Wieczne światło zatrzymanego czasu

Na wiadomość o śmierci Czesława Miłosza jego amerykański przyjaciel Alexander Schenker napisał do mnie: Pociechą jest jedynie myśl, że dane nam było przeżyć choć część naszego żywota w cieniu Baublisa polskiej poezji. Te słowa nasuwają myśl o Mickiewiczu i powinowactwach, które łączyły obu twórców.

22.08.2004

Czyta się kilka minut

ANDRZEJ IWAŃCZUK/REPORTER /
ANDRZEJ IWAŃCZUK/REPORTER /

Przywołują ogrom i siłę dębu, każąc myśleć o miejscu, jakie autor “Ocalenia" zajmuje w gospodarstwie polskiej poezji. Przypominają o więzi, jaka łączyła Miłosza z ogrodami i drzewami jego dzieciństwa, z wielkim ogrodem świata: “Jestem maleńkim ptaszkiem w ogromnym, szczęśliwym drzewie, / A to drzewo nie rośnie w lesie, bo samo jest całym lasem. / W nim mój początek, pamięć i zaniemówienie, / Bo nie chce być nazwane żadnym wyrazem".

Jego dzieło jest jak dąb, sięgający głęboko korzeniami, które w ciemnościach filtrują ziemskie soki. Jego biografia streszcza cały XX wiek. W starości Miłosz wielokrotnie sam próbował ogarnąć swoje życie, odgadnąć zamysł nieznanej potęgi, która tak wiele razy go ocalała - od dziecięcej choroby, granatu wrzuconego do dworskiego pokoju, karabinowych kul dwóch wojen - i ratowała przed największą może pokusą, duchowym zakłamaniem. A jednocześnie zadawała podstępne ciosy, dbając, by w jego poezji nie zabrakło mądrości cierpienia. “Zaznałem prawdziwych, nie urojonych, tragedii, / tym trudniejszych do znoszenia, że nie czułem się niewinny. / Nauczyłem się znosić nieszczęście, jak się znosi kalectwo"...

Leszczynowe łuki

Przyszły autor “Doliny Issy" urodził się 30 czerwca 1911 r. w Szetejniach na Litwie. Do położonego nad rzeką Niewiażą majątku należał folwark w Podkomorzynku, tam mieszkali rodzice małego Czesława - Weronika z Kunatów i Aleksander Miłosz. A właściwie - nie tyle już ziemianie, co “wysadzona z siodła" inteligencja - chronili się tam w czasie krótkich przerw w historycznych zawieruchach.

Dzieciństwo Czesława Miłosza to czas podróży, zamętu, wędrujących armii, upadku jednych państw i powstawania innych. W 1913 r. ojciec-inżynier, świeżo upieczony absolwent ryskiej politechniki, zostaje zatrudniony w Krasnojarsku - na Syberię podąży też żona z synem, który na całe życie zapamięta błyszczący lakier widzianego po raz pierwszy automobilu. Gdy kontrakt dobiega końca, rodzina wraca na Litwę, by tam usłyszeć o wybuchu I wojny. Aleksander zostaje zmobilizowany, jako oficer rosyjskiego pułku saperów buduje mosty. “Pierwsza moja świadomość przyszła z wojną - czytamy w “Rodzinnej Europie". - Wysuwając głowę spod peleryny babki, zapoznawałem się z grozą: ryk gnanego bydła, panika, gęsty kurz na drodze, ciemny horyzont, na którym błyskało i dudniło. Niemcy następowali, wojska Cara cofały się z Litwy, a z nimi tłumy uchodźców".

W 1917 roku, w Rżewie nad Wołgą przychodzi na świat brat Czesława - Andrzej Miłosz, a rewolucyjna zawierucha zanosi całą rodzinę do Dorpatu. Choć Aleksander został przez bolszewików uznany za przydatnego fachowca, nie omijał jej strach nocnych rewizji: “Przerażenie na twarzach kobiet, wrzask brata w kołysce, całe ubogie sanktuarium czy nora rodziny przewracane do góry nogami - wszystko to nie jest zdrowe dla dziecięcego serca". Wreszcie Dorpat zajmują Niemcy, a Miłoszowie docierają do domu. W Orszy mały Czesław o mało się nie gubi - w ostatniej chwili jakiś komisarz przyprowadza chłopca przerażonym rodzicom.

Siódme urodziny obchodzi w Szetejniach, które po latach tułaczki jawią mu się jako ziemski raj. To wtedy wycina leszczynowe gałęzie na łuki, w zakamarkach ogrodu chowa się przed matką, która chce go nauczyć czytać, a przecież - jest tego pewien! - on nigdy sztuki tej zgłębić nie zdoła. Niedługo potem spędzać będzie długie godziny na ceratowej kanapie, pożerając znalezione w dworskiej bibliotece czasopisma i książki - “Iliadę" i Szekspira, pierwsze wydanie “Ballad i romansów", “Pana Tadeusza" i powieści Mayne Reida, Rodziewiczównę i “Gucia zaczarowanego", “Cudowną podróż" i stosy dzieł z XIX i XVIII wieku.

Idylla trwa jednak tylko kilka miesięcy. Aleksander wstępuje do polskiego wojska, o Wilno - w latach 1918-20 przechodzące z rąk do rąk - toczą się walki, a Weronika z dziećmi bądź przenosi się do miasta, chcąc być bliżej męża, bądź ucieka przed nadchodzącym zagrożeniem. Znów wszystko jest płynne, wchłaniane oczyma dziecka obrazy zniszczenia, okrucieństwa i katastrofy, ich kontrast ze stabilnym, zanurzonym w bogactwie przyrody wiejskim życiem w Szetejniach, staną się z czasem budulcem świata Miłoszowej poezji. Tymczasem ułani Żeligowskiego ustalają przynależność państwową Wilna, zdemobilizowany Aleksander Miłosz zakłada w nim firmę “Budmost", a jego starszy syn zostaje gimnazjalistą. Szetejnie znajdą się w innym, wrogim kraju - Weronika i Czesław przekradać się tam będą przez “zieloną granicę".

Naphta i Settembrini

Gimnazjum im. Króla Zygmunta Augusta to dla autora “Rodzinnej Europy" ważna część intelektualnej biografii. W polu widzenia wrażliwego chłopca pojawią się problemy, z którymi przez dziesięciolecia zmagać się będzie dojrzały twórca, pojawią się przyjaźnie, które przetrwają do końca życia.

Nie przyzwyczajony do funkcjonowania w grupie, niechętny rytuałom podrostków - będzie określać siebie poprzez opozycję do innych. Najpierw zostanie uczniem lepszym od innych, później - radykalniejszym od nich outsiderem i buntownikiem. Jeszcze później - odczyta swoje powołanie poety, a związane z nim poczucie odmienności towarzyszyć mu będzie do końca. Bycie w opozycji do większości szybko też nabierze cech ideologicznych - przeważającą część otoczenia młody Miłosz postrzegać będzie jako poddaną bogoojczyźnianemu bałwochwalstwu. On sam (z powodów dla samego siebie nie do końca jasnych, po części niewątpliwie pod wpływem rodziny: Miłoszów, Kunatów, Syruciów, łączących przywiązanie do Polski i Litwy) będzie całkowicie immunizowany na nacjonalizm czy antysemityzm. Z czasem zobaczy siebie jako obywatela Wielkiego Księstwa, duchowo bogatszego od “rdzennych Lechitów".

 

 

 

 

  

 

 

 

Tymczasem jednak najważniejsze są inne namiętności: “szały przyrodnicze", atlasy ptaków, zgłębianie tajników Linneuszowskiej systematyki, członkostwo w szkolnym Kole Miłośników Przyrody. W czwartej klasie wygłasza swój pierwszy odczyt: o ewolucji, doborze gatunków, Karolu Darwinie i stopniowo natura zacznie odsłaniać przed nim swe demoniczne oblicze. Zobaczy w niej horror niezmierzonego cierpienia i odtąd rozdarty będzie między fascynacją pięknem i przerażeniem okrucieństwem. Dziesięciolecia później napisze: “Gdyby stopić wosk w uszach, motyl na igliwiu, / Żuk napoczęty przez ptaka, zraniona jaskółka / Leżałyby pośrodku koncentrycznych kół / Wibrującej swojej agonii".

Okrucieństwo świata każe zapytać o jego gospodarza, możliwość pogodzenia obrazu dobrego ojca z głębokim skażeniem dzieła. To wtedy Miłosz zacznie wertować przypisy do podręcznika historii Kościoła katolickiego, poznawać dzieje herezji, przede wszystkim myśl manichejską z jej złym Demiurgiem, któremu poddany jest widzialny świat, z uwięzieniem drobin światła duchowego w ciemnej materii, myśl odpowiadającą jego wyczuleniu na zło. Wtedy też stanie się przedmiotem psychomachii, toczonej przez szkolnego łacinnika, humanistę Adolfa Rożka i prefekta, księdza Chomskiego, którą po latach ukaże jako Mannowski spór między Settembrinim a Naphtą. Wierzący w rozum, w jasne antyczne dziedzictwo Rożek i nienawidzący materii, cielesności, “średniowieczny" Chomski... w gruncie rzeczy, choć z nauczycielem łaciny wiązać go będzie sympatia, z księdzem zaś gwałtowny spór, to jednak ten drugi z czasem wyda się Miłoszowi ważniejszy, jego przerażenie złem głębsze niż (naiwny?) optymizm racjonalisty.

W połowie gimnazjum przyszły Noblista przechodzi głęboki kryzys osobisty - uczy się coraz gorzej, na lekcjach polskiego protestuje przeciwko “marnotrawieniu czasu" na czytanie Sienkiewicza, występuje z harcerstwa, bo mierzi go bogoojczyźniane nastawienie, spiera się z “Chomikiem" i odmawia chodzenia do spowiedzi, skoro jej odbycie musi być pisemnie potwierdzone. Na to zagubienie mogła mieć wpływ samotność dorastającego młodzieńca. Firma ojca zbankrutowała, Aleksander dostawszy posadę powiatowego inżyniera wraz z żoną i młodszym synem mieszka od 1927 roku w Suwałkach (a od 1935 - w Głębokim). Szesnastoletni Czesław jest sam i sam musi mierzyć się z demonami.

Częściowe uspokojenie przyszło na krótko przed maturą, gdy przez Stanisława Stommę zostaje wciągnięty do tajnej organizacji “Pet", zrzeszającej młodzież intelektualną, o liberalnym nastawieniu (wśród jej członków byli też m.in. Teodor Bujnicki i Antoni Gołubiew). Po latach będzie się Miłosz zastanawiał nad ewentualnymi wpływami na to środowisko wileńskiej masonerii, wtedy jednak ważne było co innego - odkrycie dusz pokrewnych, intensywna wymiana myśli, “rozkosze koleżeństwa".

W 1929 roku Miłosz zdaje “egzamin dojrzałości", a temat pracy maturalnej stawia przed nami jeszcze jeden kluczowy temat jego przyszłej twórczości. Wiersza Asnyka “Do młodych", wspominał Miłosz, “użyłem jako pretekstu do rozprawki o »rzece czasu«. Niepokoił mnie sekret powszechnego ruchu, w którym wszystko łączy się ze wszystkim, wszystko wzajemnie się warunkuje, wyłania się z siebie i siebie przezwycięża, nic nie poddaje się sztywnym definicjom". Za czas jakiś fascynacja ustąpi przerażeniu, a autor “Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada" za swe zadanie uzna uchronienie drobin egzystencji przed roztopieniem w strumieniu czasu.

Rosyjska ruletka

 

 

 

 

  

 

 

 

Naturalnym wyborem dla przyszłego poety byłyby studia polonistyczne i rzeczywiście Miłosz zapisuje się na Wydział Humanistyczny Uniwersytetu Stefana Batorego. Już jednak po dwóch tygodniach przenosi się na prawo - polonistykę uznaje za “wydział matrymonialny", kształcący przyszłe nauczycielki. Dochodzą też do głosu inne czynniki - obawa przed zawodowym uzależnieniem się od pisania (i w konsekwencji rozmienieniem na drobne w publicystyce), zbyt wczesnym odkryciem literackich ambicji. Dotykamy znów istotnych cech charakteru Miłosza, jak skrytość, niechęć do ujawniania własnych zamiarów, “litewska" powściągliwość.

Ze zmiennym szczęściem studiuje więc Miłosz prawo, na ówczesnym uniwersytecie wileńskim traktowane dość interdyscyplinarnie, ale jednocześnie zapisuje się do Koła Polonistów, a wkrótce współtworzy (wraz z m.in. Bujnickim, Henrykiem Dembińskim, Stefanem Jędrychowskim, Jerzym Putramentem i Jerzym Zagórskim) środowisko Żagarów, wyraźnie przeciwstawiające się głównemu nurtowi życia literackiego, a więc poetyce “Skamandra" i hierarchiom “Wiadomości Literackich", później opatrywane mianem katastrofizmu i awangardowości.

Wstępuje też do Akademickiego Klubu Włóczęgów, bractwa studenckich nonkonformistów, których łączyło zamiłowanie do wędrówek i niechęć do nacjonalistycznych korporantów. Tu także spotyka się z Jędrychowskim, późniejszym dygnitarzem Polski Ludowej, a także z Lechem Beynarem, czyli przyszłym Pawłem Jasienicą. Dzięki tym przyjacielskim więziom Miłosz znajduje się w środku ówczesnego życia intelektualnego, stykając się zarówno z tymi, którzy jak Dembiński, Putrament czy Jędrychowski socjalistyczne ciągoty zamienią wkrótce na stalinowską ortodoksję, jak i tymi, którzy - jak Stomma - współtworzyć będą oblicze nowoczesnego katolicyzmu. Klubowi Włóczęgów zawdzięcza też Miłosz - opisaną w “Rodzinnej Europie" - wyprawę do Paryża, kiedy to trójce ocalonych z Renu niefortunnych kajakarzy Europa ukaże się w całym pięknie natury i bogactwie kulturowego dziedzictwa, ale też w społecznej nierówności i przeczuciu przyszłego faszyzmu. Wtedy to Czesław po raz pierwszy spotyka swego krewnego - Litwina z wyboru, francuskiego poetę Oskara Miłosza, który w prywatnej korespondencji wystawi mu nader pozytywną cenzurkę.

Później autor “Roku myśliwego" dziwił się, jak mógł znaleźć uznanie w oczach Oskara - jakby w relacji z nim odkrywała się jego najlepsza cząstka, bo jednocześnie był zawęźlony, pełen młodzieńczych rozterek. Studenckie wakacje spędza zwykle w Krasnogrudzie, w majątku Bronisława Kunata i jego córek - Gabrieli (to obiekt jeszcze dziecięcej fascynacji, dla Miłosza archetyp kobiecego piękna) oraz Niny. Latem przyjmowano tu letników z Warszawy, do obowiązków gospodarzy należało zabawianie gości - celebrowane posiłki, tańce, lekka konwersacja, prawdziwe piekło dla przeżywającego męki nieśmiałości młodzieńca. Dręczony kompleksami, a jednocześnie pogardzający salonowym towarzystwem, włóczy się ze strzelbą na ramieniu po okolicy, zabija namiętności fizycznym wysiłkiem, intensywnym pływaniem dopracowuje się szmerów w sercu... Wreszcie zakochuje się w jednej z letniczek, by, doświadczywszy zdrady, stanąć na krawędzi samobójstwa.

Pustka nad nami króluje

Te młodzieńcze rozterki znajdują też odbicie w wyborach ideologicznych. Scena polityczna lat 30. stopniowo się radykalizuje, coraz większe obszary zagarniają nacjonalistyczna prawica i podporządkowani Moskwie komuniści - coraz mniej jest miejsca dla tych, którzy nie odnajdują się w żadnym z obozów. Na arenę życia publicznego młody Miłosz wkracza w roli komunizującego demagoga - publicysty oskarżającego kapitalizm o wyzysk, społeczny establishment o umysłową płytkość, narodowy szowinizm, antysemityzm, literatów zaś o humanistyczne złudzenia, które winny ustąpić sztuce zaangażowanej w walkę społeczną. “Sztuka jest narzędziem - pisze w 1931 r. - Powiedzmy to sobie jasno, bez ogłupiania się wiarą w jej nadprzyrodzone pochodzenie. Sztuka jest narzędziem w walce społeczeństw o wygodniejsze formy bytu".

 

 

 

 

  

 

 

 

Wczesne manifesty Miłosza (jak przywołany “Bulion z gwoździ"), przypomniane niedawno przez zbiór “Przygody młodego umysłu", budzą w nas pewne niedowierzanie. Trzeba jednak pamiętać o historycznym kontekście - nędzy czasów Wielkiego Kryzysu, antyżydowskich zamieszkach, polskiej prowincjonalnej stagnacji i zainteresowaniu, jakie budził Związek Sowiecki - kraj terroru, ale też olbrzymich społecznych i gospodarczych przemian, wreszcie o trudnej dziś do przyjęcia brutalności życia publicznego. A przede wszystkim o tym, że u źródeł Miłoszowskiego radykalizmu tkwi nie miłość do Marksa i Stalina, ale raczej - wypowiadana z całym młodzieńczym napuszeniem - niechęć do ludzkości przyziemnej, pożądliwej i trywialnej, utopijne marzenie o społeczeństwie artystów, dla których najważniejsze są kwestie ducha. Za butą ideologa kryją się także lęki chłopca, który myśli, że wyśmieją go i upokorzą dorośli. Wreszcie: kryzys wiary w Boga - gwaranta ładu świata i sensu życia.

Wyraźnie widać to w poetyckim debiucie Miłosza, “Poemacie o czasie zastygłym" (1933). Zapamiętano go jako przykład antykapitalistycznej agitacji, jego sensy są jednak o wiele głębsze. Wymiar społeczno-polityczny splata się z filozoficzno-egzystencjalnym, obok filipik przeciw właścicielom łódzkich szwalni i przewidywań społecznego przewrotu znajdziemy tu wiersze będące gwałtownym sporem z Bogiem lub świadectwem niewiary. Ich bohater żyje w świecie chaotycznym i zagrożonym katastrofą, którego nie można w pełni zrozumieć. W świecie materii nie ma żadnej luki, którą można by uciec spod jej rządów, umknąć rozpadowi i śmierci.

Myślenie o Bogu prowadzi bądź do oskarżenia go o obecność w świecie zła, cierpienia, śmierci, bądź też do zakwestionowania boskiej obecności. Rytuał Mszy traci religijny sens, stając się jedynie artystyczną kreacją. Pierwszy ogłoszony drukiem wiersz Miłosza nosił tytuł “Kompozycja" i przedstawiał Mszę jako teatralne przedstawienie. W “Podróży" bohater expressis verbis wyznaje: “pustka nad nami króluje".

Ziarno bez rdzy

W 1934 roku młody poeta kończy studia z tytułem magistra prawa, z którego nigdy nie zrobi użytku. Wkrótce wyjeżdża do Paryża, na stypendium Funduszu Kultury Narodowej. Podejmuje jednocześnie jedną z najważniejszych życiowych decyzji - zrywa z ukochaną kobietą, co zasadniczo wpłynie na jego przyszły los. Po latach ówczesny wybór będzie mu się jawił jako alternatywa “normalności" i powołania - stania się członkiem ziemiańskiego środowiska oraz poddania się temu głosowi (boskiemu? diabelskiemu?), który domagał się wyłączności. Dwudziestotrzyletni Miłosz bał się “normalności", “pochwycenia". Na starość zgodził się na porównanie ówczesnego siebie do bohatera dziecięcej lektury, doktora Muchołapskiego, który spóźnia się na własny ślub, ścigając rzadki okaz owada. W jego przypadku odpowiednikiem owadów była oczywiście literatura. Wybiera (z całym bagażem wyrzutów sumienia) pewną linię losu, by po dziesięcioleciach powracała doń niepewność słuszności tego wyboru: “wywiało mnie / Za morza i oceany. Żegnaj, utracony losie. / Żegnaj, miasto mego bólu. Żegnajcie, żegnajcie".

Paryski pobyt na przełomie 1934 i 1935 roku był niewątpliwie dla przyszłego autora “Trzech zim" kształcący. Poprawia znajomość francuskiego, słucha wykładów z tomizmu (czego efekty dostrzeżemy w późniejszych esejach o sztuce), jest na wieczorze autorskim Paula Valéry... Uczęszcza na obrady Międzynarodowego Kongresu Pisarzy w Obronie Kultury, które nie pozostawiają mu złudzeń: dostrzega komunistyczną manipulację, ale też brak dla niej przekonującej alternatywy. Coraz wyraźniej widzi tragiczną przyszłość Europy.

Najważniejsze są jednak spotkania z Oskarem Miłoszem. Później przez dziesięciolecia będzie starał się opisać, kim był wtedy dlań autor “Ars Magna". Ukazuje go jako duchowego mistrza, który wskazał możliwość religijnego postrzegania świata, przedarcia się przez zasłonę materii, dostrzeżenia ukrytego sensu zdarzeń, boskiego planu, którego częścią jesteśmy. Umożliwił odróżnienie religijnego obrzędu od mistycznej żarliwości i dramatycznej wiary. Nakazywał kochać ludzi - bez złudzeń i mimo wszystko, co z czasem pozwoliło egotycznemu młodzieńcowi znaleźć w sobie zdolność do prawdziwego współczucia. Wskazywał też drogę artystyczną, pozwalającą uniknąć pułapek marksistowskiego czy darwinistycznego nihilizmu (kradnących człowiekowi duszę), mówił, iż rezygnując z podporządkowania się literackim modom, można nawiązać dialog z Bogiem.

 

 

 

 

  

 

 

 

Dzięki temu spotkaniu od połowy lat 30. w twórczości autora “Drugiej przestrzeni" będzie trwale obecna perspektywa religijna, przekraczająca antyklerykalne i antymieszczańskie urazy. Stanie się on obrońcą wiary w istnienie wyższego porządku, nadziei, że świat, który znamy, nie jest jedyny, że miliardy niepowtarzalnych ludzkich istnień nie giną w ciemnych wodach nicości. Pisał później: “Jakże zmieniło to moje wiersze, oddane kontemplacji czasu, / Zza którego odtąd przezierała wieczność".

W Paryżu powstają też wiersze, które wejdą w skład tomu “Trzy zimy" (1936) - najbardziej chyba zdumiewającego zbioru w twórczości Miłosza. Oto pomiędzy często niedojrzałą, ułomną dykcją “Poematu..." z jednej strony, z drugiej zaś nowym językiem, jakim Miłosz zaczął się posługiwać w wierszach pisanych około roku 1943, które nadadzą ton “Ocaleniu", powstają utwory z gruntu odmienne, pełne poetyckiego, wizyjnego rozmachu, pisane czasem w artystycznym transie, gęste od obrazów i metafor.

Choć istotne jest tu przeczucie historycznej czy kosmicznej katastrofy, spustoszonego krajobrazu z “krematoriami niby białe skały", na pierwszy plan wysuwa się rozrachunek z sobą, z własnym egoizmem, odejście od świata cielesności (“poznałem nicość form powabnych" - zwraca się Miłosz do księdza Ch.) w poszukiwaniu cząstki nieśmiertelnej, w dążeniu do rozmowy z Bogiem. Bohater “Ptaków", choć skażony chłodem miłości własnej, jest jednocześnie obdarzony religijną żarliwością: “Ty, może już ostatni z nosicieli kary, / z tych, którym wolno schodzić na dno gorejące, / jak Dante przed Panterą bronić swojej wiary - / sidło szczęścia już nigdy ciebie nie oplącze". Bohaterka “Pieśni" chce odnaleźć w sobie obronę przed nicością, “choć jedno ziarno bez rdzy, / choć jedno ziarno, które by przetrwało".

Terror wschodzącego słońca

W połowie 1935 r. Miłosz wraca do Wilna, by w grudniu zacząć urzędniczą pracę w rozgłośni Polskiego Radia. Angaż zawdzięczał Tadeuszowi Byrskiemu, reżyserowi związanemu z wileńską “Redutą". Z Byrskim i jego żoną Ireną złączy poetę wieloletnia przyjaźń, będzie cenił w nich uczciwość i pasję, a także bliski samemu sobie rodzaj wiary.

Byrski i Miłosz stają się bohaterami denuncjacji w “Małym Dzienniku", gdzie oskarżono Radio o tolerowanie kryptokomunistycznej komórki. Pod koniec 1936 roku Miłosz zostaje zwolniony. Wtedy jednak otrzymuje propozycję przeniesienia się do Warszawy, którą składa mu Halina Sosnowska; związana z piłsudczykami członkini dyrekcji Radia, chcąc przeciwdziałać rosnącym wpływom prawicowym, organizuje “liberalną mafię".

Miłosz zdąży jeszcze odbyć podróż do Włoch, by w roku 1937 rozpocząć pracę w warszawskim Biurze Planowania Programów Centrali Polskiego Radia. Jak wspomina, robił błyskawiczną karierę, a dzięki swym wpływom wciąga do pracy Józefa Czechowicza i Bolesława Micińskiego - w tych latach swych najbliższych przyjaciół. Przez Micińskiego poznaje z kolei Tadeusza Juliusza Krońskiego, późniejszego “Tygrysa".

Przede wszystkim jednak spotyka osobę, z którą zwiąże swe życie. Janina Dłuska pracowała w dziale personalnym radia i była żoną Eugeniusza Cękalskiego, reżysera filmowego, bliskiego środowisku “Startu". Nieco lewicowa i antyklerykalna, duchowo wybredna, stawiająca innym wysokie wymagania, będzie osobą, z którą Miłosza połączy przyjaźń i miłość. Sam poeta wspominał po latach, że na początku traktowali ten związek jako “poznanie się wyższych umysłów" i windowali go w sferę idealną, co u niego samego brało się zapewne z lęku przed tzw. “normalnością", no i oczywiście z pychy, przekonania, że jest się przeznaczonym do wyższych celów.

Jest w tych latach Miłosz nadal czynny jako publicysta, ale w jego postawie zachodzi zasadnicza zmiana. Atakuje zarówno komunistycznych ideologów, sprowadzających sztukę do propagandy, jak i awangardowych estetów, odcinających poezję od realnego życia. W obu wypadkach artysta ponosi klęskę - jego dzieło jest albo kłamliwym artykułem, albo popisem sprawności swego twórcy. Nadzieję dostrzega w religii, ona może być ratunkiem dla człowieka przed demonami historii i dla sztuki przed nudą piekła estetów. “My wszyscy pragniemy wiedzy metafizycznej, czyhamy na chwilę poznania, na nagły błysk objawienia, który odkryje sens, zagubiony bezpowrotnie sens świata i naszego życia na ziemi" - deklaruje w eseju “O milczeniu". Ostatnią sierpniową noc 1939 roku spędza na dachu kamienicy na Dynasach, w której mieszkali z Janką, jako dyżurny ostrzegający przed nalotami. Po latach, w “Traktacie poetyckim", zapisze zobaczone wtedy spotkanie robotnika i prostytutki: “Dyżurny nie wie, jak unieść tę litość. / Wspólnej ich doli nie umie wyrazić. / Mała kurewka i robotnik z Tamki. / Przed nimi terror wschodzącego słońca".

Rozmyślania o czasie pożogi

We wrześniu 1939 roku rozpoczyna się wojenna tułaczka. Przypadkowo rozdzielony z Janką, nie zmobilizowany, zostaje razem z innymi pracownikami Radia ewakuowany z Warszawy. Kolumna wozów dociera do Lublina (gdzie Miłosz po raz ostatni widzi Czechowicza), a później Lwowa. Wtedy, w ciągnącej do rumuńskiej granicy “la caravane Potocki", Miłosz spotyka Jana Tarnowskiego, związanego z warszawską bohemą. Ten ma auto i benzynę i - podobnie jak autor “Trzech zim" - nie chce uciekać z Polski. Próbują wrócić do stolicy, gdy 17 września widzą pierwsze samoloty z czerwoną gwiazdą. Zawracają, by w ostatniej chwili dotrzeć na most w Zaleszczykach.

Do końca roku mieszka Miłosz w Bukareszcie. Wiedzie mu się nieźle, jednocześnie jednak przeżywa ból rozdzielenia z ukochaną oraz - podzielaną przez wielu - wściekłość obywatela, którego państwo, wbrew buńczucznym zapowiedziom władz, rozpadło się jak domek z kart. Trzeba tu dodać, że reakcja Miłosza na wybuch wojny i upadek państwa była złożona: obok oczywistego odczucia tragedii, była w niej ulga wyzwolenia od zawodu urzędnika, w którym poeta dostrzegał zasadniczy fałsz (nazwie siebie z tego okresu ewangelicznym celnikiem). Na wyższym poziomie fałsz ten dostrzegał w całym gmachu II Rzeczypospolitej, pełnym patriotycznych frazesów, imperialnych rojeń i kastowej wręcz hierarchii, w której robotnika i ministra dzieli niewyobrażalna przepaść. W pisanym wkrótce potem artykule “Rozmyślania o czasie pożogi" wojnę ukazuje jako “godzinę prawdy". Wojna zdejmuje cały gmach międzyludzkiego obrządku, stawia nas naprzeciwko siebie nagich i prawdziwych. Nigdy bodaj źdźbło trawy nie jawi się Miłoszowi w większym majestacie istnienia, jak wtedy, gdy obserwuje je leżąc w przydrożnym rowie, podczas lotniczego obstrzału.

Z Bukaresztu pisze do Kowna, do Juozasa Keliuotisa, zaprzyjaźnionego redaktora litewskiego tygodnika ,,Naujoji Romuva", prosząc o pomoc i proponując współpracę. Keliuotis wysyła mu z neutralnej Litwy dokument podróżny, a Miłosz zdobywa sowiecką wizę. W styczniu 1940 r. przez Ukrainę i Białoruś wraca do Wilna - wtedy stolicy jeszcze niepodległej Litwy. Chce ściągnąć z Warszawy Jankę, by razem z nią przez neutralną Szwecję dostać się na Zachód, ale z planu nic nie wychodzi. Publikuje artykuły w wileńskich gazetach, wyrabia sobie litewski dowód, ale z zapisem polskiej narodowości, i zostaje członkiem podziemnej socjalistycznej organizacji “Wolność" (jak sam przyznawał, nie był nigdy głęboko zaangażowany w konspirację). W połowie czerwca do Wilna wjeżdżają sowieckie czołgi. Miłosz wie, że jeśli pozostanie w granicach bolszewickiego imperium, wkrótce czeka go obóz lub pisanie wiernopoddańczych ód i nie zastanawia się długo. W lipcu przekrada się do Warszawy.

Odnajduje Jankę i razem próbują się jakoś urządzić. Zaczynają od prób handlowania papierosami i złotem, by później spróbować sił na innym rynku: przygotowują podziemną edycję jego wierszy, opublikowanych pod pseudonimem Jan Syruć. Później Miłosz opublikuje też antologię “Pieśń niepodległa", przełoży m.in. “Drogami klęski" Maritaina i “Jak wam się podoba" Szekspira, wreszcie zostanie literackim agentem znanego jeszcze z wileńskiego akademika Władysława Ryńcy, który założył firmę transportową, spekulował na czarnym rynku, a zarobione pieniądze inwestował m.in. kupując rękopisy książek.

Janka i Czesław (pobierają się w styczniu 1944 r.) razem z Jerzym Andrzejewskim tworzą w latach okupacji nierozłączne trio, popijające wódkę, błaznujące dla oswojenia strachu, czytające Balzaka i dyskutujące. Wtedy powstają adresowane do autora “Ładu serca" listy-eseje, opublikowane dopiero w 1996 r. w tomie “Legendy nowoczesności". Wspólnie bywają u Jarosława Iwaszkiewicza na Stawisku, odwiedzają Kazimierza Wykę w Krzeszowicach.

Jest to też czas przyjaźni z Ireną i Tadeuszem Krońskimi. “Gdyby nie on, być może moja usilna praca nad pozbyciem się lirycznej obolałości (i tym samym postawy politycznej narzucanej przez otoczenie) nie zdałaby się na nic. Ten katalizator był dla mnie niezbędny". Wpływowi Krońskiego, bezlitośnie kpiącego z romantyzmu i patriotycznej tromtadracji, przypisywał później Miłosz przełom, jaki w 1943 roku zaszedł w nim, kiedy do końca uprzytomnił sobie ostateczny kres Polski przedwojennej, konieczność przygotowania się na zupełnie nowy rozdział - wyznaczany wpływem Rosji. W poezji natomiast będzie to odejście od wpływów francuskich, zainteresowanie Eliotem i literaturą anglosaską, a także dalekowschodnią, czyli, generalnie rzecz biorąc, odejście od subiektywnego symbolizmu i skupienia na psychice twórcy na rzecz zainteresowania obiektywnie istniejącym światem, komunikatywności, ironii...

Autor “Trzech zim" zajmuje w tym czasie postawę zdecydowanie inną niż poeci młodsi o dekadę, jak Baczyński, Gajcy czy Trzebiński. Dla młodszych Miłosz lub Andrzejewski to intelektualiści rozszczepiający włos na czworo w czasie, który domaga się daniny krwi. Starszym poeci roczników 20. jawią się odurzeni narodowo-religijną ideologią umęczonej Polski, trwoniący życie własne i innych.

Kulminacją tych różnic jest postawa wobec Powstania, w którym Czesław Miłosz uczestniczy jedynie jako cywil. Po licznych perypetiach, opisanych w “Rodzinnej Europie", Miłoszowie trafiają do Janisławic, skąd Czesław wysyła prośbę o pomoc do Jerzego Turowicza. W odpowiedzi nadchodzi zaproszenie i przyszły autor “Ocalenia" trafia z żoną do Goszyc. Tu spędza jeden z dwóch najbardziej koszmarnych (obok tego z roku 1950/51) Sylwestrów w życiu. Wyjąwszy Turowicza i jego żonę Annę, z którymi wiązać go będzie wieloletnia przyjaźń, świat ziemiańskiego dworu oczekującego na nadejście frontu widzi Miłosz w barwach apokaliptycznych, jako ostateczny kres duchowej i intelektualnej formacji, która nie umiała odpowiedzieć na współczesne wyzwania, zakonserwowawszy się w XIX-wiecznej formie. Z drugiej strony - w opowiadaniu “Koniec legendy" Miłosza z niechęcią sportretował przebywający w Goszycach Jan Józef Szczepański.

Gdy 17 stycznia 1945 wchodzą wojska sowieckie, Miłosz dociera piechotą do Krakowa, gdzie wita go (“Ty, ostatni poeto polski!") przybyły z Lublina w mundurze Adam Ważyk. Zapisuje się do Związku Literatów (jego ówczesny przejmujący występ na wieczorze autorskim zapamięta Wisława Szymborska), publikuje wiersze i artykuły m.in. w “Odrodzeniu", “Dzienniku Polskim", “Przekroju"; publikacje te są odbierane jako wyraźny akces do “nowej rzeczywistości".

W tym czasie rodzice wraz z bratem repatriują się, trafiając do wioski Drewnica pod Gdańskiem. Zajmują poniemiecki dom, w którym pozostała chora na tyfus stara Niemka. Wbrew ostrzeżeniom rodziny, Weronika pielęgnuje cierpiącą. Zarażona, umiera w grudniu 1945 roku. Przed śmiercią zdążył ją jeszcze odwiedzić Czesław - matka była już wtedy chora, oboje mieli świadomość ostatniego spotkania. Związany był z nią o wiele bliżej niż z ojcem i będzie ją wspominał jako osobę przywiązaną do Litwy, skłonną do zabaw i skrywającą głęboką religijność.

Przed śmiercią dała mu błogosławieństwo na wyjazd z Polski; bo wtedy, pod koniec roku, zbliżał się finał prowadzonej od kilku miesięcy gry o wyrwanie się z powoli zaciskającej się sieci. Wykorzystując dawne wileńskie kontakty, Miłosz zdobywa posadę dyplomaty. W grudniu wraz z Janką lecą do Londynu, tu czekają na statek mający zawieźć ich do Ameryki, a tłumacz “Ziemi jałowej" spotyka się m.in. z Eliotem. Echo ówczesnych dylematów pojawi się później - z bagażem ironii - w wierszu: “Kiedy już jesteś w piekle, bądź diabłem co spycha / W kocioł biedną duszyczkę, która piszczy rzewnie. (...) Lepiej chyba być diabłem niż duszyczką? Pewnie".

Ocalenie

Już po wyjeździe autora z Polski, ukazuje się “Ocalenie", z wierszami takimi jak “Walc" czy “Campo di Fiori". Zawarte w kilku utworach pożegnanie z Polską przedwojenną było chłodne, przeszłość jest dla Miłosza zamknięta. Silniej oddziałuje rzeczywistość okupacyjna, zamknięta w gorzkich obrazach kraju spustoszonego i zniewolonego. Stosunkowo niewiele jednak w tym zbiorze patosu, martyrologii, widać raczej bunt przeciwko społecznym zobowiązaniom poety, jak w wierszu “W Warszawie", gdzie z niechęcią mówi się o roli “płaczki żałobnej", choć przecież więzi ze zmarłymi odrzucić nie sposób.

Miłosz zmienia język, na pierwszym planie znajdzie się teraz nie autoteliczność sztuki, komplikacja, metaforyzacja poetyckiego przekazu, ale przeciwnie - komunikatywność, staranie się o to, by wiersz pomieścił w sobie treści intelektualne, filozoficzne, duchowe. Powstaje program literacki, mający na celu odzyskanie przez poezję centralnego miejsca w życiu duchowym czytelnika, które utraciła wskutek rosnącej subiektywizacji oraz zmitologizowanej awangardowości.

Efektem “przełomu" są m.in. dwa cykle poetyckie: “Świat (poema naiwne)" oraz “Głosy biednych ludzi", będące przykładem artystycznie efektywnego uproszczenia języka, zdyscyplinowania wizji poetyckiej, wierności konkretowi. Zarazem są to dwie przeciwstawne wizje rzeczywistości. Dziecięcemu bohaterowi “Świata" otaczająca go rzeczywistość jawi się jako uporządkowana, bezpieczna, nasycona sensem i symbolicznymi znaczeniami, odwzorowująca boski zamysł. Warunkiem dostrzeżenia tego planu zdaje się być filozoficzna wiara w prawdziwość świata, pokora, znalezienie dla siebie miejsca w hierarchicznej strukturze bytów. “Głosy..." to zapis rzeczywistości naznaczonej przez okrucieństwo, śmierć, zło. Odnajdujemy tu m.in. “Piosenkę o końcu świata" (apokalipsa, która może zaskoczyć nas w każdej chwili), “Kawiarnię" (śmierć rówieśników, przyjaciół, niejednoznaczna sytuacja ocalonego) czy wiersz “Biedny chrześcijanin patrzy na getto", który po latach stał się punktem wyjścia dla sławnego eseju Jana Błońskiego i dyskusji o problemie współodpowiedzialności Polaków za Holokaust. Zło - dodajmy - wsącza się do ludzkich dusz i Miłosz zaczyna z ironią portretować zakłamanie współczesnego mu człowieka, ukazuje duszyczki lękliwe, niepewne, znieprawione.

“Ocalenie" to wreszcie początek drogi, którą Miłosz kroczyć będzie przez następne dziesięciolecia, a której patronować będą maksymalistyczne oceny z zamykającej tom “Przedmowy": “Czym jest poezja, która nie ocala / Narodów ani ludzi? / Wspólnictwem urzędowych kłamstw, / Piosenką pijaków, którym za chwilę ktoś poderżnie gardła, / Czytanką z panieńskiego pokoju".

Żelazna kurtyna

Na początku 1946 mały statek towarowy z Czesławem i Janką na pokładzie zawija do portu w Nowym Jorku, gdzie wita ich Aleksander Hertz. Miłosz pracuje w polskim konsulacie, wkrótce zostaje awansowany i przeniesiony na stanowisko attaché kulturalnego w ambasadzie w Waszyngtonie. Na podstawie artykułów w “New York Timesie" przygotowuje dla zwierzchników analizy sytuacji politycznej w Stanach, organizuje prelekcje, czyta też własne wiersze. Przede wszystkim jednak udaje mu się doprowadzić do ufundowania przez Warszawę katedry literatury polskiej na uniwersytecie Columbia, którą obejmuje znany Miłoszowi jeszcze z Wilna Manfred Kridl. W nocy oraz wczesnym rankiem intensywnie pracuje - powstają tłumaczenia, recenzje, omówienia publikowane w prasie krajowej, później zebrane w tomie “Kontynenty" (1958).

Ameryka zachwyca przyrodą - w lasach Pensylwanii, nad brzegami Potomaku odżywają gimnazjalne fascynacje. Poza tym dla przybysza ten kraj jest szokiem. Z warszawskiego piekła autor “Głosów biednych ludzi" zostaje przeniesiony do dostatniego i spokojnego świata, który trwa, jakby nic się nie wydarzyło. Nie potrafi się z tym pogodzić - Stany jawią mu się jako świat materialny, niemal pozbawiony duchowości, dla artysty - miejsce wygnania.

A jednocześnie nie ma złudzeń co do rzeczywistości polskiej, zwłaszcza po spędzonych w kraju wakacjach 1949 roku, gdy spotkana znajoma wyjaśnia: “A my tu niewolnicy jesteśmy". Jest więc rozdarty, czuje obrzydzenie do kapitalistycznych Stanów i strach przed komunistyczną Polską. Rozpatrując tę sytuację na wyższym filozoficznym poziomie: nie akceptuje ani trwania materialnego bytu, ani historycznego ruchu, niszczącego każdą formę. Odnawia kontakt z mieszkającym w Paryżu Krońskim, apologetą Zmiany i Ruchu (a może tylko konformistą, przygotowującym się do powrotu do komunistycznej Polski?), wdając się z nim w zaciekłe dyskusje: “W Ameryce sprzeciw odrzucał mnie w stronę ruchu, tu, w rozmowach z nim, na stronę bytu, i próbowałem postawić diagnozę. Kto powierzy się tylko ruchowi, zniszczy siebie. Kto zlekceważy ruch, zniszczy siebie też, tylko inaczej. Takie jest, mówiłem sobie, samo sedno mego przeznaczenia, przez całe życie - nie móc zadowolić się ani jednym, ani drugim i chwilami tylko chwytać jedność tych przeciwieństw".

Dla żony Miłosza po przyjściu na świat w 1947 roku ich pierwszego syna, Antoniego, priorytetem staje się bezpieczeństwo rodziny. Bezpieczeństwo, a więc trzymanie się jak najdalej od Rosji, Polski i w ogóle Europy, którą - jak wtedy sądzono - Stalin lada chwila oczyści żelazną szczotką. Nagminne były ucieczki z placówek - mógł tak też zrobić Miłosz, mając pewne możliwości spokojnego urządzenia się. A jednak lojalność, a przede wszystkim może niechęć do Ameryki, nie pozwalają mu zdecydować się wtedy na emigrację. Kiedy otrzymuje przeniesienie do Paryża i polecenie przyjazdu do Warszawy, mimo podejrzeń, że może to być podróż z biletem w jedną stronę, daje nura w paszczę lwa, zostawiając w Waszyngtonie spodziewającą się drugiego syna Jankę.

Później wspominał, że była to świadoma gra: przyjechać do Warszawy, by udowodnić komunistom lojalność i wygrać przedłużenie pobytu poza Polską. Pokerowe zagranie o mało nie skończyło się klęską. Władze odbierają mu paszport i zatrzymują w stolicy. Zrozpaczony, kołacze o pomoc u różnych drzwi. Wreszcie, dzięki wstawiennictwu Natalii Modzelewskiej i jej męża, eks-ministra spraw zagranicznych Zygmunta Modzelewskiego, dostaje zgodę na podróż do Paryża. Wyjeżdża 15 stycznia 1951 roku. Pięć dni później w Stanach rodzi się jego drugi syn, Piotr. Przyszły autor “Zniewolonego umysłu" nie waha się już długo. 1 lutego idzie z walizką do siedziby “Kultury" w Maisons-Laffitte (pierwszy kontakt z Józefem Czapskim nawiązał jeszcze w Ameryce), gdzie uzyskuje schronienie. Jednak rząd amerykański odmawia wizy. Między ojcem i resztą rodziny zatrzaskuje się żelazna kurtyna.

Historia pewnego samobójstwa

Znalazł się teraz w centrum zaciekłych ataków. Z jednej strony władze i krajowi literaci piętnują go jako zdrajcę i sprzedawczyka. Z drugiej - większość emigracji widzi w nim byłego aparatczyka, a może nawet prowokatora czy szpiega. Nie był Miłosz mistrzem układnej taktyki, pozwalającej bezpiecznie przeczekać. Przeciwnie - świadomie lub instynktownie prowokował. Miast pokajać się za współpracę z reżimem, w pierwszej emigracyjnej publikacji, opublikowanym w “Kulturze" artykule “Nie", zarzuca wychodźcom polityczną i intelektualną anachroniczność, w statusie emigranta widzi dla siebie artystyczne samobójstwo. Wskazuje jednak także rację nadrzędną: niemożność kłamstwa, które musiałby praktykować, chcąc zachować w kraju uprzywilejowaną pozycję.

Przeżywa dramat uwięzienia w sidłach polityki. Nie ma pewności, że podjął słuszną decyzję; może rzeczywiście skazał się na “śmietnik historii"? Chce zapisać własne doświadczenie i obserwacje, a także zapewne uspokoić się kieratem pracy: tak powstaje “Zniewolony umysł" (wyd. 1953), klasyczna pozycja sowietologii, studium motywacji, jakie skłaniają intelektualistów ku komunizmowi i nieraz nieświadomych oszust, jakimi samych siebie łudzą. Książka zapoczątkuje do dziś żywy spór: czy do nowej władzy przyciągało pisarzy “heglowskie ukąszenie" czy strach i oportunizm? Sam np. Jerzy Giedroyc w koncepcje Miłosza nie wierzył i był to jeden z powodów, dla których wspólne życie pod dachem “Kultury" nie układało się idyllicznie.

Miłosz zaprzyjaźnia się wtedy z Zygmuntem Hertzem i Józefem Czapskim. Ten ostatni podsuwa mu dzieła Simone Weil, które dla Miłosza staną się ważną intelektualną pożywką, a także poznaje z osobą, która w latach udręczenia stanie się dlań prawdziwą ostoją. To Jeanne Hersch, filozof, uczennica Jaspersa, z którą podróżuje po Francji i Szwajcarii (odda jej później hołd w tomie “To"). Dzięki Hersch powstaje w 1952 roku powieść “Zdobycie władzy", polityczno-historyczny fresk, nagrodzony Prix Littéraire Européen (1953), która zapewniła środki na sprowadzenie do Europy rodziny.

W roku 1953 ukazuje się też tom “Światło dzienne", poświęcony przede wszystkim kłamstwu i podłości, które zatruwają serca “dzieci Europy" w wieku rozszalałych ideologii. Na pierwszy plan wysuwają się moralne obowiązki pisarza. W wierszu “Do Jonathana Swifta" pisze: “i szczera wściekłość opromienia / rozliczne moje obowiązki", w “Traktacie moralnym" deklaruje: “wiersz mój chce chronić od rozpaczy".

Te m.in. wątki podnosi i rozszerza późniejszy o trzy lata “Traktat poetycki". Kreśląc esencjonalną historię poezji Młodej Polski i Dwudziestolecia, Miłosz podkreśla zamiar przywrócenia wierszowi intelektualnego ciężaru. Poezja musi stanąć wobec naczelnych problematów epoki i sam Miłosz tak właśnie postępuje, pytając czy heglowski Duch Dziejów jest tożsamy z Duchem Ziemi, czyli - jak chcą marksiści - historią rządzą bezlitosne i niepodważalne prawa, przeciwko którym wola jednostki nic nie może. Wobec filozoficznej doktryny opiewającej ruch, unicestwiającej trwałość bytów i jednostkową substancjalność, obowiązkiem poety staje się obrona “gwiazdy zarannej", a więc nieśmiertelnej duszy, boskiej cząstki, nadającej nam godność. Pojawia się tu inne od heglowskiego rozumienie historii - nie jako żywiołu unieważniającego sens życia pojedynczej osoby, ale przeciwnie - kulturowej ciągłości, pamięci konstytuującej człowieczeństwo, dziedzictwa, które pisarz winien podjąć, wsłuchując się w głosy umarłych.

Droga do wyzwolenia z Historii biegnie poprzez historyczność, z heraklitejskiej rzeki - poprzez jej nurty. Wiersz “Notatnik: Bon nad Lemanem" podważa nieuchronność opozycji między byciem i zmianą, przynosząc słynny fragment: “Godzisz się co jest / Niszczyć i z ruchu podjąć moment wieczny / Jak blask na wodach czarnej rzeki? Tak".

Wydaje się, że wpływ Krońskiego (początkowo inspirujący, potem jednak destrukcyjny) zostaje wreszcie zrównoważony. Roztropna mądrość Jeanne Hersch i Stanisława Vincenza, z którym Miłosz odbywa długie alpejskie wędrówki, pomaga mu odzyskać emocjonalną równowagę, wyzwolić z przekonania, że nie ma wyjścia poza marksistowski sposób widzenia świata. Odtąd w coraz mniejszym stopniu będzie się Miłosz zajmował Ideologią. W coraz większym - Rzeczywistością.

Nie bez znaczenia było też połączenie się z rodziną. Latem 1953 Miłoszowie zamieszkują w Bon nad Lemanem, by wkrótce przenieść się do tańszego domu w Brie-Comte-Robert, odległego od Paryża o godzinę jazdy autobusem. Żyją bardzo skromnie, często kupując żywność w sklepiku na kredyt. W 1956 roku za pożyczone pieniądze kupują dom w Montgeron, gdzie mieści się liceum, do którego zaczynają uczęszczać chłopcy. Tam po raz pierwszy odwiedza ich późniejszy wieloletni przyjaciel Czesława, polecony przez Byrskiego młody poeta Zbigniew Herbert. Dekada kończy się bolesnym akcentem: w 1959 r. w Krakowie umiera ojciec poety.

Międzynarodowy sukces “Zniewolonego umysłu" mógłby skłonić Miłosza w latach 50. do trzymania się tematyki politycznej. On jednak postępuje zgoła przeciwnie. Pisze “Dolinę Issy" (1955), po części autobiograficzny obraz dojrzewania młodego chłopca pośród litewskiej przyrody, metafizyczny traktat o złu. Powieść (podobnie jak późniejsza eseistyczna “Rodzinna Europa", próba samookreślenia się wobec Zachodu, ustalenia własnej duchowej geografii) jest wyraźnym gestem zwrócenia się do korzeni, by stamtąd zaczerpnąć sił, uwolnić się od “chimer umysłu". Ma więc funkcję terapeutyczną: przychodzi teraz czas zaczerpnięcia oddechu.

Powstają utwory, które złożą się na opublikowany w 1962 r. tom “Król Popiel i inne wiersze", wśród nich m.in. ważny wiersz “Nie więcej", mówiący o ograniczeniu poezji, nie potrafiącej zatrzymać widzialnego świata, oraz znakomite “Rozmowy na Wielkanoc 1620 roku", gdzie podszeptom diabła, roztaczającego wizje nieprzemożonej nicości, przeciwstawia się naiwną, ale ratującą wiarę w boską wszechmoc i dobroć. W wierszu “Pornic", u początków nowego rozdziału swego życia, Miłosz pisał: “Prosiłem Boga żeby zrobił ze mną co zechce / I mówiłem mu, że jestem wdzięczny / Nawet za bezsenność kiedy huczy przypływ / I rachunek życia".

Czarodziejska góra

W 1960 roku Uniwersytet Kalifornijski w Berkeley proponuje Miłoszowi wykłady, poeta uzyskuje wreszcie amerykańską wizę i w październiku tego roku wraz z rodziną znajduje się znów w Stanach. Status visiting lecturer zostaje wkrótce zamieniony na zatrudnienie pełnoetatowe i od 1961 roku niedoszły student polonistyki używa tytułu Professor of Slavic Languages and Literatures, po raz pierwszy od dawna mając zabezpieczony codzienny byt.

Wykłada polską literaturę i dramat, ale zainteresowania własne i studentów każą mu poszerzać pole działania. Zajmie się literaturą rosyjską, szczególnie Dostojewskim, łącząc analizę powieści z tematyką filozoficzną i religijną, a w ostatecznej konsekwencji dowodząc młodym Amerykanom substancjalnego istnienia Zła. We wspomnieniach studentki jawi się nie tylko jako nauczyciel, ale też duchowy przewodnik, wnoszący do a-historycznej Ameryki bagaż XX-wiecznego europejskiego doświadczenia.

Stopniowo buduje też własną pozycję literacką - najpierw jako tłumacz polskiej poezji (ważna dla amerykańskich czytelników antologia “Postwar Polish Poetry" z 1965 r. oraz wybór wierszy Zbigniewa Herberta), później poeta. W 1973 r. wychodzi anglojęzyczne wydanie jego wierszy, w 1976 otrzymuje Guggenheim Fellowship, dwa lata później Międzynarodową Nagrodę Literacką im. Neustadta. Apogeum będzie oczywiście Nobel.

W powyższym akapicie streściliśmy dwie dekady: dwadzieścia lat mozołu, cierpliwości, rozgoryczeń. Zyskując zawodową stabilność i względny kalifornijski komfort, poeta stracił poczucie przebywania we wspólnocie pisarzy i czytelników, posługujących się tym samym kodem. I oczywiście językiem. Świadom siły, jaką daje jego poezji polszczyzna, nie próbował pisać wierszy po angielsku, mając jednocześnie poczucie, że pisze w pustkę - od czytelników w Polsce oddzielony odległością i cenzurą, od Polonii - odmienną intelektualną formacją.

Samotność. Picie do lustra i listy wysyłane do samego siebie. Kilku dosłownie korespondencyjnych przyjaciół (Zygmunt Hertz, Konstanty Jeleński - czytelnik idealny, Jerzy Turowicz). Grizzly Peak jak wierzchołek “Czarodziejskiej góry", na którym przyjdzie dokonać żywota. I jak zwykle pracowitość, upór, niewyczerpane siły: “Aż minęło. Co minęło? Życie. / Teraz nie wstydzę się mojej przegranej. / Jedna pochmurna wyspa ze szczekaniem fok / Albo sprażona pustynia, i tego nam dosyć / Żeby powiedzieć yes, tak, si. (...) Tylko z wytrwałości bierze się wytrwałość. / Gestami stwarzałem niewidzialny sznur. / I wspinałem się po nim i trzymał mnie".

Pisze poświęconą Stanisławowi Brzozowskiemu książkę “Człowiek wśród skorpionów" (1962), powstają kolejne tomy esejów: “Widzenia nad Zatoką San Francisco" (1969), “Prywatne obowiązki" (1972) i “Ogród nauk" (1979). W “Ziemi Ulro" (1977) opisuje datującą się od Oświecenia desakralizację kultury, rosnący rozdźwięk między religią, wierzeniami ludowymi, wyobraźnią poetycką a nauką, racjonalnym opisem świata, który z człowieczego Domu zmienia się w pozbawiony wyższego sensu, rządzony prawami fizyki i prawdopodobieństwa, nieludzki mechanizm. W tytułową ziemię Ulro, a więc opisany przez Blake’a obszar, którym włada zimny rozum, zaś zamieszkująca go jednostka traci przysługującą jej metafizyczną tajemnicę.

Sprażona kalifornijska pustynia, niezmierzony ocean to znaki jeszcze jednego amerykańskiego doświadczenia. Nigdy wcześniej Miłosz nie był tak mocno wystawiony na świat tak całkowicie nie-udomowiony, radykalnie obcy. W tomach z lat 60. (“Gucio zaczarowany", 1965; “Miasto bez imienia", 1969) powracają zapisy konfrontacji z nicością, obrazy kruchości człowieczeństwa. Ratunkiem staje się szczegół, konkret, fragment wspomnienia lub kroniki, drobina bytu wyłowiona z pamięci i przeciwstawiona pustce (“W Dolinie Śmierci myślałem o sposobach upinania włosów"). Poeta staje się przewodnikiem obrzędu Dziadów, przywołującym zmarłych, wsłuchującym się w ich głosy. Wobec nie-ludzkiego łączy nas wszystkich, żywych i umarłych, łańcuch współczucia, tendresse odczuwana, “kiedy ściska w gardle dlatego, że istota na którą patrzę jest tak bardzo krucha, ranliwa, śmiertelna".

Mimo wszystko w tych latach pojawia się ton akceptacji życia i świata. “Życie to jest szczęście" - ten urywek pochodzi z tomu “Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada" (1974), bodaj czy nie najwspanialszego zbioru wierszy Miłosza. Tak czysty język, tyle wspaniałych wierszy! “Oeconomia divina" z wizją świata zdesakralizowanego i pozbawionego ontycznej podstawy, a obok “O aniołach", dający jednak nadzieję i wskazujący moralny obowiązek, “Zadanie" dobitnie kreślące zamiar poety - wykraczania poza konwencję nihilistycznej epoki, pozwalającej posługiwać się jedynie “skrzekiem karłów i demonów", gdy słowa czyste i dostojne są zakazane. I oczywiście tytułowy poemat, w olśniewającej formie splatający szereg Miłoszowskich wątków i kulminujący wzruszającymi “Dzwonami w zimie", dającymi nadzieję odwrócenia śmierci, apokatastazy i jednocześnie wyznającymi, że jest to nadzieja nam niedostępna: “Nagle umilknie warsztat demiurga. Nie do wyobrażenia cisza. / I forma pojedynczego ziarna wróci w chwale. / Sądzony byłem za rozpacz, bo nie mogłem tego zrozumieć".

Księga Hioba

Początek pobytu w Kalifornii to czas względnego spokoju i rodzinnej harmonii. Miłoszowie najpierw wynajmują mieszkanie, później kupują dom na Grizzly Peak, do którego zaczną z czasem pielgrzymować polscy pisarze. Czesław odnosi uniwersyteckie sukcesy, Janka, dotąd poświęcająca ambicje zawodowe na rzecz rodziny i pracy męża, teraz ma nadzieję na jakieś filmowe projekty. Później spokojny świat rozpadł się.

W 1967 młodszy syn Piotr wybiera się do pracy na Alaskę. Pod wpływem pobytu tam wpada w ciężką wieloletnią chorobę, w dramatyczny sposób wpływającą na życie całej rodziny. Dziesięć lat później zachoruje Janka - nowotwór w kręgosłupie doprowadzi do prawie całkowitego paraliżu. Następne lata (aż do śmierci w 1986 r.) spędzi uzależniona od opieki, stopniowo pogrążając się w nerwicach i stanach lękowych.

W tym czasie najbliższym przyjacielem i powiernikiem Miłosza staje się ks. Józef Sadzik, paryski pallotyn, który namawia go na tłumaczenie z greki Ewangelii św. Marka. Później poeta uczy się hebrajskiego, by przełożyć Psalmy. Tłumaczyć będzie, że wybrał Psalmy, bo ich krótka forma umożliwiała częste odrywanie się od biurka, czego wymagała opieka nad chorą. Pomyślmy przez chwilę o Miłoszu przechodzącym od łóżka sparaliżowanej żony do gabinetu, w którym czekają Psalmy, a później “Księga Hioba".

Z czasu smutku nie do końca wyrywa go nawet Nagroda Nobla, choć niewątpliwie musiał mieć w 1980 roku poczucie satysfakcji. Grudniowy wieczór w Sztokholmie zasadniczo zmienia sytuację Miłosza w Polsce: oto możliwe stają się wydania jego książek, a nawet pierwsza po 30 latach wizyta. Miłosz dostaje wtedy doktorat h.c. KUL-u, w Gdańsku spotyka się z Lechem Wałęsą i stoczniowcami. W społecznym oczekiwaniu staje się - obok Papieża i Wałęsy - nieledwie symbolem polskości, co dla twórcy zmagającego się z “lechickością" było sytuacją niewygodną. Uczestnicy spotkań w 1981 roku zapamiętali, że był bardzo spięty, jakby podejrzliwy. Myślał o Jance? Bał się prowokacji, która zamknęłaby go w kraju? Czuł, że oto naród chce się nim instrumentalnie posłużyć?

Zapisuje zdania gorzkie: “Kosmos to znaczy ból bredził we mnie niezrozumiałym językiem", “chodzimy nad piekłem / oglądając kwiaty", “a miesiąc mego życia jest Chagrin"... W “Hymnie o Perle" (1982) i “Kronikach" (1987) podtrzymuje wątek zadumy nad heraklitejską rzeką, trwaniem przeszłości. Z pełną mocą powie raz jeszcze: “Prawdziwy wróg człowieka jest uogólnienie. / Prawdziwy wróg człowieka, tak zwana Historia".

Rewelacją tej dekady będzie jednak tom “Nieobjęta Ziemia" (1984), realizacja marzeń o “formie bardziej pojemnej", wspaniałe zaczerpnięcie tchu, ponowne erotyczne zachwycenie światem, imponujące bogactwo wcieleń i wizji. Wielość tematów (od jednostkowej świadomości i relacji między dwojgiem ludzi, poprzez splot ducha i cielesności, realność danego nam świata aż do skrywającego się Boga) i dykcji sprawia, że tom ten - łączący wiersze, tłumaczenia, komentarze, cytaty - jest rodzajem Miłoszowskiej summy. To tutaj powiedział: “trudziłem się dążąc do wykroczenia poza moje miejsce i poza mój czas, szukając tego, co jest Rzeczywiste". Tutaj zapisał: “Chciałbym, żeby każdy i każda wiedzieli, że są dziećmi Króla / i byli pewni swojej duszy nieśmiertelnej, / to znaczy wierzyli, że co najbardziej ich własne jest nie do zniszczenia".

Stróż brata swego

W “Drugiej przestrzeni" umieścił Miłosz krótki wiersz: “Jeżeli Boga nie ma, / to nie wszystko człowiekowi wolno. / Jest stróżem brata swego / i nie wolno mu brata swego zasmucać, / opowiadając, że Boga nie ma". Na poły poważna forma skrywa niezwykle poważną treść, w formie maksymy streszczając wielki nurt tej poezji. Myślę, że Miłosz rzeczywiście był naszym “stróżem" - paradoksalnie, bo przecież jego relacja z ludźmi była trudna. “Nie jestem przyjacielem ludzkiego gatunku" - mówi w innym miejscu.

Sobie samemu zawsze jawił się jako ktoś odmienny od otoczenia. Odszczepieniec, zdrajca ziemiańskiego klanu, z trudem nawiązujący więzi, może nawet pochodzący z innego świata obserwator, zdumiony ludzkimi obyczajami. Wielokrotnie przywoła figurę czystego dziecka, które nie akceptuje świata dorosłych, rządzonego zwierzęcymi instynktami, dziecka, które boi się, że kiedyś stanie się takie jak oni. Dla księdza Seweryna dzieckiem jest także człowiek ufający Bogu wobec cynicznych niewierzących. W finale “Traktatu teologicznego" Matka Boska objawia się właśnie dzieciom... Bycie innym to także wysokie wymagania stawiane bliźnim, nieraz pogarda wobec nich.

Ale w dziele Czesława Miłosza ta siła oddzielająca od innych ma też swoją przeciwwagę. To zachwyt, “podnoszący nad moją ułomność", który każe pokłonić się przed wspaniałością świata, ale też pięknem drugiego człowieka. Zygmuntem Kunatem, Oskarem Miłoszem, Jeanne Hersch, Jerzym Turowiczem, Janem Pawłem II... Zachwycić się, oznacza nie tylko stwierdzić, że coś mi się podoba, ale też przekroczyć granice egotycznego “ja". Zachwyt jest pokorą, rodzajem modlitwy.

Oddzielenie, pogarda wiążą się oczywiście z miłością własną, pychą. W późnej twórczości Miłosz obsesyjnie powraca do tematu rozliczenia się z “grzechem samolubnej pychy". Jeżeli grzeszyłem miłością własną, nie potrafiłem dać uczucia innym, to czy jest coś, co okupi moje winy? Czy spełniałem zamysł potęgi, która tak, a nie inaczej ułożyła mój los? Czy byłem do czegoś przeznaczony?

Zachwyt pozwala przeciwstawić się nihilizmowi, duchowi pustki, kusicielowi, który podszeptuje, że nasze życie i świat pozbawione są sensu, że czeka nas tylko zimna otchłań. Poddać się diabłu to może najgorszy grzech w miłoszowskim świecie. On sam zawsze pozostawia pole dla nadziei, nawet za cenę bycia “niemodnym". Odmowę zapisania beznadziei można oczywiście różnie oceniać - niektórzy powiedzą o braku odwagi, cofnięciu się znad granicy; ja myślę, że jest ona dowodem prawdziwej mądrości. Nie łamać ducha innym, nie szydzić, zwłaszcza jeśli wie się, że ratunkiem większości z nas jest nie dość odważne myślenie. Rozpacz to grzech, z którym należy walczyć - narzucaniem sobie obowiązków, usilną pracą. Stąd sprzeciw Miłosza wobec tych, którzy zdają mu się w rozpaczy rozmiłowani - jak Beckett czy Larkin. Siebie samego nazwie z dużą dozą autoironii “mistrzem pokonanej rozpaczy".

A przecież w ostatnich latach zaczął jakby powątpiewać, czy ta poetycka i duchowa strategia była słuszna. Pojawiały się znaki zapytania, prowadzące ku znakomitemu wierszowi “To", wskazującemu nieustanną obecność zwątpienia, trwogi, skrytych pod jasną afirmacją świata. Poprzez ten wiersz można by spojrzeć na całą twórczość Miłosza, opisać ją w dynamicznym napięciu między dwoma biegunami: rozpaczą i nadzieją, pychą i zachwytem, suchością serca i ocalającym zdziwieniem.

Czas darowany

Okres po roku 1989 to najpierw kolejna wizyta w Polsce, później coraz dłuższe pobyty i wreszcie przenosiny do Krakowa - ostatniej przystani. To zarazem czas frapującego twórczego wigoru. Wychodzą wtedy m.in. kolejne zbiory wierszy: “Dalsze okolice" (1991), “Na brzegu rzeki" (1994), “To" (2000), “Druga przestrzeń" (2002), książki eseistyczne: “Rok myśliwego" (1990), “Szukanie ojczyzny" (1992), “Piesek przydrożny" (1997), “Życie na wyspach" (1997), “O podróżach w czasie" (2004), “Spiżarnia literacka" (2004); wspomnienia: “Abecadło Miłosza" (1997), “Inne abecadło" (1998). Także wspomniane już “Legendy nowoczesności", obszerny tom korespondencji “Zaraz po wojnie" (1998) i antologia “Wyprawa w Dwudziestolecie" (1999)...

Tej aktywności sprzyjał związek z Carol Thigpen (w 1992 r. zwieńczony ślubem), młodszą o trzy dekady Amerykanką, doktorem nauk humanistycznych na Emory University w Atlancie. Miłosz mówił, że pogodna, jasna żona to najlepsza przeciwwaga dla jego depresji, że Carol to był “czas darowany". Jak myślę: łaska spokojnej starości, po dziesięcioleciach udręczeń. Darowana dekada... Chyba nikomu z nas, którzy ją znaliśmy, pełną energii i witalności, nie przyszło do głowy, że odejdzie ze świata tak szybko. Carol umiera 15 sierpnia 2002. Patrzę na kalendarz i uzmysławiam sobie, że Miłosz odszedł w wigilię drugiej rocznicy jej śmierci.

Miesiąc po śmierci żony traci brata - Andrzej Miłosz, dziennikarz, dokumentalista, umiera 20 września. Jakby pod koniec życia ręka losu zabierała mu najbliższych, by wreszcie ogołocić go z pewności ciała, każąc temu poecie światła, marzącemu o wiecznym świetle zatrzymanego czasu, napisać: “Teraz pięć moich zmysłów powoli zamykasz, / I jestem stary człowiek leżący w ciemności".

Ciągle lotnego umysłu, był jak wielka figura króla na pustej szachownicy. Tak naprawdę przebywał gdzie indziej - w innej przestrzeni, z odeszłymi ludźmi, na jakiejś pozaczasowej łące, z Elą, Jadwigą, Edkiem, Oskarem, Tygrysem, Janką, Carol...

Była to łąka nadrzeczna, bujna, sprzed sianokosów,

W nieskazitelnym dniu czerwcowego słońca.

Całe życie szukałem jej, znalazłem i rozpoznałem:

Rosły tu trawy i kwiaty kiedyś znajome dziecku.

Przez na wpół przymknięte powieki wchłaniałem świetlistość.

I zapach mnie ogarnął, ustało wszelkie wiedzenie.

Nagle poczułem, że znikam i płaczę ze szczęścia.

Andrzej Franaszek jest redaktorem "TP", literaturoznawcą, członkiem jury nagrody Nike. Przygotowuje biografię Czesława Miłosza.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1971 r. Krytyk literacki, pracownik Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, sekretarz Międzynarodowej Nagrody Literackiej im. Zbigniewa Herberta, wieloletni redaktor „Tygodnika Powszechnego”. Autor książki „Miłosz. Biografia” (Wydawnictwo Znak,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2004

Artykuł pochodzi z dodatku „Czesław Miłosz (1911-2004)