Tusku, dziś musisz więcej

Jeśli premier chce osłonić reformy, jeśli w ogóle marzy o ich przeprowadzeniu, musi pomyśleć o poszerzeniu koalicji. Nie tylko o partie czy polityków, ale także o parę idei.

26.03.2012

Czyta się kilka minut

rys. Mirosław Owczarek /
rys. Mirosław Owczarek /

Wraz z niemal jednocześnie zadeklarowaną przez premiera wolą radykalnej reformy państwa (lub przynajmniej jego finansów, co nie jest tym samym) oraz znacznym osłabieniem pozycji jego i jego partii, wróciła w Polsce polityka. Rytuał się skończył, a w każdym razie wzbogacił, skoro coś, co od 2005 r. rozstrzygało się w parze Tusk – Kaczyński, jest dziś rozgrywane co najmniej w trójkącie Tusk – Kaczyński – Palikot. Na zapleczu mają coś do powiedzenia Miller i Pawlak. Nawet Ziobro, wciąż niepotrafiący złapać oddechu jako ewentualny nowy lider prawicy, pozostaje skuteczny w niełatwej sztuce gryzienia Kaczyńskiego po łydkach (o tym, jak politycznie ryzykowne to zajęcie, przekonali się wcześniej liderzy Polski Plus, a potem PJN-u).


Nie jest prawdą, że Tusk osłabł, kiedy zaczął realizować lub choćby deklarować reformy. Przyczyną jego dzisiejszych problemów jest raczej to, że zaczął je realizować (lub choćby deklarować) dopiero w momencie, kiedy osłabł.

Przyczyn tego osłabienia jest kilka. Po pierwsze, powyborczy falstart, nieprzejęcie inicjatywy politycznej, sformowanie relatywnie słabego rządu mającego poparcie osłabionej (przez wynik PSL) koalicji. Po drugie, Tusk rozpoczął reformę państwa, kiedy wyczerpało się podstawowe źródło jego legitymizacji i siły – strach społecznych elit, nowego polskiego mieszczaństwa i centrowego elektoratu, przed powrotem do władzy Prawa i Sprawiedliwości. Ziobro i Kurski, skutecznie wizerunkowo uderzając w Kaczyńskiego, odbierając mu największą grupę posłów i działaczy w całej historii PiS, uderzyli także w Tuska. Wszystkie odmiany niezadowolenia, wszystkie społeczne napięcia i roszczenia, są dziś wyrażane bez paraliżującego lęku, że „tak czy inaczej skorzysta na tym Kaczyński”.

Dlaczego Kaczyński na tym nie skorzysta, choćby nawet sondażowe poparcie urosło mu o kolejne 3 proc.? Otóż PiS Polską rządził nie będzie, ani w tym parlamentarnym rozdaniu, ani po kolejnych wyborach. Jego elektorat nie jest w stanie przekroczyć magicznej granicy 30 proc. nie tylko w sondażach, ale także w sześciu dotychczasowych wyborczych testach. Ziobro walczy z Kaczyńskim o ten sam elektorat „pisowskiego ludu”, a także o serce i rękę tego samego o. Rydzyka, o sympatię tej samej części biskupów i księży, którzy już wcześniej opowiedzieli się po stronie PiS-u, zwycięstwa wyborczego przez to mu jednak nie zapewniając.

Deregulacja i bomba termobaryczna? Sztuczna mgła i infrastruktura? Nienawiść do „eurokołchozu” i realistyczna polska polityka zagraniczna? Trudno obsługiwać pisowską Tea Party i jednocześnie choćby udawać partię propaństwową. Niemożność rozwiązania tego właśnie dylematu zmumifikowała Kaczyńskiego na sporym wciąż elektoracie i budżetowych dotacjach, czyniąc jednak perspektywę jego powrotu do władzy mało prawdopodobną.

W tej sytuacji to, co ciekawe, może się dziś w polskiej polityce wydarzyć jedynie w centrum i na lewo od niego.


Przeprowadzenie zapowiadanych przez PO reform stało się trudne, o ile nie niemożliwe, w obecnym politycznym układzie. Koalicję osłabia bowiem nie tylko zdjęcie „pisowskiego zagrożenia” (próby odświeżania dawnej żarliwości wojny PO–PiS poprzez np. Trybunał Stanu dla Kaczyńskiego i Ziobry wyglądają żałośnie, skoro pierwszymi politykami dystansującymi się do tego pomysłu są czołowe twarze PO). Równie poważnym problemem jest kryzys PSL. W posmoleńskiej wojnie kulturowej, kiedy szczególnie wiejscy proboszczowie i biskupi diecezji, w których ludowcy mieli najsilniejsze wpływy, opowiedzieli się przeciwko Platformie, partia działająca na wsi i próbująca pozostać w koalicji z PO musiała oberwać najbardziej. PSL jest często oskarżane o polityczny cynizm, ale tu akurat oberwało niesłusznie. Właśnie jako partia współrządząca z Platformą, Stronnictwo zaczęło się uczyć polityki państwowej. Minister rolnictwa Marek Sawicki jest chyba pierwszym ludowcem, który konsekwentnie, na przykładach pokazuje, że europejska integracja jest narzędziem odbudowy nie tylko Polski, ale także polskiej wsi. Niemniej całe PSL zostało osłabione, co przełożyło się na osłabienie politycznego i reformatorskiego potencjału koalicji.

W tej sytuacji Tusk, jeśli chce osłonić reformy, jeśli w ogóle marzy o ich przeprowadzeniu, musi odważniej niż dziś pomyśleć o poszerzeniu koalicji. Nie tylko o partie czy polityków, ale także o parę idei – o pakiet społeczny, który w tej koalicji, a nawet w tym rządzie pozostał w sferze deklaracji. Wystarczy popatrzeć na Bartosza Arłukowicza, od paru miesięcy męczącego się z pytaniami o kalendarz reform w służbie zdrowia, na które nie wie, jak odpowiedzieć, bo żadnego kalendarza nie ma. Albo na Michała Boniego, zmuszonego do zakrywania kolejnymi raportami i błyskotliwymi pomysłami braku realnej agendy rządu w obszarze edukacji czy walki z bezrobociem.

Na razie Tusk nie ma nic do zaoferowania ani Millerowi, z którym warto rozmawiać, bo on negocjować potrafi, ani Palikotowi, który co prawda zdefiniował się jako przeciwnik PO w walce o młody liberalny elektorat, o duszę i estetykę nowego polskiego mieszczaństwa, jednak przy całej swojej nieprzewidywalności należy do tych przeciwników, z którymi warto zawierać doraźne sojusze.

Zarówno bowiem z Ruchem Palikota, jak też z SLD można nie tylko poszerzyć reformatorski front o parę idei i pomysłów, których w tej koalicji nie ma, ale również odbudować utracony po 2005 r. konsens w polskiej polityce zagranicznej. Palikot wygłaszał, co prawda, niejasne deklaracje na temat „konieczności zrozumienia przez Polskę racji Łukaszenki w jego konflikcie z UE”, ale pakt fiskalny poparł, tak samo jak poparł go Miller, mimo że obu politykom doraźnie opłacałby się polityczny populizm, jaki przy tej okazji zaprezentowały PiS i Solidarna Polska.


Zatem sytuacja Tuska jest trudna, ale są z niej wyjścia. Wciąż istnieje pole manewru, nawet w tym parlamencie, do poszerzenia koalicji nie tylko poprzez partyjne szyldy, ale także poprzez idee i pomysły, które być może za tymi szyldami się kryją.

Przedterminowe wybory nie opłacają się praktycznie nikomu, kto w odpowiedzialnej i rozsądnej grze o władzę mógłby uczestniczyć. PO straci głosy, po czym i tak będzie musiała budować szerszą koalicję, tyle że ze słabszej pozycji. Tam, gdzie PO może się osłabić, PSL może w ogóle zniknąć. Dla Radia Maryja, dla części biskupów i kleru mającego wpływ na wybory wiejskiego elektoratu koalicja PSL z Platformą była złem już w poprzednich wyborach. Dzisiaj, kiedy ludzie kojarzeni z PO blokują koncesję dla Telewizji Trwam i zgłosili propozycję zastąpienia Funduszu Kościelnego dobrowolnym podatkiem, Platforma z przeciwnika zmieniła się w szatana. Zatem Kaczyński, jak zwykle instrumentalnie wykorzystujący kryzys w stosunkach państwo–Kościół, nie będzie miał problemu z odebraniem PSL-owi kolejnych paru procent poparcia, które dla partii Pawlaka oznaczają polityczne być albo nie być. Tym bardziej że lider PiS został właśnie wsparty przez Jurka, który w zamian za polityczne przeżycie oferuje mu co najmniej sympatię abp. Michalika.

Palikot może poczekać, bo nawet jeśli nie straci, a może trochę zyska w przedterminowych wyborach, to dopiero za cztery lata – jeśli oczywiście uda mu się naprawdę zbudować partię i utrwalić jakikolwiek swój przewidywalny wizerunek – wystartuje jako polityk walczący o 20 proc. poparcia, a nie o obronienie dziesięciu. SLD nie ma dynamiki ani wznoszącej, ani – dzięki zdecydowanemu kierownictwu Leszka Millera – słabnącej. Może zyskać procent albo procent stracić, ale nie zmieni to jego politycznej pozycji. Zatem dla premiera lepiej byłoby, gdyby bardziej ambitną grę polityczną, mającą na celu stworzenie silniejszego zaplecza dla reformy, rozpoczął już w tym parlamencie. W następnym będzie miał trudniej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2012