Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Można by się więc uspokoić i czekać cierpliwie, obiecując sobie i przyjaciołom przy następnej wyprawie do Wilna odwiedzenie Mickiewiczowskich murów w lepszym stanie. Tylko że ta niespodziewana i tak rzadka w codziennej prasie korespondencja nie o polityce, lecz o historii, pamięci i wspólnej trosce o nie - pozostawia jednak zbyt wielką liczbę pytań bez odpowiedzi. Nie unikajmy ich więc.
Robert Mackiewicz z Wilna pisze w swoim pierwszym alarmującym doniesieniu, że "w renowacji bazylianów nie bierze udziału nikt z Polski. Podobno bazylianie kilka lat cierpliwie czekali na finansowe zaangażowanie ze strony polskiej i otrzymywali z Warszawy optymistyczne sygnały, że pomoc nadejdzie". Czy na pewno wszystko rozbiło się tylko o to, że, jak tłumaczy strona polska, "nie wykazywano zainteresowania rozmową z nami"? Może to tylko łatwa wymówka, nie bardzo dająca się przełożyć na konkretne dowody? Jak było ostatecznie ze Wspólnotą Polską: obiecywała pomoc czy nie, a jeśli nie - to dlaczego właściwie? A co z obietnicami składanymi przez inne wysokie instancje, które z kolei przytacza "GW"? Też były urojeniem czy lekko rzucanymi słowami bez pokrycia? I jak to się stało, że wznowione na progu niepodległej Litwy Środy Literackie w Celi Konrada (w 1992 r. byłam na ich inauguracji, z Miłoszem jako głównym gościem) tak po prostu umarły znowu, "gdyż nie spotkały się z zainteresowaniem litewskich kręgów kulturalnych", jak pisze wileński korespondent "GW". A może należało tylko bardziej na nie chuchać, i chodzi raczej o to, że i po naszej stronie nie było komu o to się zatroszczyć?
Czytając wszystkie te korespondencje, można sobie zestawić sporą listę ważnych instytucji i ważnych urzędników, którzy powinni umieć odpowiedzieć na każde z tych pytań i na wiele podobnych (zaczynając od Departamentu ds. Polskiego Dziedzictwa Kulturowego za Granicą w Ministerstwie Kultury). Pod warunkiem, po pierwsze, że zechcą. A po drugie, że dziennikarzom będzie się chciało zadać takie pytania, odległe o lata świetlne od tego, czym w mediach żywimy się ostatnio dzień i noc.