Tuż przed. Wojciech Bonowicz o Alice Lyons

Alice Lyons jest mała i krucha, ale kiedy z nią rozmawiam, wydaje mi się dyskretną rebeliantką, delikatną, lecz upartą rewolucjonistką, kimś od dawna znajomym.

11.07.2022

Czyta się kilka minut

YouTube / Limerick Literary Festival /
YouTube / Limerick Literary Festival /

Alice urodziła się w Paterson. Tak, tym sławnym Paterson z poematu Williama Carlosa Williamsa i filmu Jima Jarmuscha. Przez pewien czas mieszkała nawet przy głównej ulicy, którą w filmie codziennie przemierza autobus prowadzony przez Adama Drivera. „Wspaniały aktor. Uwielbiam go”, mówi. „Cały film jest bardzo dobry, widziałem go sześć razy”, dodaję, choć nie wyjaśniam, dlaczego. Kiedy przed laty, tuż po studiach, mieszkałem w New Jersey, pisałem wiersze, pracując jako roomkeeper, a potem także pomocnik we włoskiej restauracji. W zimne dni jeździłem do pracy podobnym autobusem, który z przodu miał automat na monety, a ruszając z przystanku kołysał się niczym zmęczony człowiek.

W poezji nie ma nic niezwykłego, ot, robota jak każda inna. Przed południem jesteś kierowcą, sprzątasz pokoje albo wykładasz w college’u, a po południu siadasz nad kartką papieru i zamiast planować wydatki lub projektować przebudowę ganku, coś tam zapisujesz. To zapisywanie nie ma żadnego praktycznego celu poza jednym – robisz to, bo musisz to robić. Nawet wtedy, gdy zapisy są nieudane, pisanie nie sprawia ci radości albo myślami jesteś gdzie indziej – wracasz do pustej kartki. Siedzimy z Alice w barze na rogu Starowiślnej i Dietla, trzymamy w rękach olbrzymie filiżanki kawy i rozmawiamy o poezji, szukając wspólnych znajomych i wspólnych wątków.


ZOBACZ TAKŻE:
Można metafory, którymi posługują się literaci piszący o literaturze, traktować jako wyraz megalomanii, ale byłoby to małoduszne. Język naprawdę jest materią oporu, a robota literacka jest robotą „brudną” >>>>


Alice Lyons przyszła na świat jako córka irlandzkich imigrantów. Zanim w 1998 r. zdecydowała się wrócić do kraju przodków, mieszkała i studiowała w Stanach.

Firankowa Irlandka, przezywali moją matkę, co znaczyło,
że nie wolno mi było mówić deli, ave lub coffee na modłę New Jersey,

„delicatessen, avenue, ka-fi” – poprawiała.
Co znaczyło: żadnych bikini i przekłutych uszu –
„Tylko Grecy i Cyganie tak się noszą”.
Jej zamiłowanie do poprawności sięgało nawet zasłon.
Trzeba je było zaciągać akuratnie, „na pokaz”
tak by od zewnątrz miały wygładzony wygląd.
Na pytanie o zasłony lub dlaczego w słoneczne dni
suszymy pranie w suszarce
ta sama ostra odpowiedź:
„Chcesz, żeby ludzie brali nas za Portoryków?”

– wspomina w jednym z wierszy (podaję go, podobnie jak kolejny, w przekładzie Justyna Huni). Fragment jest charakterystyczny i uruchamia kolejne skojarzenia: kiedy jest się „nie stąd”, człowiek bardzo się stara, żeby nie wzięto go za kogoś innego, niż jest. Szybko więc znajduje sobie takich, którzy są „nie stąd” jeszcze bardziej. Dla Polaków, których spotkałem w New Jersey, takimi gorszymi migrantami byli właśnie Portorykańczycy.

Alice nie lubiła tych podziałów. Nie lubiła też amerykańskich przedmieść, gdzie stawiano domy w rzędach, tak jak się to dziś robi w okolicach każdego większego polskiego miasta. Osiedla-podróbki, tak je nazywa w jednym z wierszy, bo obiecywały coś, czego dać nie mogły, oferując w rzeczywistości same namiastki – domu, prywatności, wspólnoty i bliskości z naturą. Właśnie na takie osiedle, jeśli dobrze zrozumiałem, wyprowadziła się w końcu jej rodzina. I przed takim osiedlem Alice uciekła do Irlandii. Uciekła – to znaczy wróciła. Teraz ma pod dostatkiem pustych wzgórz i wody, i przyjaciół, z którymi regularnie chodzi na spacery po tych pustaciach.

Jest mała i krucha, ale kiedy z nią rozmawiam, wydaje mi się dyskretną rebeliantką, delikatną, lecz upartą rewolucjonistką, kimś od dawna znajomym.

Przyjechała zbierać materiały do powieści, której akcja rozgrywać się będzie częściowo w Polsce. Rozumie niektóre polskie słowa, włącza je do swoich wierszy i towarzyszących im działań artystycznych. Szorstkość i szelestliwość polszczyzny dobrze konweniuje z jej wrażliwością na cierpienie, zwłaszcza takie, które latami gromadziło się w jakimś konkretnym miejscu. Alice była w Polsce kilka razy, ale nigdy nie zdecydowała się pojechać do Auschwitz. Czuje, że taka wizyta mogłaby być ponad jej siły. Natomiast jej debiutancki tom był efektem akcji zorganizowanej na schodach dawnego gmachu sądowego, gdzie angielscy sędziowie skazywali na śmierć irlandzkich wieśniaków.

Jeden z wierszy w tym tomie wydrukowała po polsku i angielsku:

Z tego wiersza nie będzie żaden bestseller.
Bardzo możliwe, że tylko mojej córce
będzie się chciało przeczytać
te słowa po mojej śmierci.
Jakże mam jej (lub tobie) wytłumaczyć,
że nigdy nie widzę wyraźniej
niż w tym wezbraniu, w tej
wypukłej chwili nieskończonego zwielokrotnienia tuż przed
wypłynięciem łez?
©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, publicysta, stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jako poeta debiutował w 1995 tomem „Wybór większości”. Laureat m.in. nagrody głównej w konkursach poetyckich „Nowego Nurtu” (1995) oraz im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1995), a także Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 29/2022