla których Morze Śródziemne stało się cmentarzem”. „Zapomniane wojny nadal trwają, a ludzie o nich nie pamiętają, ponieważ nie są w porządku dnia mediów. Kto z was mówi o Rohingach? Kto o Jazydach? Nadal cierpią”.

Powtarzanie „Franciszek znowu ma rację!” staje się powoli męczące, ale co robić, skoro właśnie tak jest. Odkrycie, że cierpienie ludzi nie kończy się wraz z końcem relacji na żywo z miejsca klęski, że ono trwa niezależnie od tego, czy ja nadal o nim myślę, że tu nie chodzi o moją reakcję na czyjś ból, ale o ból tego kogoś – to obowiązek człowieka, który chce mieć w sercu Ewangelię, a nie telewizor. Afekt współczucia nie jest jeszcze jednak, mam wrażenie, chrześcijaństwem. Ono zaczyna się w chwili, w której zacznę o tym, którego widzę, myśleć nie „sobą”, lecz „nim”. W którym dotrze do mnie, że to jest naprawdę fajne i szlachetne, jeśli raz w roku uda mi się zorganizować zbiórkę na jedzenie, muszę jednak pamiętać, że tamci ludzie nie jedzą raz w roku. Że punktowe formy pomagania, żeby naprawdę tworzyły bardziej zgodny z Bożym pomysłem świat, muszą albo się wspierać i uzupełniać (ja zrobię swoją zbiórkę dziś, ty swoją za tydzień), albo przekształcić się w system, który zamiast na moich możliwościach i miłosiernych pragnieniach, koncentrować się będzie na potrzebach drugiej strony.

I to wcale nie są rzeczy proste do zrozumienia i przepracowania. To chyba trochę tak jak z pogrzebem, który – wnioskuję z relacji licznych znajomych, którzy stracili kogoś bliskiego – bywa punktem granicznym, do którego człowiek może liczyć na wielorakie wsparcie bliskich. Po powrocie z cmentarza, gdy wszystko, co miało się wydarzyć, już się wydarzyło – co tu organizować, w czym wyręczać, wspierać? – ludzie znikają, telefon milknie, bo co zrobić teraz, kiedy można w zasadzie tylko być? Tak będzie i teraz po pustoszących południe kraju powodziach: fala czynnego współczucia opadnie wraz z kulminacją rzek i społecznych emocji. A przecież właśnie wtedy ofiary klęski potrzebować nas będą najbardziej. Nie da się odbudować domu w czasie kilkudniowego pobytu reportera robiącego wejścia na żywo.

Im dłużej robię to, co ostatnio robię, tym wyraźniej widzę, że jest na to chyba tylko jedno lekarstwo, które z widza wiadomości może przynajmniej teoretycznie zrobić coś zbliżonego kształtem do chrześcijanina. Mieliśmy ostatnio w Fundacji Dobra Fabryka do podjęcia bardzo ważną decyzję. Od ubiegłego roku działamy nie tylko w Afryce, ale też w Polsce i w Azji – w Chinach i Bangladeszu. Akcję pomocy Rohingom koczującym w tym ostatnim kraju podjęliśmy zainspirowani relacjami dziennikarza „TP” Marka Rabija, za parę dni ruszamy z budową świetlicy dla żyjących w obozie w Cox’s Bazar dzieci. To oczywiście będzie kropla w oceanie potrzeb (w największym z obozów w okolicach Cox’s Bazar mieszka pewnie ponad milion ludzi, ponad 50 tysięcy kobiet jest tam w ciąży). Nie ma słów, by opisać warunki, w których żyją ci ludzie. Świetlica da najmłodszym uchodźcom, którzy nie mogą chodzić do szkoły, szansę na cztery godziny dziecięcej normalności dziennie: na zabawę, na lekcje języka, na ciepły posiłek. Nawiązaliśmy współpracę z lokalnym partnerem, zatrudniliśmy na miejscu koordynatora, przygotowaliśmy i zweryfikowaliśmy kosztorys, opracowaliśmy detaliczny plan działania. Trzeba było podjąć finalną decyzję: robimy to czy nie. Sytuacja w Bangladeszu zmieniła się po wyborach, nastroje są mocno antyuchodźcze. A co jeśli zainwestujemy teraz ponad 100 tys. dolarów w budowę i odpalenie placówki (a później parę tysięcy każdego miesiąca na jej utrzymanie), a władze za miesiąc zaczną to wszystko likwidować? Czy warto wydawać takie pieniądze, skoro można by za nie działać gdzie indziej przez pół roku?

Gdy zacząłem przeliczać w głowie różne scenariusze, zrozumiałem, jak idiotyczne to zajęcie, w jaką pułapkę wpadłem. To dzieci Rohingów. A jeśli to byłyby moje dzieci? Ile warto byłoby wydać, żeby w całym swoim życiu miały ten miesiąc normalnego dzieciństwa, spokoju, radości, dobre wspomnienia? Czy 100 tys. dolarów to za dużo? A gdyby chodziło o dwa miesiące – to już się opłaca? A dwa tygodnie za, dajmy na to, 60 tysięcy? A tydzień za 80? Na to odpowiedź może być tylko jedna: warto wydać każde pieniądze, żeby każde dziecko, które spotkasz (a nie hipotetyczne, statystyczne, alternatywna figura w dobroczynnych obliczeniach), miało choć godzinę bez bólu, kwadrans dobrego życia. Bo choć ono nie jest moim dzieckiem, to jest ktoś, dla kogo ono jest całym światem. Startujemy więc z projektem, budowa rusza, świetlica zacznie działać w czerwcu.

Nic się na tym świecie nie zmieni naprawdę, to wciąż będzie przepychanie biedy z jednych statystyk do innych, jeśli nie zmienimy liczby mnogiej, owej ludzkości, narodu, społeczeństwa, uchodźców, chorych, na liczbę pojedynczą, na tę jedną, jedyną twarz, którą widzi Bóg. On bez problemu radzi sobie z obsługą miliardów pojedynczych twarzy, człowiek – wchodzący w Jego kompetencje – nie, musi lepić je w większe całości. W ten sposób odczłowiecza świat, ideologizuje go i zamienia w polityczną, ideową, gospodarczą maszynę.

Nie wiesz, co robić, czy pomóc, jak działać, czy bronić? Zadaj sobie pytania: A gdyby to mój dom był dzisiaj zalany? A gdyby to mnie umarł właśnie ktoś bliski? A gdyby tym uchodźcą było moje dziecko? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 22/2019